Sny o przemocy
fot. Daniel Chrobak, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

9 minut czytania

/ Sztuka

Sny o przemocy

Zuzanna Kowalczyk

Wystawę Miriam Cahn można czytać jako uniwersalny manifest przeciwko przemocy. Bezradność kontrastuje z agresją, tak jak śmierć z witalnością czy upokorzenie z władzą

Jeszcze 2 minuty czytania

Są takie obrazy, do których najlepiej pasują wiersze. Teksty teoretyczne zawsze będą prowokować w ich kontekście pewien zgrzyt, budzić poczucie – jak wierszem, to wierszem Świetlickiego – „nieprzysiadalności”. Do takich obrazów należą prace szwajcarskiej artystki Miriam Cahn, której pierwsza monograficzna wystawa w Polsce gości do marca w nadwiślańskim pawilonie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Nieuchwytność i wielość poruszonych na wystawie wątków wynika stąd, że jednym z tematów, z których czerpie Cahn, są czyste emocje. To one stają się przedmiotem namysłu, tym, co za pośrednictwem malarstwa, rysunku, wideo i rzeźby artystka usiłuje przełożyć z „efemerycznego” na „namacalny”. Wojna, przemoc i seksualność to nie tyle tematy same w sobie, ile ramy dla uprawianej przez nią sztuki bliskiej ekspresji niepokojącego snu. Sen ten okazuje się zaś nierzadko sposobem na snucie szczerej do bólu opowieści o ludzkiej kondycji, wyrazem traumy i najgłębszej niezgody na społeczne nierówności.

Ciało upolitycznione

Miriam Cahn „Ja, istota ludzka”

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, kuratorka: Marta Dziewańska, do 1 marca 2020

To właśnie niezgoda na dyskryminację przyniosła Cahn największy rozgłos, gdy w 1982 roku wycofała swoje obrazy z prestiżowej wystawy „documenta 7”. Swoją decyzję artystka umotywowała zarzutami o nierówne traktowanie ze strony kuratora, Rudiego Fuchsa. W konsekwencji wybuchł środowiskowy skandal. Zaledwie rok później prace Cahn można już było oglądać na jej pierwszej solowej wystawie w Kunsthalle w jej rodzinnym mieście, Bazylei, a w kolejnym roku – w szwajcarskim pawilonie na 41. Biennale w Wenecji. W 2017 roku malarka zaprezentowała w końcu swoje prace na wystawie „documenta 14” pod kuratelą Adama Szymczyka, czym przypieczętowała swoją pozycję w świecie sztuki współczesnej. Dziś jej obrazy wiszą m.in. na ścianach MoMA i Tate Modern.

Znana z bezkompromisowości i zaangażowania w kwestie społeczno-polityczne artystka pochodzi z rodziny żydowskich emigrantów, którzy osiedlili się w Szwajcarii, uciekając przed prześladowaniami. Rodzinna historia, naznaczona traumą rosnącego przed wojną antysemityzmu oraz późniejszymi doświadczeniami horroru, jaki przetoczył się przez Europę, będzie trwale rezonować w jej obrazach. Od początku swojej działalności artystycznej Cahn nie ukrywała przywiązania do ruchu pacyfistycznego i feministycznego. Podobnie jak większość artystek nawiązujących w swoich pracach do myśli emancypacyjnej, angażuje się w dyskurs związany z przemocą, płcią i ciałem. To przede wszystkim te tematy zyskują w jej twórczości wymiar jawnie polityczny.

Cielesność wybija na pierwszy plan również na wystawie „Miriam Cahn. Ja, istota ludzka”, którą artystka przygotowała specjalnie dla Muzeum nad Wisłą. Polityczny wymiar ciała wyraża się tu choćby w powracającym motywie zasłoniętych kobiecych twarzy. Grające uproszczeniami malarstwo Cahn pozostawia wiele miejsca dla wyobraźni – zakrycia te mogą przywodzić na myśl zarówno muzułmańskie nikaby (odnoszące się do konserwatywnej, patriarchalnej tradycji), jak i woalki (symbolizujące niewinność), kominiarki (nawiązujące do terroryzmu) czy maski (wiązane z teatralnością). Kontrastują z nimi nagie, rozmyte sylwetki z wyraźnie wyeksponowanymi piersiami i miejscami intymnymi. Kobiecość przebija zasłonę, wyłania się zza niej w najbardziej dosłownym, namacalnym wymiarze. Malarka pokazuje w ten sposób paradoks tabuizacji i opresyjnego stosunku kultury do kobiecego ciała. Sytuuje też bohaterki swoich obrazów w kontekście feminizmu, tuż obok ubranych w kolorowe kominiarki członkiń grupy Pussy Riot czy – noszących małpie maski – aktywistek z Guerrilla Girls. 

fot. Daniel Chrobakfot. Daniel Chrobak, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Historyczka sztuki Rosalyn Deutsche dowodziła, że feminizm w sztuce może działać na dwa sposoby: ukazując fałszywość obowiązujących reprezentacji kobiecości oraz wykazując konieczny brak obiektywizmu w takich przedstawieniach, mnożąc perspektywy. Miriam Cahn, demaskując mechanizmy przemocy (w których kobieta jest nie tylko ofiarą, jak choćby na obrazie „liebenmüssen”„musieć kochać”) i ukazując kobiece ciało z wciąż nietypowej dla sztuki strony (opresji, macierzyństwa, intymności i seksualności), zdaje się działać na obu tych frontach.

