O filmie „Das Ghetto” dowiedziałam się od reżyserki Agnieszki Arnold, autorki wielu dokumentów dotyczących warszawskiego getta, m.in. głośnego „Anoszim noszim we-taf” (1993) o Archiwum Ringelbluma, dzięki któremu świat dowiedział się o jego istnieniu. Ponieważ jej praca spotkała się także z międzynarodowym uznaniem, Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie właśnie Arnold zdecydowało się przekazać cztery rolki nazistowskiego filmu propagandowego z getta warszawskiego, które, odnalezione w berlińskim bunkrze, trafiły do zasobów Muzeum w latach 50. Agnieszka Arnold napisała treatment filmu, który zamierzała nakręcić na podstawie otrzymanego materiału. Miał nosić nazwę „Paradoks historii”. Niestety, Telewizja Polska nie zamierzała wyłożyć budżetu na film, który zapowiadał kontrowersę – mógł bowiem uzmysłowić szerokiej publiczności, że pozornie neutralne kadry z getta w istocie pochodziły nierzadko z materiałów propagandowych, a często z tego filmu właśnie. Napisany w 1995 roku treatment przeleżał więc 15 lat w segregatorze na dnie szafy; trochę zapomniany, ale wciąż pełen nadziei. Aż przyszedł dzień, który skazał go na całkowite zapomnienie – dzień premiery filmu Yael Hersonski, której udało się dokonać tego, czego Agnieszce Arnold nie umożliwiono. Na podstawie 4 rolek filmu „Das Ghetto” Hersonski nakręciła „The Film Unfinished” („Niedokończony film”).
Historia
W maju 1942 roku do warszawskiego getta przybyła ekipa filmowa Urzędu Propagandy III Rzeszy. Operatorzy pracowali przez miesiąc, rejestrując sceny z życia ulicy, pokazując skrajną nędzę i świat dobrze odżywionych, wchodząc do zabiedzonych podwórek i wykwintnych restauracji, kreując świat kontrastów i pracując nad "uchwyceniem żydowskiego charakteru". Zapis odnaleziono zaraz po wojnie, w archiwach filmowych nazistów. Przez lata uważano go za prawdziwy portret życia w warszawskim getcie.
Hersonski, będąc w posiadaniu tak wyjątkowego materiału, nie mogła wyreżyserować nieudanego dokumentu. Jej rola sprowadza się do przedstawienia i opatrzenia komentarzem filmu, który został jej przekazany. Przywołuje więc cytaty ze wspomnień z getta, z dzienników, relacji, zaprasza też Ocalonych do współtworzenia komentarza – dla każdego z nich organizuje prywatną kinową projekcję „Das Gheto”, w trakcie której filmuje ich reakcje, wypowiedzi. Dokument z przeszłości dosłownie odbija się na ich twarzach w półmroku. Praca Yael jest więc czysto kronikarska – reżyserka zebrała wszystko, co mogła na temat kamer w getcie warszawskim i odnalazła tych, którzy przeżyli, aby żywym słowem dopowiedzieli to, co zapisane. Brakuje mi jednak w jej opracowaniu „Das Ghetto” refleksji, usytuowania tego filmu w narracji o Holokauście, w dyskursie pamięci historycznej. Hersonski udaje się natomiast jedna istotna rzecz – odnajduje głos kamery. Odszukuje jednego z ówczesnych operatorów, Willy Wista, żołnierza Wehrmachtu. Odnajduje go poprzez zachowaną w warszawskich archiwach ŻIH-u wejściówkę do getta, z datą maja 1942 roku.
„Niedokończony film”, reż. Yael Hersonski.
Izrael, Niemcy 2010, w kinach od 8 kwietnia 2011Opis działalności operatorów pojawia się w kilku dziennikach pisanych w getcie, między innymi u Adama Czerniakowa,Mary Berg, Emmanuela Ringelbluma, Abrahama Lewina. Dobrze sprecyzowany jest czas realizacji zdjęć – Czerniakow wspomina po raz pierwszy o ekipie filmowej 30 kwietnia, a po raz ostatni 2 czerwca 1942 roku. Nazistowski film, chociaż udaje dokumentalny, pokazuje jedynie teatr – stworzony przez Niemców obraz getta stworzonego przez Niemców. Miał za zadanie pokazać, jak wspaniale urządzone jest getto warszawskie i jak wygodnie można tam żyć. Jeśli Żydzi tego nie potrafią, jest to tylko kolejnym dowodem na to, jak niewdzięcznym i podłym są narodem. Opinia publiczna miała po obejrzeniu filmu nabrać przekonania, że polityka nazistowskich Niemiec jest ze wszech miar słuszna i humanitarna, a naród żydowski rzeczywiście pazerny, zdegenerowany i niemoralny. Plan ministra propagandy, Josefa Goebbelsa, był taki, żeby całe zainteresowanie opinii publicznej, które mogło skierować się na różne aspekty nazistowskiej polityki wobec Żydów, skoncentrować na filmie o getcie warszawskim. Wtedy nikt nie zauważyłby, że Niemcy przygotowują Endlösung – już nie gettoizację, ale eksterminację. „Sami sobie winni” – z tym przekonaniem widz miał opuścić kino, tym samym przyzwalając Hitlerowi na „ostateczne rozwiązanie”.
