Nawalni
fot. Evgeny Feldman / CC BY-SA 4.0

32 minuty czytania

/ Obyczaje

Nawalni

Marcin Wicha

Kreml zrobił z telewizji podstawowe narzędzie swojej władzy. Na internet się spóźnił. A Nawalny już około 2005 roku przestawił się z ulotek na YouTube’a

Jeszcze 8 minut czytania

[17.01.2021]

Film trwa sześć sekund.
W samolocie z Berlina do Moskwy wszyscy zajęli już miejsca. Aleksiej przy oknie, Julia w przejściu. O takich ludziach mówi się „piękna para”. Takie pary zatrudnia się do reklam rodzinnych samochodów z napędem na cztery koła. W demokracjach liberalnych tak się prezentują mieszkańcy niektórych pałaców prezydenckich.

Jednak tego dnia żadne się nie uśmiecha, wyglądają mizernie. Julia patrzy prosto w obiektyw i mówi: „Chłopcze, przynieś nam wódeczki, lecimy do domu”. W tle słychać silnik samolotu. Przytoczona kwestia pochodzi z rosyjskiego filmu sensacyjnego „Brat 2”.

[Ten, którego imienia nie wolno wymawiać]

Putin i jego urzędnicy od lat starają się nie wymieniać nazwiska Nawalnego. Przyciśnięci do ściany, sięgają po skomplikowane omówienia, jakby liczyli, że peryfrazy pomogą ograniczyć wpływ NN na życie społeczne.

W bio na Instagramie Nawalny zebrał określenia używane przez Putina:

  • wspomniany obywatel,
  • pewien działacz,
  • ten pan,
  • wzmiankowana osoba.

Rosyjski internet miał z tego ubaw. Polityka przemilczania dała odwrotny efekt: Nawalny stał się jedną z najbardziej znanych osób w Federacji Rosyjskiej.

Kiedy w sierpniu 2020 roku dziennikarze próbowali ustalić moment otrucia, okazało się, że poranek Nawalnego został udokumentowany minuta po minucie, jakby każdy przechodzący właściciel smartfona postanowił zrobić zdjęcie i opublikować je w internecie.

(Oto Aleksiej w kawiarni na lotnisku. Co zamawia, kawę czy wodę? Kto przynosi, kto odkręca, kto miesza? Zwróćcie uwagę na zakrętkę! Patrzcie na wieczko, mieszadełko, cukier! A tutaj już pozuje komuś w drodze do samolotu. Blady czy tylko nam się zdaje?).

Oczywiście, rozpoznawalność nie oznacza jeszcze aprobaty ani zaufania. Badania Centrum Lewady przeprowadzone wczesną wiosną 2021 roku pokazały, że działalność Nawalnego pochwalało niecałe 20% respondentów, 56% było przeciw. Drugie „oczywiście”: sondaż dotyczący uwięzionego polityka zawsze jest obarczony błędem, przytłoczony strachem, zniekształcony moralnym dyskomfortem, resentymentem, niechęcią.

Jedno nie ulega wątpliwości: miejski aktywista, który piętnaście lat temu rozklejał ulotki na moskiewskich podwórkach, stał się głównym zagrożeniem dla systemu. Arcywrogiem, anty-Putinem i Voldemortem Kremla.

[Człowiek z internetu]

Zaraz na początku pierwszej kadencji Putin przejął największą komercyjną stację telewizyjną NTW. Do biur holdingu wkroczyli mundurowi w maskach, wywłaszczony oligarcha uciekł za granicę. Cała operacja trwała kilka tygodni (warto o tym pamiętać, patrząc na ślamazarne wysiłki polskich naśladowców) i wkrótce Kreml zrobił z telewizji podstawowe narzędzie swojej władzy.

Natomiast internet przegapił. Na internet się spóźnił. To był błąd. Nic, czego nie dałoby się naprawić, ale jednak błąd. Musiało minąć kilka lat, zanim władza w pełni doceniła zagrożenia i możliwości, jakie daje nowe medium.

Nawalny już około 2005 roku przestawił się z ulotek na YouTube’a. Zasiedlił media społecznościowe. Nauczył się wydobywać informacje z baz danych, archiwów sądowych, zagranicznych hipotek i rejestrów, układać strzępki informacji, znajdować drobne niedyskrecje, niezatarte ślady głupoty, buty i próżności. Co kilka miesięcy publikował reportaże śledcze na temat majątków zgromadzonych i ukrytych przez ludzi Putina.

Przez te lata zdobył też umiejętności profesjonalnego youtubera. Albo lepiej: stał się kimś w rodzaju Johna Olivera w jego najlepszych odcinkach, z tą różnicą, że po programach Johna Olivera ludzie nie wychodzili na ulicę.

Informował i komentował (nieszczególnie dbając o rozdzielenie tych zajęć), gromił putinowską partię „złodziei i łobuzów”. Nie skąpił nawiązań do popkultury. Napędzała go ironia zmieszana z furią. (Ulubiona kreskówka Nawalnego? „Rick i Morty”).

