Za dnia przeglądam się w lustrach @callmekanaa, godnie nosząc selfie crown zaprojektowaną przez @andypicci. W nocy przymierzam disclosure od @liberman_dasha. Lubię fioletowe delfiny @wrld.space krążące wokół mojej twarzy i gdy nad głową pojawiają się anioły miłości strzelające z karabinów projektu @vvesnaleto. Dzięki @spaghetto gówniane dni okraszam pigeon drama, a w te wzniosłe mówię save the planet jak @ineslongevial. Przecież, parafrazując ideę towarzyszącą jednej z najbardziej rozpoznawalnych twórczyń filtrów AR @johwska, there is no filter without me.
Snapchat udostępnił pierwsze filtry twarzy w 2015 roku. Instagram dwa lata później, miażdżąc przy okazji konkurencję. Natomiast w zeszłym roku Facebookowa platforma Spark AR Studio oraz wersja beta aplikacji Instagram zostały otwarte dla projektantów marek, celebrytów i designerów. Doskonale wykorzystały to takie firmy jak Gucci (formułując pełne przepychu, barokowe peruki sygnowane logo marki) czy Adidas (nadając obrazowi klimat czasów kaset VHS). Kylie Jenner stworzyła filtr umożliwiający nałożenie na usta siedmiu najpopularniejszych kolorów pomadek sygnowanych jej nazwiskiem. Ariana Grande zmultiplikowała twarz, dodając jej różowego glamu jak w teledysku „No Tears to Cry”, a efekty Rihanny sprawiają, że w końcu faktycznie jest szansa, by shine bright like a diamond. Od niedawna filtry może tworzyć każdy.
Filtry AR wykrywają rzeczywisty obraz twarzy, a następnie nakładają na niego wirtualne elementy. Te prostsze w formie, niczego im nie ujmując, są mocno osadzone w strukturze makijażu – dorysują twarzom kreski, abstrakcyjne cienie, dołożą piegów na nosie i różu na policzkach. Zerkając na instagramowy profil @ilovediany, odnajdziemy filtry zdobiące kwiatami, naklejkami z Hello Kitty czy króliczkami Playboya. Te z profilu @aleksandra__kisa pokryją nasz wizerunek wzorkami marki Louis Vuitton, pomarańczowymi rybami, motylami lub dolarami. Natomiast @holymariia uczyni z nas piękną, zeuropeizowaną Azjatkę o dużych ustach, z wężem snującym się od podbródka po brew nad zmienionym, skośnym okiem.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Specyficzny status twarzy, która miała poświadczać złożone wnętrze, ukazywać nagie „ja”, być źródłem „prawdy” o sobie – dezaktualizuje się w świecie fake newsów i pogłębionej symulacji. Twarz i maska stają się tym samym. To jednak coś więcej niż teatr życia codziennego. Dziwnie odcieleśniona, transparentna powierzchnia jest podłożem, na którym powstają obrazy, ale również nośnikiem je wytwarzającym. Co więcej, w epoce komunikacji cyfrowej zostaje całkowicie zwolniona z przymusu mimetyczności – wizualny pejzaż wirusują wcielenia ze sztuczną charakteryzacją lub trzecim okiem.
Technologia, która napędza performowanie kolejnych wizerunków, nie jest nowinką. Pierwsza inżynierska wersja AR powstała w 1968 roku, a powszechniejsze jej zastosowanie przyniosły lata 90. Nowa nie jest też specyficzna potrzeba transformacji ciał, badania ich granic i możliwości zarówno fizycznych, jak i wizualnych. Wystarczy zerknąć na to, co aktualnie dzieje się w świecie makijażu lub biżuterii. Maski tworzone w ramach tej analogowej rzeczywistości przez współpracującego z Björk Jamesa Marrego (@james.t.marry) czy Nastię Pilepchuk (@nastia_pilepchuk) potrafią zwalać z nóg. A w hiperrealistyczne, abstrakcyjne twory powstałe w wyniku prostej zabawy z perspektywą w makeupowych arcydziełach Mimi Choi (@mimles) lub Dain Yoon (@designdain) aż trudno uwierzyć.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Różnica leży jednak w inkluzywności. Filtry nie wymagają specjalnych umiejętności (przynajmniej od tych, którzy je noszą), nie generują kosztów, nie wymagają, ale też nie czynią uprzywilejowanym (o ile jest się posiadaczem smartfona i wolnego czasu). To fenomen eksplodujący na skalę globalną. Miliony użytkowników umieszczają w chmurze nieosiągalne dla fizycznej rzeczywistości wizerunki, tworząc digitalne awatary samych siebie.
