A jednak nie jesteśmy wielbłądami
Bob May, CC BY-NC-SA 2.0

12 minut czytania

/ Sztuka

A jednak nie jesteśmy wielbłądami

Jakub Banasiak, Ewa Dyszlewicz, Karolina Plinta, Piotr Policht

Każdy i każda funkcjonuje w sieci zależności, każdy gra o jakieś stawki, każdy wysyła innym mniej lub bardziej zawoalowane sygnały – i sam je odbiera. W pełni niezależny jest tylko ktoś, kto nie robi nic – redakcja magazynu „Szum” polemizuje z Adamem Mazurem

Jeszcze 3 minuty czytania

Adam Mazur odszedł z magazynu „Szum” w lipcu 2018 roku. Będzie już kawał czasu, jednak na temat swojego odejścia postanowił zabrać głos dopiero teraz, w grudniu roku 2019. Mieliśmy z Adamem gentelman's agremment, że nie będziemy publicznie dyskutować o jego odejściu z „Szumu”. Jednak we fragmencie tekstu „Lepiej już było”, zatytułowanym Bez dyskusji, znalazły się sformułowania, które godzą w dobre imię magazynu „Szum”, jego autorów i autorek (zresztą często piszących również dla „Dwutygodnika”), współpracujących z nami artystów i artystek oraz instytucji, a także wydawcy magazynu – Fundacji Kultura Miejsca założonej przy Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną ASP w Warszawie. I jako takie wymagają komentarza. Jednak to nie jedyny problematyczny aspekt tekstu Mazura.

Adam Mazur sugeruje, że odszedł z redakcji, ponieważ nie mógł już wytrzymać „nacisków rektora czy specjalistek od public relations”. Innymi słowy: rektora ASP w Warszawie (czyli bezpośredniego przełożonego redaktora naczelnego Jakuba Banasiaka) i reklamodawców. Mazur postawił przed nami bardzo niewdzięczne zadanie: powinniśmy teraz udowodnić, że nie jesteśmy wielbłądami. Nie zamierzamy wchodzić w tego typu przepychanki. Każdy i każda funkcjonuje w sieci zależności, każdy gra o jakieś stawki, każdy wysyła innym mniej lub bardziej zawoalowane sygnały – i sam je odbiera. W rodzinie, w związku, w pracy, w relacjach społecznych. W pełni niezależny jest tylko ktoś, kto nie robi nic – choć i to nie do końca. Mazur to oczywiście wie. Wie również, że nie ma to nic wspólnego z „twardymi” relacjami zależnościowymi, z hierarchiami służbowymi i pieniędzmi w tle, które to stosunki sugeruje.

O niezależności „Szumu” najlepiej świadczą jego łamy, a przede wszystkim wiarygodność współpracujących z nami autorów i autorek, a także – last but not least – artystów i artystek. Świadczy o niej również zaufanie naszych partnerów instytucjonalnych („specjalistek od public relations”, pozdrawiamy), których, jak sądzimy, obraża sugestia, że mogliby stosować wobec redakcji jakiekolwiek naciski. Artykuły sponsorowane oznaczamy wyraźnie takim właśnie hasłem. Miesięcznie zamawiamy kilkadziesiąt materiałów, drugie tyle publikujemy. Żaden zewnętrzny podmiot nie ma wpływu na merytoryczny kształt magazynu „Szum”.

Nie rozumiemy, skąd ta potrzeba deprecjonowania „Szumu” – nikt nigdy nie kwestionował wybitnej roli Adama w redakcji w latach 2013–2018, najpierw jako współredaktora naczelnego, później jako wice. Ale oczywiście, każdy może pisać swoją historię, jak chce – czy to kuratorską, czy to krytyka i redaktora – nic nam do tego. Jednak problem z „Lepiej już było” nie polega tylko na tym, co w tym tekście jest, ale też na tym, czego w nim nie ma. Mazur formułuje bowiem swoje uwagi – w tym te dotyczące „Szumu” – jako neutralną diagnozę: oto po 30 latach od upadku komunizmu instytucjonalna scena artystyczna ma być zaplątana w rozmaite zależności, wypłukana z energii, statyczna. Dotyczy to jednak tylko instytucji publicznych, „odtwórczych”, „będących non stop pod presją polityki”, oraz należącej do tego samego porządku krytyki artystycznej, której synonimem jest „Szum”. Zdaniem Mazura na tym ponurym tle warte uwagi są przede wszystkim i po pierwsze artystki i artyści. Jednak nie tylko: twórcy mogą się rozwijać dzięki akademiom sztuk pięknych (oraz Uniwersytetowi Artystycznemu w Poznaniu, „jedynemu w kraju”), których „względna liberalizacja” w okresie transformacji oraz „system pracowni” pozwoliły „ukształtować tak wielu świetnych twórców i w kolejnych pokoleniach wyłapywać jednak talenty”, a same uczelnie utrzymały „dystans do polityki i autonomię”. Ciepłe słowo znajduje Mazur jeszcze dla rynku sztuki, który „ratuje sytuację” i jest „przestrzenią wolności”. 

