Złe życie
Fortepan / Magyar Pál

13 minut czytania

/ Literatura

Złe życie

Monika Ochędowska

W „Bestiariuszu nowohuckim” Elżbiety Łapczyńskiej i „Halnym” Igora Jarka oglądamy twarze, na których „odbiło się złe życie”, oraz te, które już nie wyrażają niczego. Nowa Huta wabi ciepłem, ale to ciepło raczej topi, niż grzeje

Jeszcze 3 minuty czytania

Cybulski z Kobielą pląsają radośnie wśród chłodnych fal Bałtyku. Pracująca nad reportażem o młodych aktorach teatru studenckiego Bim-Bom młodziutka Osiecka, umoszczona w białym plażowym koszu, raz zerka na chłopców, raz do niewielkiej książeczki. Wreszcie – czyta. W wyprodukowanym przez TVP serialu Roberta Glińskiego i Michała Rosy recytowane nieoczekiwanie na trójmiejskiej plaży wersy „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka brzmią jak wiadomość z innego świata. Osiecka przyjmuje je z wyraźnym zakłopotaniem. Oto młodej literatce ze stołecznego STS-u, posyłanej regularnie przez ojca, znanego pianistę, na lekcje języków i tenisa, ktoś sypie nagle krakowską „kaszą” (jak nazwał Ważyk klasę robotniczą) po oczach. W rzeczywistości Osiecka zareagowała mocniej – polemizowała z tekstem poety.

Nie ona jedna zresztą. Nazywany „bombą polityczną odwilży” poemat był skandalem i narobił niezłego bałaganu. Ważyk rymował o demoralizacji obyczajowej ludu, który przywleczono z całego kraju na podkrakowskie wsie, by jego rękami „zbudować hutę, wyczarować miasto, wykopać z ziemi nowe Eldorado”. Tych, którzy przyszłe Eldorado dotąd zamieszkiwali, zmuszano do pozbycia się domów za bezcen – wywłaszczeni chłopi otrzymywali odszkodowania w wysokości mniej więcej 10 proc. wartości odbieranych dóbr. Do tamtego czasu i tematów, wreszcie – do tamtej, sportretowanej przez Ważyka „wielkiej migracji” – wraca w „Bestiariuszu nowohuckim” Elżbieta Łapczyńska.

Elżbieta Łapczyńska, „Bestiariusz nowohucki”. Biuro Literackie, 132 strony, w księgarniach od grudnia 2020Elżbieta Łapczyńska, „Bestiariusz nowohucki”. Biuro Literackie, 132 strony, w księgarniach od grudnia 2020

Niewielka książeczka zawiera osiem opowiadań opatrzonych konkretnymi datami. Wszystkie – choć nie w porządku chronologicznym – wskazują na lata budowy nowohuckiego kombinatu aż do pierwszego spustu surówki z wielkiego pieca w 1954 roku (sceną jej spłynięcia pomarańczowym zawijasem do kadzi rozpoczyna się pierwszy z tekstów). Niektóre obejmują także późniejszy, trwający do 1957 roku okres prac archeologicznych prowadzonych na podkrakowskich ziemiach na okrągło, bez względu na porę roku i dnia. Pierwszą bohaterką „Bestiariusza” jest zatem ona – tłusta, soczysta ziemia, błoto, które „nigdy nie znikało z miasta”. Przestrzeń, którą podporządkowuje sobie kombinat, zabierając kolejne hektary, jest – jak pokazały zresztą ówczesne badania – wielkim cmentarzyskiem, ale „wykopy sięgają głębiej niż groby, głębiej niż pradawne skrawki codzienności”. U Łapczyńskiej budowa Huty jest synonimem całkowitego wywłaszczenia doczesnego świata („wszystko się skończyło”), wywrócenia „ziemi i domów na lewą stronę”, odwrócenia porządków. Tak wyłania się pustka, która będzie potrzebowała nieustannego wypełnienia, rodzi się drapieżny głód – „pustość komina aż dudniła, domagając się gazów hutniczych”, pisze Łapczyńska, cały wrastający coraz bardziej w krajobraz „kombinat żądał pracy”.

