Nowe połączenia
„Bell Telephone Magazine” (1922), Internet Archive Book Images, CC0

12 minut czytania

/ Obyczaje

Nowe połączenia

Ágnes Básthy

Stosunek technologii do energii, marnotrawstwa oraz przyszłości zawsze budził wątpliwości. Widać to też wyraźnie w sposobie, w jaki najstarszy impuls ludzkości, łączność, został przez nią zawłaszczony i zniekształcony. Miotamy się w sieci toksycznych relacji. Nasi pośrednicy nas zdradzili

Jeszcze 3 minuty czytania

W systemie jest pewien fundamentalny błąd. I nie tylko w systemie kulturowym, społecznym i politycznym, ale zasadniczo w dzisiejszym stanie naszej cywilizacji. Jeśli minione trzy lata na coś się przydały, to na to, żeby szerokie grono ludzi, w tym ci, którzy do tej pory uważali się za szczęśliwców, gruntownie i szczerze rozczarowało się tym, co ten świat może zaoferować. To jeden z głównych skutków, choć analityczna, pełna namysłu obserwacja może doprowadzić do wyciągnięcia również innych wniosków.

Kolektywnie doświadczyliśmy tego, że odchodząc od praktyk, które utrwaliły się w ostatniej dekadzie, mogliśmy spojrzeć na rolę kultury z nowej perspektywy, na jej pozycję uzależnioną od bezosobowych podmiotów sprawczych. Okazało się na przykład, że te podmioty wcale nie są tak abstrakcyjne, jak nam się dotychczas wydawało. Wirusy, bakterie, zwierzęta, rośliny, sztuczna inteligencja jako technologia, przyroda, ich bezpośrednio działające czynniki – dały i dają świadectwo wpływu na nieustannie rozszerzający swoje granice, zacierający się i poddawany reinterpretacji obraz człowieka, kultury i społeczeństwa.

W artykule „Beyond the Breakdown: Three Meditations on a Possible Aftermath” z marca 2020 roku Franco „Bifo” Berardi pisał o możliwych skutkach nieprzewidywalnej jeszcze wówczas pandemii. Ocenił, że jako globalne, zbiorowe doświadczenie skłoni ona ludzkość do przewartościowania. Jako jedną z możliwych konsekwencji wskazał to, że doświadczenie lęku przed śmiercią ostatecznie doprowadzi do życia, a zerwanie więzi i separacja – do ponownego połączenia się. Jedną z dróg do osiągnięcia tego jest przezwyciężenie przymusu produktywności i wyobcowania, które definiują naszą kulturę, oraz umieszczenie radości w centrum, w którym kultura przystąpi do swoistej proliferacji, wzrostu i rozmnożenia, w przeciwieństwie do tendencji kumulujących. W moim tekście położę nacisk na pojęcie połączenia oraz związane z nim bardziej fundamentalne pytania, problemy i uwarunkowania.

Łączność to najbardziej podstawowa i najstarsza funkcja kultury: połączyć się horyzontalnie i wertykalnie ze światem ludzkim i nieludzkim. Palącą dziś kwestią stało się z kolei: z czym i jak? Relację i łączność należy zdefiniować na nowo. Na przykład zbadać, czy to, co określamy pojęciem kultury, może funkcjonować jako żywa istota albo czy posiada ono elementy, które są nadmiernie zbiurokratyzowane, mechanicznie nieumarłe i niezdolne do budowania prawdziwych relacji. Co jest zbędnym działaniem zastępczym służącym zabiciu czasu, co jest pustym rytuałem? Co nasze instytucje znaczą dla nas i dla szerzej rozumianego społeczeństwa? Czy naprawdę myślimy z perspektywy tego, co nazywamy dziejami ludzkości? Czy relację z naszymi przodkami nawiązujemy za pośrednictwem ruin i pozostałości ich technologii, czy jesteśmy w stanie ożywić ich praktyki? Tym ostatnim byłaby tradycja, która kulturze materialnej zgromadzonej w muzeach mogłaby nadać realne znaczenie, nie tylko dla wąskiej grupy „eksperckiej” czy osób „wtajemniczonych”.

