Pierwsza rodzina

5 minut czytania

/ Film

Pierwsza rodzina

Bartosz Żurawiecki

Niedawno oglądaliśmy „Ostatnią rodzinę” Beksińskich, teraz zaś możemy się przyjrzeć „pierwszej rodzinie”, ufundowanej na przemocy i patriarchalnych regułach

Jeszcze 1 minuta czytania

To rzeczywiście prosta historia, ale, jak to z prostymi historiami bywa, kryje się w niej sporo dwuznaczności. Na początku mamy dwa trupy – oficera policji i jego żony. Zostali zamordowani? Popełnili samobójstwo? Cięcie. Przenosimy się o kilka miesięcy wstecz. Granicę między przeszłością a teraźniejszością konsekwentnie wyznaczać będzie w filmie ujęcie fasady domu – raz obrośniętej bluszczem, raz straszącej gołymi gałęziami. Siłą rzeczy, widz zada sobie pytanie, co tak naprawdę kryje się za tą fasadą.

Najpierw wydaje się, że sielanka. Oto dolnośląskie miasteczko, stary wiarus i jego trzech synów. Najstarszy, Jacek (Filip Pławiak), właśnie wrócił w rodzinne strony i idzie w ślady ojca, Romana (Andrzej Chyra). Wstępuje do policji. Syn średni robi wrażenie wyluzowanego nastolatka, z kolei najmłodszy jest głuchoniemy, ale fakt ten nie mąci rodzinnego szczęścia. Do stołu podaje matka, żona, Teresa – uśmiechnięta blondynka, gospodyni domowa, o inteligentnej, „wielkomiejskiej” twarzy Kingi Preis. Nastrój idylli wzmaga radosna muzyczka. Powróci on jeszcze w filmie kilkakrotnie, by w końcu ulec załamaniu.

Bo coś jest nie tak. I Jacek to wie. Wychował się przecież w tej rodzinie. Roman nie tylko nadużywa alkoholu, ale także bije swoją żonę. Ona zaś pokrywa wszystko fałszywym uśmiechem i mówi, że ta ranka na twarzy to opryszka. W miasteczku też nie dzieje się dobrze. Policjanci z komisariatu, na którym pracują Jacek i Roman, utrzymują bliskie kontakty z elitą miejscowych przestępców.

Jacek to typ wojownika. Ale takiego szlachetnego wojownika. Wstąpił do policji, bo ma ideały. Nie pije alkoholu, chce walczyć ze złem, pragnie chronić słabszych – kobiety i dzieci. Rzecz w tym, że wojownicy, nawet najszlachetniejsi, miewają skłonność do przedmiotowego traktowania tych, których chronią. Świetnie to ukazują sceny, w których bohater przyprowadza matkę na komisariat, by wniosła oskarżenie przeciwko ojcu. Matka milczy, nie wie, co powiedzieć, jest pełna wątpliwości i lęków. Jacek decyduje za nią, mówi w jej imieniu, składa za nią zeznania etc. W gruncie rzeczy również pozbawia ją podmiotowości. W innej scenie widzimy, że ma podobny do ojca charakter i niewiele wystarczy, by agresja wzięła w nim górę. Jeszcze trochę, a zacznie w podobny co Roman sposób traktować swoją dziewczynę i resztę rodziny.

„Prosta historia o morderstwie”. Reżyseria Arkadiusz Jakubik. Polska 2016„Prosta historia o morderstwie”, reż. Arkadiusz Jakubik. Polska 2016, w kinach od 21 października 2016 Reżyser i współscenarzysta filmu, znany aktor, Arkadiusz Jakubik, połączył temat przemocy domowej, przemocy wobec kobiet z (nieco zdawkowo potraktowanym) wątkiem korupcji i małomiasteczkowych układów. Może jednak szkoda, że w centrum tej historii postawił kolejnego bohatera sprawdzającego swoją męskość. Owszem, dzięki temu syn może przejrzeć się w ojcu niczym w krzywym zwierciadle i wyciągnąć (a my wraz z nim) odpowiednie wnioski. Ale to także czyni film chwilami nazbyt schematycznym i deklaratywnym (zwłaszcza w dialogach).

Większą odwagą ze strony twórców byłoby, gdyby podmiotem opowieści uczynili matkę lub któregoś z pozostałych braci. Tego głuchoniemego, Pawła (Przemysław Strojkowski) lub tego średniego, Krystiana (Mateusz Więcławek), który jest najbardziej ambiwalentną, a zaledwie trzecioplanową postacią na ekranie. Wiąże się z lokalnym gangsterem – nie tylko zawodowo, ale też, zdaje się, erotycznie. Tak to przynajmniej zostało eufemistycznie (dlaczego eufemistycznie?) zasugerowane.

Im jednak bliżej końca, tym więcej wymiarów nabiera ta „Prosta historia o morderstwie”. Powiedziałbym nawet, że jeden z nich wkracza w sferę mitu. Niedawno oglądaliśmy „Ostatnią rodzinę” Beksińskich, teraz zaś możemy się przyjrzeć „pierwszej rodzinie” , ufundowanej na przemocy i patriarchalnych regułach. Jak wiemy, w wielu mitologiach warunkiem przejęcia władzy i zmiany systemu jest zabicie ojca-tyrana. Jakubik także się do tego odwołuje.

„Prosta historia o morderstwie” jest świadectwem napięć kulturowych i społecznych, jakie rozchodzą się po całej polskiej ziemi. Nasze kino jeszcze się nie wyemancypowało, jeszcze nie potrafi oddać pola tym, których dotąd traktowało co najwyżej z protekcjonalną łaskawością. Ale potrafi już pokazać, że przełom jest blisko i niedługo ci niemi, pozbawiani głosu, spychani na margines wreszcie wystrzelą. W kontekście chociażby dziejącego się właśnie „czarnego protestu” film Jakubika nabiera więc znamiennej aktualności.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.