Najsmutniejsza historia
janwillemsen CC BY-NC-SA 2.0

15 minut czytania

/ Literatura

Najsmutniejsza historia

Maria Karpińska

W pisarstwie Sigrid Nunez żadna historia, nawet ta najbardziej intymna, nie może zostać opowiedziana bez szerokiego kontekstu. Każda śmierć zyskuje swój cień w postaci końca świata, który znamy

Jeszcze 4 minuty czytania

W twórczości Sigrid Nunez nie znajdziemy raczej bon motów o zaletach posiadania przyjaciół, choć dwie ostatnie książki autorki z powodzeniem można czytać jako traktat o współczesnej przyjaźni. Dyptyk, na który składają się „Przyjaciel” z 2018 roku oraz „Pełnia miłości” z roku 2020, pokazuje tę relację w dwóch granicznych sytuacjach – samobójstwa i śmiertelnej choroby. Mimo przejaskrawienia, które takie konteksty narzucają, Nunez udało się w obu książkach stworzyć subtelny obraz przyjaźni – więzi rzadko eksplorowanej przez współczesną literaturę. Bo jeśli już gdzieś ona występuje w dużym nagromadzeniu i intensywności, to raczej w literaturze młodzieżowej. „Prawdziwa przyjaciółka zawsze przytrzyma ci włosy, kiedy rzygasz”, pisze w nawiązaniu do niej Sigrid Nunez, tyle że w tym przypadku mdłości kojarzą się nie z pierwszym upojeniem alkoholowym, a skutkami chemioterapii.

Za przyjacielem

W „Przyjacielu” narratorka zwraca się bezpośrednio do właśnie zmarłego długoletniego przyjaciela. Opis przeżywania żałoby przerywa pojawienie się nieoczekiwanego spadku – psa o imieniu Apollo. Sytuacja jest szczególna z wielu względów: przyjaciel był zarazem młodzieńczą miłością, profesorem, mentorem; śmierć była jego własną decyzją, na dodatek nagłą, odbierającą szansę na pożegnanie czy uzyskanie wyjaśnienia, a pozostawiony pies to zwierzę gabarytów małego kucyka – dog arlekin – do tego w depresji. Odtąd więc żałoby są dwie – narratorki i psa, a zapis stanu ducha Apolla i walki, by wyrwać go z apatii, zaczyna oddawać emocjonalne zmagania obojga bohaterów.

Sigrid Nunez, „Przyjaciel”. Przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, 208 stron, w księgarniach od czerwca 2019Sigrid Nunez, „Przyjaciel”. Przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, 208 stron, w księgarniach od czerwca 2019

Jak można się domyślać, ratunek niesiony psu okazuje się obosieczny i jego z pozoru uciążliwa obecność staje się dla narratorki wybawieniem. „Bycie z twoim psem to jakby mieć obok część ciebie”, wyznaje. Odtąd utrzymywaną przez większą część książki narrację drugoosobową zastępuje pierwsza osoba liczby mnogiej – „my” to narratorka i Apollo. Bohaterka sporo do niego mówi, a nawet mu czyta, zaś zapis zadawanych mu pytań pokazuje proces jego stopniowej antropomorfizacji. Obok „Chcesz wyjść?” pada również „Kochasz mnie? Zawsze będziesz mnie kochał?” i „Wiesz, że piłam? Czy w tych dżinsach grubo wyglądam?”, zaś w ostatniej części książki narratorka kieruje swą opowieść już tylko do nowego przyjaciela – Apolla.

Przyjaźń między gatunkami okazuje się doskonalsza niż międzyludzka. Relacja narratorki i monumentalnego doga jest wolna od dwuznaczności (choć nie od fizycznej bliskości), a „najlepszy przyjaciel człowieka” nie potrafi oszukiwać, nie zwodzi, za to jest zdolny nie tylko do żałoby, ale też empatii i całkowitego oddania. „Mimo tego wszystkiego, co przeszedł, wciąż jest dobry, zachował swoje… «człowieczeństwo» (jakiego innego słowa miałabym użyć?)”, zastanawia się narratorka. Nunez chętnie umieszcza w swojej prozie zwierzęta i coraz śmielej eksperymentuje z ich miejscem w fabule. Wokół małpki marmozety kręci się akcja „Mitz: The Marmoset of Bloomsbury” o Virginii i Leonardzie Woolfach, Apollo to drugi główny bohater „Przyjaciela”, a w ostatniej powieści pełniący symboliczną funkcję w fabule kot otrzymuje już własny głos i opowiada historię swojego porzucenia – tyle że z miernym skutkiem: wypowiedź kociego narratora jest jednym ze słabszych fragmentów książki. Antropocentryczny język, z którym z pełną świadomością zmaga się autorka, oddany we władanie zwierząt zaczyna brzmieć fałszywie. Zwierzęcy bohaterowie w książkach Nunez pozostają zależni od człowieka i cierpią z jego winy, choć cechuje ich wyższa wrażliwość od ludzkiej. W każdym razie nadrzędność homo sapiens zostaje nie tylko podana w wątpliwość, ale wręcz ukazana w całym swoim absurdzie. „Pamiętaj, jestem tylko człowiekiem”, powtarza psu narratorka, starając się odwrócić tę hierarchię, ale ponosi porażkę – nigdy nie uzyska od niego odpowiedzi na swoje pytania i jedyne, co może robić, to nieudolnie imitować jego głos.

