40 milionów widzów

18 minut czytania

/ Teatr

40 milionów widzów

Rozmowa z Agnieszką Lubomirą Piotrowską

W Rosji ludzie tacy jak Bogomołow czy Sieriebriennikow, ludzie kultury, którzy są na świeczniku, zaczynają obracać się też w kręgach klasy wyższej i oligarchów. Mogą więc przekierowywać strumień pieniędzy w dobrym kierunku

Jeszcze 5 minut czytania

WITOLD MROZEK: Co to znaczy, że reżyser Konstantin Bogomołow żeni się z Ksenią Sobczak? Koncesjonowaną – jak niektórzy twierdzą – kandydatką na prezydentkę Rosji, celebrytką, kimś między „rosyjską Paris Hilton” a „rosyjską Magdą Ogórek”?
AGNIESZKA LUBOMIRA PIOTROWSKA: Że jest o tym głośno we wszystkich mediach – państwowych i niezależnych, w prasie kolorowej i na poważnych portalach, jak Colta.ru. Ksenia Sobczak jest z pewnością bardzo wyrazistą postacią. I z pewnością nie jest jak Magdalena Ogórek. Po pierwsze, jest to miliarderka – bizneswomen i dziennikarka. Po drugie – jest jednak bardzo mocno powiązana z różnymi wysokimi kręgami państwowymi, ponieważ podobno wychowywała się z córkami Putina.

Niektórzy mówią, że to jego „córka chrzestna”.
Tak, można takie rzeczy usłyszeć. Jest to też więc osoba, której raczej nigdy nic nie będzie w Rosji groziło (ewentualnie zostanie wstrzymany jakiś jej program). Jest bardzo aktywna medialnie, prowadzi swoje programy w telewizji i na YouTubie, co w Rosji jest teraz bardzo modne. Jurij Dud’, obecnie chyba najbardziej wyrazisty i najciekawszy rosyjski youtuberem, miał przez dwa lata ponad 700 milionów wyświetleń swoich wywiadów i dwóch filmów, które zrobił o Kołymie i o Biesłanie. Sobczak ma oczywiście mniej wejść, ale mimo wszystko…

Ma 6,5 miliona obserwujących na Instagramie.
Właśnie. Najbanalniejsze zdjęcie, które wrzuci na Instagram, a wrzuca dwa–trzy dziennie, ma około 300 tysięcy lajków. Minimum.

Agnieszka Lubomira Piotrowska

Tłumaczka literatury rosyjskiej, znawczyni teatru i kultury rosyjskiej, kuratorka projektów teatralnych w Polsce i Rosji. Tłumaczyła m.in. powieści Władimira Sorokina i Wiktora Jerofiejewa, dramaturgię klasyczną (m.in. Czechowa, Gogola, Puszkina) i współczesną (Iwana Wyrypajewa, Nikołaja Koladę, Jewgienija Griszkowca, braci Presniakow, Pawła Priażko i in.). Pracowała m.in. w Katedrze Literatury Rosyjskiej UMCS w Lublinie i jako redaktorka „Literatury na Świecie”. Była współtwórczynią i dyrektorką artystyczną Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Demoludy w Olsztynie (2006–2008), jurorka w konkursach dramaturgicznych w Jekaterynburgu, Mińsku i Permie, współpracowała z Instytutem Teatralnym w Warszawie oraz Instytutem Adama Mickiewicza. Była kuratorką Festiwalu „Da! Da! Da! Współczesny Teatr, Dramat i Performans z Rosji” w Warszawie, teraz współkuratoruje Konfrontacje Teatralne w Lublinie.

O ich ślubie pisały nawet brytyjskie brukowce. Rozwodziły się nad sukienką, karetą czy striptizem Ksenii na weselu…
Tak, widziałam wideo na Facebooku… W Rosji powtarzają, że Bogomołow i Sobczak są dla siebie stworzeni. Obydwoje robią show ze swojego życia. I to chyba pierwszy raz w historii, kiedy w mediach pojawiły się recenzje ze ślubu. Naprawdę poważni ludzie analizowali cały przebieg obu tych ceremonii…

Obu, czyli w urzędzie i w cerkwi?
Tak, był ślub świecki i cerkiewny. Przy czym oni oboje są zdeklarowanymi ateistami, Bogomołow jest Żydem z domieszką krwi cygańskiej. Co on robił w tej cerkwi? A drużbą Bogomołowa trzymającym nad jego głową tradycyjną koronę był aktor Igor Mirkubanow, też Żyd, który niedawno wrócił z Izraela do Moskwy i gra głównie w spektaklach Bogomołowa, np. starego Karamazowa… Nie mówiąc o tym, że oboje złożyli pisemne oświadczenie w cerkwi, że od tej pory będą się przyzwoicie zachowywać. Ta ceremonia była jak druga część spektaklu Bogomołowa „Idealny mąż”. Miała swój scenariusz, świetnie wyreżyserowana, w duchu totalnego rosyjskiego kiczu. Na scenie podczas wesela grały różne popowe, estradowe gwiazdy, których utwory pojawiają się w spektaklach Bogomołowa w zupełnie innym celu.

