Profetka
Mariola Przyjemska, „Laboratorium”, olej na płótnie, 2015

21 minut czytania

/ Sztuka

Profetka

Rozmowa z Tomaszem Fudalą

Przyjemska zadaje w swoich obrazach pytania jak anarchistka na demonstracji: dlaczego ktoś tu stoi? Dlaczego stoi tu ten wieżowiec?

Jeszcze 5 minut czytania

EWA MAJEWSKA: Spotykamy się, żeby porozmawiać o twórczości wybitnej, choć trochę zapomnianej warszawskiej artystki, Marioli Przyjemskiej. Z mojej perspektywy bardzo symptomatyczny był moment, kiedy zaprosiłeś Mariolę Przyjemską do udziału w wystawie Warszawa w Budowie w 2016 roku. Przyszedłeś do jej pracowni i oglądając wykonywane przez nią od wielu lat fotografie i obrazy wszystkich placów przebudowy w centrum Warszawy, powiedziałeś, że chciałbyś to pokazać. Jeśli możesz, opowiedz mi o tej sytuacji, bo mam wrażenie, że to jest jakiś pakt założycielski trwającego nadal etapu jej twórczości.

TOMASZ FUDALA: Kiedy zobaczyłem w pracowni obrazy Marioli, pomyślałem, że to jest świetna wypowiedź na temat wielkiego miasta, szczególnie do wystawy o mieszkaniu w Polsce. To była wystawa, na której pokazywaliśmy m.in. reprywatyzację w Krakowie, w tym na ulicy Smoleńsk, gdzie artystka wyrzucała rzeczy z mieszkania swoich rodziców, które zostało im odebrane... Pokazywaliśmy mieszkania w kontenerach w Poznaniu. Ale przede wszystkim że architekci sprzedali się rynkowi, przestali panować nad tym, co robią, nad dyscypliną, którą się zajmują. Stali się takimi PUMizatorami [od PUM – czyli powierzchnia użytkowo-mieszkalna – przyp. red.], czyli wyciskaczami metrów w mieszkaniach na sprzedaż. Podczas Warszawy w Budowie z 2016 roku pokazywaliśmy, że architektura jako dyscyplina w jakiś sposób się skończyła, stała się usługową dziedziną napędzającą kapitał, tworzącą mieszkania na sprzedaż, masowo kupowane przez fundusze inwestycyjne. W taki sposób rośnie Warszawa i inne metropolie, miasta się rozlewają, a drogie mieszkania są natychmiast kapitalizowane, czyli stają się właściwie formą pieniądza. Z drugiej strony to budujące się dynamiczne miasto wdzięczy się nowymi budynkami i przyciąga uwagę.

EM: Podnosisz w tym opisie kwestię utowarowienia...

TF: Dokładnie! Byłem bardzo poruszony tym, że Mariola Przyjemska, siedząc w swojej pracowni, właściwie jakby na dachu Warszawy, w takim punktowcu przy rondzie ONZ, widzi to wszystko i bardzo celnie obrazuje. Pokazuje różową, pastelową architekturę, w tym również coś jak metki, logotypy: na przykład szyldy banków...

EM: Piktogramy.

TF: Właśnie. Jeden bank, inny bank... ona pokazuje, że wszystko, co jest wokół niej, to w gruncie rzeczy pieniądz, tu nie ma już żadnego miasta, nam się tylko opowiada, że jest jakieś miasto dla ludzi, działają ruchy miejskie, i to wszystko kręci się wokół nas. Tymczasem Przyjemska widzi miasto rzeczy, miasto towarów, miasto artykułów na sprzedaż. Pomyślałem, że to niesamowicie celna diagnoza, uświadomiłem też sobie, że w badaniu architektury i miasta, jakie prowadzę od wielu lat, nigdy wcześniej nie spotkałem takich prac i są one absolutnie wyjątkowe.

EM: To było również moje wrażenie. Zobaczyłam obrazy Marioli bardzo szybko po wejściu na tę wystawę. To była zresztą bardzo dobra wystawa, ale ja z niej pamiętam przede wszystkim obrazy Przyjemskiej, które czytam jako alienację podniesioną do potęgi. Być może dzięki precyzyjnemu, intensywnemu medium, jakim jest malarstwo, udaje się jej ten efekt wyobcowania dodatkowo wzmocnić. Zgadzam się z tobą, że w kontekście jej obrazów nie tylko budynki, architektura, a nawet miasto jest towarem, ale okazują się nim również ludzie.