Moralna wyższość Apolla jest zaś bezdyskusyjna: potrzebując pomocy, nie tylko sam udziela jej swojej opiekunce, ale robi o wiele więcej – umierając, odwrotnie niż ludzki przyjaciel, pozwala uczestniczyć jej w swoim odchodzeniu. W trakcie opieki nad starzejącym się psem w narratorce stopniowo rodzi się zgoda na odejście przyjaciela, który pożegnanie uniemożliwił, nie zostawiając nawet listu. Monolog narratorki zagłusza powstałą po jego śmierci ciszę, a pies – jedyny słuchacz – nadaje mu sens. Apollo uczy bohaterkę pożegnania – a jak się okaże w kolejnej książce, jest to misja o doniosłym znaczeniu.

Z przyjaciółką

Refrenem najnowszej książki Nunez są słowa rozpoczynające powieść Forda Maddoxa Forda „Dobry żołnierz”: „To najsmutniejsza historia, jaką kiedykolwiek słyszałem”. Takich najsmutniejszych historii jest tu kilka: bohaterki oglądają film „Make Way for Tomorrow” – „najsmutniejszy film w historii” według Orsona Wellesa; wspominają „Parasolki z Cherbourga” – według krytyki „najsmutniejszy musical wszech czasów”. „[B]ez względu na to, jak jest smutna, pięknie opowiedziana historia zawsze podnosi na duchu”, twierdzi narratorka „Pełni miłości” i jej historia jest smutna w ten krzepiący sposób. Główna bohaterka odwiedza chorą na raka przyjaciółkę. Gdy okazuje się, że choroby nie da się uleczyć, przyjaciółka zwraca się do narratorki z trudną do przyjęcia prośbą: zamierza uniknąć bolesnej agonii i odebrać sobie życie, ale chce, by ktoś jej w tych ostatnich dniach towarzyszył.

Sigrid Nunez, „Pełnia miłości”. Przeł. Dobromiła Jankowska, 208 stron, w księgarniach od września 2020Sigrid Nunez, „Pełnia miłości”. Przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, 208 stron, w księgarniach od września 2020

Chciałoby się powiedzieć: „w ostatniej podróży” – kobiety wyjeżdżają do urokliwego domu, który ma stać się scenografią odchodzenia „na własnych warunkach” – ale Nunez z odrazą odnotowuje wszystkie tego typu frazesy, jakimi obudowana jest śmierć. „Chcę spokoju”, podkreśla przyjaciółka, wszystko jednak idzie nie tak. Odpowiedni moment nie chce nadejść, wynajęty dom trzeba opuścić przed czasem, ale co najważniejsze między przyjaciółkami rodzi się nieoczekiwana więź, która wszystko utrudnia. Jak ją nazwać? Polski tytuł sugeruje pełnię miłości. Tłumaczka zaczerpnęła go z motta książki, czyli cytatu z „Rozważań o dobrym użytku studiów szkolnych w miłości do Boga” Simone Weil: „Pełnia miłości bliźniego to po prostu być zdolnym go zapytać: «Jaka jest twoja udręka?»”. Oryginalny tytuł powieści Nunez to ostatnie słowa motta („What Are You Going Through”), które można przetłumaczyć zwyczajnym „Przez co przechodzisz?”, ale najlepiej istotę relacji opisywanej w tej, ale i poprzedniej książce pisarki oddaje motto w całości – najwyższy stopień przyjaźni ujawnia się w samej obecności i uważności na drugą osobę w sytuacji granicznej. „Ale ja chcę tu być (…). Nic nie mogłoby mnie stąd przegonić” – mówi narratorka, a jej przyjaciółka odpowiada: „Czuję się po prostu winna, że cię zostawiam”.