Im głód Huty jest silniejszy, tym więcej potrzebuje nie tylko ciał, ale i dusz, bo grzebanie w ziemi ma przecież swoje konsekwencje. Sposób, w jaki Łapczyńska próbuje o tym opowiedzieć, wplątując w swoje historie (jak to w bestiariuszach) postaci i zdarzenia niezwykłe, wydaje się bliski pracom zmarłego właśnie górnika i malarza Erwina Sówki. Albo całej Grupy Janowskiej, dla której przemysłowa przestrzeń miasta i jego zabudowania nie istniały bez gry fantazji i symboli alchemicznych, a scenom przedstawiającym codzienne robotnicze życie towarzyszyły na równych prawach motywy religijne, mityczne i magiczne. Sam Sówka jest zresztą jak postać z „Bestiariusza” wypełnionego ludowymi prorokami – każdy z bohaterów Łapczyńskiej ma swoje sprawy z transcendencją.

Nie bez powodu. Kulturoznawca Michał Rauszer w „Bękartach pańszczyzny”, podążając za pracami badaczki procesów o czary Małgorzaty Pilaszek, pokazuje, że jeśli małe, zamknięte społeczności dotyka kryzys, np. nagle zmienia się wartość pieniądza albo pojawiają silne wahania cen – ekonomia zyskuje w ich życiu charakter magiczny. Na podobne zjawisko w XX-wiecznej Kolumbii zwrócił uwagę australijski antropolog Michael Taussig: gdy zamieszkujących w dolinie Cauca chłopów zmuszono do porzucenia swoich gospodarstw i zatrudnienia na nowo powstających plantacjach trzciny cukrowej, wszystkie następujące procesy zaczęli oni postrzegać w kategoriach czarów czy wręcz działalności diabła. Wynikało to z niemożności bezpośredniego wyrażenia swojej interpretacji raptownie zmieniających się, krzywdzących dla chłopów stosunków społecznych – twierdzi Rauszer. Jeśli próby objaśniania świata się pojawiały, występowały w przebraniu metafory.

Taki świat na opak – przejmując zapośredniczoną w gawędzie perspektywę ludu – opowiada czytelniczkom i czytelnikom Łapczyńska. Obraz nowohuckiej „wielkiej migracji” i wywłaszczonych chłopów z Mogiły czy Bieńczyc jest zatem oniryczny, pełen alegorii. Opowiadania „Bestiariusza” dotykają konkretnych historycznych zdarzeń, ale w taki sposób, w jaki mogłyby się przyśnić. Co więcej, sen wcale nie czyni rzeczywistości bardziej znośną, raczej nadaje zdarzeniom uniwersalny charakter. Uniwersalny w rozumieniu klasycznym, bo Łapczyńska dostrzega uniwersum nie w świecie moralnym (nie ma tu religii katolickiej, Huta to świat bez Boga), a w poskramianej siłą przyrodzie, jej czarnych bebechach. „Bili mi w brzuch, kopali szpadlem, tłukli młotem, żeby z moich flaków zrobić sobie świat” – przemawia ustami proroka złączona z ziemią Huta – „Wymyślili sobie wielki początek (…), chyba odwinę się im w twarz. Ja sama ustalam, co przetapiam, wykuwam, formuję”. Ukazując tym samym związki pomiędzy magią i nauką (w opowiadaniach pojawia się Faustowski z ducha doktor Szpigiel), a jednocześnie egzystencją ludzką oraz naturą, Łapczyńska tworzy dla Nowej Huty odrębną kosmogonię, indywidualny mit.