Zawsze dobrze przemawiał. Czuł rytm wypowiedzi – nigdy za długo – nigdy za krótko – utrzymać kontakt wzrokowy, komponować refren i zwrotki, przełamać nastrój, przeplatać żarty z powagą. Umiejętnie spuentować grafiką dostosowaną do wielkości ekranu.

Nagrania Nawalnego należały już do epoki posttelewizyjnej. Obraz zawsze był zoptymalizowany na urządzenia mobilne. Starannie skomponowany i uproszczony. Skoncentrowany na detalu, z krótką ogniskową ustawioną na jeden obiekt, jeden plan, jedną postać widoczną na ekranie komórki.

Jak brzmiało słynne wezwanie? „Nie palcie komitetów, róbcie zasięgi”? Trzy lata temu po raz pierwszy przecięły się dwie linie wykresu i okazało się, że więcej wyborców czerpie wiadomości z internetu niż z telewizji. To w jakimś stopniu przesądziło o dalszych losach założyciela Fundacji Walki z Korupcją.

[Zamach]

Wcześniej śledzili, zatrzymywali i wypuszczali, oblali zieloną farbą, uszkodzili mu oko. Była też tajemnicza choroba, gdy siedział w celi aresztu. Kilka innych niepokojących epizodów.

20 sierpnia 2020 roku spróbowali go otruć. Nowiczok zadziałał po kilku godzinach. W samolocie z Tomska do Moskwy Nawalny źle się poczuł. To eufemistyczne określenie: umierał, krzycząc. (Oczywiście ktoś to nagrał i wrzucił do internetu).

Nawalnego uratowało – później sam zwrócił uwagę na zawartą w tym fakcie ironię – że tamtego dnia wszyscy działali według procedur. Jak nie w Rosji. Pilot skierował samolot na najbliższe lotnisko w Omsku. (Tomsk / Omsk – pułapka na zagranicznych dziennikarzy). Na pas podjechała karetka. Ratownicy, widząc mężczyznę w konwulsjach, podali atropinę. W ten sposób uratowali mu życie, jednocześnie stawiając w kłopotliwej sytuacji Federalną Służbę Bezpieczeństwa oraz personel Miejskiego Szpitala nr 1.

[Omsk do wieczności]

Oto depesze z 21 sierpnia 2020:

Czwartek 14:00: Julia dociera do szpitala. Nie zostaje wpuszczona do męża, ponieważ nie przywiozła ze sobą świadectwa ślubu – 14:30: Julia Nawalna rozmawia z ordynatorem – 15:30: Julia wpuszczona do męża – 17:20: Francja gotowa przyjąć Nawalnego na leczenie. Lekarze z Omska informują, że stan chorego nie pozwala na transport – 21:50: Nawalny w komie. Rosyjskie Ministerstwo Zdrowia zapowiada zwołanie konsylium – Piątek 08:30: Do Omska przylatuje medyczny samolot z Berlina. Miejscowi lekarze nie wyrażają zgody na transport – 08:40: Ordynator ogłasza, że miejscowi lekarze potrzebują kolejnych 48 godzin, żeby postawić diagnozę – 10:00: Ordynator ogłasza, że Nawalny nie został otruty – 10:15: Rodzina Nawalnego apeluje o pomoc do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – 12:15: Wciąż nie ma diagnozy – 13:45: Rzeczniczka Nawalnego podaje, że „samolot medyczny, który czeka na lotnisku w Omsku, jest wyposażony lepiej niż omska stacja pogotowia ratunkowego. W samolocie Aleksiej będzie bezpieczniejszy niż tutaj” – 13:50: Oleg Nawalny, brat: „Nawet na drezynie będzie bezpieczniej go stamtąd zabrać” – Tego dnia Julia zwraca się bezpośrednio do Putina – Nie prosi, domaga się zgody na transport męża –

W miejscu kresek – można sobie wyobrazić wykres EKG – albo brudne korytarze z tłumem dziennikarzy – pokój ordynatora, gdzie zebrali się mężczyźni w fartuchach zarzuconych na pagony – telefony, instrukcje, co z tym zrobić, czekać, niszczyć dowody, grać na zwłokę.

Albo po prostu bezsilność i strach. Bezradność, którą odczuwają świadkowie, widząc, że państwo właśnie kogoś morduje. Zabija bez wyrzutów sumienia i bez szczególnego gniewu. Raczej z poczuciem spełnionego obowiązku, z podkładką na wszystko i odpowiedzialnością rozlaną jak wrzód.

Następnego dnia samolot odlatuje do Berlina. Nieprzytomny Nawalny podróżuje w specjalnej kapsule (horyzontalny kształt w batyskafie z pleksi).

Odzyskuje przytomność po wielu dniach. Nie rozpoznaje nawet Julii. Lekarze z Charité nie chcą podać prognoz dotyczących układu nerwowego i mózgu. O szansach na powrót do zdrowia mówią niechętnie. Niewiele osób przetrwało otrucie nowiczokiem, więc brakuje materiału do porównań.