TF: Bardzo ważne jest dla mnie to, że przestrzeń, którą Przyjemska pokazuje, jest zamknięta. Nie jest dostępna dla niej jako artystki, tworzącej w jednym z ostatnich postsocjalistycznych budynków mieszkalnych starego typu w ścisłym centrum Warszawy. Cała ta nowa, budowana teraz przestrzeń miejska w Centrum jest dla niej i innych osób nieosiągalna, często jest biurem, ale na przykład w czasie pandemii – biurem pustym. Nie jest nasycona ludźmi, również dlatego, że powstaje tylko do celów reprezentacyjnych, jest produktem, co Mariola też widzi. Budowana jak błyskotka, gadżet ze stali i szkła, w sposób niezwykle wręcz nieekologiczny, jest rozpustna, również energetycznie, jest bardzo wymagająca finansowo.

Mariola Przyjemska, Untitled, 2004, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w WarszawieMariola Przyjemska, „Untitled”, 2004, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

EM: Dokładnie – ogrzanie takiej przestrzeni ze stali i szkła, podobnie zresztą jak ogrzanie kontenera, jest niebywale energochłonne i kosztochłonne.

TF: Tego typu nowoczesne budynki są więc ekologicznie kontrowersyjne. Z tej perspektywy jej socjalistyczny blok jest całkiem ekologiczny, nie wymaga tak wiele energii jak przestrzenie komercyjne. Jest jak skorupka, łatwo się nagrzewa i nie wymaga do tego skomplikowanej i niezwykle drogiej infrastruktury.

EM: Zastanawiam się, jak to jest, że te pozornie słodkie, pastelowe obrazki Przyjemskiej, wyglądające momentami jak opakowanie perfum czy czekoladek, wyłapują te skomplikowane mechanizmy późnego kapitalizmu i właściwej mu zabudowy: mechanizmy alienacji i utowarowienia? Złożone zjawiska polityczno-społecznych zostają wyrażone uderzająco precyzyjnie, intuicyjnie i jasno.

TF: Zgadzam się z tym opisem. Przyjemska robi z tych zjawisk taką niby-pocztówkę, coś małego, na pozór bezbronnego, pozbawionego rozmaitych dział i armat typowych dla sztuki krytycznej. Nie robi performansu czy krytyki tych form alienacji lub krytyki dydaktycznej, tylko stosuje rodzaj miękkiej perswazji. Jej obrazy spodobały się jednemu z deweloperów, więc weszła z nim w rozmowę i pokazała swoje prace w jednym z nowych budynków ze szkła i stali. Można powiedzieć, że Mariola Przyjemska używa takiego języka jak obrazowanie perswazyjne, bliskie ludziom, jest to jakaś miejska weduta, krajobraz przystępny, zrozumiały, niewymagający wyjaśnień.

EM: Oczywiście. W związku z tym, jeśli deweloper taki obraz kupi, to znajdzie się w posiadaniu jakiejś ironicznej pułapki, dokonanej bardzo sprawnie i ładnie demaskacji mechanizmów własnego działania.

TF: Mam również wrażenie, że krytyczność tych prac pojawia się w zestawieniu tych obrazów. One nie tworzą razem, czego można by się spodziewać, żadnego porządku. Pokazują rozpad miasta. To są takie odpryski...

Mariola Przyjemska, Echo, 2015Mariola Przyjemska, „Echo”, 2015

EM: Portret miasta w kryzysie.

TF: Takie strzępy. Czasem jest to widok z dołu, czasem z góry, jeszcze innym razem – en face. Nawet w perspektywie rezygnuje ze stabilności na rzecz rozchwiania. Innym razem jest to widok ruin za płotem, do którego artystka się wkrada. Jak przyjrzałem się tym obrazom i porozmawiałem z Mariolą, dowiedziałem się, że ona bardzo dużo chodzi, dzięki czemu ma naprawdę sporo obserwacji odnośnie do przebiegu i skutków przekształceń centrum Warszawy i Woli – dzielnicy, która jeszcze do całkiem niedawna była takim „dzikim Zachodem” [Wola faktycznie mieści się w zachodniej części Warszawy – przyp. red.] nieodbudowanym z ruin. Tu, gdzie rozmawiamy, na ulicy Pańskiej, siedzimy dokładnie za pierwszym blokiem zbudowanym koło Pałacu Kultury w 1958 roku, a dalej na Zachód przez wiele lat były ruiny. Mariola teraz patrzy na to, co dzieje się wokół – dodaje się bardzo dużo powierzchni użytkowo-mieszkalnych i biurowych na sprzedaż – ale też wściubia nos między te płoty, grodzenia i inne barykady współczesnych placów budowy.