Igor Jarek, „Halny”. Nisza, 256 stron, w księgarniach od września 2020Igor Jarek, „Halny”. Nisza, 256 stron, w księgarniach od września 2020

Romantyczna narracja „Bestiariusza” nie mogła chyba bardziej różnić się od tej, którą w celu sportretowania krakowskiej „kaszy” posłużył się w „Halnym” Igor Jarek. Ostatecznie jednak obojgu autorom udało się napisać książki, w których Nowa Huta jest solidnym pretekstem do zmierzenia się z ohydą egzystencji. Samo rozpisanie przez Jarka opowiadań na wersy (podobne do sposobu, w jaki Salcia Hałas opowiedziała swoją balladę o dziewczynach z Falowca, czyli „Pieczeń dla Amfy”) wygląda jak dalekie echo utworu Ważyka. Współczesna opowieść o nowohuckiej „migracji” (tym razem powracającej do rodzinnych domów z Wysp) korzysta także z podobnego języka – dosadnego, pełnego grepsów, malowniczych przekleństw i bandyckich powiedzonek, które nie potrzebują się nawet rymować, by brzmieć jak poemat.

Jarek nie poprzestaje oczywiście na barwnym, choć, co tu dużo mówić, wywracającym flaki opisie mieszkańców blokowisk krakowskiej dzielnicy. Postaci jego opowiadań to bohaterowie tragiczni. Za każdym razem, gdy próbując wyrwać się przeznaczeniu, chcą czynić dobro, drwiące fatum i tak prowadzi ich nieuchronnie ku katastrofie. Tyle że rozgrywające się na oczach czytelnika wydarzenia nie są wynikiem jakiejś dziejowej konieczności, a zwyczajnie – złego, bo ludowego pochodzenia. Jeśli bohaterów greckich tragedii kara spotykała za to, że – będąc dumni – chcieli wynieść się ponad bogów, w świecie Jarka hybris definiowane jest jako pragnienie ucieczki z przeklętej dzielnicy. Aspirowanie do lepszego świata przyjmuje przy tym różne oblicza, jest nim kolejno: emigracja, kariera w szołbiznesie, stabilna praca za najniższą krajową, szczęśliwy, wyciągający z emocjonalnego dołka związek albo gorączkowe pragnienie poprawienia losu wyciągniętego z domu dziecka młodszego brata. Palec Opatrzności za każdym razem miażdży małego, zmiętego człowieka z Huty.

Obie książki są przy tym bardzo zmysłowe. W prozie Jarka i Łapczyńskiej dokładnie czujemy smród wypełnionych do ostatniego miejsca autobusów, którymi zjeżdża do domów „wielka migracja”, odór pustych mieszkań alkoholików, z których wyprzedano wszystko łącznie z zaszczanym tapczanem, czy wyziewy z baraków, w których mieszkają robotnicy. Oglądamy twarze, na których „odbiło się złe życie”, oraz te, które już nie wyrażają niczego, przeżarte wydzielinami huty, pozbawione oczu, nosa i ust. Żywe mięso miasta. Na tę „armię pionierską, zbieraną hałastrę” – jak pisał Ważyk – składają się zarówno wojenne sieroty, jak i samotni wędrowcy poszukujący ciepłego kąta niczym dzikie psy (u Łapczyńskiej) albo gangsterzy, dilerzy czy zwyczajne cwianiaczki (u Jarka). Huta wabi ciepłem. Ale to ciepło jest pozorne – raczej topi, niż grzeje.

