Dzieje się już
Carl Hoffmann, „Lehrbuch der praktischen Pflanzenkunde in Wort und Bild”, 1880 / Biodiversity Heritage Library

10 minut czytania

/ Ziemia

Dzieje się już

Urszula Zajączkowska

Bardzo wrażliwa na zmiany klimatu jest sosna zwyczajna, drzewo najczęściej występujące w naszych lasach. I z sosnami, jakie znamy, możemy się już żegnać

Jeszcze 3 minuty czytania

Nawet najbardziej śladowe składniki życia zależne są od procesów zachodzących całkiem daleko od nich, w zupełnie innej skali. Grudka ziemi, enzymy, skrzydło szerszenia, kropla kondensacji na liściu pszenicy – one wszystkie stale są w relacji z powietrzem, jego temperaturą i ciśnieniem, a więc i z odległymi dzikimi tornadami, grawitacją, różnicami masy planet, a nawet z gwiazdami, szczególnie jedną. I kiedy chrupiesz jabłko, przerywasz napięcia w komórkach, które były zainicjowane bardzo dawno temu przez owady, a potem od początków wiosny budowane wlewami wody z deszczów, które stopniowo wypełniały rosnące ich objętości. Z chmur, z oceanów, z mgły.

To kłębowisko więzów dotyczy wszystkich stworzeń. Nasze płuca zależne są od historii liści i gleby, bo przecież tlen pochodzi z cząsteczki wody, która niegdyś spłynęła w ziemię, potem szlakami w drewnie przepychała się aż do liścia, by tam w fenomenalnych zjawiskach pełnych ciepła i słonecznego światła – cicho rozpaść się i uwolnić tlen w powietrze. Nawet gdy śpisz, oddychasz nim.

Wymieranie gatunków jest zatem w istocie wymieraniem wszystkiego. Przeklinam moją wiedzę, bo choć wątła, daje mi nieustającą świadomość, że ekstynkcja dzieje się na wszystkich poziomach: od molekularnego po zjawiska w puszczach i oceanach. I tylko jednemu nauka się dziwi – że wszystko to dzieje się szybciej niż pierwotnie zakładano. Nieraz zazdroszczę tym od fizyki atmosfery, że ich modele klimatyczne, choć głęboko zasadzone w naukowym dowodzie, bywają odrealnione, bo nie widać tam nikogo, kto żyje. Niestety, są też bez litości prawdziwe. Pokazują właśnie przepływające masy powietrza, gradienty temperatur, ciśnień i gazów, wszystko to się miesza niezwykle dynamicznie, jak w wielkim, coraz bardziej podgrzewanym kotle.


Rośliny w porównaniu ze zwierzętami potrzebują zdecydowanie więcej czasu, by zareagować na zmiany środowiska, w którego bliskości żyją. Przede wszystkim jednak nigdzie nie uciekną – jeśli nie dadzą rady, to po prostu umrą. I właśnie umierają. Czas adaptacji czy aklimatyzacji u drzew może sięgać nawet kilku pokoleń, czyli kilkuset lat. To trudne do zamknięcia w klamrze wyobraźni, jaką w odniesieniu do przyszłości dysponujemy. Tym bardziej trudno dostrzec, że to się dzieje już – a niemal niemożliwe staje się włączenie tego w granice naszej empatii, bo dotyka to istot przyrody, z którymi się nigdy naprawdę głęboko nie zaprzyjaźniliśmy. Potrafimy rozpaczać nad śmiercią chomika czy kota, ale nad żabami, owadami czy tym bardziej roślinami rzek już tylko trochę.

Trwa wielkie wymieranie, ale nasze doświadczenie ciała mylnie mówi nam, że to tylko nic nieznaczące zmiany. Średnia temperatura wyższa o jeden stopień Celsjusza? – to przecież tylko tyci cieplej. Poziom wód o kilka centymetrów wyżej – czy to nie zaledwie jak do kostek? Kilka procent cieńsza warstwa śniegu? Ciut wyższe stężenie CO2 w atmosferze? To wciąż nie wygląda na katastrofę. A dla wielu gatunków, szczególnie dla drzew, to jednoznaczny wyrok.

