Laboratorium Nowego Teatru to projekt realizowany przez Teatr Nowy Proxima w Krakowie. Jego założeniem jest oddanie przestrzeni teatralnej w ręce młodych twórców. Skrzywanek postawił na formę dokumentalną, która wywiązała się ze współpracy z czwórką charyzmatycznych nastolatków. Patrycja Andrychowicz, Jessica Flakowicz, Agnieszka Wójcik oraz Eryk Kübler nie są aktorami – na scenie posługują się własnymi imionami i nie wchodzą w role. Scenariusz spektaklu powstał w toku licznych rozmów oraz ćwiczeń, podczas których uczestnicy poznawali się wzajemnie, dyskutowali. Nie posądzam wykonawców o kreację swoich postaci – mam poczucie, że konwencja teatru dokumentalnego została zrealizowana szczerze.
Jako widzowie jesteśmy nieustannie informowani o tym, że moment przekształcenia dziecka w dorosłego człowieka jest głównym tematem inscenizacji. W pierwszej scenie obserwujemy, jak nastolatkowie przeciskają się przez różową tubę, z której następnie wypadają jak poczwarki z kokona. Na ścianie zostają wyświetlane książkowe analizy procesów inicjacyjnych z różnych stron świata. Z zapisu wynika, że zarówno zapędy do buntowniczego gromadzenia się, jak i potrzeba alienacji od społeczeństwa wiążą się z tendencją do snucia utopijnych wizji świata. W spektaklu jednak nastoletnia naiwność nie została potraktowana z protekcjonalnością i nie podlegała wartościowaniu. Dorastanie, którego finalnym etapem powinna być dorosłość, tutaj pełni inną funkcję – oznacza prawo do manifestowania swojej niezgody.
W spektaklu padają słowa: „chcę być traktowana poważnie”, „nie chcę być uznawana za obiekt seksualny”. Nastolatkowie są głośni, niekiedy wulgarni, ale przede wszystkim odważni w prezentowaniu swoich punktów widzenia. Przełamują nieśmiałość oraz niepewność, by opowiedzieć o własnych kompleksach, prywatnym bólu oraz rozczarowaniu postawą dorosłych. Każdy z nich jest inny. Na scenie widzimy przyszłą Panią Prezydentkę, Fankę K-popu, Mistrzynię Ucieczek oraz Człowieka, którego nie ma. Poza odmiennymi temperamentami, zainteresowaniami i doświadczeniami nastolatkowie prezentują różne wizje idealnego świata. Trzy z czterech osób wyraźnie deklaruje liberalne poglądy. Konserwatyzm z kolei jest przychylniej traktowany przez jednego chłopaka w grupie, podkreślającego, że nie chce być utożsamiany z poglądami dziewczyn. Na scenie rozpoczyna się walka światopoglądowa.
„To my jesteśmy przyszłością”, reż. Jakub Skrzywanek. Teatr Proxima, premiera 19 października 2029Normy są piaskiem w oku dziewcząt, bo nie biorą pod uwagę ich potrzeb oraz prowadzą do poczucia społecznego wykluczenia. Na scenie mówią o kwestiach aktualnie gorących politycznie i społecznie, a jednocześnie dojmująco prywatnych – dwie z nich deklarują się jako osoby nieheteronormatywne. Słyszymy też, że nie chcą określać swojej tożsamości płciowej w kategorii binarnej. Niektóre nastolatki negują wartości rodzinne i religijne. Żądają akceptowania indywidualizmu oraz prawa do samostanowienia. Opowiadają o swoich przeżyciach, które obrazują wpływem społecznej presji perfekcyjności na ich pewność siebie. Buntują się przeciwko nierealnym oczekiwaniom, jakie stawia przed nimi społeczeństwo. Poza tym, że wyraźnie mówią o swoich krzywdach – wskazują ich sprawców. To niekompetentni wychowawcy z placówek edukacyjnych, nieodpowiedzialni lub nieczuli rodzice, zaniedbujący potrzeby swoich dzieci, oraz winny niedoskonałości ciał Stwórca Stary Dziad uprzykrzają życie nastolatkom. Ciekawe, że zarzuty głośniej brzmią w ustach dziewcząt, podczas gdy chłopak często całkowicie się od nich odcina. Jest nieśmiały, ale wyrazisty, choć jeszcze tego nie dostrzega. Ceni wartości rodzinne, bo z domu wynosi wiele dobrego. Tradycja pomaga mu budować charakter, a religia niekiedy go pokrzepia. Z całej czwórki jest najspokojniejszy i nieco wycofany. Czuć, że różni się od koleżanek, między innymi dlatego, że dotychczas życie traktowało go łagodniej. Nie musiał mierzyć się z wieloma problemami, z którymi do walki codziennie stają dziewczęta. Sprawa męskiego przywileju została podjęta w krótkiej, choć wymownej scenie. Eryka mianowano orędownikiem normalności, a dziewczyny zadawały mu serię pytań o to, co jest normalne, uderzając zarówno w poważne tematy, jak i prześmiewcze. Chłopak udzielał psudonaukowych, karykaturalnych odpowiedzi, które dowcipem rozładowywały powagę sytuacji. Scena ta to nic innego jak inscenizacja mansplainingu w groteskowej formie. Twórcom udało się jednak ukazać ją bez stygmatyzacji nastolatka, co zdecydowanie działa na plus.