Jednak Nawalny wydobrzeje. W każdym razie na tyle, żeby wrócić do Rosji. Żeby oboje wrócili do Rosji.

[Żona dekabrysty]

W rosyjskiej Wikipedii hasło o Julii Nawalnej jest dość lakoniczne. Matka, ojciec, szkoła, uniwersytet, pierwsza praca. Możemy przeczytać, że z Aleksiejem poznali się na wakacjach w Turcji, młody prawnik i młoda ekonomistka. Pobrali się w 2000 roku i wkrótce przyszły na świat dzieci: dziewczynka i chłopiec. Idealna historia z życia klasy średniej.

Od 2007 roku Julia Nawalna jest najbliższą i pełnoetatową współpracowniczką swojego męża. Wikipedia ujmuje to w następujących słowach:

Obserwatorzy podkreślają, że nigdy nie próbowała się pozycjonować jako niezależna postać: Julia zawsze postępuje jak oddana żona i towarzyszka („żona dekabrysty”), gotowa do ostrych wypowiedzi i zdecydowanych działań w sprawie męża, ale niezaangażowana bezpośrednio w politykę.

(Stężenie patriarchatu jeszcze wzrośnie, ale zatrzymajmy się na określeniu „żona dekabrysty”).

Gdybyśmy, zamiast czytać, oglądali tę historię na YouTubie, połowę ekranu powinien teraz wypełnić sztych przedstawiający plac Senacki w grudniu 1825 roku. Zimowy dzień, gdy młodzi oficerowie elitarnych pułków, synowie najlepszych rodzin, podjęli dość nieudolną próbę buntu.

Szlachetność i nieudolność – sprzężenie, które często określa praktyki demokratycznej opozycji. Również fraza o „wychodzeniu na plac” wraca w różnych historycznych epokach.

Wtedy też pomoc nie nadeszła. Czworoboki powstańców rozbiła salwa artylerii. Kilku przywódców zginęło na szubienicy. Innych czekała katorga.

Jurij Łotman pisał o tych, których ominęły represje.

(…) ci, w Petersburgu, którzy jeszcze wczoraj prowadzili z dzisiejszymi zesłańcami rozmowy o wolności i którzy teraz wiedzieli, że chroni ich tylko przypadek, że w ciągu minuty wszystko się może zmienić i ten, kto siedzi w swym petersburskim gabinecie, może się znaleźć na katordze, zakuty w kajdany – ci się przestraszyli. Dziesięć lat strachu i społeczeństwo ulega degradacji: mężczyźni zaczynają się bać, pojawia się całkowicie inny człowiek – «zamknięty» człowiek czasów mikołajowskich. (…).
Kobiety okazują się bardziej niezłomne niż mężczyźni. Są silniejsze duchem, nie boją się, [dobrowolnie] jadą na Sybir w strasznych warunkach. W Petersburgu uprzedzają je, iż wszystkie dzieci zesłańców, urodzone na Sybirze, nie będą zaliczone do szlachty, lecz do stanu chłopskiego. Straszono je, że będą bezbronne wobec katorżników-kryminalistów, później jednak dekabrystki będą wspominać, że urzędnicy są o wiele gorsi od przestępców: wśród nich są ludzie – wśród urzędników prawie ich nie ma (Jurij Łotman, „Rosja i znaki”, przeł. Bogusław Żyłko).

Aleksiej i Julia Nawalni / fot. Evgeniy Isaev, CC BY 2.0Aleksiej i Julia Nawalni / fot. Evgeniy Isaev, CC BY 2.0

[17.01.2021]

Aleksiej i Julia zajmują miejsca w samolocie. Aleksiej zaraz włączy laptopa. Julia patrzy w obiektyw, mówi do nieobecnego stewarda to swoje: „Wódeczki nam przynieś”. Żona dekabrysty, Jelena Bonner XXI wieku, Eurydyka, która wyciągnęła swojego Orfeusza z Omska, odgrywa przed kamerą scenę z filmu „Brat 2”.

Wchodzi w rolę prostytutki Daszy (pseudonim: Marilyn). Rosjanki, która popełniła serię życiowych błędów, wzięła ślub z Amerykaninem, wpadła w nałóg i trafiła w ręce czarnoskórego – jakże inaczej – alfonsa. Ocalił ją dopiero Daniła Bagrow (w tej roli Siergiej Bodrow, rosyjski James Dean). Teraz oboje rzucają imperium dekadencji i zbrodni, żeby wrócić do domu. Zza kadru dobiega pieśń „Good bye, America”.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, trudno o bardziej niedopasowany cytat. A może przeciwnie?

W tamtych tygodniach rzecznicy Kremla wymyślają nowe określenie, mówią o Nawalnym: „berliński pacjent”.

Berliński pacjent. Zdrajca na niemieckiej smyczy, zaprzaniec na wrażej kroplówce, polityczny bankrut utrzymywany przy życiu przez obce służby zdrowia.