Nowe języki dla planety A

 Stworzenie nowych form narracji i języków do mówienia o pozaludzkim świecie jest dziś pilną koniecznością. W naszym cyklu polscy i niemieccy autorzy przyglądają się powiązanym z kryzysem klimatycznym emocjom i zmianom w obyczajowości. Stawiamy pytania o nowe problemy ekologii i szukamy rozwiązań łączących dyskursy naukowe i artystyczne. Zastanawiamy się nad relacjami z naturą w dobie pandemii i nad zmieniającymi się wizjami przyszłości, szczególnie w kontekście najnowszego raportu IPCC.

W ramach projektu porozmawiamy też o nowych językach dla naszej planety w podkaście i podczas debaty z udziałem autorek i autorów tekstów.

Naszymi partnerami są Instytut Goethego w Warszawie oraz Fundacja Genshagen. Cykl powstaje przy finansowym wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Już dziś drzewa żyją w powietrzu o stężeniu CO2, do którego nie są przygotowane. Drobna zmiana stężenia powoduje też, że szczególnie te największe cierpią przez coraz silniejsze w nich podciśnienie, niszczące nawet całą koronę, gdy panuje susza. Kiedy brakuje wody w glebie, muszą ją pobierać z wnętrza własnych ciał. Dostają czkawki, zapowietrzają się, potem wewnątrz nich jest już tylko powietrze. A dookoła pojawia się coraz więcej żarcia. Azot z kominów i rur, azot z pól cieknący pod ziemią to nawozy, którym trudno się oprzeć. Azot niszczy też mikoryzy, czyli grzyby, bez których pobieranie wody przez drzewa jest niemożliwe. Drzewa stają się więc coraz słabsze, jak tuczone brojlery, którym ciągle chce się pić. Rośliny na całym świecie tworzą też coraz mniej nektaru, bo jest zbyt kosztowny energetycznie, co z kolei dobija zapylaczy i tak już wymęczonych przez chemioterapię z uprawnych pól i sadów.

Oczywiście są takie drzewa, dla których te warunki przyrody są jeszcze znośne, najczęściej gatunki z południa lub te o bardzo specyficznej anatomii drewna – ale one też już funkcjonują na granicy swej wytrzymałości i zmieniają się. Drzewem niezwykle wrażliwym na zmiany klimatu jest sosna zwyczajna. To gatunek najczęściej występujący w naszych lasach, rosnący w chłodniejszych rejonach świata, na lichych glebach pełnych piachu. To drzewo ewolucyjnie stare, z szeregiem wymuskanych przez miliony lat ewolucji sposobów – by zachować w sobie wodę, by zawsze były dla niej ścieżki, gdy trafi się rana. Sosny żyją nawet na wydmach, powiecie. Nawet w popiele – wskażecie drzewo zza rogu. Jednak podobnie jak pogoda w danym dniu nie świadczy o zmianach klimatu, tak i żyjąca obok w lesie sosna nie jest przedstawicielką zmian jej zasięgu na całym kontynencie. Badania pokazują, że z sosnami, jakie znamy, możemy się już żegnać.

Drzewa osłabia nie tylko pogłębiający się brak wody przez cały rok, ale przede wszystkim coraz mniej przewidywalne wiosenne susze. Spragniony człowiek nie czyta, nie słucha, nie myśli, szuka kranu. Gdy się napoi, wystarczy chwila, by odzyskać siły i o tym chwilowym nieszczęściu zapomnieć. Rośliny reagują zupełnie inaczej. Choćby zdarzyły się zaraz rzęsiste deszcze, prawdziwe ulewy, rośliny przez cały rok nie osiągną już poziomu witalności, na jakim by były, gdyby wiosną także padało. To samo dotyczy pożarów w lasach Kalifornii. Wiemy, że tylko w płomieniach otwierają się sklejone żywicą szyszki tamtejszych sosen, ale te same płomienie ranią też drzewa, powodując mniejsze przyrosty drewna, a zatem i mniejszą objętość ich ciał, które będą mogły przewodzić wodę. Do końca sezonu pozostają swoiście niedopite.

