Niebezpieczna kraina

5 minut czytania

/ Film

Niebezpieczna kraina

Bartosz Żurawiecki

Dwuznaczny urok „Butterfly Kisses” Kaplińskiego kryje się w krajobrazie młodości – tej niebezpiecznej i zniewalającej krainy

Jeszcze 1 minuta czytania

Na pierwszy rzut oka pełnometrażowy debiut Rafała (Rafaela) Kapelińskiego (Polaka od lat mieszkającego w Anglii) robi wrażenie kolejnej opowieści o trudach dojrzewania w złej dzielnicy wielkiego miasta. Czegoś pomiędzy „Nienawiścią” (do której odsyłają zarówno czarno-białe zdjęcia, jak i trzech różnokolorowych bohaterów w wieku nastoletnim) a „Trainspottingiem” (z którym kojarzą się sceneria i tło społeczne). Okazuje się jednak, że proste paralele prowadzą donikąd, a rutynowe dla tego typu kina wątki kończą się w próżni.

Między bohaterami nie widać żadnych napięć rasowych czy etnicznych, choć jeden jest czarny, a dwóch białych; w dodatku Jake ma polskie pochodzenie. Owszem, pojawia się obowiązkowy epizod z narkotykami i przez chwilę robi się nawet nerwowo, jednak nie wpływa to znacząco na przebieg zdarzeń. Młodociani bohaterowie próbują coś tam ukraść, lecz traktują to jako wygłup, a nie popis „męskości”. Pochodzą z rozbitych rodzin – ale któż dzisiaj nie pochodzi? Nie mają przed sobą zbyt świetlanych perspektyw – ale któż dzisiaj ma? Nie są ani wykluczeni, ani elitarni. Może się w przyszłości wybiją, a może będą wegetować jak niektórzy znani im dorośli. A najpewniej wieść będą szary żywot przeciętniaków. Swoistym punktem odniesienia jest dla nich nieco starszy kumpel, Shrek (Thomas Turgoose), właściciel sali bilardowej, który trochę kombinuje, trochę trzyma z półświatkiem, ale tak naprawdę stara się nikomu nie podpaść.

Chłopaki zachowują się zresztą tak, jak miliony ich rówieśników na całym świecie – wydurniają się i przez cały czas nawijają o seksie. Chwalą się, który więcej zaliczył, przede wszystkim zaś oglądają porno we wszystkich jego odmianach, z zoofilską włącznie. Mają je na wyciągniecie palca w laptopach i komórkach. Jeden tylko Jake wydaje się nieco nieśmiały i, co gorsza, dziewiczy. Może dlatego, że jest nieco pucołowaty, nie uchodzi więc wśród dziewczyn za „ciacho”? Może. A może dlatego, że skrywa sekret, którego nie ośmieli się nikomu wyznać? Otóż podobają mu się małe dziewczynki.

Nie zdradzam tutaj żadnego „twistu”, widz bowiem poznaje pragnienia chłopaka nader szybko. Właściwie domyśla się ich już w początkowej scenie, gdy Jake z zakłopotaniem czyta gazetę informującą o aferze pedofilskiej w medialnym światku. Pod względem fabularnym nazbyt prędkie odkrycie kart jest najsłabszym elementem filmu – czekamy wyłącznie na to, kiedy bomba wybuchnie. Gdy zaś wybucha, nie jest to dla nas żadne halo, bo Kapeliński prowadzi widzów do finału jak po sznurku. Drogą prostą i mało zaskakującą.

 „Butterfly Kisses”, reż. Rafeal Kapeliński „Butterfly Kisses”, reż. Rafeal Kapeliński.
Wielka Brytania 2017,
w kinach od 12 maja 2017
Nadrabia jednak atmosferą. Czarno-białe zdjęcia Nicka Cooke’a, subtelnie operujące światłocieniem, mają w sobie mroczny charme kina noir, zaś ścieżka dźwiękowa nie składa się z aktualnych przebojów młodzieżowych, lecz z wygrywanej na organach muzyki Nathana W. Kleina, ewokującej grozę i patos gotyckich horrorów. Organy to, jak wiemy, instrument chętnie używany do budowania klimatu w opowieściach o wampirach i innych monstrach. Powiedziałbym nawet, że tej muzyki jest tutaj ciut za dużo; chwilami wypełnia ona puste miejsca w narracji. Jednak już sam fakt, że Kapeliński estetycznie próbuje uciec od klisz kina realistycznego, zasługuje na uwagę.

Wie także, co to ambiwalencja, i umie z niej zrobić użytek – bodaj najlepsza scena to ta, w której Jake z wdziękiem i zaangażowaniem czyta bajkę niewinnej kilkuletniej blondyneczce w typie Shirley Temple, z buzią okoloną loczkami, my zaś zdajemy sobie sprawę, że jego intencje nie są czyste. Bohater odbiega zresztą od stereotypowego wizerunku pedofila (choćby ze względu na swój skromny wiek), film zaś nie przesądza, czy pociąg do dziewczynek stanowi część jego natury, czy też jest raczej jedną z pogmatwanych ścieżek wiodących do odkrycia własnej seksualności. Kapeliński przygląda się Jake’owi z dystansem, nie traktuje go z dydaktycznym współczuciem i bez skrupułów zostawia widzów z emocjonalnym ambarasem. Co z tym Jakiem zrobić? Potępić go? Pomóc mu? Zabić? Naszym reprezentantem staje się kumpel Jake’a, Kyle, który pełni w filmie funkcję narratora i też ma w głowie niezły mętlik.

Co prawda, ów twardy orzech ambiwalencji próbują zmiękczyć materiały promocyjne filmu, w których czytamy o „świecie wypaczonym przez seks i pornografię”. Szkoda jednak byłoby sprowadzać „Butterfly Kisses” do moralizatorskich napomnień. Dwuznaczny urok debiutu Kapelińskiego kryje się w krajobrazie młodości – tej niebezpiecznej i jakże zniewalającej krainy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.