Ironicznym?
Tak, dokładnie. Element sorokinowski dołożyła do tego wszystkiego moskiewska drogówka. Bogomołow i Sobczak do ślubu jechali karawanem. Zatrzymano go i nowożeńcy otrzymali mandat za to, że byli nieprzypięci do katafalku, na którym leżeli. Uznano, że jechali bez pasów…

fot. archiwum prywatnefot. archiwum prywatne

Bogomołow jest wciąż szefem artystycznym Teatru na Małej Bronnej w Moskwie?
Tak, choć dopiero pod koniec sierpnia objął stanowisko. Nie wiadomo jeszcze, jak to wszystko mu się uda, ale plany ma bardzo ambitne. W Rosji ludzie tacy jak Bogomołow czy Sieriebriennikow, ludzie kultury, którzy są na świeczniku, zaczynają obracać się też w kręgach klasy wyższej i oligarchów. Mogą więc przekierowywać strumień pieniędzy w dobrym kierunku. Bogomołow pozapraszał bardzo świetnych reżyserów. Tak głośnych, jak i zupełnie niszowych, jak Wołkostriełow, który zawsze pracuje na malutkich scenkach i eksperymentuje. Pamiętam, jak Bogomołowowi spodobało się, że w Nowym u Warlikowskiego robi się spektakle dla dzieci, w których grają pierwszoligowi aktorzy. Teraz przenosi to do swojego teatru – będzie tam taka linia spektakli. Choć Moskwa ma bardzo wiele osobnych teatrów dla dzieci, dla „młodego widza”. „Wielcy dla małych”.

Szefa tego teatru mianuje rosyjski minister kultury czy mer Moskwy?
Mer. Minister kultury nie przełknąłby Bogomołowa. I dlatego też Bogomołow, który był ewidentnym następcą Olega Tabakowa na stanowisku dyrektora MChaT-u, nie dostał tej pracy. Choć był tam zarówno etatowym reżyserem, jak i etatowym doradcą Tabakowa. Robił tam po trzy spektakle w sezonie i w zasadzie tworzył legendę nowego MChaT-u, nowoczesnego i europejskiego. Bogomołow jednak nie tylko nie dostał tego stanowiska, ale też nowy dyrektor Siergiej Żenowacz od razu go zwolnił i zaczął zdejmować jego spektakle z afisza. A to są najbardziej kasowe przedstawienia. „Idealny mąż”, „Bracia Karamazow” czy „Trzy siostry” dalej sprawiają, że na każdym pokazie widownia na 900 miejsc jest zapełniona. Ludzie wciąż zabijają się o bilety.

Być reżyserem teatralnym w Rosji to coś więcej niż w Polsce?
Na pewno. Oczywiście, jeśli mówimy o reżyserach z tej wyższej półki. Robiących spektakle, które przyciągają też bogatego widza, który zaczyna sponsorować teatry.

Publiczne teatry?
Tak, publiczne teatry w Rosji (w Moskwie i Petersburgu), które mają status gwiazdorskich, najlepszych, dobrze żyją też dzięki dobrym sponsorom. Bogaci rosyjscy biznesmeni chętnie biorą pod opiekę jakąś instytucję kultury, często robią to anonimowo. Ale dzieje się tak dzięki temu, że ci sponsorzy chodzą do teatru i się nim interesują. Kiedy wybuchła afera z aresztem Sieriebriennikowa, poparło go wielu ludzi kultury. I to najróżniejszych, m.in. Fiodor Bondarczuk, bardzo popowy reżyser filmowy.

Trudno o nim powiedzieć, by był antyputinowski.
Dokładnie. Ale też np. broniła Sieriebriennikowa Ałła Pugaczowa. I zaczął się nim wtedy interesować Roman Abramowicz. Przylatywał do Moskwy, oglądał spektakle – i podobno zaczął pomagać. Byłam na premierze spektaklu „Barok”, który Sieriebriennikow reżyserował z aresztu. Abramowicz siedział siedem krzeseł ode mnie.