Aluzja do starego melodramatu z Ralphem Fiennesem w roli głównej uderza w największą przewagę Nawalnego, w umiejętność snucia opowieści. Zamienia dramat w dramę, charyzmę w aktorstwo, aktorstwo w gwiazdorzenie. Sączy myśl, że to tylko scenariusz, napisany obcym alfabetem i zainscenizowany przez wrogów Rosji.

Nawet bez propagandowej ofensywy Nawalny musi wiedzieć, że polityczni emigranci rzadko mają okazję wpływać na bieg wydarzeń w Rosji. Przypadek Lenina stanowi raczej wyjątek.

Julia wciela się w Daszę, żeby ludzie w jej mężu zobaczyli Daniłę Bagrowa. Już nie przedstawiciela elit, wyniosłego dekabrystę (z szyją szlachetną Rylejewa), nie dekadenta z hollywoodzkiego romansu, ale swojaka. Zabijakę, który odstrzelił czeczeńskiego bandziora, wybił ukraińską mafię, a na koniec rozpirzył pół Stanów Zjednoczonych.

[„Kęsim, kęsim Ameryce” i inne cytaty]

Krytyczka Marija Kuwszynowa pisze, że dwadzieścia lat temu recenzenci przyjęli ten film

nawet nie wrogo, lecz z obrzydzeniem. Pierwszemu „Bratu” dostało się za „czarnodupą gnidę” i „Żydów to ja coś nie bardzo”. Wyglądało, jakby w drugiej części [reżyser Aleksiej] Bałabanow postanowił jeszcze bardziej się podłożyć.

„Brat 2” wszedł na ekrany czternaście lat przed aneksją Krymu, ale zdumiewa liczbą obelg pod adresem Ukraińców. (Może gdybyśmy uważniej oglądali rosyjskie filmy sensacyjne, późniejsze wydarzenia mniej by nas zaskakiwały). Oprócz okrzyków „banderowcy” i „zapłacicie mi za Sewastopol” zapada też w pamięć monolog taksówkarza z Brighton Beach:

 – A gdzie twoja ojczyzna, synku? Gorbaczow oddał twoją ojczyznę Amerykanom, żeby samemu przyjemnie pożyć. A teraz twoja ojczyzna przesrała dwie wojny i Krym. Sprzedała rosyjskich ludzi w Pribałtikie i Serbów na Bałkanach.

Marija Kuwszynowa pisze dalej:

To nie Bałabanow w „Bracie 2” wymyślił naftowy patriotyzm czasów Putina. On tylko pierwszy poczuł na sobie i opisał to, co wkrótce miało się zmaterializować i przyjąć dużo bardziej odstręczające formy (…). Na oskarżenia o ksenofobię reżyser do końca życia odpowiadał, że nie on wypowiada kwestie, tylko bohaterowie, a ludzie w ogóle tak mówią, często nie mając na myśli niczego konkretnego.

Swoją drogą, „Brat” jest bardzo dobrze napisany. Dialogi zbudowano z topornych zdań, słów rzucanych jak przekleństwa. Z warknięć i pomruków. Są to zdania ludzi, których nikt nie słucha, więc oduczyli się mówić. Zresztą o czym tu gadać, strzępić język po próżnicy. Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Kiedy trzeba, bohaterowie wynajdują w pamięci porzekadła, pokraczne przysłowia, karciane odzywki, przyśpiewki, zasłyszane strzępy cudzej mowy, stare slogany, które brzmią na pół wzniośle, a w trzech czwartych szyderczo.

Z takiego języka powstał Putin. Do dzisiaj się nim posługuje. Katuje słuchaczy dziwacznymi porzekadłami, raz po raz rzuca jakieś „obiecanki cacanki” albo idiomy o topieniu w sraczu. Tylko Nawalny – oboje Nawalni – potrafią mu ten język odebrać. Wykorzystać do swoich celów. Zaprawić dodatkową ironią. Być dekabrystami i (post)radzieckimi ludźmi jednocześnie.

[Zły Nawalny]

Może on też, jak bohaterowie Bałabanowa, nie miał na myśli niczego konkretnego, ale w internecie krąży sporo ksenofobicznych wypowiedzi Nawalnego. O mieszkańcach Kaukazu, o Gruzinach. W ofercie nie brakuje też homofobii.

Rosyjska władza – nagle wyczulona na przejawy nietolerancji – zadbała, żeby liberalna opinia Zachodu poznała najbardziej wyraziste zdania Nawalnego. Pod wrażeniem zebranych cytatów Amnesty International początkowo odmówiła mu statusu więźnia sumienia.

W tym samym czasie w Rosji zaatakował demokrata Grigorij Jawliński:

Polityczna orientacja Nawalnego to populizm i nacjonalizm… Demokratyczna Rosja, szacunek dla człowieka, wolność, życie bez strachu i bez represji są rozbieżne z polityką Nawalnego. To zasadniczo różne kierunki.

Poza tym – ciągnął Jawliński – Nawalny wyprowadza młodzież na ulicę, nie dbając o konsekwencje, ofiary i złamane życiorysy. W ostatecznym rachunku nawet jego antykorupcyjne publikacje należy uznać za szkodliwe, ponieważ nie prowadzą do ukarania winnych, a służą jedynie „rozniecaniu społecznej wrogości”.