Poza wszelką dyskusją jest żywa natura języka, muzyki i kultury wizualnej, symboliczna siła, którą reprezentują, stanowią one bowiem podstawę komunikacji, organiczny system łączności, który funkcjonuje bez instytucji i poza nimi. Być może to jedyne trwałe żywe istoty, jakie nasza kultura była w stanie stworzyć poza reprodukcją samej siebie. Mniej pewne jest to w przypadku technologii, której stosunek do energii, marnotrawstwa (odpadów i wydajności) oraz przyszłości zawsze budził wątpliwości. Widać to wyraźnie również w sposobie, w jaki ten najstarszy impuls ludzkości, łączność, został zawłaszczony i zniekształcony za pomocą technologii. Miotamy się w sieci toksycznych relacji. Nasi pośrednicy nas zdradzili. Należy na nowo zdefiniować nasze relacje, a jeśli nie uda się to bezpośrednio, musimy szukać nowych pośredników. I tu na horyzoncie pojawiają się bezosobowi sprawcy, których wykluczyliśmy z naszej percepcji i uwagi, mimo że są w stanie doprowadzić nas do bezpośrednich doświadczeń. Kogo i co należy uznać za część naszej kultury? Czyja to kultura? W jakim kierunku zamierzamy kształtować tę istniejącą? Kto i co jest częścią zbiorowej świadomości, którą należy zespolić? Jaki może być związek między ostatnio wskrzeszoną hipotezą Gai a panpsychizmem i konwergencyjną umysłowością posthumanizmu? To tylko niektóre z wyzwań, jakie w nadchodzących dekadach powinny zyskać w kulturze kluczowe znaczenie, a to ze względu na ich potencjalną moc transformacyjną i realną siłę organizowania myśli.

A mówiąc o transformacji: kultura nie powinna stapiać się z polityką, bo to bardzo niebezpieczne. Z drugiej strony należy mieć na uwadze, poddawać refleksji i z ostrożnością korzystać z potencjału politycznego, który zawsze był i będzie istniał w kulturze. Ten potencjał w następstwie swojej złożoności, niepewności i otwartości może stworzyć przestrzeń służącą temu, co nazywamy wyobraźnią, i za pomocą czego można naprawdę budować i przekształcać relacje oraz materialność. I właśnie to „strategiczne znaczenie” czyni ten potencjał atrakcyjnym, to znaczy użytecznym dla celów i projektów politycznych, które, choć mogą być wartościowe, są jednak często mgliste, a w dłuższej lub krótszej perspektywie mogą okazać się szkodliwe.

Symboliczne „myślenie” wyobraźni jest fundamentem i początkiem pojęciowego czy też logicznego myślenia racjonalnego i przyczynowego, jest mu w istocie nieodzowne, co stanowi podwaliny antropologii. A jednak od czasów oświecenia poprzez nowoczesność następowała systematyczna dewaluacja myślenia symbolicznego, co niestety często obserwuje się też w zinstytucjonalizowanej sztuce współczesnej. Legitymizacja wytworów kultury wraz z ich racjonalizacją i obligatoryjnym udowadnianiem swej bezpośredniej użyteczności stała się stosunkowo powszechna. Można to oczywiście tłumaczyć względami instytucjonalnymi i politycznymi, ale generalnie można uznać, że poruszamy się w paradygmacie nowoczesności, chociaż w praktyce symbole potrafią uruchamiać bardzo złożone struktury myślowe. Ich działanie Turner przyrównuje do kulturowych narzędzi mnemotechnicznych, które można traktować jako tradycyjne „narzędzie do przechowywania informacji”. Przede wszystkim dlatego, że nie są one zdolne do uchwycenia związków (wyłącznie) przyczynowych, symbolizacja może bowiem zawierać fałszywą wiedzę, ale może też być nośnikiem prawd, które nie zostały jeszcze ujawnione przyczynowemu czy też racjonalnemu myśleniu lub temu, co obecnie nazywamy nauką. Nie są to bynajmniej pytania drugorzędne, zwłaszcza w sytuacji, gdy chcemy przemyśleć na nowo relacje między człowiekiem a przyrodą.

Niewykluczone, że dla wielu osób powyższe może sugerować potrzebę jakiegoś nowego uniwersalizmu, pewnego globalnego projektu, czego z pewnością nie można odrzucić, ale pod każdym względem zakłada to bezwzględną, gruntowną i wieloaspektową ocenę i krytykę dotychczas zrealizowanego lub domniemanego uniwersalizmu, nowoczesności i globalności. Na szczęście są już podejmowane wielokierunkowe działania w tym zakresie, choć jeszcze wiele jest do zrobienia.