Tomasz Fudala

jest historykiem sztuki i kuratorem w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Od 2009 roku organizuje festiwal Warszawa w Budowie poświęcony architekturze i politykom miejskim. Publikował w katalogach wystaw oraz książkach i czasopismach o sztuce i architekturze, m.in. „1:1. Monika Sosnowska”, Pawilon Polski, LII Biennale Sztuki w Wenecji (2007), „Anna Molska, Art in General”, Nowy Jork (2009); „Mister Warszawy. Architektura mieszkaniowa lat 60. XX wieku”, Warszawa (2012).

dr Ewa Majewska

jest feministyczną filozofką i działaczką. Pracowała na uniwersytetach: Warszawskim i Jagiellońskim, jak też przy projektach na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, IWM w Wiedniu oraz ICI Berlin. Jest autorką pięciu książek, w tym: „Feminist Antifascism. Counterpublics of the Common” (Verso, 2021) i „Kontrpubliczności ludowe i feministyczne”.

EM: Mam wrażenie, że Przyjemska czyni z malarstwa, traktowanego dotąd głównie jako prywatna, w jakiś sposób intymna forma sztuki, sztukę publiczną. W sensie nadanym temu określeniu przez Rosalyn Deutsche, która twierdzi, że jej specyficzną cechą jest renegocjacja podziału na to, co prywatne, i to, co publiczne. W mieszkaniówce, deweloperce, tym chaosie przebudowy Warszawy krytyczna dokumentacja miasta zaproponowana przez artystkę tylko z pozoru wydaje się lekkostrawna, w gruncie rzeczy działa jak ość w gardle gentryfikowanego miasta. Pytamy: dlaczego te ładne budynki są takie zimne? Czy chciałabym w tym mieszkać? Czy to faktycznie jest ładne? Za tymi prostymi pytaniami przychodzą te bardziej złożone: co daje mi prawo do opiniowania budynków w mieście? Czy to, że są własnością prywatną, zamyka możliwość ich stawiania? Gdzie przebiegają te granice? Co je legitymizuje? To już jest sytuacja, można powiedzieć, rewolucyjna.

TF: Przyjemska zadaje w swoich obrazach pytania jak anarchistka na demonstracji: dlaczego ktoś tu stoi? Dlaczego stoi tu ten wieżowiec? Moim zdaniem jej projekt można czytać jako anarchistyczny bunt wobec władzy kapitału w mieście: dlaczego ten budynek stoi w przestrzeni wspólnej, miejskiej, ale nie generuje dla nas wszystkich wartości? To jest w gruncie rzeczy najpoważniejszy problem architektury późnego kapitalizmu, z architekturą ikoniczną...

Mariola Przyjemska, Dobra zmiana, 2015Mariola Przyjemska, „Dobra zmiana”, 2015

EM: Tu pojawia się kwestia ciekawa z perspektywy teorii i historii sztuki, jakiś rodzaj metodologii anarchistycznego malarstwa, które zadaje pytania rujnujące ustalone hierarchie późnokapitalistycznej władzy. Miejskie obrazy Przyjemskiej są wyzwaniem, dla widzów i widzek, ale również dla urzędów, które się na to wszystko godzą. Przecież samo to, że deweloper ma słaby pomysł na ekologię czy wspólnotę, nie musi jeszcze prowadzić do tragicznych skutków, ale decyzja urzędu, zatwierdzająca taką czy inną patologię, już może mieć takie skutki.

TF: Mariola nie proponuje też prostego rozwiązania tej skomplikowanej sytuacji, jakiegoś łatwego wyjścia.