Chociaż zachowała się tylko wersja filmu sprzed montażu, jego planowana struktura jest dobrze widoczna. Sceny przeplatają się między sobą na zasadzie kontrastu – raz obraz gettowej biedy, raz obrazek luksusu. Myśl: w getcie występują ogromne różnice w poziomie życia. Wniosek: Żydzi podzielili się na bogatych i nędzarzy, nie potrafili żyć w danym im przez Rzeszę raju. Sugestywny montaż miał zintensyfikować siłę oddziaływania obrazu.
Yael Hersonski o filmie
Ciekawiło mnie, w jaki sposób archiwalne materiały kręcone przez oprawców poświadczają cierpienie ich ofiar. Interesowało mnie również to, gdzie kończy się realność filmu, a zaczyna manipulacja. Moim zdaniem ma to miejsce wraz z momentem, w którym ofiara spojrzy w kamerę. To właśnie w tym spojrzeniu zawiera się cała emocjonalna prawda, której w żaden sposób nie jest w stanie zniszczyć mechanizm propagandy. To jedyna prawda, której nikt nie jest w stanie wykraść i posiąść. Prawda, która pozostaje na zawsze i poświadcza, że tu byliśmy i istnieliśmy w tym świecie. Przekazuje to, czego słowa nie są w stanie opisać.
Aby pokazać, że w getcie — raju — można było swobodnie oddawać się praktykom religijnym i odprawiać rytuały, filmowano kąpiel w mykwie, obrzezanie, pogrzeb, modlących się ortodoksyjnych Żydów. Aby podkreślić nowoczesny i miejski charakter getta, filmowano ruchliwe ulice, zaaferowane tłumy, sklepy, restauracje, kabarety, bale. Sielanki dopełniały zdjęcia wykonane na „plaży” getta. Zderzone z nimi, pojawiały się obrazy biedy – puste, obdrapane ściany mieszkań, rynsztok, uliczni nędzarze, więzienie. Obrazy gettowej beznadziei były jedynymi, które nie zostały podrasowane. Wydziałowi Propagandy wydały się wystarczająco wymowne.Niemieccy operatorzy ukazywali faktyczne potworności getta, jednocześnie pozbawiając je właściwego znaczenia. Obrazy biedy były prawdziwe, ale kontr-obrazy, jakimi zostały opatrzone – to fikcja. Fakty zostały zawłaszczone dla znaczenia nadanego im przez propagandę. Jednocześnie odkrywając dokonywane przez siebie zbrodnie, naziści zakrywali ich sensy, czyniąc z Żydów oprawców samych siebie.
Potworności umiejętnie wskazywane przez Niemców, mimo odpowiedniego kamuflażu, mówiły jednak same za siebie. Czy to sceny nie-reżyserowane, czy reżyserowane, i tak okazały się zbyt wymowne – film nie został nigdy dopuszczony do dystrybucji ze względu na ryzyko, że widzowie, zamiast znienawidzić Żydów, będą się nad nimi litować.
Na pierwszy plan filmowej relacji z getta wysuwają się mieszkające tam kobiety. Operatorzy używają obrazów Żydówek jako wyznaczników sytuacji wgetcie. Jeśli pokazują gettowy „luksus”, pojawia się piękna, elegancko ubrana kobieta. Jeśli pokazują biedę, pojawia się pokraczna, ubrana w łachmany nędzarka. Kobieta luksusowa symbolizowała żydowskość dekadencką, amoralną, chciwą i obrzydliwie bogatą. Kobieta biedna to był Żyd-zwierzę – roznosiciel chorób, kocmołuch, leniuch, brudas. Dziennikarze Luftwaffe pisali zresztą: „Bezładnie kłębiąca się masa Żydów, ich kobiety w różnym wieku. Niechlujne, całe w łachmanach, wałęsały się po ulicach i w bramach domów. Z tego mrowia wynurzała się Żydówka, która w swoim eleganckim ubraniu poruszała się tak, jakby znalazła się na paradzie”.
