Było we mnie życie

9 minut czytania

/ Film

Było we mnie życie

Chantal Akerman

Ktoś mi jednak powiedział kiedy kręcisz filmy wkładasz w nie całą siebie. Nie wiedziałam tego bo nie znałam siebie, a już na pewno nie znałam swojej strony wszystko albo nic

Jeszcze 2 minuty czytania

Miałam dosyć wszystkich tych historii o ocalonych. Przez całe lata tylko o tym myślałam. W końcu miałam już dosyć. Naprawdę dosyć. Myślałam sobie że mieć dosyć to być może początek mojego zdrowienia, bo sama też byłam chora. I wciąż jestem. Moja choroba jest cykliczna i przewlekła. Codziennie biorę leki na nastrój. To choroba nastroju. Zresztą kiedy jestem w bardzo dobrym nastroju muszę być ostrożna. Muszę szybko pozbyć się tego dobrego nastroju w przeciwnym razie ja także pójdę do szpitala i mnie w nim zamkną. Jeżeli nie jestem w nastroju, w ogóle nie jestem w nastroju, nie mam na nic ochoty wtedy nikt mnie nie ogląda a ja nie oglądam nikogo więc mnie nie zamykają. Pomyślałam trochę naiwnie że jeśli będę miała dosyć myślenia o tych którzy przeżyli i o tych którzy nie przeżyli uleczę swój nastrój i chorobę ale potem przeczytałam że nie jest to możliwe, że moja choroba jest związana z niemowlęctwem, że jako niemowlę nie zauważyłam że mam ojca, to znaczy że być może moja matka nie pozwoliła mi tego zauważyć, to znaczy że matka i ja byłyśmy nadmiernie związane i że ta więź okazała się dla mnie fatalna. To nieprawda bo kiedy byłam dzieckiem zawsze mówiłam że chcę mieć męża takiego jak mój ojciec. Więc to nie była prawda ale to niczego nie zmieniało.
Nie chodziło o to że w mojej tkance była dziura, dziura którą ewentualnie można było załatać, tylko o to że sama tkanka była do niczego i nie dało się nic z tym zrobić. Więc mogę nadal myśleć o ocalonych i o tych którzy zginęli ale już o nich nie myślę, chyba że mój szwagier mi o tym przypomni. Albo ktoś inny. Albo coś innego.

Wszystko potrafi o tym przypominać nawet słowa lub rzeczy które mogą sugerować coś innego. I tych słów jest dużo, na przykład gdy ktoś mi mówi powietrze jest czyste albo gdy ktoś mi mówi że coś aż się roi od robactwa albo że jest kryzys i doda całkiem jak w ’33. Albo nawet o wiele bardziej niewinne rzeczy jednak w tej chwili nie mogę ich sobie przypomnieć, również słowo wspomnienie lub słowo pamięć. Ludzie mają teraz tyle zadań. Na przykład żeby rzucić palenie, a dym jako słowo również wywołuje we mnie skurcze. Albo nizina, albo ziemia.
To znaczy słów jest więcej, na przykład Boże Narodzenie i Nowy Rok, ale od nich dostaję skurczów innego rodzaju.
I ile gwiazd na niebie tak ja Mikołaju bardzo kocham ciebie, nawet słowo niebo czasami przyprawia mnie o dreszcze a przecież lubię niebo, lubię wszystkie nieba zwłaszcza gdy rozpościerają się szeroko. Lubię niebo tak bardzo że mogę godzinami leżeć na swoim łóżku w Paryżu patrząc w niebo.
Wszyscy mówią masz szczęście że z łóżka masz widok na niebo a ja się z nimi zgadzam.

W Nowym Jorku muszę wykręcać szyję żeby zobaczyć skrawek nieba mimo że mieszkam na Harlemie. Kiedy tylko znajdę się w Harlemie chcę wrócić do Paryża a po kilku dniach w Paryżu chciałabym pojechać gdzieś indziej, nawet do Harlemu ale też gdzieś indziej, ale tak naprawdę nie wiem gdzie. Jednak i tak pojadę. Tak, pojadę, bo zabrałam C. do Nowego Jorku i zrobiło się nieznośnie. Cierpiałam na bezsenność i płakałam przez cały czas. To było nie do zniesienia.