EM: W pewnym sensie pobrzmiewa w tym rozróżnienie, którym żył Paryż w 1968 roku, w tym Debord i sytuacjoniści, że to życie nie jest warte przeżycia, to więcej niż przetrwanie, a w tych narzuconych nam miejską polityką warunkach takim właśnie – niewartym – się staje. 

TF: Warszawa faktycznie staje się teraz miastem, w którym za wszystko należy zapłacić, gdzie te wielkie architektoniczne obiekty są towarami, które cały czas coś sprzedają, same też będąc rzeczami. W książce „Epoka spektaklu” Toma Dyckhoffa, w której wykorzystano teorię Deborda i poddano analizie m.in. współczesny Londyn, autor twierdzi, że te niebywale ekstrawaganckie współczesne wieżowce, rozlokowane niczym dekoracyjne błyskotki po współczesnych miastach, szybko nas rozczarowują. One się do nas wdzięczą, zachęcają do rozmaitych zakupów, ale w gruncie rzeczy nie zaspokajają naszych prawdziwych potrzeb, tylko te sztucznie podsycane przez rynek, wyłącznie konsumpcyjne.

EM: Czy problem z tymi budynkami nie jest podobny do odzieżowych logo? Mariola stworzyła w 1994 roku serię prac zatytułowanych „Metki”, monumentalnych powiększeń odzieżowych logo, czasem lekko „przechwyconych” [od sytuacjonistycznej strategii detournement, zmieniającej komunikat oryginału w subwersywny czy krytyczny sposób – przyp. red.]. Pracując nad analizą tych prac, sięgnęłam oczywiście po klasyczną już książkę Naomi Klein „No logo” z 2000 roku. Ciekawostka polega na tym, że Przyjemska była pierwsza! Wcześniej niż socjolożki i dziennikarki zorientowała się, że branding i marketing stały się epicentrum neoliberalnej produkcji wartości. Klein i inne autorki opisały to kilka lat później, ten proces przemieszczenia głównych miejsc wytwarzania zysku z produkcji przedmiotów w obszar logo – opakowań, metek, reklam, stylu życia... Moim zdaniem te elementy miasta, o których mówisz, są taką miejską wersją logo.

TF: Tak, faktycznie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ten kluczowy dla Marioli cykl „Metki” o kilka lat wyprzedza „No logo”, to niesamowite! Z tej perspektywy bardzo ważna jest też książka „Learning from Las Vegas” Roberta Venturi, Denise Scott Brown i Stevena Izenoura z 1972 roku, która pokazuje, że krajobraz amerykańskiej autostrady i tego, co przy niej stoi, a może tam stać wszystko, na przykład budynek w kształcie kaczki, jest paradygmatycznym przykładem zawłaszczenia architektury przez kapitalizm. Jeśli chcesz coś sprzedać, możesz zamienić cały budynek w logo czy symbol tego towaru. Pytanie zasadnicze brzmi: dlaczego właśnie tym mają stać się nasze miasta? Dlaczego właśnie taką przestrzenią dla budynków logo, budynków towarów stał się chociażby Londyn, gdzie nad Tamizą postawiono te budynki suszarki, budynki korniszony, budynki tarki do sera? Po co to wszystko? To pytanie zadają m.in. krytycy architektury: czy naprawdę było nam to potrzebne? Czy może świat architektury zwariował, sprzedał się? Jak pokazała słynna sprawa budów Zahy Hadid albo niektórych obiektów mieszkaniowych w Warszawie, często to wszystko budują niewolnicy, ludzie pozbawieni praw, w tym również pracowniczych. W Warszawie niektóre nowe bogate osiedla budowali robotnicy z Korei Północnej, których status prowokował wiele pytań.

