Znośna lekkość życia

Monika Ochędowska

W debiutanckiej „Powszedniej historii” Sebastian Nowak mocno podkreśla nieważkość świata przedstawionego oraz jego dryfowanie w nieokreślonym bliżej kierunku. Ostatecznie nic nie jest tym, czym się wydaje

Znośna lekkość życia

Jeszcze 2 minuty czytania

Znośna lekkość życia

Marcin Napiórkowski napisał kiedyś, że późny kapitalizm jest nieważki. Mieszczański mit pracowitej akumulacji kapitału zdezaktualizował się, bo coraz rzadziej – z różnych powodów, często nawet szlachetnych – gromadzimy jakiekolwiek dobra na własność. Posiadanie zastępujemy uczestnictwem. Samochody, hulajnogi, filmy, muzykę i gry (oraz chmurę, dzięki której można już swobodnie grać właściwie na byle czym) coraz częściej wypożyczamy. Albo inaczej: co miesiąc uiszczamy stosowną opłatę za możliwość korzystania z nich w dowolnym momencie. Marka zastępuje towar, krokodyl zjada koszulkę – podsumowywał w charakterystyczny dla siebie sposób badacz współczesnych mitów. Sęk w tym, że nieważkość ma także wpływ na nasze fantazje, pragnienia i życiowe plany.

W jaki sposób? Przyjrzyjmy się Janie, jednej z bohaterek debiutanckiej książki Sebastiana Nowaka. Jana nie wyobraża sobie, że mogłaby chcieć czegoś na stałe, wypowiedzieć zaklinające rzeczywistość „tak już będzie”. Jak wiele i wielu z nas, „od dziecka słyszała, że może być, kimkolwiek zechce”. Nawet jej imię – jak imiona wszystkich postaci pojawiających się w „Powszedniej historii” – jest umowne. Jana nieprzypadkowo nie posiada wielu charakterystycznych cech. Jest statystyczną trzydziestoletnią Europejką dorastającą po upadku muru berlińskiego. Jej ojczyzna drgnęła i pospiesznie dryfuje w stronę Zachodu.

Bohaterka Nowaka ulepiona została po trochu z nas wszystkich, ale także, czego jest całkowicie świadoma, z filmowych fantazji lat 90., jakie przyniosły jej rodzicom seriale typu „Seks w wielkim mieście” czy „Przyjaciele”. Ich bohaterowie mieli zaskakująco wiele czasu na popijanie kawy i poszukiwania sensu życia oraz nowych partnerek i partnerów, ale ich właściwą rodziną byli – no właśnie – przyjaciele. Nowak subtelnie przesącza tę popową iluzję do świata swoich bohaterów. Kiedy Monica, Chandler i Ross zaczynali się spotykać w kawiarni Central Perk, rodzice Jany, jak wielu młodych ludzi bloku wschodniego po upadku ZSRR, znaleźli się w dość trudnym położeniu. Dotąd przysposabiano ich do życia w zupełnie inaczej funkcjonującym świecie. Obserwując z dzieckiem na ręku zmieniającą się w niezrozumiały sposób rzeczywistość, nie widzieli wielkich szans na wygraną w wyścigu po nowe stanowiska i karierę. Inwestycją stała się więc córka – to ona miała się nauczyć angielskiego, wyzbyć kompleksów, studiować i zamieszkać za granicą. Jana, jak pisze Nowak, „wzięła się z autobusu, któremu w kluczowym momencie wydłużono trasę” – o tysiące kilometrów na wyobrażony Zachód.

Sebastian Nowak, „Powszednia historia”. W.A.B., 296 stron, w księgarniach od maja 2022

Krótka biografia Jany to jednak nie tylko historia szybkiego kształtowania i awansu obywatelek i obywateli młodego, postkomunistycznego państwa. Matka Jany wychodzi za mąż z miłości, córkę rodzi w wieku 21 lat. Babka w wyborze partnera także kieruje się uczuciem, ale – jak pisze Nowak – nie może się pomylić, bo w jej czasach słowa „do śmierci” były definitywne. Jako pierwsza w rodzinie podchodzi do matury. Egzamin kończy szybko, bo trudno jej znieść ból piersi towarzyszący nawałowi pokarmu. Jej matka – prababka Jany – jest ostatnią w rodzinie, która nie umie czytać. Za mąż „wydali ją w dosłownym znaczeniu” tego słowa, zaręczyny wyprawiono w rodzinnej chałupie, dziewczynie „ręce mdlały od roboty, żeby wszystko uszykować” – miała dopiero szesnaście lat.

Dwa lata temu podobną historię o emancypacji śląskich kobiet opowiadała Anna Dziewit-Meller w powieści „Od jednego Lucypera”. Nowak – szczęśliwie – nie idzie w jej ślady. Nie skazuje swojej bohaterki na odsyłające do przemilczanej rodzinnej przeszłości zachowania kompulsywne czy zaburzenia odżywiania. Nie ofiarowuje jej także męża w nagrodę za doznane cierpienia. Daje za to w zamian wiele więcej – prawo wyboru i autentycznie budujące poczucie styczności, nierozdzielności kobiecych losów. Wygodne życie, które wiedzie Jana, jej mała stabilizacja jest wypadkową długiego procesu, w którym miały swój udział przodkinie (warto zwrócić uwagę na motyw przekazywanego z pokolenia na pokolenie swetra).