A przecież C. nakłaniała mnie do mówienia prawdy a ja mówiłam tak, tego właśnie chcę. To musi być dobre i naprawdę tego chcę. Ona chce dla mnie dobra i daje mi je. Mówiła mi wyjdź już z dzieciństwa, wystarczy.
Tak, wiedziałam że wystarczy ale mi się to nie udawało.
W każdym razie niezupełnie.
I przez większość czasu już w ogóle nic nie mówiłam. Odmawiałam, niekiedy próbowałam, ale źle.

Gdyby nie kwestia mówienia prawdy moja historia z C. zapewne nie trwałaby tak długo, jednak miałam wrażenie że tymi wszystkimi pytaniami odrywa mnie ode mnie samej i że to jest dobre.

Ale zamiast rzeczywiście mówić prawdę mówiłam złe słowa. Jej samej i mojej rodzinie mówiłam straszne rzeczy i to nie były słowa prawdy. To było tylko niszczenie. Byłam dumna, a potem żałowałam.
Niejasno rozumiałam że nie na tym polega mówienie prawdy i że można robić innym wyrzuty z dystansem i życzliwością, a wtedy nie będzie to okropne. Ale w momentach mojego fałszywego mówienia prawdy wypowiadałam tak okropne rzeczy że potem byłam od tego chora.
I znowu wpadałam w stan w którym to wszystko przeżuwałam i znów wszystko stawało się gniewem który powoli mnie zabijał.

Ktoś mi jednak powiedział kiedy kręcisz filmy wkładasz w nie całą siebie. Nie wiedziałam tego bo nie znałam siebie, a już na pewno nie znałam swojej strony wszystko albo nic. A po skończeniu filmu było tak jakbym nie zrobiła nic poza mgłą. Potrzebowałam wytwarzać mgłę. Naprawdę tego potrzebowałam ale moja tkanka w dalszym ciągu była do niczego.

Lubiłam robić filmy jednak kiedy inni ludzie mówili o mnie używając mojego imienia i nazwiska wiedziałam że mówią o osobie która w ich przekonaniu wytworzyła coś więcej niż mgłę, coś w rodzaju dzieła sztuki. Nie chciałam im zaprzeczać. Co to to nie. Nie chciałam im mówić że to tylko mgła więc nic nie mówiłam.

[...]

„Spotkania Anny”, „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela”, „Ja, ty, on, ona”, „Wieści z domu”, reż. Chantal Akerman

W domu wynajętym przez moją siostrę spędziliśmy Nowy Rok. Piliśmy szampana. Był tam basen ale moja matka oglądała go z daleka.
Czuła się zbyt słaba i nadal była przy niej pielęgniarka. Zapytała mnie jaki jest Nowy Jork. Fajny, powiedziałam.
Na pewno jest fajny i cieszę się że wykładasz na uniwersytecie, chociaż sama nie skończyłaś żadnych studiów. Nie jesteś zadowolona? Nie wiem. Ale mimo wszystko zamierzasz kontynuować?
Nie wiem. Nie wiesz? Nie wiesz. Nic nie wiesz.
A twoi studenci, twoje mieszkanie, jakie jest? Fajne.

Z długim korytarzem. Lubisz długie korytarze, zawsze umieszczasz je w swoich filmach. Tak a na końcu korytarza dwie sypialnie, jedna mniejsza od drugiej. Po lewej stronie dwoje drzwi, jedne do kuchni, drugie do łazienki z oknem, pomalowanej jasnoniebieską farbą.
W kuchni jest wszystko.
Lodówka.
Kuchenka gazowa z piekarnikiem.
Mikrofalówka.
Duży zlew. Zmywarka do naczyń.
Pralka.
Po drugiej stronie korytarza dwa pozostałe wejścia bez drzwi.
Naprzeciwko kuchni jadalnia.
Z czarnym stołem. I sześć czarnych krzeseł. Oraz czarny kredens.
Matka mówi dobrze że masz pralkę i kuchenkę mikrofalową. Tak. Dobrze. Ale dlaczego wszystkie meble są czarne? Masz przynajmniej sprzątaczkę? Od czasu do czasu, ale ona mówi po hiszpańsku. Musisz mieć sprzątaczkę przynajmniej raz w tygodniu. Zwłaszcza ty. Tak.

