Biografia artysty to gatunek ze sporą historią. Wydane po raz pierwszy w 1550 roku „Żywoty Wielkich Malarzy, Rzeźbiarzy i Architektów” Giorgia Vasariego stały się modelem, którego tyranii do dziś nierzadko ulegają piszący o sztuce. Toskański malarz i historiograf starał się udowodnić, że sztuka odzwierciedla losy swojego twórcy i odwrotnie – dzieło wypływa z kolein życia. Zabawne, często nieprawdopodobne anegdoty wypełniają niedostatki wiedzy biografa oraz podpierają jego oceny i interpretacje. U Vasariego zdarzenia dzieciństwa i młodości prowadzą adepta do spełnienia, a łagodny bądź burzliwy temperament artysty odzwierciedla nastrój jego obrazów.
„Saturn” Jacka Dehnela to apokryficzna opowieść o ostatnich latach Francisco de Goyi (1746-1828). Los hiszpańskiego mistrza już od dawna inspirował literackie i filmowe fikcje. Wydana po raz pierwszy w latach 50. biograficzna powieść Liona Feuchtwangera to już klasyk, naznaczony jednak piętnem socjalistycznej ideologii. W ostatnim czasie epizody z życia malarza zainspirowały filmy Carlosa Saury („Goya w Bordeaux”, 1999) oraz Milosa Formana („Duchy Goyi”, 2006). Najwięcej ciekawości wzbudzał tajemniczy związek artysty z księżną Alba. Jacek Dehnel poszedł pod prąd, skupiając się na mężczyznach z rodu Goya.
Jacek Dehnel, „Saturn”.
W.A.B., Warszawa, 272 strony,
w księgarniach od 9 marca 2011Rozpisana na wielogłos akcja toczy się w ostatnich latach życia Goyi. Artysta żyje na wygnaniu w Bordeaux, ze swoją młodą towarzyszką, Leokadią Weiss i dwójką jej dzieci. Tymczasem jego syn robi wszystko, aby zapewnić sobie całą schedę. W „Saturnie” przeplatają się monologi Goyi, jego syna Javiera oraz wnuka Mariano. Każdy przedstawia własną wersje rodzinnej historii, relacji ojców i synów.
W swoich monologach Goya deklaruje miłość do najbliższej rodziny, zarówno „starej”, jak i „nowej”. Dla swojego jedynego potomka zachowuje jednak nieomal wyłącznie wyszukane słowa pogardy. Javier, w którym pokładał ogromne ambicje, nie poszedł w jego ślady i nie został malarzem. W dodatku jest niemęski: „to chuchro, ta dziewucha, ten chłystek, któremu w dwudziestym roku zaczęło się zbierać tu i tam sadełko, który tylko pasł dupę”. Jurny i nie przebierający w słowach ojciec martwił się, że niemrawego syna – tę „okląchłą mordę” – mogą, co gorsza, pociągać mężczyźni: „Jak te gęsiątka, co biorą za gęś pierwsze żywe stworzenie, które zobaczą po wyjściu ze skorupki, tacy potrafią skojarzyć prawdziwą radochę z obłapki tylko z tym pierwszym, z którym zmacali sobie wacki pod stołem”. Sam Goya uważa, że pożądanie leży u źródeł jego natchnienia.
Także wnuk Goyi, Mariano, nie żywi szacunku wobec swojego gnuśnego ojca. Jako dziecko wolał dziadka, a teraz podziela jego pogardę dla ociężałego, pozbawionego inicjatywy Javiera.
Z kolei opowieść Javiera przypomina skargę na kozetce psychoanalityka. Syn postrzega Goyę jako zaślepionego pracą, uganiającego się za kobietami furiata i egoistę, który od dzieciństwa obrażał go i tłamsił. Ciężka choroba i wynikła z niej głuchota jeszcze bardziej wyobcowały Goyę z rodziny. Javier żałuje matki i twierdzi, że ojciec ożenił się tylko ze względu na pozycję szwagra, nadwornego malarza, Francisca Bayeu. Za liczne poronienia matki obwinia zatrucie bielą ołowiową, której Goya używał do przygotowania płócien.
Niespodziewanie jednak stłumione emocje syna znajdują ujście. Javier w przypływie inspiracji maluje „Kolosa”. Kolejna twórcza eksplozja następuje już po śmierci Goyi, kiedy w jego dawnym madryckim Domu Głuchego (Quinta del Sordo) syn tworzy serię wizjonerskich „Czarnych obrazów”. W szaleńczej pracy wyzwala się spod jarzma ojca. Potem od niechcenia podrabia rysunki Goyi i sprzedaje je naiwnym klientom. W tym samym czasie Javier odkrywa zbiór szokujących, intymnych, otwarcie homoseksualnych listów ojca do Martina Zapatera.