Kadr z filmu „Niedokończony film”W oczach operatorów kobieta, którą postrzegano jaką stojącą bliżej materialności i codzienności niż mężczyzna, stanowiła wyśmienitą ilustrację życia w getcie. Ekipa filmowa zaglądała z kamerą do umieralni w bramach, wyciągając stamtąd kobiety w łachmanach oraz prowadziła „polowania” na ulicach w poszukiwaniu kobiet, które mogłyby się nadawać na damy „luksusowe”, ilustrować fantazję o „pięknej Żydówce”, zakazanej femme fatale – pięknej niemoralnym, dekadenckim pięknem. Nędzarki miały zaś pokazywać, jaka „brzydka” prawda kryje się za piękną fasadą. Brzydota jest ukazywana jako prawda o żydowskiej kondycji – zwierzęcej, ohydnej. Jednak zarówno „piękna Żydówka”, jak i „b-żydula” nie istnieją – są tylko postaciami stworzonymi na potrzeby filmu. Rzeczywiste kobiety stanowią dla nich jedynie materiał, na bazie którego owe typy są kreowane.
Ostatnie sceny ostatniej rolki filmu „Das Ghetto” szczególnie podkreślają propagandową wymowę dokumentu i jego konstrukcję. To długa jazda kamery, która przygląda się trzynastu kobietom ustawionym w rzędzie naprzemiennie: bogate – biedne. Seria portretów przywodzi na myśl widok aktorów, którzy wychodzą na scenę ukłonić się po zakończeniu przedstawienia. Kobiety ustawione jako „biedne” mają na sobie zniszczone ubrania, zawiązane wokół szyi szmaty. Kobiety „luksusowe” z kolei to panny jak z żurnala.
Na twarzach kobiet widać lęk zastygający w katatonicznym stuporze. Albo też grymasy „uśmiechów”, które przypominają nerwowe tiki. Stoją nieruchomo, jakby pozowały do dagerotypu. Obraz ma powiedzieć dokładnie to, czego życzy sobie kamera. Bunt wobec jej władzy może dziać się jedynie w odwzajemnionym spojrzeniu. Oczy kobiet patrzą tak intensywnie, jakby chciały przebić spojrzeniem obiektyw i spotkać oczy operatora. Lub jakby chciały zahipnotyzować potencjalnego widza, aby w ich spojrzeniu dostrzegł wiadomość, którą tam zaszyfrowały – prawdę o getcie. Spojrzenie to jedyna przestrzeń wolności, jaką naziści pozostawili bohaterom swojego dzieła.
Kadr z filmu „Niedokończony film”W treatmencie swojego niezrealizowanego filmu Agnieszka Arnold pisze:
„Nie bardzo ryzykowne wydaje mi się stwierdzenie, ze wizja ta w dużej mierze pomogła utrwalić pewien sposób myślenia na temat obrazu i stosunków panujących w getcie. Przerażające jest to, że odpowiadał on całemu światu, w równej mierze komunistom, jak i Zachodowi. Być może wizja getta z tak silnie spolaryzowanym społeczeństwem pozwala w jakiś sposób zracjonalizować zbrodnię ludobójstwa. Widok tysięcy bezimiennych, odczłowieczonych zwłok jest straszny, niemożliwy do ogarnięcia i nadużywany budzi odrazę, a w konsekwencji dystans – to nie może dotyczyć mnie. Z kolei epatowanie drastycznymi relacjami świadczącymi o ułomnościach ludzkiego charakteru również musi wywoływać niechęć – ja nie mógłbym się tak zachować. W rezultacie została stworzona, wbrew dokumentom i świadectwom, jakaś wtórna rzeczywistość gett, w których nie istniała jednostka. […] Niestety filmowe dzieło propagandy goebbelsowskiej koresponduje z takim widzeniem martyrologii Żydów, odbierającym im godność. Dlatego chcę zrealizować film, w którym podejmę próbę zdemaskowania tej mistyfikacji”.
Okazuje się, że spojrzenie to także jedyna przestrzeń wolności, jaką naziści pozostawili także nam. Pora spojrzeć na „Das Ghetto” krytyczniej niż przez 50 lat robili to filmowcy, dziennikarze, nauczyciele, a nawet historycy, korzystając z jego zdjęć jak z materiału neutralnego, z obiektywnego faktu. Pora także inaczej spojrzeć na obrazy Holokaustu, które znamy. Nie są to obrazy, które pokażą wszystko, nie są to też obrazy, które nie potrafią pokazać nic. Są to raczej obrazy „mimo wszystko” – mimo czasu, w jakim powstały, niejednokrotnie mimo intencji. Kobiety – „aktorki” z getta warszawskiego – tak właśnie opowiadają swoją historię.