O przyjaciółce

Sigrid Nunez, mająca chińsko-panamskie (po ojcu) i niemieckie (po matce) korzenie, jest autorką ośmiu książek, piszącą nieprzerwanie, odkąd skończyła studia na Uniwersytecie Columbia. Odbierając National Book Award za „Przyjaciela”, mówiła, że postanowiła poświęcić życie pisaniu, bo to jedna z tych rzeczy, które można robić w samotności w zaciszu własnego pokoju. Nie prowadzi social mediów, nie dba o rozgłos, jest całkowicie skupiona na pracy twórczej, którą traktuje jako jedyną misję życiową, urozmaicaną wykładami na uczelniach. Zbieżność między nią a narratorką jej dwóch ostatnich książek jest nieprzypadkowa – Nunez swoją prozę przyrównuje do prozy Knausgårda, mówiąc, że w obu przypadkach dystans między dziełem a życiem autora jest ledwie widoczny.

„Chciałam być dobra w robieniu jednej rzeczy”, mówi, i dlatego nigdy nie założyła rodziny ani nie weszła w stały związek, który mógłby zakłócić pracę twórczą. Przyjaźń wydaje się więc najważniejszą relacją nie tylko w jej najnowszej twórczości, ale i życiu. W dwóch ostatnich książkach wyraźnie widoczne jest echo jednej z jej wielkich przyjaźni. W 1976 roku młoda Nunez w ramach dorywczej pracy zaczyna pomagać Susan Sontag przy porządkowaniu korespondencji nagromadzonej w czasie jej choroby, po czym wchodzi w związek z synem pisarki i wprowadza się pod numer 340 przy Riverside Drive. Szybko relacja z matką partnera przeradza się w nietypową zbitkę przyjaźni, fascynacji i podziwu (jak pisze Nunez, Sontag była „naturalną mentorką”, aspirującą do roli przewodnika – duchowego, towarzyskiego, literackiego, intelektualnego – czy ktoś tego chciał czy nie).

Siedem lat po jej śmierci Nunez doda swój kamyczek do mozaiki pod tytułem „Jaka była Sontag?”, jednak wspomnieniu „Sempre Susan” daleko do sensacyjnego tonu, bliżej do pożegnania. Nie jest to pean (Nunez opisuje np. jej toksyczny związek z synem), autorka nie odnalazła się również w roli uczennicy wielkiej myślicielki – odrzucała niektóre z jej poprawek do swoich tekstów, czego ta miała jej nigdy nie wybaczyć. Ale Sontag stanowiła jeśli nie inspirację (to zbyt poetyckie określenie, by pasowało do tej Susan), to bodziec do myślenia i tworzenia.

Śladów tej relacji można się doszukiwać w twórczości Nunez. Przyjaciółka z „Pełni miłości” otrzymała trudny charakter i egoizm, a opłakiwany przyjaciel z wcześniejszej książki – niezdolność do samotności i potrzebę erotycznego napięcia w powietrzu. Obydwoje zostali przez Nunez obdarzeni jednym dorosłym dzieckiem, z którym nie potrafią dojść do porozumienia. Jednak najważniejszym i zarazem najbardziej rozpoznawalnym głosem Sontag umieszczonym w „Pełni miłości” jest jej przesłanie z eseju „Choroba jako metafora”, gdzie zwalczała krzywdzące dla chorych myślenie o raku: „Tak nauczono nas patrzeć na nowotwór, jak na walkę między pacjentem a chorobą, czyli między dobrem a złem. Można działać właściwie i niewłaściwie. Jak człowiek silny i słaby. Jak wojownik i tchórz. Jeśli przetrwasz, jesteś bohaterem. Jeśli przegrasz, cóż, może nie walczyłeś wystarczająco zaciekle” – wścieka się umierająca przyjaciółka i postanawia nie „walczyć” do końca, a raczej samodzielnie ów koniec zaprojektować. Kontynuacja myśli „wielkiej mentorki” została tu jednak poddana korekcie, której Sontag z pewnością by nie przyklasnęła: samobójstwo musiało jej się wydawać skrajną głupotą – ponad wszystko kochała życie, do ostatniej swojej sekundy wierzyła, że śmierć jej nie dotyczy.