I tu wracamy do braków. Niestety czytelniczka „Dwutygodnika” nie dowie się, że Mazur pracuje na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (UAP). Nie dowie się także, że istniejący od niedawna magazyn „Postmedium”, którego Mazur jest redaktorem naczelnym, jest wydawany właśnie przez tenże Uniwersytet. I tu kolejny zbieg okoliczności: „Postmedium” opiera się na tekstach i materiałach wizualnych artystów i artystek, nie ma w nim krytyki artystycznej sensu stricto. Przynajmniej wiadomo dlaczego – krytyka jest wszak zależna, nieefektywna, idzie pod ramię z instytucjami… Artyści są zaś kreatywni i idealistyczni – Mazur zapewnia, że nawet jeśli się spierają, to „mamy tu do czynienia z energią dużo ciekawszą, autentycznym pluralizmem, wspieraniem się wzajemnym”.

Wprowadzony przez Mazura podział to jednak nie tylko funkcja nowej zawodowej pozycji autora, ale też sygnał dla środowiska artystycznego – czego, znowu, czytelniczka „Dwutygodnika” może nie wiedzieć. Sygnał ten brzmi: po jednej stronie są „dobrzy” artyści, „Postmedium” i akademie z UAP na czele (i rynkiem w tle), po drugiej – wypalone instytucje, niejasne układy, przewidywalność i „Szum”. Brzmi to aż komicznie, ale w wizji Mazura dyskurs „Szumu” jest „sterowany” i bynajmniej nie wynika z „autentycznego zainteresowania sztuką współczesną”. Zostaliśmy więc zdemaskowani – nie kochamy sztuki, nie kochamy artystów! I to „w tych mrocznych czasach”. Cała Galia została podbita przez Rzymian… Cała? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkana przez nieugiętych Galów, wciąż stawia opór najeźdźcom…

Na podział ten pracują nie tylko wspomniane przemilczenia i sugestie odnośnie do naszego czasopisma, ale też odpowiedni dobór środków retorycznych. „Szum” pełni w tej narracji „funkcję bardziej kontrolną, niż wspiera dyskusję na temat sztuki współczesnej”. Tylko co to właściwie znaczy – poza tym, że brzydko pachnie? Każda redakcja „kontroluje dyskurs”, szczególnie ta istotna w danym segmencie rynku prasowego (np. „Dwutygodnik”). Jednak rzucanie takiego stwierdzenia bez powoływania się na rzetelną analizę jakościową i ilościową danego tytułu to tylko rytuał w walce o symboliczną władzę. Tak samo jak sprytne hasło „mentalnej korupcji”, nieodległe od uwag o „naciskach”. Spróbujmy je zilustrować samym tekstem Mazura. W jednym z fragmentów opisujących potencjał uczelni artystycznych autor wylicza najważniejsze „wydarzenia” związane z tymi instytucjami: to wymienione ciągiem „transfery” tych czy innych artystów oraz „nieporozumienia wokół pracowni Izabeli Gustowskiej, wyrzucenie z pracy Doroty Nieznalskiej czy konflikt i proces wokół Jarosława Kozłowskiego, by wymienić tylko najbardziej medialne wypadki pokazujące wagę, jaką sami artyści przykładają do edukacji”. Warto jednak doprecyzować i to zestawienie. O ile bowiem Mazur pisze, że Nieznalska została „wyrzucona z pracy”, o tyle czytelniczka „Dwutygodnika” nie dowie się, że to samo spotkało Gustowską i Kozłowskiego, którym po osiągnięciu wieku emerytalnego nie pozwolono zostać na uczelni – wbrew protestom studentów, a nawet wyroku sądu (w przypadku Kozłowskiego). Warto dodać – oboje wykładali na UAP. „Nieporozumienia wokół pracowni” to fraza zasługująca na tytuł eufemizmu roku. Co więcej, Mazur nie wspomina o najważniejszym dziś „wydarzeniu” związanym z uczelniami artystycznymi, czyli sporze władz UAP z prof. Rafałem Jakubowiczem – w przeciwieństwie do pozostałych sporze nadal trwającym, a więc bezpośrednio promieniującym na pole sztuki. Rzeczywiście, te – jak pisze Mazur – „medialne wypadki” dobrze pokazują wagę, jaką artyści przykładają do edukacji. (Zupełnie na marginesie: nieodżałowany Leszek Knaflewski nie żyje od sześciu lat, więc nie może mieć własnej pracowni, choć oczywiście ją miał; warto poprawić ten kiks).