Jarek i Łapczyńska odkrywają także swoimi opowiadaniami wszystkie prowokowane przez hutę (i zbudowane wokół niej miasto) wciąż aktualne niebezpieczeństwa, o których pisali zarówno Ważyk, jak i Ryszard Kapuściński w opublikowanym w 1955 roku na łamach „Sztandaru Młodych” reportażu „To też jest prawda o Nowej Hucie”. Tekst reportera miał pierwotnie zaprzeczyć tezom poety. Kiedy jednak młody Kapuściński przybył na miejsce, prędko okazało się, że jest znacznie gorzej niż w obrazkach z „Poematu”. Już w trzecim akapicie „Prawdy...” pojawia się wątek prostytuujących się kobiet, dziewcząt zmuszanych do nierządu przez własne rodziny, ale też mieszkających w hotelach robotniczych samotnych matek, które – zaraz po porodzie, nie mogąc pracować – automatycznie tracą przydzielone im przez hutę łóżko. „Kobieta z maleństwem zostaje na deskach” – notował Kapuściński, ujawniając miejscowy biurokratyzm osiągający tu wymiar barbarzyństwa. W „Halnym” Jarka dziecko przytrafia się porzuconym przez własnych rodziców nastoletnim jeszcze dzieciom. W jednym z opowiadań Łapczyńskiej mieszkanki hotelu robotniczego, aby do ciąży nie dopuścić, zjadają w małych ilościach powodujący poronienie arszenik. Conocny rytuał spożywania trucizny zamienia się w obrzęd połączony z tańcem, śpiewem i piciem wódki, który sprawia, że cały hotel staje się jednym, rozgrzanym jak martenowski piec, ciałem.

Nowa Huta, 1952 / fot. Bogdan Celichowski, FortepanNowa Huta, 1952 / fot. Bogdan Celichowski, Fortepan

U Łapczyńskiej Huta jest żywym, świadomym siebie organizmem, zupełnie jak u Sówki – boginią życia i śmierci. Zna powołanie ludzi, „wytwarza nie stal, a czas przyszły”. Blisko współpracujący z ciałem kombinatu jest pojawiający się w każdym z opowiadań, wspomniany tu już tajemniczy doktor Szpigiel, niczym Charon kierujący robotników tam, „gdzie [ich] duszy będzie najlepiej”. O nadprzyrodzonym charakterze zbudowanego na odwróconej ziemi miejsca świadczy także ostatni z tekstów zbioru Łapczyńskiej, poświęcony wędrującemu przez Nową Hutę człowiekowi niepamiętającemu swojego imienia. Manteja co prawda nie najlepiej sprawdza się w robocie, do której go raz za razem przydzielają, ale potrafi czytać z unoszącego się nad wykopaliskami pyłu. Prędko zostaje miejscowym prorokiem i pnie się coraz wyżej w miejscowej hierarchii, odgrywając rolę bezpiecznika, medium między ziemią a zamieszkującym ją ludem. Tyle że – jak to z prorokami bywa – mieszkańcy miasta będą woleli zaprzeczyć głoszonej przez Manteję prawdzie o „wytwarzaniu Nowego Człowieka” niż próbować się z nią mierzyć. Prorok pewnego dnia obrywa kamieniem, gubiąc w tumulcie wszystko, co posiadał. A wtedy Huta zapowiada zemstę. Tyle że jeśli jej skutków mielibyśmy wypatrywać w „Halnym”, okazuje się, że dokonuje się ona na potomkach tych, którzy zakładali miasto.

Coraz wyraźniejsza w ostatnich miesiącach tendencja przepisywania historii Polski „na ludowo” („Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego doczekała się właśnie trzeciego dodruku) przybiera zwykle postać akademickiej pogadanki relacjonowanej w mediach społecznościowych wprost z bibliotek i inteligenckich salonów, przez co brzmi równie przekonująco jak czytane w plażowym koszu wersy poematu Ważyka. W serialu o Osieckiej lata 50. wypadają nadzwyczaj lekko, w duchu swinging fifties. Tymczasem Łapczyńska i Jarek sięgają swoją prozą do wypracowanych przez lud sposobów opowiadania historii, pozwalając wybrzmieć metaforze zrodzonej w cieniu potwornych, wciąż przecież zbierających swoje żniwo przemian. I robią to zupełnie szczerze, bez swingu.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki Sopot. Dziesiąta edycja odbędzie się w dniach 19–22 sierpnia 2021 roku, a motywem przewodnim będzie literatura włoska.