Cahn pokazuje przemoc również bardzo dosłownie, choćby we wstrząsającym obrazie gwałtu. Jak w większości prac artystki, prymitywny zarys twarzy oraz rozmazany korpus kontrastuje tu z wyraźnie zobrazowanymi genitaliami. W zabiegu tym chodzi o wskazanie relacji władzy, którą określa w dużej mierze właśnie płeć. W wykoślawionych grymasem twarzach jest przy tym coś porażająco sztucznego. Kamuflaż nie musi polegać na literalnym zasłonięciu twarzy ciemną plamą; niekiedy wystarczy symboliczna maska z uproszczoną do granic możliwości – a więc często wymuszoną – emocją. Taka interpretacja może wręcz prowadzić do wpisania prac Cahn w dyskusję wokół #metoo. 

Paradoksy przemocy 

Scena gwałtu łączy przy tym dwa wątki, przemocy i natury, które wyznaczają ramę wystawy. Ekspozycję portretów oraz ludzkich wizerunków przerywają pojedyncze obrazy zwierząt i czołgów. Dopowiadają one kontekst pozostałych prac, kierując uwagę na zezwierzęcenie przemocy oraz przemocowy aspekt natury. Wyraźny głos w tej kwestii artystka zabiera przez obraz, na którym mężczyzna ze wzwodem atakuje drugą postać, albo przez wspomnianą pracę „musieć kochać”, w której miłość zostaje przedstawiona jako atawizm, najgłębsza potrzeba prowadząca do opresji. Wojna i seksualność w ujęciu Cahn zdają się jednocześnie „nieludzkie” i na wskroś definiujące istotę „ludzkości”. 

Malarstwo Cahn, żywe i emocjonalne, pełne energii i cierpienia, pozostaje najsilniej wyrażone właśnie w tych kontrastach, obecnych również w budowie samej wystawy. Obok lirycznych obrazów pełnych niedopowiedzeń, jednocześnie mocnych i subtelnych (jak choćby „Blau”„Błękit” – obraz spadających w otchłań ludzi), są tu prace szczególnie dosadne w swojej wymowie i formie, jak „o.t.” („b.t.”) – obraz wyprowadzonego ciosu białej ręki w ciemną, bezbronną twarz. W swojej twórczości Cahn nie poprzestaje na feminizmie; mierzy się z wszelkimi nierównościami, w tym również rasizmem i kolonializmem. 

fot. Daniel Chrobak, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Jednym z tematów Cahn jest sama przestrzeń – zazwyczaj obca, pochłaniająca, odległa. Geometryczne rysunki siatek dróg i rzutów miast z lotu ptaka odchodzą od tematu emocji i kondycji ludzkiego istnienia tylko pozornie. Jeśli chcieć szukać konotacji ściśle teraźniejszych, ciekawe może okazać się oglądanie przestrzennych rysunków Cahn równolegle z ponowną lekturą „Biegunów” Olgi Tokarczuk – spojrzenie na świat z perspektywy staje się w obu przypadkach narzędziem głębszej introspekcji i zrozumienia relacji człowieka z otaczającą go rzeczywistością. Człowiek na obrazach Cahn jest nie tylko zawieszony, ale wręcz zagubiony w otaczającym go świecie. W punktach styku, gdy narracja o emocjach usiłuje oderwać się od świata zewnętrznego, przestrzeń okazuje się jednak nierzadko determinująca, na przykład wtedy, gdy zagarnia ją wojna i trzeba uciekać, tak jak musieli uciekać rodzice Miriam (odnosi się do tego m.in. poruszająca praca „schnell weg!”„szybko stąd!”).

Postaci i sceny z obrazów Cahn są zawieszone nie tylko w przestrzeni, ale też gdzieś pomiędzy znajomym a nieznanym – gdy obserwujemy, jak pośród wykoślawionych, przerysowanych sylwetek przebijają na wskroś realistyczne detale, czujemy się trochę jak we śnie, który często przekształca i odrealnia to, co dobrze znane. Zatarte rysy sprawiają, że postaci z obrazów możemy identyfikować właściwie wyłącznie po narządach płciowych. Cahn zdaje się w ten sposób mówić, że większość naszych przeżyć ma wymiar uniwersalny; to, co różnicuje tę opowieść, to wyłącznie płeć, doświadczenie przemocy i stopień wykluczenia.

Ku uniwersalności prowadzi również zwierzęcy aspekt przedstawień ludzi na obrazach szwajcarskiej artystki. Determinujący wymiar natury ma dla Cahn kluczowe znaczenie. W jej ujęciu człowieka można dostrzec wszędzie, zarówno w maszynie (czołgu), jak i w zwierzęciu (psie czy ptaku). Ludzkie prowadzi w niej do opowieści o nieludzkim i odwrotnie; poziomy te zostają ze sobą zrównane. Jeśli sztuka Cahn jest manifestem przeciwko przemocy, to jest to manifest absolutny; również w wymiarze niezgody na wywyższanie pozycji człowieka ponad resztę świata.