Mariola Przyjemska, cykl „Metki”, od lewej: „Femina”, 1996; „Cola”, 1995–2021

EM: Ale wróćmy do artystki... W późniejszej odsłonie Warszawy w Budowie, w 2020 roku, pokazaliście z Natalią Sielewicz jej inne prace, z serii „Kosmetyki”. Dla mnie te przeskalowane obiekty z obszaru kosmetyki kolorowej – szminki, pudry, cienie do oczu czy flakony perfum, mają często wygląd wieżowców i innych budynków. W tych pracach artystka komponuje zamknięte koło współczesnej konsumpcji, na tych obrazach widzimy i te przedmioty pragnienia konsumenckiego i budynki towary, w których pracujemy lub mieszkamy, żeby móc je zdobyć...  „Kosmetyki” Przyjemskiej skupiają więc wszystkie elementy cyrkulacji pracy, wartości i neoliberalnego pragnienia, tak konsumpcyjnego, jak też właściwej późnemu kapitalizmowi produktywności... Mamy więc krótkie story neoliberalnego miasta z nawigującymi je pragnieniami... Mariola nie występuje przy tym jak klasyczna marksistka, z dystansu obserwująca wytwarzanie wartości, tylko jak jedna z osób uwikłanych w turbocyrkulację kapitału. Artystka, ale też konsumentka, jest częścią tej biopolitycznej, ideologicznej sytuacji. Ona sama używa makijażu, to od wielu lat jej swoisty znak firmowy, podobnie jak opakowania różnych perfum i pomadek. Mówi do nas z pozycji uwikłania, nie z zewnętrznego, archimedesowego punktu. W tym sensie może się wydawać nawet bardziej krytyczna niż klasyczne postaci sztuki krytycznej, które zachowują się, jakby nie były uwikłane w konsumpcję i gentryfikację.

TF: Mnie najbardziej fascynuje taka miękko-twardość tych gwaszy Marioli, składających się na cykl „Kosmetyki”. One są często zmonumentalizowane do form budynków, przypominają je, a my możemy tylko domniemywać, czy nimi są czy nie. Zdecydowaliśmy z Natalią Sielewicz, że pokażemy te prace na wystawie w 2020 roku, bo kojarzyły nam się właśnie z budynkami, artystka nie zaprzeczyła, a wręcz zgodziła się na taką interpretację, w myśl której niektóre z prac z tego cyklu przypominają wieżowce, nawet takie, które powstały później niż omawiane tu prace. Jedna z tych prac kojarzyć się może z wieżowcem Helmuta Jahna w centrum Warszawy, który powstał znacznie później niż obraz Marioli. Można wręcz sugerować, że praca ta była w jakiś sposób profetyczna.

EM: Podobnie było z metką „Frontfix” z 1996 roku, która konotuje przecież wydarzenia z czasów wojen w byłej Jugosławii, a dziś czytamy ją przede wszystkim jako aluzję do unijnej agencji ds. granic „Frontex”. Dla mnie te momenty „profetyczne” w twórczości artystek, nie tylko Marioli Przyjemskiej, ale na przykład również u Ewy Partum, są szalenie interesujące, wydają się sugerować jakiś typ wrażliwości, która pozwala dać wyraz pewnym trendom czy tendencjom faktycznie nieco wcześniej, niż one następują.

TF: Z pewnością w tej formie obrazów malowanych gwaszem te malutkie obiekty, na przykład szminki, zostały powiększone. Mariola wydobywa ich design, ich architekturę. Te opakowania często były tworzone przez wybitnych projektantów i artystów, i czasem też konotują postmodernistyczny przełom w architekturze i jego wiodące elementy. Klasyczny budynek architektonicznego postmodernizmu, „Oceanarium” w Baltimore, powstał głównie po to, by zatrzeć społeczne rozruchy, zająć przestrzeń konfliktu po zabójstwie Martina Luthera Kinga. Tak się zaczęła architektura ikoniczna. Ale – dlaczego ja myślę, że te Marioli „Kosmetyki” są czymś miękko-twardym? Z jednej strony szminka jest czymś miękkim, co można zetrzeć, nałożyć...

Mariola Przyjemska, Crusifiction, 2004 (Kosemtyki)Mariola Przyjemska, „Cruxifiction”, 2004 („Kosmetyki”)

EM: Oj, teraz czasem trudno ją zetrzeć...

TF: Tak, ale ulotność jest mimo wszystko wpisana w kosmetyki, również perfumy, które wyparowują, a tymczasem te budynki, podobnie jak opakowania kosmetyków, które je przypominają, są takie twarde, kanciaste, kojarzą mi się z kulturową męskością. Miasto też kreują zazwyczaj panowie w garniturach zatrudnieni w firmach, pracowniach czy korporacjach zdominowanych przez mężczyzn.

