Skóra świata
Mapa świata według Kosmasa Indikopleustesa, VI wiek

9 minut czytania

/ Literatura

Skóra świata

Monika Ochędowska

„Mapa” Barbary Sadurskiej to opowieść o wspólnocie ludzi walczących o zobrazowanie świata, który wciąż się wymyka i rozprasza. Świata, który w momencie, gdy próbujemy go odwzorować, już nie istnieje

Jeszcze 2 minuty czytania

Debiutancka „Mapa” Barbary Sadurskiej to kapitalna rozrywka dla czytelniczek beztrosko znoszących porażki. Piszę to z pełną odpowiedzialnością jako amatorka squasha, którą od lat do regularnej gry motywują wyłącznie przegrane sety. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze okazji trzymać rakiety, słowo wyjaśnienia: zabawa polega na tak szybkim i mocnym odbiciu piłki od którejkolwiek ze ścian kortu, by przeciwnik nie był w stanie jej odebrać. Istotą squasha nie jest więc płynność i ciągłość, a nieoczekiwane dla odbiorcy piłeczki rozproszenie, rozbicie gry. Pośrednio – szczególnie dla wiążących ten rodzaj aktywności z poprawą oczekiwanej długości życia – liczy się także towarzyszące doraźnym próbom powstrzymania tego rozbicia wyczerpanie.

Podobna gra toczy się w opowiadaniach Sadurskiej. Już od pierwszej sceny otwierającej książkę „Bezsenności” autorka konsekwentnie, często w pół zdania, na oczach zdezorientowanej czytelniczki tnie materiał opowieści, a następnie nanosi na siebie jego kolejne sceny i fragmenty. Tak przedstawione perypetie pewnego małżeństwa z emigracją w tle otwierają przestrzeń kolejnym, odległym od siebie zarówno w czasie, jak i przestrzeni historiom. Pierwsze opowiadanie to jednocześnie instrukcja obsługi książki i mapa, na której zaznaczono najważniejsze przestrzenie oraz punkty nawigacyjne lektury. Ale dowiadujemy się o tym, wchodząc w tekst głębiej – u Sadurskiej mamy do czynienia bardziej z wertykalnym niż horyzontalnym porządkiem przedstawienia. To, czego dotkniemy w „Bezsenności” i co przeczuwa jej bohater, powraca w kolejnych historiach – mocniejsze, wyraźniejsze, bardziej dojmujące. Wszystkie tworzą ostatecznie jedną, rozpisaną na bez mała trzysta lat opowieść o posiadaczach pewnej wyjątkowej mapy.

Barbara Sadurska, „Mapa”. Nisza, 208 stron, w księgarniach od października 2019Barbara Sadurska, „Mapa”. Nisza, 208 stron, w księgarniach od października 2019Trzeba przyznać, że bezustanne łamanie czasowej płynności, narracyjne samplowanie, scratchowanie i miksowanie – szczególnie w pierwszym tekście zbioru – jest precyzyjne jak montaż najlepszych puzzle movies – filmów-zagadek zmuszających odbiorcę do nieustannego aktualizowania wiedzy o bohaterach i świecie przedstawionym. Widzieliście „Zwierzęta” Grega Zglińskiego? A „Dzień świstaka” albo oparty na podobnym pomyśle serial „Russian Doll”? Historia wciąż się powtarza, ale nigdy nie doświadczamy jej tak samo – pokazuje także Sadurska. Bo czy można powiedzieć to samo dwa razy w tym samym kontekście ze świadomością ciągłych powtórzeń? (Już zadając to pytanie, widzę wściekłego Billa Murraya dokonującego kolejnego z serii samobójstw.) To postmodernistyczna „roz(s)klejka” – tak nazywał ten rodzaj narracji Krzysztof Uniłowski. Albo (pozostając bliżej kartografii) tekst kłącze, w którym określona fraza sygnalizuje jednocześnie wyjście ze sceny i wejście w nią innymi drzwiami, jak ciasteczko Alicji w Krainie Czarów.

Kompozycja „Bezsenności” jest przeciwieństwem klasycznej logiki przedstawienia. Odbiera nam w procesie lektury uprzywilejowane, zbyt bezpieczne miejsce wszechwiedzącego obserwatora, skazuje na wyczerpanie. Mam tu na myśli zarówno wyczerpanie czytelnika będącego w stanie ciągłej aktualizacji tekstu (próba odbicia uciekającej piłeczki), jak i wyczerpanie opowieści. Jego konsekwencją jest bezsenność bohatera pierwszego z tekstów tomu, podszyta lękiem powracającego wciąż koszmaru o tworzeniu mapy. Sadurska pragnie przede wszystkim pozbawić nas fałszywego poczucia władzy, które daje (także jej bohaterom przecież) posiadanie mapy. Uprzedza, że nie będziemy patrzeć na rozczytaną „Mapę” okiem zdobywcy – czeka nas raczej błądzenie po jej obrzeżach.

Ale ostrożnie. Autorce nie zależy na autorefleksyjnej zabawie, która miałaby tylko zwracać uwagę na metodologiczny aspekt tworzenia opowieści czy jej incydentalność. Ostatecznie gra toczy się o większą stawkę – najsilniejszy akcent pada na status opozycji pomiędzy oryginałem a powtórzeniem. Tyle że znany z podobnych utworów ironiczny dialog z tradycją opowiadania zostaje zastąpiony dramatycznym dialogiem z pamięcią i historią (m.in. w opowiadaniu „Szpital”), także z Zagładą – to podrobione dokumenty i fałszywa tożsamość ratują albo odbierają życie bohaterom. Ponieważ nie towarzyszy nam już idea postępu, reprezentowana przez czasy, w których powstawały pierwsze mapy, ani nawet idea całości procesu dziejowego – mówi Sadurska, tnąc swoje teksty – skazani jesteśmy na wytwarzanie innych form kontaktu z przeszłością. Świadectwa tego kontaktu przybierają najróżniejsze formy, każda z nich skazana jest jednak na niepełność. 

