Był sobie Krystian, Krystian, Krystian i Krystian
Fot. Jeremi Astaszow

10 minut czytania

/ Teatr

Był sobie Krystian, Krystian, Krystian i Krystian

Witold Mrozek

„Persona. Ciało Bożeny” to nie jest spektakl o Krystianie Lupie. Raczej przedstawienie o aspiracjach, niespełnionych marzeniach, próbie zrozumienia, przełamania podziałów, wreszcie – o wybaczaniu

Jeszcze 3 minuty czytania

Krystian przerwał próby, premiera odwołana. Żal, spazmy i rozczarowanie – przecież jeden z najsłynniejszych żyjących polskich reżyserów miał zrobić spektakl w Sosnowcu. Tymczasem aktorom został Fredro w reżyserii dyrektora. Próby trwały już od roku – choć zmierzały donikąd, a tekstu wciąż nie było… Chyba już na zawsze zostaniemy prowincją?

Satyra Piaskowskiego i Sulimy na Krystiana Lupę jest dość jadowita. Nazwisko reżysera nie pada tu ani razu, ale już sam tytuł „Persona. Ciało Bożeny” jest jasnym nawiązaniem do „Marilyn. Persona” i „Persona. Ciało Simone”, podczas którego Joanna Szczepkowska obnażyła pośladki i wykonała salut rzymski w proteście przeciw stylowi pracy Lupy. Ten słynny już protest Szczepkowskiej jest zresztą odegrany na sosnowieckiej scenie. Słyszymy, że odwołany spektakl miał być ostatnią częścią trylogii.

Tyle tylko, że zamiast Marilyn Monroe czy Simone Weil bohaterką ma być sprzątaczka z sosnowieckiego teatru – Bożena. Czym ta na pozór zwyczajna kobieta sobie na to zasłużyła? W przypływie dziwnego impulsu, jakby lunatykując – uciekła do lasu i długo się tam ukrywała. O jej zaginięciu i odnalezieniu pisały media, wreszcie – zainteresował się nią spragniony tajemnicy teatralny geniusz. Piaskowski z Sulimą pokpiwają sobie przy okazji z artystów romantyzujących lokalne historie. Gościnna aktorka Magda (Agnieszka Bałaga-Okońska) deklaruje z egzaltacją, że chciałaby zagrać postać taką jak matka małej Madzi (z Sosnowca przecież) – „współczesna Medea”. 

Aktorzy prowincjonalni

Gdy Jan Klata i Sebastian Majewski obejmowali w roku 2013 dyrekcję Narodowego Starego Teatru w Krakowie, kolejne sezony miały być poświęcone wielkim reżyserom związanym z tą sceną. Sezon „Swinarski” przyniósł skandal z Oliverem Frljiciem i jego odwołaną „Nie-boską Komedią” w tle, sezon „Lupa” został już na wstępie odwołany po tym, jak reżyser zagroził teatrowi pozwem. W Sosnowcu udało się to, co w Krakowie nie wyszło – dokonała się analiza mitu Krystiana Lupy.

Zresztą nie tylko słynny reżyser jest tu na tapecie. Aktorka Magda, gwiazda „z Warszawy”, która w końcu przyznaje się półgłosem do pochodzenia z Myszkowa, przywołuje skojarzenie z Magdaleną Cielecką, chwilami jest także ewidentnie stylizowana na Sandrę Korzeniak z okresu współpracy z Lupą.

Fot. Jeremi Astaszow

Przypomina mi się „Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej” Strzępki i Demirskiego, gdzie kulturalno-polityczna socjeta spotykała się na pogrzebie (żyjącego wówczas jeszcze i tworzącego) Andrzeja Wajdy. Tyle że „Był sobie Andrzej…” to przede wszystkim oskarżenie elit postsolidarnościowych, w tym artystycznych. W „Personie. Ciele Bożeny” sosnowiecki teatr i jego otoczenie jest raczej mikroświatem oddającym szersze społeczne mechanizmy i stan zbiorowej psychiki – trochę w duchu „Aktorów prowincjonalnych” Agnieszki Holland. 