EM: Jak sam wcześniej zauważyłeś – jednocześnie obecny jest trend pasteli, łagodzenia kształtu, architektura idzie w kierunku, który może spodobać się kobietom, jest w niej miękkość. To jest podobne do klasycznej sytuacji neoliberalnych cięć socjalnych, którym towarzyszy zawsze jakaś sztuczna, surrealna wręcz narracja o trosce, na przykład nad dziećmi, które nagle trzeba chronić przed, chociażby, sztuką gejowską, a równolegle wycofuje się ze szkół wsparcie medyczne i psychologiczne albo zamyka przedszkola. Podobnie w architekturze, która dziś obiecuje nam pełnię realizacji siebie, a tymczasem alienuje nas w utowarowionym mieście w stopniu niespotykanym nigdy wcześniej. Teraz w domu nie możesz sobie po prostu mieszkać. W nowoczesnych mieszkaniach współczesnych deweloperów masz być bardziej sobą niż kiedykolwiek wcześniej, masz się rozwijać, wzbogacać, doświadczać pełni życia, być jakimś Supermanem czy Superwoman albo Superosobą własnego życia.

TF: Architektura tych wielkich osób projektujących musi zawsze „oferować story”, na przykład budynek kwiatek – budynek, który oczyszcza powietrze albo jedną ścianą łapie słońce. Często jest to ogromną ściemą, bo równolegle ten sam budynek zabija wody gruntowe. Oprócz tego, że dzięki pracom Marioli te tematy mogą się pojawić, to również, jak słusznie zauważyłaś, artystka pyta: co jest publiczne? I odpowiedź na to pytanie zabrzmi wstrząsająco, bo w dzisiejszym mieście nic nie jest publiczne. Rozmaite place, skwery i budynki to „fałszywe przestrzenie publiczne” albo jak mawiają architekci, „pozorne przestrzenie publiczne”. I to jest niesamowite. Przyjemska pokazuje to przez rozbijanie pozornej struktury tego miasta, punktowanie braków spójności. Zwraca zatem uwagę na to, że w mieście współczesnym wszystko jest utowarowione, wszystko jest prywatne, i w związku z tym nie ma w nim miejsca dla wielu osób. Te pozorne przestrzenie publiczne to na przykład placyk przed hotelem, z trzema donicami, w których rosną niebotycznie drogie, zmieniające się kwiaty, ale ja nie mogę tam zbyt długo postać ani przysiąść, bo od razu zostanę wyproszony. Jeśli będę chciał posiedzieć nieco dłużej przed siedzibą Frontexu na placu Europejskim, zostanę wyproszony, bo ten plac jest monitorowany, pod nadzorem.  

EM: Podczas performansu kilka lat temu kolega został tam zatrzymany – ze względu na wygląd, jest Persem. To faktycznie bardzo intensywnie nadzorowana przestrzeń.

TF: Przyjemska interesuje się też tym, co robią te nowe budynki. One generują ruch i dźwięki, mają zapachy, odbijają światło i rzucają cień, są takimi niepokojącymi transformersami przestrzeni miasta. Wylądowały u nas jak jakieś wielkie koszmarne zabawki.

Mariola Przyjemska, Frontfix, 1996Mariola Przyjemska, „Frontfix”, 1996

EM: Mam wrażenie, że w pracach Przyjemskiej jest sporo intuicji, a nawet specyficzny profetyzm, jednak znacznie ważniejsza jest przytomna, bezbłędna momentami zdolność abstrahowania, przesiewania miejskiego i konsumpcyjnego nadmiaru w celu wyłapania dominant, głównych elementów tych procesów i opowiedzenia ich w medium obrazu czy fotografii.

TF: Te prace przypominają też, że żyjemy w jednym wielki Euroremoncie, gdzie wszystko jest pokryte błyszczącymi płytkami, szkłem, metalem, ale mamy również poczucie sztuczności tego decorum. Mariola świetnie to pokazuje poprzez kolory i ich zestawienia. Od razu mamy wrażenie: no nie, przecież tak nie jest, życie w mieście to nie jest wieczny zachód słońca, nie mieszkamy ani w westernie, ani w Nowym Jorku. Te wszystkie błyskotki kiedyś odpadną.

EM: Mam nadzieję, że obejdzie się wtedy bez ofiar.

Tekst powstał w ramach pracy nad książką poświęconą twórczości Marioli Przyjemskiej i sztuce krytycznej. Projekt dr Ewy Majewskiej jest realizowany w ramach stypendium artystycznego m.st. Warszawy.

logo