Pożegnanie z bajką

10 minut czytania

/ Film

Pożegnanie z bajką

Bartosz Żurawiecki

Rodzina Studia Filmów Rysunkowych – której członkowie niekoniecznie darzyli się miłością, ale która trzymała się dzięki etatom, sukcesom, nagrodom i regularnym dotacjom od państwa – w latach 90. zaczęła ulegać nieubłaganemu rozkładowi

Jeszcze 3 minuty czytania

Parę lat temu w jednym z barcelońskich barów wdałem się w rozmowę z mężczyzną mniej więcej w moim wieku. Był z Kuby. „A ty skąd jesteś?” – zapytał mnie. „Z Polski”.
„Bolek i Lolek!” – wykrzyknął i od razu mieliśmy o czym gadać.

Nie mam pod ręką dokładnych statystyk, ale zdaje się, że kreskówki dla dzieci – zwłaszcza Bolek i Lolek – to największy sukces handlowy w dziejach polskiej kinematografii. W krajach dawnego bloku wschodniego znają je wszyscy, którym przyszło dorastać i oglądać telewizję za komuny. Zerknijcie zresztą na YouTube. Odcinki „Bolka i Lolka” wrzucają tam użytkownicy np. z Węgier albo Czech. Analogicznie – dzieci PRL-u pamiętają czechosłowackiego „Krecika” czy enerdowskiego „Dziadka Piaskowego”.

Kulturotwórcza moc wschodnioeuropejskich kreskówek to temat wciąż szerzej niezbadany, a szkoda, bo na przykład moja przyjaciółka twierdzi, że ludzi pewnego pokolenia łączy przede wszystkim to, iż „oglądaliśmy te same dobranocki”. I raczej nie były to dobranocki Disneya, tych nam bowiem telewizja skąpiła. Dłuższa disneyowska wieczorynka gościła w programie właściwie raz do roku, przeważnie w Boże Narodzenie; była niczym rzucane wtedy na rynek, niedostępne przez pozostałe miesiące, pomarańcze. W dodatku, o ile dobrze pamiętam, TVP pokazywała zawsze ten sam filmik o Myszce Miki i czarodziejskiej fasoli. 

Leszek K. Talko, Karol Vesely „Królowie bajek. Opowieść o legendarnym Studiu Filmów Rysunkowych”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020Leszek K. Talko, Karol Vesely „Królowie bajek. Opowieść o legendarnym Studiu Filmów Rysunkowych”. Wydawnictwo Czarne, 304 strony, w księgarniach od października 2020

Dziecięcą wyobraźnię kształtowały więc głównie produkcje chowu rodzimego, względnie bratniego. Książka Leszka K. Talki i Karola Vesely’ego „Królowie bajek” – rekonstruująca dzieje wytwórni, w której powstał i Bolek, i Lolek, i Reksio, i Szpieg z Krainy Deszczowców, czyli Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej – też nie zajmuje się wpływem kreskówek na mentalność Polaków. To po prostu solidna dziennikarska robota, opis historii Studia od jego początków w roku 1947 po czasy nam współczesne – ostatnią dużą produkcją wytwórni była „Gwiazda Kopernika” z roku 2009. Jednak przy okazji omawiania biografii i twórczości bielskich animatorów Talko i Vesely budują, brzmiącą jakże znajomo, opowieść o tym, jak polska bajka zmieniła się w polskie piekiełko. Od lat bowiem pracownicy Studia i ich spadkobiercy spotykają się głównie na sali sądowej, kłócąc się o to, kto ma jakie prawa do rysunkowych postaci, a tym samym do płynących z nich zysków. Talko wyjaśnia w posłowiu, że starał się oddać sprawiedliwość wszystkim stronom sporu, co zresztą tłumaczyłoby fakt, że literacko książka jest cokolwiek pozbawiona stylu, a w swojej wymowie pozostaje mocno asekuracyjna.

