Wystawa Jerzego Stajudy

Agnieszka Szewczyk

Krakowska prezentacja twórczości Jerzego Stajudy pokazuje malarza w bardzo swoisty sposób zafascynowanego Dalekim Wschodem

Jeszcze 1 minuta czytania

Jerzy Stajuda, „Niedopowiedziane”, obrazy, akwarele, rysunki; Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manngha, 30 kwietnia - 31 maja 2009.

Wydaje się, że malarstwo Jerzego Stajudy (1936–1992) prędzej czy później musiało znaleźć się w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Pokaz twórczości Stajudy to kontynuacja cyklu wystaw o inspiracjach dalekowschodnich w sztuce polskiej. Właściwie każda wystawa Stajudy musi mieć charakter monograficzny, bo jego twórczość jest niezwykle jednorodna. Wypracowanej w latach sześćdziesiątych indywidualnej formule malarstwa pozostał wierny do końca życia.

Jerzy Stajuda, akwarelaPodstawą twórczości Stajudy były akwarele i rysunek (tuszem, ołówkiem, węglem). Chętnie stosował technikę zapisu automatycznego. W akwarelach wykorzystywał przypadkowe układy powstałe ze swobodnie spływającej farby, kontrolował jednak ten proces i ostatecznie nadawał pracom bardzo precyzyjną konstrukcję, ujawniającą jego szczególne wyczucie przestrzeni. Abstrakcyjne pejzaże, formy, konstrukcje stawały się coraz bardziej świetliste, lekkie. Kolor – coraz bardziej przejrzysty, delikatny, dążący do monochromatyczności. Z czasem artysta zaczął wprowadzać w obręb kompozycji puste, niezamalowane przestrzenie.

Jerzy Stajuda, akwarelaZainteresowanie sztuką Dalekiego Wschodu, studia nad kaligrafią, nauka pisma chińskiego – te tropy nam pozostawił. Pustka – „znak pośród znaków” – tak ważna w tradycyjnej sztuce japońskiej, jest kluczowa w malarstwie Stajudy. Cenniejsza i znacząca jest jednak swoistość tych dalekowschodnich fascynacji. Studia nad chińskim pismem odbywał za pomocą długopisu na kratkowanych kartkach szkolnego brulionu. „Kaligrafował” herbatą. W tym sensie nie jest jeszcze jednym artystą zafascynowanym Wschodem, próbującym jego tradycje przeszczepić w prosty sposób na rodzimy grunt.

Jerzy Stajuda, rysunekDalekowschodni jest raczej sposób traktowania malarstwa jako czynności. Jest w nim coś z medytacji, ćwiczenia zen, jak gdyby Stajuda próbował namalować czy zapisać w rysunku cały czas to samo, jakąś „jedną sprawę”. Samo malowanie czy rysowanie było dla niego ważniejsze od efektu. Stąd powstające w nocy przy sztucznym, słabym świetle, setki rysunków i malowane powoli, metodą wielokrotnie nakładanych, laserunkowych warstw farby, obrazy.

Problem polega jedynie na tym, że „sprawa” Stajudy nie jest dla nas dziś, bez artysty, czytelna. Możemy nawet wątpić, czy w ogóle istniała. Ci, którzy go znali (jego mieszkanie na Wiejskiej było ważnym w swoim czasie warszawskim salonem), mogą odczytywać jego malarstwo jako jedną z aktywności autora, obok słuchania muzyki, czytania, grania na fisharmonii, opalania się, przyjmowania gości. Ma wtedy swój sens, treść, miejsce, znaczenie. Bez tej wiedzy stajemy wobec sztuki, która, pozbawiona swego twórcy, nieuchronnie się starzeje.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.