Wspólna dla „Był sobie Andrzej…” i „Persony. Ciała Bożeny” jest jednak ożywcza bezczelność. Wałbrzyskiego klasyka sprzed 14 lat i nową sosnowiecką premierę łączy także jedna aktorka. Fenomenalna Mirosława Żak. U Strzępki – do której u Piaskowskiego aluzje też się znajdą – postać przypominająca Krystynę Jandę. W spektaklu z Sosnowca Żak to tytułowa Bożena.

Kojarzona przede wszystkim z ekspresyjnymi, intensywnymi rolami, często sięgającymi po groteskę, tym razem Mirosława Żak buduje skomplikowaną postać, rozpiętą emocjonalnie od wyrzucanego z trzewi krzyku słusznego ludowo-kobiecego wkurwu, przez wstyd i frustrację, po tony zupełnie subtelne, gdy wreszcie nawiązuje z Magdą porozumienie. 

Jak Kaczor z Donaldem 

Bo „Persona. Ciało Bożeny” to nie jest spektakl o Lupie. To bardziej przedstawienie o aspiracjach, niespełnionych marzeniach, próbie zrozumienia drugiego człowieka, przełamania podziałów, wreszcie – o wybaczaniu. Przenosimy się do domu Bożeny – po 17 latach wraca tu jej brat, Bogdan (Tomasz Kocuj), który uciekł do Niemiec przed odrzuceniem, Polską i biedą. Może i rodzina wybaczyłaby mu, że jest gejem – ale że on, Zagłębiak, związał się ze Ślązakiem, Erwinem? To było za wiele. Konflikty komicznie się mnożą – okazuje się, że Bożena głosowała na PiS, „bo pomogli takim jak my” – czego Magda zrozumieć nie może i wybaczyć nie chce. Bożena ma za to kolejne senne wizje, coraz śmielsze – w jednej z nich pojednają się nawet Kaczyński (znów Kocuj) i Tusk (Paweł Charyton), przepraszam: Kaczor i Donald. Przy łożu śmierci tego pierwszego.

W „Personie. Ciele Bożeny” Piaskowskiego i Sulimę z Krystianem Lupą łączy marzycielski, utopijny impuls, o którym Lupa często opowiada, a który w spektaklach duetu przeniesiony jest na zupełnie inny rejestr: zwykłych ludzkich spraw, a nie Człowieka i Człowieczeństwa przez duże C. 

Wspólny byłby też dla nich autotematyzm. Jednak, o ile Lupa jest jednym z nielicznych żyjących wielkich modernistów, deklarującym wiarę w sztukę i przedstawiającym ją jako utopijny azyl czy narzędzie tajemniczej przemiany – to w Sosnowcu rzecz nie tylko dzieje się w teatrze, ale i opowiada o rozczarowaniu tą sztuką. Scena opuszczania teatru przez aktora Pawła (Paweł Charyton) – przypomina trochę wzruszająco-komiczne pożegnanie zakonnicy z klasztorem w „Ptakach ciernistych krzewów”, innym spektaklu marzeniu, zrealizowanym przez Piaskowskiego i Sulimę w Bydgoszczy. W Sosnowcu aktor Paweł opowiada, że ma Persona: Ciało Bożeny, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, premiera 9 lutego 2024„Persona. Ciało Bożeny”, Teatr Zagłębia w Sosnowcu, premiera 9 lutego 2024dość pomieszczeń bez okien, chce zajmować się realem, a nie sztuką i sztucznością. Czy to faktyczny impuls ku zaangażowaniu – czy raczej marzenie Czechowowskiej Iriny, że „pracować, pracować w pocie czoła”?

Piaskowski i Sulima co prawda nie wyznają głośno pełnej patosu wiary w teatr jako narzędzie przemiany czy podróży, ale jednak wycieczka, na którą zabierają widzów, pokazuje, że na polskich scenach wciąż mogą dziać się rzeczy porywające.