Tym niemniej, jeśli czytelnik „Królów bajek” zechce po lekturze wrócić do starych kreskówek, to nie będzie już ich oglądał z dawną naiwną radością. Prawdę mówiąc, znajomość kontekstu historyczno-biograficznego może nawet wywołać wstrząs odbiorczy.

Weźmy chociażby takiego Reksia, bo to też najciekawszy wątek książki. Uśmiechnięty biało-brązowy piesek był przeciwieństwem Bolka i Lolka, niepoprawnych urwisów, którzy niczym się nie martwili i którym wszystko się udawało. Reksio mieszkał sam w swojej budzie, borykając się z różnymi banalnymi problemami typu wymiana rur. Starał się być dobrym gospodarzem obejścia i pomagać wszystkim wokół – zwierzętom i ludziom. Często jednak spotykały go od nich cięgi i wyzwiska. Na końcu każdego odcinka wracał do swojej budy i zawsze zasypiał w niej samotnie.


Ówczesne dzieciaki dzieliły się na „bolkololkowców” i „reksistów”, przy czym ta pierwsza grupa była zdecydowanie liczniejsza. Któż nie chciał mieć kolorowych przygód, podróżować dookoła świata i, generalnie, wieść beztroskiego chłopackiego życia z najlepszym kumplem u boku? Reksio natomiast uosabiał mordęgę codzienności. Mordęgę, za którą nagrodą bywa co najwyżej mała sucha kość. Już jako berbeć wiedziałem, że czymś zasadniczym się te dwie dobranocki różnią – oglądaniu Bolka i Lolka towarzyszyła frajda, a Reksio budził niepokój.

Pieska wymyślił Lechosław Marszałek – autsajder, człowiek, jak czytamy w książce, niezależny, opryskliwy i drobiazgowy. Poświęcił Reksiowi ponad 20 lat życia, nigdy jednak nie mógł spełnić swojego marzenia – nie pozwolono mu nakręcić kinowej wersji przygód jego bohatera. Reksio przegrywał rywalizację z silniejszą frakcją Bolka i Lolka, którzy, owszem, kilkakrotnie trafili na duże ekrany – raz była to narysowana według oryginalnego scenariusza „Wielka podróż Bolka i Lolka” (1977), a trzy razy filmy złożone z telewizyjnych odcinków.

Gdy Studio po raz kolejny odrzuciło pomysł Marszałka, by zrobić z „Reksia” długi metraż, twórca spektakularnie palnął sobie w łeb. Wraz z autorami „Królestwa bajek” polecam ostatni odcinek ostatniej serii przygód nieszczęsnego pieska – „Reksio i sowa” (jest na YouTubie). Ponoć Marszałek chciał, by w finale jego bohater… popełnił samobójstwo, co wywołało szok w Studiu – chodziło przecież o bajkę dla najmłodszych! W efekcie jednak szczęśliwe zakończenie filmiku działa jak, nie przymierzając, wymuszony przez producentów happy end „Portiera z hotelu Atlantic” Murnaua; wydaje się po prostu doklejone z zupełnie innej bajki.

Marszałek odszedł na tamten świat w roku 1991. Od dwóch lat polskie dzieci mogły już oglądać Disneya częściej niż raz na ruski rok. Ostatnich rozdziałów książki – opisujących historię upadku Studia – trudno nie czytać jak opowieści o destrukcyjnej sile kapitalizmu, który niszczy wspólnotę, dając w zamian jedynie tani mit o bajkowym bogactwie. W Studiu mit ten szybko został zweryfikowany przez rzeczywistość. Miało być Eldorado, a okazało się, że Eldorado już było – w latach 70., za Gierka, gdy wytwórnia pracowała pełną parą.