Publikowanie podobnych opinii, kiedy Nawalnemu groziła śmierć, a w najlepszym razie długie lata obozu, zrobiło w Moskwie fatalne wrażenie, jednak zasadnicze pytanie pozostaje otwarte. Kim byłby polityk Nawalny, gdyby w Rosji odbywały się wolne wybory: nacjonalistą? demokratą? libertarianinem? prozachodnim liberałem?

Ale tego się nie dowiemy, ponieważ Nawalny nie kandyduje. Siedzi w obozie.

[Nie klikać]

To jeden z tych linków, w które lepiej nie klikać, więc zawsze się to robi, a potem żałuje. Na ekranie Aleksiej Nawalny i duży napis „dyplomowany nacjonalista”. Rok 2007:

– Dzień dobry! Dziś porozmawiamy o walce z robactwem. Nikt z nas nie ma gwarancji, że do domu nie wlezie mu karaluch [powiększenie ociekającej paszczy] albo nie wleci mucha [zbliżenie owadzich oczu]. Każdy wie, że na muchę najlepsza jest packa, a na karalucha kapeć [Nawalny demonstruje oba przedmioty]. Ale co, gdy karaluch okaże się zbyt duży [na ekranie pojawia się zdjęcie Basajewa i brodatych Czeczenów w polowych mundurach], a mucha zbyt agresywna? [Teraz do studia wdziera się karykaturalna postać w czerni, gasną światła, słychać strzał, a kiedy znów robi się jasno, widzimy Nawalnego nad nieruchomym ciałem]. W takim wypadku polecam pistolet – kończy „dyplomowany nacjonalista”.

Pojawia się plansza końcowa: „Zezwolić na posiadanie broni palnej”.

[17.01.2021]

Czternaście lat później, w styczniu 2021 roku tysiące ludzi sprawdzają Flightradar24.com. Nawalny wreszcie wraca do domu, domyka pętlę.

Dzięki śledztwu grupy Bellingcat wiadomo już, jak próbowano go zabić. Kto go obserwował, kto się wkradł do pokoju hotelowego w Tomsku, a kto zacierał ślady. O wynikach dochodzenia poinformował sam Nawalny. Słowa „równo o siódmej rano zacząłem dzwonić do swoich zabójców” zapewne wejdą do historii internetu. Nagranie rozmowy, podczas której niedoszła ofiara udawała przedstawiciela administracji prezydenta, jest hitem YouTube’a (i ma angielskie napisy).

Ale co on zeszłego lata robił w Tomsku? Pojechał w sprawie wyborów 2021. Czy to znaczy, że będzie kandydował? Oczywiście, że nie. Tylko raz Nawalny został dopuszczony do udziału w wyborach, w liberalnym roku 2013 startował na mera Moskwy. Zajął drugie miejsce z niepokojąco dobrym wynikiem, więc władze nigdy już nie powtórzyły tego błędu. Wystarczył jeden wyrok skazujący, by Nawalny stracił bierne prawo wyborcze. Nie uzyskał też zgody na rejestrację własnej partii.

[Narodziny kolejnej kadencji]

We wrześniu 2021 roku partia Putina wygra wybory do Dumy.

Część mandatów podzielą między siebie partie nazywane „systemowymi”. Można wśród nich znaleźć relikty polityki lat 90. Koncesjonowanych komunistów Ziuganowa, koncesjonowanych liberałów Żyrinowskiego, czasem nawet koncesjonowanych demokratów z partii Jabłoko.

Reszta miejsc przypadnie na okręgi jednomandatowe, gdzie będą mogli startować także kandydaci niezależni. Albo i nie. Według portalu „Ważnyje istorii” przez ostatnie lata, pod różnymi pretekstami, władze nie dopuściły do wyborów 120 tysięcy kandydatów.

Fałszerstwa, podrzucanie głosów, wielokrotne głosowanie, podkręcanie wyników są tylko ostatnim szlifem. Sztuka wygrywania wyborów polega na mozolnej budowie państwa, w którym władza nie może przegrać.

Jednak nawet takie, zawczasu rozstrzygnięte, regulowane wybory są wstrząsem dla systemu. Próbą sił dla niższych i wyższych funkcjonariuszy. Przepychanką na wszystkich piętrach władzy. Rywalizacją jednostek, frakcji, grup wpływów.

Jakby nie starczało tych problemów, trzeba się jeszcze użerać z wyborcami. Dopilnować, żeby poszli, wrzucili, skreślili, gdzie trzeba, nie wycięli jakiegoś numeru. Trzeba mobilizować, straszyć, obiecywać, rozbudzać nadzieje, krzesać entuzjazm, a potem jakoś sobie radzić z uwolnionymi emocjami, od nowa chłodzić nastroje, obniżać oczekiwania, uspokajać, gasić. Trochę to przypomina czarnobylskie eksperymenty z rdzeniem reaktora. Zawsze coś się może wyrwać spod kontroli.