Zgadzamy się, że w uczelniach artystycznych drzemie wielka energia – wszak „Szum” wydawany jest przy jednej z nich; wiemy też, że każda instytucja ma swoje problemy; w końcu – że nie ma neutralnych tekstów. Jednak wydaje nam się, że stawiając środowiskowe diagnozy – szczególnie z pozycji ostatniego sprawiedliwego – warto precyzyjnie zaznaczyć własną pozycję.

Podbijając tezę o wyczerpaniu krytyki, narzeka Mazur, że scena artystyczna nie problematyzuje 30-lecia po 1989 roku, że nie pyta: „Czym jest demokracja? Na czym polegała i co zostawiła po sobie społeczna, ekonomiczna i kulturowa transformacja? […] Tak jakby III RP nie interesowała już nikogo, nawet jako zagadnienie czysto historyczne, wręcz muzealne”. Przecieramy oczy ze zdumienia, ponieważ to właśnie nasz tytuł zorganizował cykl rozmów „Od wyborów do wyborów”, w którym chodziło właśnie o to, czego tak brakuje naszemu dawnemu redakcyjnemu koledze (w opisie cyklu pytaliśmy: „Jak zmieniało się pole sztuki przez minione 30 lat? Jak wyglądała transformacja w polu sztuki? Co udało się zrobić? Co było porażką?”). Wzięli w nim udział ludzie z prawa, centrum i lewa – od Andrzeja Szczerskiego, przez Piotra Kosiewskiego i Marię Poprzęcką, po Jana Sowę i Zofię Nierodzińską. Tego samego zagadnienia dotyczyło nasze podsumowanie 30-lecia, które przygotowali dla nas zaproszeni artyści i artystki. Nie mówiąc o wspólnej dyskusji „Szumu” i „Dwutygodnika” wokół poprawności politycznej w krytyce artystycznej. Internetowe wydanie „Szumu” (i o nim zapomniał Mazur, utożsamiając nasz tytuł z wydaniem papierowym, zresztą z błędnie podaną wysokością nakładu) miało w 2019 roku ponad 718 000 odsłon. Takich wyników nie dostaje się za zależność. Podobnie jak Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy, najważniejszej w branży. Na początku 2018 roku odbieraliśmy ją razem z Adamem. Za „Szum”. 

„Mentalna korupcja”, „naciski”, „kontrola”, „mroczne czasy”… „Lepiej już było” to osobliwy tekst: ni to podsumowanie 30-lecia, ni to dwulatki na swoim, ni to mijającego roku w sztuce polskiej. Wydaje się, że aby głośno powiedzieć: „lepiej już było, ale Vivat Academia!, wydaję nowe pismo dla artystów!”, Mazur zainwestował bardzo dużo – nie tylko przemilczenia i niedwuznaczne sugestie, ale też szereg sprzeczności. Instytucje publiczne są złe, ale można wymienić kilkanaście dobrych (o jeszcze kilku zapominając); dyskurs krytyczny jest martwy, ale są jeszcze ciekawe tytuły dające nadzieję na odnowę: poza „Postmedium” to wydawany przez poznański Arsenał – instytucję jak najbardziej publiczną – „Magazyn RTV”; „komercyjność” (czyli próba osiągnięcia biedastabilności) „Szumu” jest zła, ale to rynek sztuki stanowi pozytywną siłę 30-lecia; pismo artystyczne wydawane przy uczelni artystycznej jest narażone na naciski, ale tylko w Warszawie, w Poznaniu jest już niezależne – więc warto powtórzyć dokładnie taki sam model. Jednak kłopot z „Lepiej już było” jest znacznie poważniejszy niż te czy inne idiosynkrazje. Chodzi przede wszystkim o to, że zaproponowany przez Mazura podział sceny artystycznej – i tak ostatnio poobijanej – jest głęboko szkodliwy. Dlatego chcemy podkreślić, że zasadniczo się z nim nie zgadzamy. 30-lecie mogło udać się lepiej, sami o tym pisaliśmy; jednak głównym problemem polskiej sceny artystycznej z pewnością nie jest dziś podział na „zdrowe siły” artystów i ich akademickie oraz rynkowe zaplecze, a z drugiej strony – wypaloną, konformistyczną resztę (z akcydentalnie wskazanymi wyjątkami). Oczywiście, artyści są ważni, to komunał. Jesteśmy jednak przekonani, że przede wszystkim w interesie twórców leży to, aby nie przeglądali się oni tylko w wynikach rynkowych oraz we własnych pracach publikowanych przez programowo bezkrytyczne tytuły.