Rodzina Studia – której członkowie niekoniecznie darzyli się miłością, ale która trzymała się dzięki etatom, sukcesom, nagrodom i regularnym dotacjom od państwa – w latach 90. zaczęła ulegać nieubłaganemu rozkładowi. Przyczyną były zarówno pieniądze, jak i wybujałe ambicje. Przez Studio przewinęli się kolejni hochsztaplerzy, którzy rzekomo chcieli inwestować miliony w produkcję filmów animowanych. Pracownicy wzięli się za dorabianie na boku, niekiedy w firmach konkurencyjnych, do tego doszły wspomniane procesy sądowe. Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej wciąż istnieje, nie da się jednak ukryć, że od lat żyje już wyłącznie w cieniu chwalebnej przeszłości.


Za to bohaterowie starych kreskówek znacznie łatwiej niż ich twórcy wpisują się w nowe konteksty. Reksia, jak się okazuje, można czytać nie tylko przez pryzmat biografii Lechosława Marszałka. Kilka lat temu portal Fronda uznał, że piesek kultywuje pogańskie wierzenia i propaguje satanizm. Sztos!

A co z genderowym wymiarem Bolka i Lolka, którym tylko przez chwilę towarzyszyła Tola, została jednak szybko usunięta, bo nie pasowała do chłopackiego światka? Wśród odcinków serii dostępnych na YouTubie jest też np. ten zatytułowany „Autostopowicze”, w którym chłopcy przebierają się za dziewczyny, bo wtedy łatwiej zatrzymać samochód. Lolek nawet za bardzo nieletnią dziewczynkę, której starszy pan daje lizaka. Tirówki, pedofilia, dragi… Wybaczcie, ale dzisiejszy widz nic na to nie poradzi, że wiekowe, niewinne (?) kreskówki nasuwają mu takie skojarzenia.

W 2006 roku berlińskie pismo LGBT „Siegessäule” zamieściło na okładce rysunek Bolka i Lolka. Nieco zmodyfikowanych; Bolek miał długie włosy i piersi pod bluzką. Chłopcy się obejmowali i trzymali transparent „Teraz Polska”, który miał zachęcać niemieckich gejów i niemieckie lesbijki do przyjazdu na Paradę Równości w Warszawie. Właściciele praw autorskich się zbulwersowali, nie tylko przeróbką postaci, ale też sugerowaniem, że Bolek i Lolek mogą być homo- czy transseksualni. Oczywiście, skończyło się w sądzie. To zresztą nie jedyny przykład wykorzystania chłopców w gejowskim kontekście. Sam mam bardzo śmieszną wlepkę przedstawiającą ich głowy i napis: „Stały partner – większe bezpieczeństwo”.

Nieprawomyślne interpretacje wynikają także z tego, że np. twórcy nigdy jasno nie określili, ile Bolek i Lolek mają lat. Skoro mogą bez opieki dorosłych latać po całym świecie, to chyba tylko wyglądają na nieletnich? I dlaczego nie mogliby w takim razie mieć jakiegoś życia erotycznego? Umowny świat kreskówek zderza się z twardą rzeczywistością. Czy warto za wszelką cenę zachować jego czystość i cnotliwość? Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy każde dziecko znajdzie w necie wszystkie niezbędne informacje na kontrowersyjne tematy? I samo zrobi „świński” mem z udziałem swoich idoli?

Nie ja powinienem odpowiadać na te pytania, bo raz, że dzieci nie mam, dwa – patrzę na kreskówki okiem, które niejedno już widziało. Do krytycznej „lektury” zachęca także, choć raczej ostrożnie, książka Talki i Vesely’ego. Ostatecznie u podstaw wszystkich filmów dla dzieci leży paradoks – robią je dorośli. I jakkolwiek byliby biegli w posługiwaniu się konwencją, to przecież inspirują się własnym dorosłym życiem. Nie są w stanie zredukować swoich doświadczeń i swojej świadomości do poziomu, dajmy na to, dziesięciolatka.

„Królestwo bajek” jest więc książką, która poddaje nasze zacne dobranocki procesowi deziluzji. Ja to jakoś zniosę, ale może jednak nie dawajcie jej do przeczytania dzieciom.