Jeśli czasem wyobrażamy sobie, że wszechwiedzące AI zastąpi nas na rynku pracy, to w spektaklu „The Employees” możemy zobaczyć scenariusz po tej wyobrażonej przyszłości. Humanoidalna pracująca inteligencja pozostaje pod nadzorem ludzi, a wszelkie wykazywane przez nią przejawy autonomii są tępione przez niedookreśloną korporację, obecną w spektaklu jako głos Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Spektakl Łukasza Twarkowskiego na podstawie nominowanej do Bookera książki duńskiej pisarki Olgi Ravn bawi się z tezą, że jednym z największych zagrożeń dla wszystkich systemów jest bezczynność. Daje ona czas na myślenie, a od myślenia już o krok do sprzeciwu. Dlatego w „The Employees” nie ma miejsca na czas wolny – pracuje się bez przerwy, choć to praca małych gestów: przekładanie przedmiotów, dotykanie.
Wykonując swoje zadania, postaci w spektaklu mimo wszystko próbują rozbrajać tożsamościowe sensy, w tym podstawowy: czym jest człowieczeństwo? Zadają sobie na przykład pytanie: czy pies czuje swoją „psowatość”, tak jak człowiek czuje swoją „człowiekowatość”? Paul Preciado w „Mieszkaniu na Uranie” pisał, że nasze człowieczeństwo potwierdziło się, kiedy zamiast po prostu zjadać zwierzęta, zaprosiliśmy jedno z nich do wspólnego stołu – mowa oczywiście o psach. Czy zatem miary człowieczeństwa można szukać w naszym stosunku do domowych zwierząt? Androidy z „The Employees” jeszcze tego nie wiedzą, bo pies jest dla nich nieznanym konstruktem. Akcja rozgrywa się „na sześciotysięczniku” pomiędzy „ludźmi kadetami” i „podobnymi do ludzi”. Nastroje są konfliktowe, a naiwne wyobrażenia humanoidów o tym, jak działają zmysły, przeplatają się z nostalgią i cierpieniem ludzi wyrwanych ze swoich ziemskich żyć – nie do końca zresztą wiadomo, jak do tego doszło. W literackim „The Employees” nie ma podmiotu mówiącego, zamiast niego otrzymujemy kilkadziesiąt wypowiedzi, z których wyłania się dość niejasne uniwersum po katastrofie. Humanoidy i ludzie żyją obok siebie, wspólnie funkcjonują, a z czasem zaczynają odkrywać afekty, także te pochodzące z ciała. Joanna Bednarczyk, dramaturżka spektaklu, ożywiła monologi z literackiego pierwowzoru, budując na ich podstawie dialogi uwypuklające ich sprawozdawczy charakter i dystans pisarki.
Historia wymyślona przez Ravn jest dla Twarkowskiego, eksplorującego w teatrze granice użycia ekranów, okazją do badania interesującego go rozdwojenia. Już na poziomie aktorek i aktorów, odgrywających jednocześnie kadeta i przypisany mu humanoidalny odpowiednik, toczy się ta gra. Dominika Biernat, Daniel Dobosz, Maja Pankiewicz, Sonia Roszczuk, Paweł Smagała i Rob Wasiewicz grają podwójnie. W ubiegłorocznym „Rohtce” chodziło o dwoistość kopii i oryginału, w „Lokis” zaś o – powracające już jako credo Twarkowskiego – zdanie: „Obraz jest wszystkim”, które wskazywało na dwoistość charakterów istniejącą w jednej postaci. Rozdwojenie staje się już dla reżysera metodą. Na szczęście zostało w niej jeszcze sporo do eksplorowania. Jest więc nadzieja, że reżyser nie zrezygnuje z rozmachu, do którego przyzwyczaił swoich widzów, dostarczając nam totalne widowiska także w następnych latach.
W Teatrze Studio scena jest przesunięta: widzowie mogą usiąść wokół niej lub też w bezpośredniej bliskości miejsca akcji, to jest na podłodze wokół kubika odzwierciedlającego wnętrze statku (za scenografię odpowiada współpracujący z Twarkowskim od czasów wrocławskich Fabien Lédé). Można odnieść wrażenie, że widzowie, którzy wybrali miejsca na zmniejszonej, ale klasycznej widowni Studia, mieli ograniczoną widoczność. Czy to cena, jaką zapłacili za przywiązanie do tradycji? Jeśli tak, to na szczęście mogli naprawić swój błąd, bo po sali wolno chodzić, wolno też wyjść w czasie przedstawienia i robić notatki. Najwięcej osób decyduje się przemieszczać podczas trzech trzyminutowych przerw wypełnionych muzyką techno. Wówczas można także tańczyć. Dozwolone jest też zaglądanie do przestrzeni aktorów, choć nie można do nich wchodzić, nie można ich dotykać. Jak w muzeum.