Sieriebriennikow reżyserował z aresztu przez telefon?
Nie. Nagrywał swoje oceny i komentarze do scen i dawał je swojemu adwokatowi, który zanosił je na próby. Aktorzy nagrywali potem same próby – i te nagrania adwokat zanosił z kolei do reżysera.

2019 to w Rosji Rok Teatru

– 40 mln widzów odwiedziło w 2018 wszystkie teatry rosyjskie,

– ok. 700 teatrów repertuarowych działa w Rosji,

– ok. 600 ma stałą dotację budżetową,

– „Ożenek” Gogola, „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa i bulwarówka „Kobitki” Aleksandra Korowkina to najchętniej wybierane przez widzów rosyjskich tytuły,

– 36–38 lat ma najczęściej rosyjski widz teatralny.

Sieriebriennikowa ostatecznie wypuszczono.
Tak, jak na razie wszyscy uczestnicy tzw. sprawy teatralnej zostali zwolnieni z aresztów. Dwa tygodnie temu sąd zdjął sprawę i skierował ją ponownie do prokuratury. To w Rosji dość popularne rozwiązanie, kiedy władze nie wiedzą, jak wyjść z jakiejś sprawy, która zabrnęła już za daleko: po prostu odsyłają wszystkie dokumenty do prokuratury. I taka sprawa może przez lata z niej nie wyjść. Ale co ważne, wszystkim wcześniej oskarżonym cofnięto zakaz opuszczania miasta i kraju.

Z tego, co słyszałem, tylko formalnie…
Formalnie, bo gdy zapytałam Sieriebriennikowa, czy w związku z tym może przylecieć do Lublina, bo gramy jego spektakl na Konfrontacjach Teatralnych, to powiedział, że niestety, zakaz owszem zdjęto, ale nie oddano mu paszportu.

Dlatego nie było go też na festiwalu w Awinionie, gdzie grano jego przedstawienie?
Wtedy nie siedział już w areszcie, ale zakaz opuszczania kraju jeszcze go obowiązywał.

W Rosji były ostatnio protesty w obronie aresztowanego na ulicy młodego aktora Pawła Ustinowa.
Trwały wiele dni. Odbywały się w mediach społecznościowych oraz na ulicy, pod gmachem administracji prezydenta – jedyne dozwolone prawnie w Rosji, czyli jednoosobowe pikiety. I do tego miejsca pikietowania stała przez kilka dni kilometrowa kolejka. Pierwszego dnia stojący w tej kolejce mieli plakietki „Wolność dla Ustinowa”, a następnego dnia już plakaty z listą wszystkich zatrzymanych podczas pokojowych demonstracji.

Tych ludzi zatrzymywano za „napaść na policjanta”?
Ustinowowi zarzucano akurat, że zwichnął policjantowi ramię. Tyle że on nic nikomu nie zwichnął, a nawet nie brał udziału w proteście. Dlatego ludzie wyszli masowo w jego obronie – bo to już dla normalnego człowieka było trudne do przełknięcia. Ustinow wyszedł po prostu z metra Puszkinskaja, zaczął szukać czegoś w telefonie, bo był umówiony z kimś na spotkanie. I w tym momencie rzuca się na niego sześciu znudzonych funkcjonariuszy Rosgwardii, w wielkich hełmach, zbrojach. Przewrócili go, a on, upadając, ciężarem swojego ciała przewrócił też jednego z nich. To było nagrane, wszystko było widać, każdy mógł to obejrzeć na YouTubie.

Opowiadałaś w radiu TOK FM, że szef Rosgwardii, gdy zobaczył nagranie, stwierdził, że „on tu widzi rok więzienia” – a nie trzy i pół roku, jak chciała prokuratura.
Wycenił Ustinowa na rok w zawiasach, a pozostałe dwa i pół roku dałby komuś innemu. Jakby była jakaś pula lat odsiadki do rozdzielenia.

Takich sytuacji jest bardzo dużo, jak rozumiem?
Tak, ale niesamowita jest też solidarność. Gdy zatrzymano Sieriebriennikowa, bronili go ludzie z zupełnie innej bajki – choćby właśnie ten Bondarczuk, czyli taki, powiedzmy, Patryk Vega. Pamiętam, że przyszedł prosto z planu protestować pod teatr, w jakichś klapkach, bo zatrzymano reżysera. Jest im ze sobą nie po drodze, ale się wspierają.