[Smart głosowanie]

Nawalny nie może kandydować, ale znalazł inny sposób, żeby rozchwierutać system. Swój wynalazek nazwał „inteligentnym głosowaniem”. Oto definicja według portalu meduza.io:

Inteligentne głosowanie to strategia protestacyjnego głosowania opracowana przez sztab polityka Aleksieja Nawalnego. Zachęca wszystkich, którzy nie chcą głosować na kandydata partii władzy, żeby oddali swoje głosy na jego najsilniejszego konkurenta.

Kto jest tym konkurentem, rozstrzyga sztab Nawalnego: z reguły jest to przedstawiciel partii, której kandydat w poprzednich wyborach zajął drugie miejsce w danym okręgu wyborczym. Inteligentne Głosowanie zostało uruchomione w listopadzie 2018 roku. Już półtora tygodnia później Roskomnadzor (…) zaczął blokować jego stronę internetową.

Sposób budzi wątpliwości wśród bardziej pryncypialnych opozycjonistów. Głosowanie legitymizuje imitację wyborów. Czasem prowadzi do poparcia dziwnych postaci o mrocznych poglądach.

„Inteligentne głosowanie” brzmi jak urywek sloganu reklamowego. (Inteligentny biznes. Inteligentny dom. Inteligentny ogród). Przypomina, że w innym świecie, albo w innych czasach, Nawalny mógł pozostać przedsiębiorcą z kapitalistycznych czytanek. Bohaterem motywujących prezentacji. Jest przedsiębiorczy, kreatywny i dynamiczny, potrafi działać niekonwencjonalnie, znaleźć wyjście tam, gdzie inni zobaczą już tylko ścianę.

[Rysy na torsie]

Władimir Putin nie ma jeszcze siedemdziesięciu lat, w Święto Chrztu Pańskiego obmywa się w przerębli, latem hula po tajdze. Jego twarz staje się z wiekiem coraz gładsza, a specjalnie zmieniona konstytucja gwarantuje kolejne kadencje. Jednak nawet Putin nie robi się młodszy i coraz częściej słychać słowo „sukcesja”.

Dla władzy prawdziwe kłopoty zaczęły się w 2018 roku, twierdzi politolożka Jekaterina Szulman. To wtedy opadła fala entuzjazmu wywołana aneksją Krymu. Rząd przeprowadził niepopularną reformę emerytalną (nigdzie na świecie politycy nie radzą sobie z wydłużaniem się życia obywateli). Nasiliły się lokalne protesty, izolowane, raczej niegroźne, ale niepokojące.

Sierpień 2019 roku też okazał się burzliwy. Władze nie dopuściły niezależnych kandydatów podczas wyborów miejskich w Moskwie i Petersburgu – i nagle tysiące ludzi wyszły na ulice obu miast. Tego roku protest odmłodniał: większość uczestników urodziła się już pod rządami Putina. Młodzi uznali czterdziestolatka Nawalnego za swojego lidera. Demonstracje zostały stłumione przez policję. Brutalniej niż zwykle.

Wiosną 2020 wybuchła pandemia, a latem zaczęły napływać informacje z Białorusi. Aleksander Łukaszenka zawsze był prymusem na kursie przeprowadzania wyborów. W 2020 roku szczególnie się postarał, zawczasu eliminując możliwych konkurentów. Jednak nawet jemu zdarzyło się coś przeoczyć i najspokojniejszy dotąd kraj byłego ZSRR ogarnęła rewolucja. Łukaszenkę uratowała tylko lojalność wojska i policji. Kreml odczytał ten morał.

Dlatego powrót Nawalnych nie mógł się skończyć dobrze. Nie zostało już miejsca na żaden optymistyczny scenariusz, nawet na przywrócenie chwiejnej równowagi sprzed pół roku.

[17.01.2021]

Samolot ląduje w Moskwie. Nawalny udziela ostatniej wypowiedzi dla mediów. Jak zawsze umie znaleźć właściwy kadr. Teraz ma za sobą podświetlany plakat z widokiem placu Czerwonego: błyszczące cebule cerkwi na tle granatowego nieba. Zabierają go natychmiast po przejściu przez kontrolę paszportową. Z terminala Julia wychodzi sama. Wygłasza kilka zdań do dziennikarzy i zwolenników, którym udało się dotrzeć na lotnisko. Jest zimno. Zwolennicy klaszczą i skandują.

[Czystka]

Określenie „czystka” figuruje w słowniku z lat 30. Przykładowe użycie:

Partia przeprowadziła szeroką kampanię na rzecz walki z biurokracją, dając sygnał do czystki partii, związków zawodowych, organizacji spółdzielczych i radzieckich z elementów obcych i zbiurokratyzowanych.

Na Zachodzie określenie „wielka czystka” jest stosowane do opisania kulminacji stalinowskiego terroru. Według ostrożnych szacunków zginęło wtedy milion trzysta tysięcy osób. Lęk, że to może wrócić, zapisuje się czterema cyframi: 1937. W internecie wystarczą dwie. Od dziesięciu lat każda fala represji przynosi ten hasztag. (Zobaczycie, zrobią nam 37. Idziemy w stronę 37. Już prawie 37. Czy to 37? Nie, to jeszcze nie 37. Tak, to już 37).