Jeśli bohaterka „Powszedniej historii” jest ucieleśnieniem emancypacji kobiet, to pozostała dwójka – Ludwik i Krzysztof – dostaje od Nowaka nie mniej ambitne zadania. Historia Ludwika złożona jest ze znanych nam doskonale epizodów: dziadek na rodzinny kapitał ciężko zapracował w Stanach, ojcu udało się zrobić w III RP spore pieniądze. Ludwik nie ma ich smykałki do interesów, postanawia dać od siebie coś innego – tytuł naukowy. Krzysiek jest natomiast wyautowanym gejem. Przypadek sprawi, że zakoleguje się ze starszym o pokolenie Babcią, którego młodość przypadła na pełne lęku lata epidemii AIDS. Jeśli wciąż mamy kompleksy z powodu tego, jak wygląda dzisiaj życie lesbijek i gejów w Polsce, warto spojrzeć na długą drogę, którą przebyliśmy przez ostatnie cztery dekady – pokazuje za sprawą tej relacji Nowak.

Czytając „Powszednią historię”, oglądałam dostępny na Netfliksie dokument o życiu Andy’ego Warhola. Wieloletni partner artysty, Jon Gould – w latach 80. jeden z dyrektorów wytwórni Paramount Pictures – nigdy, nawet wobec najbliższych, nie potwierdził swojej orientacji seksualnej. O ile uchodziło pojawianie się w modnych gejowskich klubach, wspólne mieszkanie dwóch mężczyzn było czymś, nad czym (nawet w Kalifornii, w środowisku filmowym) nie przechodziło się do porządku dziennego. Oficjalnie Warhol deklarował się jako osoba o niskim libido, znużona seksem. A Gould miał po prostu w jego domu własny pokój – ot, może przejeżdżając, będzie miał ochotę zanocować. W roku, w którym na AIDS umiera trzydziestotrzyletni zaledwie Gould, rodzice Jany jadą na koncert Queen do Budapesztu. Będzie tam także Babcia, dziś samotny z tego powodu, dla którego rodziny nie założył unieważniający swoją seksualność Warhol.

Prawie czterdzieści lat po jego śmierci polska kultura wciąż najczęściej wybiera dla lesbijek i gejów rolę zmuszonych poskromić swoje pożądanie ofiar – pisał o tym trafnie Bartosz Żurawiecki. Czy idąc kiedyś w kierunku coraz popularniejszych, zarówno literackich, jak i filmowych, historii w stylu banalnie radosnego „Heartstoppera” Alice Oseman, wpuścimy wreszcie trochę powietrza do naszych dusznych, pełnych przemocy historii emancypacyjnych? Inne, nawet o wiele bardziej skomplikownane modele są możliwe. W ultraczuły, bezceremionalny sposób udowodnił to nagrodzony właśnie na festiwalu MDAG dokument „Silent love” Marka Kozakiewicza, opowiadający o parze kobiet, które stają przed wyzwaniem opieki nad nastoletnim bratem jednej z nich. Agnieszka i Majka rezygnują z pracy i anonimowości, jaką zapewniała im emigracja, i wracają z Niemiec na polską wieś, by razem prowadzić odziedziczone po rodzicach gospodarstwo. Jak zareagują rodzina i sąsiedzi? Czy brat Agnieszki, Miłosz, polubi Majkę? Jak Majka odnajdzie się w roli matki zastępczej? Przełamujące stereotypy historie wywołują tzw. efekt ekspozycji – jeśli dostrzegamy wokół siebie wspierające się, prowadzące zwyczajne życie pary lesbijek i gejów, dostajemy wzmocnienie i siłę do działania także we własnym otoczeniu. Podobnie śmiały krok robi swoją książką Nowak. Jego Krzysiek wiedzie ze swoim partnerem doskonale mieszczańskie, nudne życie. Panowie siorbią rosołki, zagryzając pierogami, i nikomu to naprawdę nie przeszkadza. Obok znaczków K + M + B na klatce schodowej pojawia się L + G + B + T.

Zresztą, jeśli się zastanowić, każdy z bohaterów „Powszedniej historii” wyłamuje się ze stereotypowej społeczno-kulturalnej roli. Krzysiek – uciemiężonego, smutnego geja na skraju załamania nerwowego. Jana – nowoczesnej, silnej kobiety, ale też panny czującej presję na zakładanie rodziny. Ludwik – białego heteroseksualnego faceta. Sam Nowak igra trochę z kolei portretowaniem rodziny w polskiej prozie (warto pomyśleć o dwuznaczności symbolu, jakim jest szafa dziedziczona przez Ludwika).

Poza nieszczęśliwą, dysfunkcyjną i pełną przemocy rodziną duża część polskiej prozy portretuje od lat przeróżne aspekty raczkującego kapitalizmu. Opisując niedojrzałą, przaśną Polskę lat 90., książki młodych prozaików przenoszą nas do czasów dzieciństwa – ostatniego momentu, w którym rzeczywistość i otaczające nas przedmioty miały jeszcze swój właściwy ciężar. Na tym tle debiut Sebastiana Nowaka wypada oryginalnie, pewnie pozycjonując się na krótkiej wciąż półce gatunku new adult. Lekkości nadaje mu charakterystyczny sposób pisania, nawiązujący do właściwego filmowym komediom montażu. Kolejne sceny i rozdziały połączone są tu bardzo zgrabnie, na zakładkę, tworząc ostatecznie coś w stylu obyczajowego page turnera. Autor „Powszedniej historii” mocno podkreśla przy tym nieważkość świata przedstawionego oraz jego dryfowanie w nieokreślonym bliżej kierunku. Ostatecznie nic nie jest tym, czym się wydaje. I dobrze.

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki SopotJedenasta edycja odbędzie się w dniach 18-21 sierpnia 2022 roku, a motywem przewodnim będzie literatura irlandzka.