Ksenia Sobczak przyszła na rozprawę Sieriebriennikowa w koszulce „Kiril Sierebriennikov is my friend”.
Ważna jest tu też Ałła Pugaczowa, która przestała już być prorządowa i stoi trochę z boku życia estradowego. Pugaczowa jest legendą, szanowaną przez wszystkie pokolenia. Nieważne, czy słuchasz estrady czy nie, czy jesteś hiphopowcem, czy kimkolwiek. Ałła Pugaczowa to jest po prostu ktoś wielki, kogo szanujemy i cenimy. I ona zaczęła w teatrze Sieriebrinnikowa, Gogolcentr, obchodzić swoje urodziny, bywać tam, nagrywać tam nawet wywiady. Pokazywać, że ona jest z tym osadzonym w areszcie człowiekiem. Bo wiadomo, że gdy ona się pojawia, to od razu pojawiają się media.

Sprawy takie jak Sieriebriennikowa wpływają na nastroje społeczne? Przynajmniej w Moskwie czy Petersburgu?
Myślę, że tak. To jest po prostu bardzo znany człowiek. Reżyseruje nie tylko w teatrze, ale robi też filmy. Wiele lat pracował w telewizji. Jeśli w Rosji jesteś znanym reżyserem teatralnym, masz okładkę w „GQ”, w „Tatler” itd. Jesteś osobą publiczną. Ludzie słyszą o sprawie, bo wszystkie media trąbią. Nawet niezbyt zainteresowani polityką, idąc do teatru, mogli w nim o sprawie usłyszeć. Pewna starsza aktorka MChAT-u zawsze podczas ukłonów podnosiła rękę i przemawiała do widowni w sprawie Sieriebriennikowa. Robiła to za każdym razem przez dwa lata. Wielu reżyserów, dyrektorów artystycznych wychodziło do widzów i przemawiało. To samo działo się teraz z Ustinowem, tylko na większą skalę. Przy sprawie Sieriebriennikowa jeszcze niektórzy mówili: „A, nie wiadomo, może on faktycznie coś zachachmęcił z tymi pieniędzmi, dokumentów nie znamy, bo zniszczone…”. Ale teraz nawet Jewgienij Griszkowiec, który jest od lat z dala od polityki, nagrał naprawdę wściekłe wideo, w którym pytał, czy nie wolno już nawet wyjść na ulicę – bo możesz być spałowany i osadzony. Oprócz środowiska teatralnego były też listy nauczycieli, lekarzy, krytyków filmowych, list studentów pod hasłem „Miejsce studenta jest na uczelni, a nie w więzieniu”, a nawet list szeregowych duchownych prawosławnych, nie hierarchów, tylko zwykłych popów. Od Archangielska po Moskwę, w całej Rosji.

Czy gdyby Ustinow nie był aktorem, mógłby liczyć na takie wsparcie?
Z pewnością mu to pomogło. Przede wszystkim medialnie. Ale dzięki temu, że znani aktorzy czy reżyserzy wychodzili po spektaklach, nagrywali filmiki czy stali z jednoosobowymi pikietami, zaczęto wychodzić też z pikietami w obronie wszystkich, a nie tylko Ustinowa. Jeśli aktor teatralny, którego znają z serialu, stanie na ulicy z plakatem, od razu jest o tym głośno – pojawiają się dziennikarze.

Czy Oleg Sencow też mógł liczyć na wsparcie środowiska rosyjskiego?
Tak, to było dla mnie niezwykłe, jak rosyjskie środowisko filmowe wspierało Olega, podpisywali listy, przemawiali w jego obronie na galach festiwali filmowych. Naprawdę cały ten czas, kiedy był osadzony – walczyli o niego. I gdy w końcu został uwolniony i wraz z grupą innych osadzonych wylądował w Kijowie, to powiem ci, że nie było na fejsie znajomego Rosjanina, który by nie wrzucał komentarza pełnego radości, transmisji z powitania na lotnisku.