Reżyseria: Łukasz Twarkowski
Dramaturgia i adaptacja: Joanna Bednarczyk Scenografia: Fabien Lédé
Kostiumy: Svenja Gassen
Muzyka: Lubomir Grzelak
Wideo: Jakub Lech
Światło: Bartosz Nalazek
Konsultacja ruchowa: Rob Wasiewicz
Operatorzy kamer: Iwo Jabłoński, Gloria Grünig
Obsada: Dominika Biernat, Daniel Dobosz, Maja Pankiewicz, Sonia Roszczuk, Paweł Smagała, Rob Wasiewicz, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik
A jeśli o muzeum mowa, Olga Ravn, pisząc „The Employees”, inspirowała się marmurowymi rzeźbami Lei Guldditte Hestelund. W jej książce obiekty artystyczne pojawiają się jako reprezentacja tego, co nieludzkie, ale w jakiś sposób ożywione. Ravn mówiła o nich: „Coś, co żyje, ale nie jest człowiekiem”. Nic dziwnego, że ten dualizm zainteresował Twarkowskiego, a temat obiektów przewija się przez wypowiedzi aktorów. Tym bardziej że sam reżyser niejednokrotnie w swoich przedstawieniach czerpał ze sztuki wizualnej.
Jest oczywiście w spektaklu Twarkowskiego coś więcej niż narracja – to obsesja wypełnienia przestrzeni i wprawiania w ruch wszystkiego, co da się ożywić. To zamierzenie realizuje się przede wszystkim poprzez choreografię prowadzoną przez Roba Wasiewicza, która wprowadza spektakl na wyższy poziom aktywności. Jak choćby w spektakularnym zakończeniu, które angażuje ciała siedzącej w fotelach publiczności, czy tego chce czy nie. Pod wpływem muzyki następuje wówczas cielesna reakcja uwspólniania się tętna, którą ludzie odczuwają przy wspólnym wysiłku, podczas zawodów sportowych lub na imprezie techno. Jeśli cały świat dąży do wyciszenia i minimalizowania bodźców, Twarkowski idzie w przeciwną stronę. Pod koniec spektaklu trudno za nim nadążyć i złapać jednocześnie wydarzenia na żywo za ścianą z pleksiglasu i to, co łapie kamera. Ciała zamkniętych w kubiku aktorek i aktorów wychodzą poza dawanie widowni semantycznych rozpoznań. O tym, czego świadkami byliśmy, dowiadujemy się dopiero z tekstu wyświetlonego po chwili nad sceną.
Widoczne w przedstawieniu są metateatralne skojarzenia i subtelna krytyka medium. Kim jest reżyser wobec aktorów? Kim wobec aktora jest postać? Czy Teatr Studio w Warszawie, premiera 21 stycznia 2023model korporacji zarządzającej człowiekiem i odpowiadającym mu „podobnym do człowieka” to po prostu teatr? Łukasz Twarkowski w swoich spektaklach już nie raz sięgał po takie autoteatralne odniesienia. Znakomitym tego przykładem jest rozmowa świateł. Reżyser zwraca uwagę na prawdziwie nieludzkich pracowników teatralnych scen. W „The Employees” nowoczesne reflektory, atrakcyjnie zakrywane kolorową szybką, dyskutują o swoich rolach. Odpowiada im na to stary, zawieszony nad widownią wystawny żyrandol – niemy świadek wszystkich dobrych i gorszych chwil sceny w Pałacu Kultury, a jego diagnoza jest gorzka.
W książce Ravn stawką jest wyjęcie człowieka z kontekstu życia codziennego, otoczenia przedmiotami i osobami, od których oddziela go pamięć, historia i kultura; i sprawdzenie, co zostanie. W spektaklu Twarkowskiego kontestuje się teatralność teatru: sztywnego ciała widza i przewidywalnego zachowania w obrębie teatralnej sali i wyznaczonej zazwyczaj nieprzekraczalnej granicy – sceny. Tak jakby reżyser chciał sprawdzić: czy paradoksalnie wolność podarowana widzowi wymknie się nagle spod podtrzymywanej przyzwyczajeniem samokontroli.