Ironia nie dominowała jednak w przedstawieniu. Większość konfliktów potraktowano z powagą. Przykładem może być scena stylizowana na western. Wrogowie, ustawieni naprzeciwko siebie w pozycji bojowej, biegną w stronę ustawionego między nimi mikrofonu. Kto pierwszy go chwyci – ma głos. Walka na opinie nierozerwalnie wiązała się tu z manifestacją dominacji i siły. Nauka konfrontacji z argumentami przeciwnika nie odbywała się wyłącznie na płaszczyźnie intelektualnej, bo taka formuła byłaby zbyt dorosła, sztuczna i nieoswojona. Szukając swoich sposobów porozumienia, nastolatkowie uczyli się ustalania zasad, określania swoich granic, a także własnego rozumienia „normalności”. Okazało się, że mimo różnic ich cel był wspólny, a poszukiwanie nowych rozwiązań komunikacji wiązało się z potrzebą redefinicji norm społecznych.
W spektaklu słyszymy, że nastolatkowie życzą sobie, by spektakl był manifestem przeciwko przemocy, z której sami przecież korzystają. Pomijając już newralgiczną kwestię przekleństw na scenie, jako najbardziej oczywistej metody ukazania gniewu i buntu, kluczowe okazuje się nagranie, które zostało zaprezentowane w spektaklu. Podczas jednej z prób Skrzywanek dał uczestnikom warsztatu sposobność dokonania sądu nad ideologicznym wrogiem. Zadanie było indywidualne. Po przedstawieniu sprawcy oraz uzasadnieniu jego światopoglądowej niepoczytalności każdy miał samodzielnie zdecydować, czy osoba ta zasługuje na karę śmierci. Dwoje z nastolatków zdecydowało, że tak. Zarówno wymyślenie sposobu egzekucji, jak i jej wykonanie leżały po ich stronie. Ćwiczenie nie było wyłącznie działaniem teoretycznym. Fikcyjna egzekucja zadawana Skrzywankowi, który odgrywał skazańca, wymagała wejścia w rolę sędziego oraz kata.
Nastolatkowie zaproponowali też swój pierwszy dekret czy też uchwałę. Koncepcja „wyojcowienia”, czyli wydziedziczenie rodziców przez ich dzieci, jest radykalną propozycją zmiany obyczajowej. Wspierając się osobistymi doświadczeniami, nastolatkowie ukazali wady tradycyjnego modelu rodziny. Na ile publiczna spowiedź okazała się dla nich oczyszczającym doświadczeniem – trudno stwierdzić. Scena ta jest jedynym elementem przedstawienia, który budzi moją wątpliwość. Zastanawia mnie, co skłoniło bohaterki do wystąpienia w niej. To pytanie, które warto zadać za każdym razem, gdy na deskach teatralnych pojawia się młoda osoba. Nie sugeruję, że dziewczyny zostały ofiarami manipulacji, ale pojawiła się we mnie obawa, że publiczne wyrzucenie z siebie bólu to za mało, by rzeczywiście sobie z nim poradzić. Jako widzowie nie dostajemy informacji, czy nastolatkowie otrzymują inny rodzaj wsparcia niż tylko reżyserskie ucho gotowe uważnie wysłuchać intymnych zwierzeń. Wierzę, że praca nad spektaklem pomogła im lepiej zrozumieć oraz, być może, „oswoić” pewne lęki oraz traumy, ale czułabym się spokojniej, mając pewność, że ich rozdrapane rany nie ropieją i są troskliwie pielęgnowane świeżymi opatrunkami.