Do przyjaciół

Wszystkie cechy modelowego przyjaciela – akceptacja, szczerość, bliskość, wyzbycie się egotyzmu – to także cechy stylu Nunez. Narratorka tworzy atmosferę intymności właściwą dla zwierzeń i opowiada swoją historię, ale opowiada też wiele innych historii, anegdot, opowiastek wtrąconych tak, jak wtrąca się nowy wątek na zasadzie luźnego skojarzenia w rozmowie przy kawie: o garbatej sąsiadce i jej synu, o starzejącej się pięknej kobiecie spotykanej na siłowni, o kocie właścicielki wynajmowanego mieszkania. To opowieść okraszona odwołaniami do literatury i kultury, pełna erudycji, pozbawiona za to moralizatorstwa i jakiejkolwiek oceny bohaterów. Po przyjacielsku.

Jednak siła twórczości Sigrid Nunez leży w umiejętności wyjścia ponad pokrzepiającą, „pięknie opowiedzianą historię” oraz w zdolności przełamania tego na poły sympatycznego, na poły elegijnego nastroju. Nunez raz po raz wytrąca czytelnika z katarktycznej ulgi, że to wszystko nie przydarzyło się jemu, z przyjemnego poczucia, że śmierć ubrana w opowieść przestaje budzić lęk. Pisarka nie pozwala zapomnieć, z jaką materią mamy do czynienia – z fikcją, z kreacją nieprzystawalną do doświadczenia, z językiem, który zawsze będzie się jedynie ślizgać po jego powierzchni: „Zapisujemy słowa, jak trzeba je zapisać, jedno po drugim, ale to nie jest życie, to nie jest śmierć, jedno słowo po drugim, nie, to nie jest właściwe. Nieważne, jak bardzo się staramy ująć najważniejsze rzeczy w słowa, to zawsze będzie próba tańczenia w chodakach jak na puentach. (…) Ale dlaczego wam to wszystko opowiadam?”.


Właśnie. Co tak naprawdę mamy wyczytać z historii o umierającym psie i o chorej na raka przyjaciółce? W tle historii przyjaciółek mierzących się ze śmiercią pojawia się postać profesora, który objeżdża świat z wykładami o apokaliptycznym przesłaniu. Jego misją jest uświadomienie ludzi, że katastrofa klimatyczna to nie hipoteza lub pieśń tajemniczej przyszłości, a teraźniejszość, która za chwilę zacznie ukazywać swoje potworne oblicze. Książka Nunez mimo parabolicznego, nieco baśniowego (szczególnie w przypadku „Przyjaciela”) stylu zyskuje za pomocą tego wątku wymiar na wskroś współczesny. Mówi o współczesnym wymiarze przyjaźni, ale w znacznie szerszym ujęciu również o współczesnym wymiarze literatury: żadna historia, nawet ta najbardziej kameralna, najbardziej intymna nie może dziś zostać opowiedziana bez szerokiego kontekstu. Każda śmierć zyskuje swój cień w postaci końca świata, który znamy. Żaden lęk nie może zostać ukazany bez jego nowej odmiany – podskórnego niepokoju o planetę, przyszłość i do niedawna abstrakcyjne pojęcie życia nie w kontekście jednostki, a całych gatunków, które nagle zyskało namacalny, skończony charakter, liczony w latach.

Nunez zdaje się sugerować, że przyjaźń może stać się poszukiwanym rozwiązaniem – jeśli nie na problemy planety, to na kwestię stosunku do nich. „Przyjaźń obiega ziemię i wzywa nas wszystkich, byśmy się obudzili i jeden drugiemu dawali radość”, pisał Epikur dwadzieścia cztery stulecia temu, ale właśnie teraz to przebudzenie wydaje się potrzebne jak nigdy. Podczas wykładów o nadchodzącej apokalipsie profesor nie pozostawia nadziei ani nie sugeruje możliwych rozwiązań systemowych, bo na nie jest już za późno. Bądźmy dla siebie serdeczni, mówi, bo to jedyne, co nam zostało: „Jedyny moralny, sensowny kierunek dla cywilizacji mierzącej się z własnym końcem: nauczyć się prosić o wybaczenie i odpokutować choć w minimalnym stopniu za potworne krzywdy, które wyrządziliśmy ludzkiej rodzinie, innym stworzeniom oraz naszej pięknej Ziemi. Kochać i wybaczać najlepiej, jak potrafimy. I nauczyć się żegnać”. Bądźmy dla siebie – ludzi, zwierząt – przyjaciółmi, bo to jedyne, co możemy zrobić w obliczu śmierci jednostkowej i tej wielkiej śmierci świata, który znamy; zacznijmy doceniać wartość pożegnania, ponieważ tylko ono nam zostało – mówi Sigrid Nunez w drobnych i smutnych historiach o ludziach i innych zwierzętach.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).