Kompleks i marzenie 

Czy słynny reżyser Krystian pojawia się na sosnowieckiej scenie? W zasadzie nie – choć jednak trochę tak. Pod koniec spektaklu spoza sceny wybrzmiewa długi monolog, trochę natchniony, trochę neurotyczny. Przypomina te, z których słynie Lupa, a które „podkłada” też w polskich spektaklach aktorom, improwizując do mikrofonu w trakcie spektaklu. Gdy do głosu dołącza siwowłosa, przygarbiona postać w peruce – okazuje się nie Krystianem, a parodiującym go złośliwie, ku irytacji koleżanek i kolegów, aktorem (znów świetny Tomasz Kocuj). Tyle że – i tu wpadamy w groteskową farsę – jeden z członków porzuconego przez Krystiana zespołu (Aleksander Blitek) tak bardzo marzy o pracy z wielkim reżyserem, że gotowy jest zobaczyć go nawet w błaznującym koledze. Bo „Krystian”, zdają się mówić twórcy „Persony. Ciała Bożeny”, to kompleks i marzenie zarazem, niekoniecznie realna osoba. 

Piaskowski i Sulima dowcipnie przeplatają poziomy fikcji, mieszają rzeczywistości, zderzają też teatralne poetyki. Powrót Bogdana do domu Bożeny przypomina anglosaski realistyczny teatr społeczny, sceny w teatrze – polityczną farsę. Do tego dochodzą niesamowite sceny oniryczne, w których wydarza się naprawdę sporo i które potrafią zaskoczyć widza nawet po dwóch godzinach tego trwającego 135 minut spektaklu.

Jędrzej Piaskowski lubi w spektaklach ogrywać przedmioty charakterystyczne dla teatralnej sztuczności, utartej konwencji. W lubelskich „Trzech siostrach” były to kurtyna i gigantyczny samowar. Tutaj – peruka, a właściwie peruki, stające się komicznymi wehikułami momentalnych przemian postaci.

Reżyseria: Jędrzej Piaskowski
Autor sztuki i dramaturgia: Hubert Sulima
Scenografia: Jędrzej Piaskowski
Kostiumy: Rafał Domagała
Reżyseria światła: Hubert Sulima
Koncept, postaci, fabuła, dialogi: Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima
Opracowanie plików muzycznych: Tomasz Olczuk i Rafał Witkowicz
Obsada: Agnieszka Bałaga-Okońska, Natalia Bielecka, Ryszarda Bielicka-Celińska, Katarzyna Giżyńska, Mirosława Żak, Aleksander Blitek, Paweł Charyton, Tomasz Kocuj

Spektakl Piaskowskiego jest świetnie zagrany i precyzyjnie zorkiestrowany; mimo stylistycznej różnorodności ma swój rytm, strukturę i wewnętrzną logikę. Można by spróbować opisać ją przez pojawiającą się w spektaklu muzykę. Pełen patosu wstęp do Pasji wg św. Jana Bacha towarzyszy jedynej scenie z niezrealizowanego spektaklu Krystiana – spalenia sosnowieckiej czarownicy, wygłaszającej z wysokości stosu oskarżycielski monolog. Po dwóch godzinach docieramy do Rachmaninowa i jego Preludium Es-dur: potoczystego, nieco sielskiego, opływającego sceniczne postaci kaskadami dźwięków – w scenie snu o wszechpojednaniu, w której pojawia się i Adolf Hitler, i jego ofiary (sic). Od logiki ofiary, bólu tworzenia i mesjanistycznych kazań do bliskości, porozumienia i myślenia utopijnego przekraczającego ramy społecznej wyobraźni. „W teatrze to by nie przeszło” – kwitują aktorzy sen sprzątaczki Bożeny. Twardo lądujemy na ziemi.

„I tak nikt by tu nie przyjechał – do Sosnowca?! Pięć spektakli – i zdjęte” – mówi jeden z aktorów o niezrealizowanej premierze Krystiana. Owszem, w Warszawie ten spektakl byłby wydarzeniem i omawianą sensacją. Tylko że w coraz bardziej przewidywalnej teatralnie stolicy takie spektakle jakoś nie powstają. A do Sosnowca pojechać zdecydowanie warto.