Wirtualne nakładki zamiast po prostu ozdabiać, coraz częściej zmierzają w stronę wizualizowania jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości. Najbardziej ekscytujące stają się te, które pozbawiają twarz podobieństwa, generując specyficzne biofikcje. Beauty3000 autorstwa @johowska to lśniąca plastikowa powłoka, która doskonale oddaje skórę wirtualnego, sztucznego ciała. Wykonany przez nią filtr blast czyni twarz błyszczącą, migoczącą powierzchnią, turfu natomiast mapuje ją silikonową siatką. @exitsimulation w nakładce parabola wprawia w ruch syntetyczne kopie indywidualnego wizerunku, by krążyły wokół jego orbity. Gdzie indziej rozwarstwia przezroczystą maskę, pokazując złożoność materii cyfrowego tworu. We fragments rozczłonkowuje poszczególne elementy twarzy i wyświetla je w zbliżeniu na osobnych ruchliwych ekranach, a w monologue powołuje dwa hologramowe duplikaty, ustawiając je naprzeciw siebie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Popularne stają się klonowanie, zwielokrotnianie i rozmywanie kształtów, a nawet miksowanie tych elementów w ramach jednej nakładki (u look diferent, new me, clonesque od @ramenpolanski). Różnorodne rozbicia i zniekształcenia często uniemożliwiają rozpoznanie oryginalnej fizjonomii (opticalcamo @mikemanhworks). Rzemieślnicy wirtualnego wizerunku symulują życie płodu (@davidoreilly), wizualizują piąty wymiar (@allanberger) i zaglądają do ludzkich wnętrz (jak na przykład univer0s od @princex_13 albo mask off @jonwrhan). Eksperymentują z teksturami, kolorami, kształtem i grawitacją. Rozszerzona rzeczywistość, wyzwolona z obowiązujących reguł postrzegania, pozwala stać się obcym – nie tylko bardziej (alien @sheidlina) lub mniej (ufo @liberman_dasha) konwencjonalnym, ale też całkowicie odrealnionym, niezwykłym stworzeniem (@ines.alpha).
Wirtualni mutanci i cudaczne tożsamości tworzą w chmurze wizualną, kolektywną halucynację. Światy rzeczywisty i wirtualny zlewają się w jedno, jednak dysonanse pozostają. Media huczą o „snapchatowej dysmorfii”, która powoduje wzrost liczby młodych pacjentek i pacjentów odwiedzających kliniki chirurgii plastycznej, by realizować wizje wywołane przez filtry AR. W drugiej połowie zeszłego roku Instagram zapowiedział usunięcie wszystkich filtrów imitujących efekt operacji plastycznej. Deklarowanym powodem jest troska o zdrowie psychiczne użytkowników. Z wirtualnej przestrzeni zniknął już fix me autorstwa @danielmooney – podkreślający niebieskim markerem, w charakterystyczny dla medycyny estetycznej sposób, miejsca do poprawki. Nie znajdziemy też filtrów plastica od @teresafogolari czy modern ideal i bad botox projektu @silichmasha, które samą nazwą sugerują inspirację zabiegami. Co z pozostałymi manipulacjami naginającymi kości czaszki czy powiększającymi usta? Jakie wizje samych siebie możemy sobie wyobrażać, by były dla nas bezpieczne? Jak daleko sięgnie czuły uścisk tych, którzy dbają o szczęśliwe doświadczanie internetu?
Wyświetl ten post na Instagramie.
Rozszczepieni w symulacjach, próbujemy przenieść lepsze wersje nas samych do fizycznego wymiaru. Wymyślamy siebie na nowo. Wytyczanie norm wizualnych nieistniejących ciał nie powstrzyma tych, którzy będą chcieli realnie i przy użyciu własnej twarzy prezentować twórczość cyfrowych artystów. Póki to gadżet w dłoni, a nie skóra, w której żyję, z ciarkami na plecach czynię swój wizerunek katalizatorem fantastycznych eksperymentów oraz przechodzę do innych wymiarów. Filtry nakładam, noszę i celebruję podrzucane możliwości, jestem, kimkolwiek zapragnę.