W przeciwieństwie do powyższego będę jednak opowiadać się za strategią decentralizacji i proliferacji, którą przede wszystkim, choć nie wyłącznie, warto przemyśleć jako strategię operującą tym, co lokalne. Doświadczenie ostatnich trzech lat pokazuje, że nadmierna reakcja scentralizowanych systemów może spowodować niewiarygodne szkody. Wiąże się z tym również sposób, w jaki scentralizowane media i platformy przy zbyt szerokiej władzy politycznej kształtują dyskurs publiczny. Zespolenie lub związanie się z nimi nie może być zatem celem. Kultura musi zakorzenić się poza nimi i być zorganizowana oddolnie, nawet jeśli istnieje ryzyko, że ta forma okaże się mało efektywna do tworzenia wytworów na dużą skalę. Umożliwia jednak stworzenie bardziej bezpośredniej relacji między twórcami a odbiorcami, która pozwala zdekonstruować hierarchiczne i stałe relacje oraz role. Czyje to będą instytucje? W ogóle czy te projekty „zinstytucjonalizują się”? Może za jakiś czas przekształcą relacje na tyle – w pozytywnym znaczeniu – że i te pytania postawimy zupełnie inaczej. To scenariusz optymistyczny, który jednak, jeśli założymy, że kultura sama w sobie jest systemem samowystarczalnym, nie jest całkiem idealistyczny. By to osiągnąć, nie trzeba wcale porzucić już istniejącej infrastruktury, wystarczy wypełnić ją nowymi treściami w oparciu o nowe założenia. Technologia jest martwa, można ją sobie wyobrazić jako szkielet, który sam w sobie nie jest żywy, ale mogą ożywić go na pewien czas ludzkie praktyki. Co zaś po tym pozostanie, również jest materialne, czyli ruiny i śmieci, z którymi też musimy nauczyć się liczyć na wszystkich poziomach.

Wracając do uwagi, która w tym przypadku oznacza również świadomość, przezwyciężenie zarysowanego wyżej wielowymiarowego kryzysu wymaga też rozpoznania, jak mało tak naprawdę wiemy i o ile więcej moglibyśmy wiedzieć. Że racjonalno-pojęciowe pojmowanie świata może być stosowane tylko w ograniczonej, coraz bardziej zawężającej się przestrzeni. Dlatego musimy ponownie połączyć się z samymi sobą, jest to warunek „kolektywnego programu”; musimy poznać jego techniki, zaufać naszej percepcji i doświadczeniom, zwłaszcza wówczas, gdy napina to ramy racjonalności i pojęciowości. W kulturze zachodniej mamy niewiele punktów zaczepienia, by tego dokonać, przez co nie jest to pozbawione niebezpieczeństw, ale musimy uwierzyć, że ludzka wiedza jest czymś więcej, czymś innym niż to, czego nas uczono. Wszystko to wraz z tego konsekwencjami wolno nam jednak przyjąć bez pychy wyjątkowości, która także jest historycznym źródłem naszych problemów. Za warte przemyślenia uważam myśli programowe Ágnes Kapitány i Gábora Kapitánya, którymi zakończę mój artykuł:

Jeśli myślenie pojęciowe/logiczne/przyczynowe powierzymy maszynom (które są w tym znacznie szybsze od nas) i naszą energię umysłową skierujemy w całości na myślenie symboliczne, może to doprowadzić do ogromnego skoku jakościowego w rozwoju ludzkości. Ta zmiana paradygmatu wymaga również, abyśmy starali się nie obalać nawzajem naszych myśli (co jest właściwym, ale mozolnym sposobem ostrzeżenia ludzkości przed ograniczeniami uniformizacji), ale dokonywać syntezy, łączyć, wzmacniając w ten sposób polisemiczny charakter wszystkich istotnych dla nas elementów Rzeczywistości. Obietnica przyszłości dla człowieka nie tkwi w konkurencji, ale w prawdziwej synergii.

Z języka węgierskiego przełożył Daniel Warmuz

Oryginalnie artykuł ukazał się we wrześniowym numerze magazynu „Tiszatáj” z 2022 roku. Publikacja jest częścią projektu „POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI – sztuka, kultura i nowe media w Europie Środkowej po pandemii”.

Grant support received by the project from the Visegrad Fund.

The project „RETURN TO THE FUTURE – art, culture and new media in Central Europe after the pandemic” is co-financed by the Governments of Czechia, Hungary, Poland and Slovakia through Visegrad Grants from International Visegrad Fund. The mission of the fund is to advance ideas for sustainable regional cooperation in Central Europe.

Projekt „POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI – sztuka, kultura i nowe media w Europie Środkowej po pandemii” jest współfinansowany przez rządy Czech, Węgier, Polski i Słowacji poprzez grant w ramach Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Oprócz Dwutygodnika uczestniczą w nim pisma kulturalne: „A2” z Czech, „Tiszatáj” z Węgier i „Vlna” ze Słowacji.