Cierpienia narcyza

9 minut czytania

/ Film

Cierpienia narcyza

Bartosz Żurawiecki

Prawdę mówiąc, mnie podczas oglądania „Reniferka” główny bohater co najmniej irytował. Ani go nie polubiłem, ani nie byłem mu w stanie współczuć. Z perspektywy czasu myślę jednak, że irytacja wpisana w odbiór serialu to jego zaleta

Jeszcze 2 minuty czytania

„Reniferek” to jeden z tych seriali, które wszyscy już widzieli i każdy ma na ich temat jedynie słuszną opinię. Zresztą zaczął on obrastać także kontekstami pozafilmowymi, bo podobno to, co zostało w nim pokazane, wydarzyło się naprawdę pomysłodawcy i odtwórcy głównej roli, Richardowi Gaddowi. Dziennikarze dotarli nawet do kobiety stanowiącej jakoby pierwowzór jego ekranowej stalkerki.

Nie przystępowałem więc do oglądania „Reniferka” (ze skandalicznym opóźnieniem w stosunku do reszty populacji) w dziewiczej niewiedzy, ale z mnóstwem niechcianych informacji, które wlatywały mi do głowy ze wszystkich zakamarków netu. Tym tłumaczę sobie fakt, że przez sporą część siedmioodcinkowego seansu czułem dziwny dyskomfort. Nie wynikał on z zażenowania zdarzeniami i sytuacjami ukazanymi na ekranie, lecz z poczucia, że coś tu się nie układa. Dopiero gdy dokonałem pewnej korekty tego, co gadał do mnie świat, kolejne puzzle wskoczyły na swoje miejsce, a obraz nabrał ostrości.

Wszyscy klepią, że to serial o stalkingu. Owszem, o stalkingu. Ale stalking jest tutaj zaledwie objawem i skutkiem. „Reniferek” bowiem to serial o narcyzmie. Czy raczej o narcyzmach, bo jest ich tutaj kilka i każdy nieco inny.

Granego przez Gadda Donny’ego Dunna poznajemy, gdy stoi za barem w londyńskim pubie, co trudno nazwać pracą jego marzeń. Z powołania Donny jest komikiem, który uparcie, acz bez powodzenia próbuje się przebić na standuperskim rynku, prezentując coś w rodzaju antyhumoru – jak niegdyś Andy Kaufman, sportretowany po swojej śmierci przez Jima Carreya w filmie Miloša Formana „Człowiek z księżyca”. Niestety, żarty Donny’ego nie są ani zabawne, ani antyzabawne. Są żałosne.

Bohater jednak nie ustaje, choć rozsądek podpowiadałby, że powinien spróbować szczęścia w innej dziedzinie. Przy czym nie stymuluje go wiara we własną wyjątkowość i rychły sukces, ale cierpienie. Nic dziwnego więc, że Dunn jest tak bliski sercom wielu polskich widzów. Nas także napędza Golgota. Donny ze ściśniętym obliczem i rozpaczą w oczach pasowałby na polskiego bohatera romantycznego. Przy okazji potwierdza on jeszcze i taką prawidłowość, że żartownisiami są przeważnie osoby ponure i pogrążone w ciężkiej depresji. Wiem coś o tym.

„Reniferek”

Romantyzm jednak dawno się skończył, więc okoliczności życiowe Donny’ego prezentują się zupełnie nieromantycznie, a jego męka nie przyda się w żadnej walce o niepodległość ojczyzny (nawet jeśli z pochodzenia jest Szkotem) czy też rząd dusz. W jego przypadku chodzi wyłącznie o rząd krzeseł, które chciałby zapełnić swoimi fanami. Na razie ma wypełnione jedno krzesło. Zajmuje je w pubie korpulentna Martha (świetna, niejednoznaczna Jessica Gunning), z zawodu ponoć prawniczka. Od początku jest jasne, że Martha nie ma zdrowych zamiarów. Zaczyna spędzać w pubie całe swoje życie, lajkuje wszystkie posty nowego „przyjaciela”, wysyła mu tony wiadomości etc. Być może wystarczyłaby jedna trzeźwa decyzja, odcięcie się w porę od Marthy, żeby nie było o czym opowiadać w serialu. A jednak Dunn brnie. Przy czym nie jest zainteresowany Marthą erotycznie, wręcz przeciwnie.

Tak na marginesie – serial próbuje ukryć fakt, że bohater nie uważa Marthy za atrakcyjną, bo to zaraz wywołałoby oskarżenia o „fatfobię” i odjęło bohaterowi sporo „plusów dodatnich”, a przecież mamy mu współczuć. To, że zachowanie Marthy może być spowodowane jej kompleksami na punkcie własnego ciała i związaną z tym frustracją seksualną, też nie zostaje wypowiedziane wprost, choć krąży w filmowym powietrzu. Poniekąd rozumiem ten unik; łatwo byłoby wpaść na mieliznę stereotypów, ale też traktuję go jako autocenzurę. Na zasadzie – niech sobie widzowie coś dopowiedzą, jak chcą, my niczego głośno nie powiedzieliśmy.

Brak seksualnych intencji ze strony Donny’ego czyni jego relację z Marthą tym dziwniejszą, choć można też założyć, że ma dobre serce i chce jakoś samotnej dziewczynie pomóc. Ponownie jednak pomocą służy nam narcyzm. Nie będę przywoływał żadnych mitologicznych opowieści ani wyręczał się mądrymi teoriami psychologicznymi na jego temat. Przywołam jedynie strofy z zapomnianej piosenki zespołu Dwa Plus Jeden „Miłość Narcyza” (słowa Tadeusz Urgacz):

Ciężki włos ponad twarzą
I oczy pełne smutku
O kim wciąż one marzą
Bez wiary i bez skutku?