Na początku byłam w odmiennym stanie świadomości, a może właśnie w podstawowym. Byłam gotowa na wszystko, gotowa dawać a nawet brać. Potem ona nadal dawała ale ja już tego nie widziałam, chyba że czasami.
Nie chciałam już nic dawać, może tylko brzydką kanapę, najtańszą na całej ulicy. Stingy, skąpa, napisała mi kilka miesięcy później. Tak i nie. Chyba tak, to moja jedyna obrona.
Teraz tak myślę. Usprawiedliwiam samą siebie.
Ale prowadziłam wojnę, podstępną wojnę, zimną wojnę. Nie powinnam była.

Nawet teraz nie potrafię sobie wyobrazić co powinnam była albo co mogłam robić. Gdybym miała zacząć od nowa prawdopodobnie zrobiłabym to samo ale inaczej.

TekstDwa publikowane fragmenty pochodzą z książki „Matka się śmieje” Chantal Akerman (przeł. Agata Kozak), wydanej przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty i Wydawnictwo W Podwórku. Książka będzie towarzyszyć retrospektywie filmów Akerman na festiwalu Nowe Horyzonty, który wystartuje
12 sierpnia 2021. 
Tę kanapę z ulicy mijałam wielokrotnie. Stała na chodniku pod oknem wystawowym. Nawet ją wypróbowałam. Podobała mi się, podobała mi się coraz bardziej za każdym razem gdy ją mijałam.
W końcu powiedziałam chodź obejrzysz tę kanapę. Powiedziałam sklep jest okropny mają okropne meble ale w tej kanapie coś jest, nie wiem co ale nie jest zła, nie uważasz.
Jej brązowe małe oczy rozglądały się na wszystkie strony aż w końcu zatrzymały się na tej kanapie. Tak, też uważała że w sumie nie jest zła.
Kupiłyśmy ją.
Przyszła dostawa.
Wstawiłyśmy kanapę do pustego pokoju.
Byłyśmy zadowolone.
Razem lubiłyśmy tę kanapę.
Potem ona zamówiła masę rzeczy.
Otoczyłyśmy ją tą masą rzeczy pewnie po to żeby nie rzucała się w oczy.

W supermarkecie, tam gdzie wzięto ją za moją córkę nie znalazłyśmy cukru w kostkach. A ja nie mogłam wypić kawy bez kostki cukru. Wkładałam ją między zęby i sączyłam kawę. Wydaje mi się że moje trzy ciotki też robiły tak samo za swoich czasów.

Pewnego dnia ktoś zadzwonił do drzwi, to był dzień w którym mój słuch działał.
Wstałam, poszłam otworzyć.
Kurier z paczuszką.
Otworzyłam ją z udawanym entuzjazmem.
W środku był cukier w kostkach.

Zostało go jeszcze trochę kiedy wróciłam a jej już nie było i byłam z tego bardzo zadowolona. Lubię pić kawę z kostką cukru na języku lub między zębami.
Kawę piję w ten sposób. Nie lubię dodawać cukru do kawy.
Były też orzechy w czekoladzie, czekolada w proszku do picia, lubiła wszystko co słodkie.
A dzisiaj w Paryżu widziałem deser Danone z ryżem na mleku i greckie sery. Mało brakowało a bym trochę kupiła.
Przedtem kupowałam to wszystko dla niej i jeszcze budyń z karmelem, podawałyśmy go sobie z ust do ust.

Początkowo był to kataklizm z uczuciem pieczenia i egzaltacją.
Słowa, zawsze te same powtarzane bez przerwy, poznałam słowa miłosne starożytnego języka.
Tak wiele mówiłam. Nie powinnam była.
Tak, odżywałam.
Przestałam patrzeć na umieranie mojej matki.
Przestałam nie żyć.
Było we mnie życie.
Całe życie.
Pełne życie.

Przełożyła Agata Kozak