Pierwsza rozprawa odbywa się w Chimkach. To sprawia wrażenie wyrafinowanego szyderstwa, ale Nawalnego sądzą pod portretem Gienricha Jagody, głównego organizatora czystki 1937 roku.

Bądźmy precyzyjni: to nie jest oficjalny portret z białym passe-partout i honorową ramką, tylko fotografia wyciągnięta z Wikipedii i wklejona do tableau poświęconego historii kanału Wołga–Moskwa, który właśnie w Chimkach wpada do rzeki Moskwy. Szef NKWD, zasłużony organizator pracy niewolniczej, miał swój udział w tej inwestycji.

Na początek sędzia przyklepuje trzydzieści dni aresztu. Wkrótce potem inny sąd odwiesza stary wyrok za sfabrykowaną sprawę Yves Rocher (pamiątka z czasów, gdy Nawalny profesjonalnie zajmował się konsultingiem). Pretekstem jest fakt, że leżąc w komie, nie meldował się na policji. Ma teraz do odsiedzenia dwa i pół roku obozu.

Wysyłają go do kolonii w Pokrowie. Starzy zekowie łykają zaostrzone druty, byle tylko tam nie trafić.

A potem sądzą go jeszcze raz. Tym razem za zniesławienie weterana wojny. To jedna z zapasowych spraw, które czekają na odpowiedni moment, żeby wydłużyć odsiadkę.

Zeznaje z kolonii karnej, mówi do kamery. W moskiewskim sądzie reporterom udaje się sfotografować nieostry obraz w monitorze. Nawalnego niełatwo rozpoznać. Podczas głodówki organizm spalił większość tkanki, z której układają się rysy twarzy.

Władimir Putin odmówił gwarancji, że lider opozycji opuści więzienie żywy, podkreślając, że to nie on podjął decyzję o uwięzieniu Nawalnego, i zwracając uwagę na zły stan opieki medycznej w rosyjskich więzieniach

donosi „Guardian” w czerwcu 2021 roku.

Strażnicy w kolonii IK-2 nie czytają „Guardiana”, ale przekaz na pewno do nich dotarł.

[Insta z zony]

Na Instagramie Nawalnego co kilka dni pojawiają się nowe wpisy, jakimś sposobem przesyłane z obozu. Oto kilka urywków:

20.05.2021 (niecały miesiąc po zakończeniu głodówki):

W gruncie rzeczy więzienie sprzyja odczuwaniu szczęścia. Krótkotrwałego, ale wszystko jedno. Trzeba tylko umieć zrobić sobie święto.

Pogoda była cudowna. Otworzyłem okno – czort, że z kratą – zaparzyłem kawę, posmarowałem masłem kromkę białego chleba. Usiadłem na pryczy. Ugryzłem i popiłem z kubka. Mówię wam: gdyby istniało urządzenie mierzące szczęście, to żaden oligarcha jedzący śniadanie na jachcie, żaden gość restauracji Michelina nie doświadczyłby nawet jednej dziesiątej tej pełni szczęścia, jaką czułem. Jeden łyk wypiłem za wasze zdrowie, za wszystkich, którzy pomagali i wspierali.

25.05.2021:

Wczoraj rano przyszedł strażnik i zabrał mnie do pokoju, gdzie stał samowar! Nie żartuję. I filiżanki do herbaty. A prócz samowara był oficer śledczy do spraw szczególnej wagi z Głównego Wydziału Śledczego Komitetu Śledczego Rosji. Poinformował mnie, że w naszym ukochanym, umiłowanym kraju toczą się aż trzy nowe śledztwa w sprawach szczególnej wagi. Zajmuje się nim 21 śledczych najwyższego szczebla. A przestępcą we wszystkich trzech sprawach karnych jest Nawalny, Aleksiej Anatolijewicz.

Tylko sobie nie myślcie, że ja tu sobie siedzę pod celą, popijam herbatę i leniuchuję. Mój potężny syndykat zbrodni rośnie. Popełniam coraz więcej przestępstw. (...) W ogóle to jestem władcą marionetek i geniuszem świata przestępczego. Profesor Nawariarty.

2.06.2021 (po zatrzymaniach opozycjonistów):

Jeszcze raz wszystkim przypomnę: ta obrzydliwa i zakłamana władza jest także wyjątkowo tchórzliwa. Będzie pożerała ludzi po jednym, po dwóch, żeby wszystkich zastraszyć. (…) Oni się żywią naszym strachem. Nie karmcie ich.