Kompozycja „Mapy” przypomina rozstawione naprzeciwko siebie lustra, uniemożliwiające dotarcie do źródła obrazu, do pierwszej historii, do prawdziwego nazwiska uciekającego wciąż bohatera, do informacji o przodkach i bliskich, do zdobycia legendarnej mapy Fra Mauro, słowem: do prawdy. Gubienie, błądzenie i odnajdywanie utraconego wzoru ciągłości, tożsamości jednostkowej oraz zbiorowej staje się w tej prozie sprawą zasadniczą. Ilustracją namysłu nad tym zagadnieniem jest opowiadanie „Faust” i pojawiająca się w nim zaginiona akwaforta Rembrandta z 1648 roku (znana tylko z kopii):

Mężczyzna przedstawiony na akwaforcie stał na tle zasłoniętego okna, wsparty rozczapierzonymi dłońmi o stół, na którym leżała mapa. Z niej pochodziło całe światło. Oświetlało jego ptasią głowę, kępki czarnych włosów, ostre rysy, przenikliwy wzrok uparcie wpatrzony w rysunek odwróconego świata, świata, który nie istnieje. Który nie ma prawa istnieć. Świata skazanego na zagładę.

Sadurska – w ślad za autorem „Pierre’a Menarda”, Jorge Luisem Borgesem – kpi sobie przy tym z autonomii dzieła, potwierdzając, że w pojęciu „oryginału” zawiera się projekt jego destrukcji. Mapa (świat niemy i płaski jak stół; świat, który nie ma prawa istnieć) jest tutaj nośnikiem utopii, jak w ostatnim wierszu Wisławy Szymborskiej, gdzie „nic się nie rusza” i „nawet morza są zawsze przyjaźnie błękitne”. Ale czarne ziarenka miast skrywają także przeraźliwe zło („groby masowe i nagłe ruiny” u Szymborskiej). W końcu to „śmierć rozkłada mapy” – pisała niedawno w „Nawigacjach” Marzanna Bogumiła Kielar. Nieprzypadkowo zaginioną akwafortę Rembrandta odkrywa u Sadurskiej ukrywająca się na poddaszu antykwarysty w 1943 roku Żydówka.

Każde z opowiadań, których akcja została rozpisana na kilkaset lat, stanowi zatem odrębną całość, ale każde z nich uzupełnia i poszerza, choć także komplikuje możliwości interpretacji. Wszystkie, rozgrywające się m.in. w klasztorze czy szpitalu, opowiadają o przemocy. Mapa pozwala jednym spojrzeniem ogarnąć każdą przestrzeń, daje rozkoszną iluzję kontroli nad rozrysowanym (opisanym), a więc obłaskawionym, podbitym terytorium. Jest wyrafinowanym narzędziem dyskursu władzy. Czytelność to jeden z warunków manipulacji – pisał James C. Scott w książce „Patrzeć jak państwo” (czy nie w każdym gabinecie przywódcy wisi mapa?). Posługując się metaforą ogrodu, Scott opisywał, w jaki sposób państwo zwalcza lokalne, niepodporządkowane formy wiedzy, aby zracjonalizować i uprościć praktyki społeczne. Tym mechanizmem zajmowała się też w „Lekcjach kwitnienia” Katarzyna Pochmara-Balcer. Komponując swoją książkę z kilku równorzędnych, czasem sprzecznych opowieści, podważyła rozstrzygającą, przemocową rolę narratora, zadając także pytanie o to, czy uwzględnienie wielości punktów widzenia służy bardziej zaciemnianiu czy ujawnianiu prawdy (wszystkie historie to składane przed śledczymi zeznania). Czy taka narracja może kiedykolwiek zostać ukończona, zamknięta?

Podobnej próby „kontrmapowania” – zakwestionowania oficjalnego, powszechnie akceptowanego (także narracyjnego) porządku – zamierza dokonać właśnie Sadurska i jest to próba udana. „Mapa” to opowieść o wspólnocie ludzi walczących o zobrazowanie świata, który wciąż się wymyka i rozprasza. Świata, którego w momencie, gdy próbujemy go odwzorować, już nie ma. Pozostaje pytanie, czy istnieje jeszcze formuła, która broniłaby taki – doskonale rozpoznany – rodzaj narracji. Wywołany u czytelniczki szok niemożności ustanowienia sensu dzieła obłaskawiony został całą biblioteką omówień i przypisów. Koncepcję dzieła otwartego dawno przechwycił mainstream. Hipertekst został rozsupłany. Autor umierał, by wieść doskonale zorganizowane życie pośmiertne. Nawet jeżeli w kartografowaniu dokonuje się stały postęp – jak udowadniają wydane nie tak dawno książki Thomasa Reinertsena Berga czy Edwarda Brooke’a-Hitchinga – „Mapa” Sadurskiej nowych lądów nie odkrywa. Szczęśliwie jej książka to nie tylko egzamin z koncepcji wypracowanych przez postmodernizm, lecz także potężne studium o pracy zbiorowej i prywatnej pamięci. 

Tekst powstał we współpracy z Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizatorem Nagrody Conrada za debiut literacki, przyznawanej w ramach programu Kraków Miasto Literatury UNESCO.

Nagroda Conrada

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).