Pożary i susze występują coraz częściej, drzewa stają się słabsze. Zaraz znajdują się też inni, którzy zdemontują na czynniki pierwsze ten brak żywotności – pasożytnicze grzyby, owady i bakterie. Coraz częściej zauważam jemioły rozpierzchłe na wielkich, osłabionych przez suszę sosnach. Wysysają z nich wodę, dokańczając dzieła. Na wielu drzewach jest ich aż tyle, że z daleka wygląda to jak bogata i gęsta korona. To nawet nie jest początek ich końca, ale już bardzo zaawansowany stan wymierania.

fot. Urszula Zajączkowskafot. Urszula Zajączkowska

Suche lato skrzypi w lesie pod nogami. Nierzadko spotykam tam liście z poprzedniego roku bez najmniejszych objawów rozkładu. Nie zostały zaszczepione bakteriami i grzybami, które mogłyby uruchomić to fundamentalne zjawisko tworzenia życia, które żywi się rozkładem materii. Skrzypiąca ściółka w lesie i jemioły w koronach pokazują, że śmierć dzieje się już. Samotny orangutan na miejscu rzezi tropikalnej puszczy to tylko miliardowa część promila śmierci na nagle obnażonej glebie.

Wysuszona ziemia ma też zredukowaną zdolność do ponownego przyjęcia wody. Nie chłonie już tak łatwo. I kiedy – jak to bywa ostatnio w Polsce – po kilku tygodniach braku deszczu pojawia się burza, spływa po glebie, jeszcze bardziej niwecząc jej strukturę, wypłukując jej warstwy aż do mineralnego rdzenia. W takich warunkach jedynym ratunkiem dla ziemi jest tygodniowa mżawka, łagodny kapuśniaczek, delikatnie pokrywający wysuszonego strupa błonką wody.

Ekosystem stanowi wielowarstwową, przestrzenną macierz nakładających się setek gatunków, i dziś niemal wszystkie tam ulegają nieustannemu przemieszczaniu. Więcej jest zagrożonych i na wymarciu niż tych, które mogłyby odtworzyć biosferę w innej postaci. Na całej Ziemi gatunki tworzą swoje zasięgi, które kończą się granicą ich wytrzymałości. To krawędź świata, który dla nich nie jest już do życia. Umieranie zaczyna się właśnie tam. To miejsce działania odmiennego środowiska, które dla gatunku jest swoistą zaporą. Dzieląc Ziemię na pola, drogi, wielkie rębnie, zwiększamy działanie nieprzychylnego świata na przyrodę, bo otwieramy jej wnętrza, szatkujemy ją, obnażając z każdej strony.

A zatem jak będą wyglądały drzewa w przyszłości? Wiele modeli pokazuje, że wielkie drzewa będą umierać, ale siewki i młode pokolenia przyspieszą swój wzrost, korzystając ze zwiększonej zawartości CO2 i azotu w środowisku. Jeśli jednak skład atmosfery nie zmieni się, umrą szybciej niż ich macierzysta generacja. Ekstynkcja obejmie coraz większe obszary, lasy częściej zmieniać się będą w stepy, a tam, gdzie się zachowają, będą niższe, liściaste i raczej krótkowieczne. Zupełnie nie jak z baśni, które znamy.

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej

Instytut Goethego

Tekst powstał w ramach projektu „Nowe języki dla planety A” z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej i we współpracy z Goethe-Institut.
 
Der Text entstand im Rahmen des Projekts „Neue Sprachen für den Planeten A” mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit und in Zusammenarbeit mit dem Goethe-Institut.
 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).