„Reniferka”„Reniferek”, Wielka Brytania 2024, na Netflixie od kwietnia 2024Idealnie opisują Donny’ego, granego przez Barra cokolwiek monotonnie, na jednej cierpiętniczej nucie. Z narcyzem nie jest tak, że nie może siebie pokochać naprawdę i do końca. Może, może. Znamy takich, którzy są w sobie zakochani z wzajemnością i będą siebie kochać przez całą wieczność. Szkopuł tkwi jednak w odbiciu. Wielu narcyzów nie wątpi, że widzą w lustrze pięknego, mądrego i wyjątkowego zwycięzcę. Ten typ reprezentuje w „Reniferku” scenarzysta telewizyjny, Darrien O’ Connor (Tom Goodman-Hill), który w pewnym momencie stanie na drodze Donny’ego. Donny chciałby być taki jak Darrien i postrzegać siebie tak jak on. Tymczasem w lustrze wciąż widzi jedynie „ciężki włos ponad twarzą”. Miłość do siebie w takich okolicznościach staje się torturą.

Uzależnienie Donny’ego od swojej stalkerki bierze się więc stąd (i to serial wyraża expressis verbis parokrotnie), że Martha zobaczyła taką twarz bohatera, jaką i on chciałby ujrzeć. Oczywiście, tylko na początku, potem relacja się komplikuje, staje się coraz bardziej sadomasochistyczna i jeszcze bardziej uzależniająca dla obu stron. Kompulsywne zachowania Marthy, która raz wynosi swojego bohatera pod niebiosa, by za chwilę zmieszać go z błotem, odpowiadają dualizmowi, z jakim Donny myśli o sobie. Ale i Marcie to, że raz jest dominą, a raz poniża się bez umiaru, daje napęd do działania. Najważniejsze, żeby zawsze być w centrum uwagi. Co ciekawe, film nie stawia żadnej konkretnej diagnozy medycznej, bohaterka jest więc osobą niewątpliwie emocjonalnie niestabilną (oględnie mówiąc), ale jednak świadomą swoich działań.

Korzyści z posiadania stalkerki widać najlepiej w scenach występów Donny’ego. Jeden z nich skończyłby się kolejnym fiaskiem, gdyby nie hałaśliwy śmiech obecnej na sali Marthy, którym zaraża resztę publiczności. Inny występ kobieta dla odmiany rujnuje wyzwiskami rzucanymi pod adresem Dunna. Ale rujnuje nie do końca. Współczucie, które wzbudził komik w wyniku tego ataku, powoduje, że zostaje dopuszczony do finału konkursu standuperskiego. A koniec końców zdobywa licznych „followersów”, gdy opowiada ze sceny o swoich perypetiach z Marthą i Darrienem. Jeśli faktycznie podstawą scenariusza były prawdziwe wydarzenia, to i Gaddowi opłacił się ten cały stalking.

Prawdę mówiąc, mnie podczas oglądania „Reniferka” główny bohater co najmniej irytował. Ani go nie polubiłem, ani nie byłem mu w stanie współczuć. Z perspektywy czasu myślę jednak, że irytacja wpisana w odbiór serialu to jego zaleta, dzięki której nie jest on prostą opowieścią o ofierze i prześladowczyni. Zachowanie Donny’ego bywa często nielogiczne, chociażby wtedy, gdy wraca do gwałcącego go Darriena, i to nie tylko następnego wieczoru, lecz i potem, gdy już uświadomił sobie przeżytą traumę. Można powiedzieć, że ciągle ma nadzieję na zrobienie kariery z pomocą scenarzysty, ale kierują nim także inne powody, na przykład chęć potwierdzenia własnej wartości, tym razem w oczach człowieka sukcesu.

Historia ma jeszcze czwartą bohaterkę. Transpłciową terapeutkę Teri (Nava Mau), z którą Donny nawiązuje uczuciową relację. Teri jako jedyna w tym towarzystwie zdaje się pozbawiona narcyzmu. Albo też przekuła go w pewność siebie. Nie ma, w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów, problemów ze swoim odbiciem, choć stereotypowo mogłoby się wydawać, że, ze względu na tożsamość płciową, musi negocjować swój wizerunek, tak ze sobą, jak i z otoczeniem. Donny chce wierzyć, że Teri będzie dla niego ratunkiem, ale jednocześnie kłamie jej na swój temat w żywe oczy. Wyjście z błędnego koła sadomasochizmu okazuje się czymś ponad jego siły. Wymagałoby bowiem zaakceptowania obrazu, jaki stworzyła sobie na jego temat Teri. Obrazu wymykającego się opozycji adoracja–poniżenie. Narcyzowi trudno pogodzić się z tym, że nie jest ani piękną, ani bestią, ale kimś najzupełniej zwyczajnym.

Nie ma więc powrotu do normalności, bo normalności nigdy nie było. W finałowym odcinku następuje co prawda przełamanie na kilku frontach, ale wcale to nie oznacza, że dramat się zakończył. Ostatnia scena dowodzi, że można „Reniferka” potraktować jako swoistą wariację na tematy z Gombrowicza. Nie istniejemy bez drugiego człowieka. Bez tego, co o nas myśli, mówi, jak nas postrzega. Bo już tylko to, że o nas myśli i mówi, i nas postrzega, jest czymś wyjątkowym. Generalnie bowiem myślimy i mówimy wyłącznie o sobie.