Dlaczego protesty wybuchają akurat teraz? Putin znudził się Rosjanom?
Znawcy tematu twierdzą, że chodzi o to, że dorosło nowe pokolenie. Niedawno była dwudziesta rocznica nieustannych rządów Putina. Może już głosować pokolenie, które w ogóle nie widziało nigdy innej Rosji. Gdy ogląda się relacje z manifestacji na żywo – transmituje je internetowa niezależna telewizja Dożd’ – widać, że tam są sami młodzi ludzie, licealiści i studenci. To jest pokolenie świadome tego, jak wygląda świat. Zna języki, siedzi na YouTubie. Gwiazdy, które stanęły w obronie Ustinowa, to też było głównie młode pokolenie. A to są ludzie często niezależni od pieniędzy władzy. Oni nie występują za bardzo w telewizji, im telewizja nie jest potrzebna. Działa coraz więcej niezależnych mediów internetowych, nawet niezależne rosyjskie platformy serialowe. W zeszłym sezonie był zresztą tam np. serial Bogomołowa o kobietach, które są utrzymankami oligarchów i polityków rosyjskich: „Utrzymanki” na platformie START.ru. Taki serial nigdy nie mógłby wejść na ekrany telewizyjne. Rosja żyje w internecie i jest bardziej nowoczesna niż władza. Podobnie zresztą jak u nas.

Ludzie w Polsce interesują się Rosją?
Nie bardzo. Jest coraz gorzej, jeśli chodzi o literaturę czy teatr. Coraz trudniej zainteresować współczesnymi rosyjskimi autorami wydawnictwa. Teatry podobnie. To się bardzo zmieniło. W ostatnim sezonie miałam jedną premierę – „Osy” Wyrypajewa… Wcześniej bywało, że i po dziesięć.

Czasy, kiedy robiłaś w Warszawie z Romanem Pawłowskim wielki festiwal rosyjskiego teatru „Da!Da!Da!”, już nie wrócą? To było tuż przed aneksją Krymu i wojną w Donbasie.
To był jeszcze ten moment, kiedy interesowano się teatrem rosyjskim, literaturą, dopytywano wręcz, co nowego przekładam, jaki nowy dramat przywiozłam z Rosji. Ten festiwal to był naprawdę duży sukces. Ludzie do dziś wspominają niektóre przedstawienia. A rosyjski teatr od tamtego czasu tylko rozkwitł.

Twoja najbliższa premiera to „28 dni” w Teatrze Polskim w Poznaniu. Tekst o menstruacji autorstwa Olgi Szylajewej, reżyseruje Kamila Siwińska. Jak wpadłaś na tę sztukę?
Tekst „28 dni” przesłała mi koleżanka z Moskwy, która jest jedną z selekcjonerek Lubimowki. Trzeba tu powiedzieć, co to jest festiwal Lubimowka. To fantastyczna inicjatywa rosyjskich dramatopisarzy, która pokazuje również, jak bardzo skonsolidowane jest to środowisko. Trzydzieści lat temu starzy, dziś już nieżyjący dramatopisarze radzieccy zobaczyli, że w dramacie jest jakaś totalna posucha, nic się nie dzieje nowego, nie ma żadnych nowych autorów. I z własnej inicjatywy, własnymi siłami, bez wsparcia instytucjonalnego zorganizowali warsztaty, festiwal i zaczęli kształcić nowych dramatopisarzy dla nowych czasów. I wtedy, właśnie tam, jako dramatopisarze narodzili się Michaił Ugarow i Jelena Gremina, którzy z czasem stworzyli Teatr.DOC. Oni z kolei wychowali na Lubimowce nowe pokolenia – dziś już też nie żyją, a w tym roku ich czterdziestoletni następcy przekazali pałeczkę jeszcze młodszym. Na ten festiwal przychodzi sześćset sztuk, które czytają eksperci. Za darmo. I wybierają z nich najlepsze do publicznego czytania. Są one tam prezentowane i od razu omawiane, wraz z widownią. Nieraz dość brutalnie. To jest fajne w Rosji, że na dyskusjach nikt się nie opieprza, tylko po prostu na oczach biednego autora mówi się, co się myśli o sztuce. I co warto poprawić, a czego już poprawić się nie da.

„28 dni” chyba się podobało, przynajmniej tobie.
Tej samej nocy, kiedy dostałam tekst i go przeczytałam, postanowiłam go przetłumaczyć. Niedługo później odbyło się publiczne czytanie tej sztuki w ramach Lubimowki. Okazało się, że ta sztuka drażni nawet otwartych, liberalnych młodych ludzi. Przede wszystkim facetów. Jeszcze przez kilka tygodni wylewali swoją żółć na Facebooku. „Zacznijcie pisać o prostacie” – drwili. Wziął tę sztukę do realizacji Jura Murawicki, spektakl był grany w przestrzeni klubowej. Ludzie weszli tam z piwem, jeden z widzów bardzo głośno i ostro komentował spektakl, ktoś zwrócił mu uwagę, doszło do bijatyki. Krzesła poszły w ruch, krew się polała na widowni. Prosimy zatem dyrektora Macieja Nowaka, by nie było alkoholu na widowni.