4.06.2021:

W ciągu roku przydarzyło mi się wiele dziwnych wydarzeń. (…) Sami rozumiecie, że takie wydarzenia sprzyjają przemianie człowieka w jakiegoś osaczonego wilka. Który wszystkich nienawidzi, marzy o egzekucjach i więzieniach dla wrogów. Żeby zasnąć, liczy nie owce, tylko tych, których trzeba powiesić w pierwszym tygodniu po dojściu do władzy. Rozumiem takie emocje i – prawdę mówiąc – bałem się, że staną się dużą częścią mnie. Jednak plan był dokładnie odwrotny: trochę bardziej kochać i lepiej rozumieć wszystkich ludzi. Tylko nie pomyślcie, że jestem zwariowanym pacyfistą albo fanatykiem religijnym.

9.06.2021:

Znajdziemy rozwiązanie. Zmienimy się. Będziemy ewoluować. Dostosujemy się. Ale nie odstąpimy od naszych celów ani idei. Ten kraj jest nasz, innego nie mamy. Proszę, zostańcie z nami. Śledźcie to, co robimy, i wspierajcie nas. Naprawdę potrzebujemy wsparcia.

24.06.2021:

W więzieniu też pokazywali kongres Jednej Rosji. I mowę Putina. Wstrząsające widowisko: pełna sala hipokrytów, których partia rządzi od 20 lat. Przez te wszystkie lata całkowicie kontrolują Dumę i mogą przyjąć każde prawo. Przed nimi główny kłamca i hipokryta. Całe życie w nomenklaturze. (…) Od 1995 roku pracuje na Kremlu, od 22 lat ma nieograniczoną władzę. Mówi do bandy złodziei na sali:
– Chłopaki, są u nas szkoły, gdzie od dwudziestu lat nie było kapitalnego remontu!
A oni odpowiadają:
– Tak! Hańba, trzeba to naprawić!

(…) Gdzie się podziały petrodolary z ostatnich dwudziestu lat, że nie ma na remont szkół? A może jest jakiś związek między waszymi domami na Rublowce i w Londynie a faktem, że w 140-milionowym kraju jest tylko jeden szpital i jedna szkoła, którymi można się chwalić przed wyborami?

 
 
 
 
 
 
 

[Bilans]

Ktoś mi przysłał zdjęcie z 2011 roku. „Ależ razem mieli energię” – napisał.

Na scenie stali trzej przywódcy opozycji. Liberał Niemcow, kiedyś najmłodszy wicepremier nowej Rosji, teraz już nie taki młody, ale wciąż jeszcze chłopięcy i uderzająco sympatyczny. Obok Udalcow – chudy i posępny. Prawdziwy lewicowiec, bo zawsze wygląda, jakby był o coś wściekły. Wreszcie Nawalny, wtedy jeszcze nazywany „blogerem Nawalnym”, wschodząca gwiazda, moskiewski działacz i wróg korupcji.

Niemcow zginął od kuli. Udalcow dostał cztery lata obozu. Wyszedł w 2017 roku. Nawalny walczy o życie w kolonii karnej. Demonstracje w jego obronie kończą się masowymi zatrzymaniami. Struktury, te słynne, latami budowane „struktury Nawalnego”, fundacja, regionalne sztaby i oddziały, zostają wpisane na listę organizacji ekstremistycznych i ogłaszają koniec działalności.

[Ciągi dalsze]

To nie będzie w Moskwie i nie w Petersburgu. Ze studentami władza da sobie radę. A także z klasą kreatywną, członkami PEN Clubu, weteranami grup helsińskich, gwiazdami rapu, uczestnikami festiwali poezji, drobnymi biznesmenami. Ludzie, których boi się władza, nie mówią po angielsku, nie organizują happeningów i nie piszą zabawnych haseł na tekturach.

Władza nasłuchuje wieści z Syberii i Dalekiego Wschodu. Z jakiegoś kolejnego Chabarowska czy Nowoczerkaska. Z milionowych miast, o których rzadko się wspomina. Wielkich fabryk, przy których rosną blokowiska.

A tamto krąży. Rozpala się, przygasa, wybucha w nowych miejscach. (Każdego lata płoną torfowiska, a wtedy wiatr gna dym nad Moskwę). Następnym razem to będzie protest przeciwko nowemu wysypisku śmieci, obrona jakiegoś bazaru albo parku, gdzie mer postanowił zbudować cerkiew, akcja solidarności z aresztowanym gubernatorem, który wcale nie był taki święty. Albo po prostu furia po ogłoszeniu wyników głosowania.

Leonid Wołkow, współpracownik Nawalnego, próbował ostrzec władze. Kiedy się zacznie na dobre, nie będziecie już mieli z kim rozmawiać, z kim negocjować. Po unicestwieniu zalążków samoorganizacji zostanie tylko ślepy bunt. Pomyślcie o Libii i losie Kadafiego.

To rozsądny argument, ale czemu władza miałaby myśleć akurat o Libii? Można przecież spojrzeć na Egipt, Turcję, Iran, Chiny, Koreę, Mjanmę. Nacieszyć wzrok Hongkongiem, Mińskiem, zerknąć na Ujgurystan?

Niejasne okoliczności, nieustalone przyczyny, nieznani sprawcy. Czasy bez tych słów są historycznym wyjątkiem. To tylko krótkie wakacje od reguły.