Opowieść Jacka Dehnela została osnuta wokół faktów z życia Goyi. Biograficzna kanwa została jednak uzupełniona o elementy spekulacji i literackiej fantazji. W odautorskiej nocie Jacek Dehnel przyznaje, że zainspirowała go praca prof. Juana José Junquery, który podważył autorstwo „Czarnych obrazów” jako dzieł Goyi i zasugerował, że mogły wyjść spod pędzla syna artysty, Javiera. Hipoteza Junquery nie została tymczasem potwierdzona przez szerokie grono specjalistów. Pewne jest natomiast, że Goya nie jest autorem „Kolosa”, ale nie ma przesłanek, które pozwalałyby uznać go za dzieło syna. Po śmierci ojca, Javier Goya sprzedawał odziedziczone obrazy. Pojawiały się spekulacje, że mógł imitować styl ojca, ale jak dotąd nie przypisano mu ani jednej pracy. Natomiast albumy rysunków Goyi pozostały w posiadaniu Javiera aż do jego śmierci. Wyprzedał je dopiero nieodpowiedzialny Mariano, który kupił tytuł szlachecki i roztrwonił majątek na mętnych interesach. Jest bardzo mało prawdopodobne, aby Javier podrabiał rysunki ojca dla łakomych kolekcjonerów.
Także homoseksualna przygoda Goyi jest dosyć cienką hipotezą. Zasugerowała ją Natacha Seseña w książce „Goya y Las Mujeres” (2004), na którą powołuje się Dehnel. Jednak redaktorzy korespondencji Goyi z Zapaterem podkreślają, że XVIII-wieczne konwencje pozwalały na wylewne deklaracje męskiej przyjaźni, pozbawione erotycznego podtekstu. Goya pisze do Zapatera w konfidencjonalnym i żartobliwym tonie. Często opowiada o synu i żonie, nie pomijając szczegółów jej chorób, ciąż i poronień. Z najbliższym przyjacielem Goya mógł nie tylko dzielić domowe troski, ale także obsceniczne rysunki i grube kawały. Opublikowana trzydzieści lat temu korespondencja Goyi i Zapatera ukazała prywatne oblicze artysty, ale nie przewróciła do góry nogami wiedzy, jaką mieli o jego życiu historycy sztuki.
Nie sposób natomiast zrekonstruować charakteru Goyi. Czy był tak bezlitosny i gwałtowny jak niektóre z jego obrazów? Skłaniając się ku tej wizji, ulegamy być może mitowi przyległości osobowości i dzieła. Nie sposób ustalić, czy Goya był toksycznym ojcem – Saturnem, niszczącym wrażliwego syna. Dostępne źródła dowodzą raczej, że Goya kochał i wspierał Javiera, chociaż nie miał złudzeń co do jego charakteru. Zawczasu zapewnił mu królewską rentę, którą zaokrąglał coroczny zasiłek zapisany przez księżną Alby. W Bordeaux Goya odkładał pensję na zabezpieczenie wnuka, na którego przepisał także Dom Głuchego. W listach z Bordeaux wyrzucał synowi milczenie i prosił o odwiedziny. W 1828 roku Javier nie zdążył pożegnać się z ojcem, ale przyjechał na czas, aby zabezpieczyć spadek.
Książka Jacka Dehnela to fikcja i nie musi pozostawać w zgodzie z głównym nurtem badań naukowych. Czy powieść poświęcona artyście nie powinna nam jednak pomóc zrozumieć i przeżyć jego dzieła? Monologi Goyi, Javiera i Mariana są przerywane na wpół poetyckimi wariacjami na temat „Czarnych obrazów”. Jednak te opisy nie dotykają malarstwa; pozostają częścią opowieści Dehnela, pełnej owłosionych pachwin, gmerających grubych paluchów, staruch, które tylko czekają, żeby ktoś je „zdybał” i „wyłomotał”. Ekfrazy Dehnela pozostają gdzieś obok, nie pozwalają zbliżyć się do Goyi.
W powieści Dehnela do rangi największego sekretu Goyi urasta jego homoerotyczna namiętność. Nie stanowi ona jednak klucza, który wyjaśniłby osobowość artysty i jego destrukcyjny wpływ na rodzinę. Abstrahując od prawdy historycznej, z książki Dehnela wyłania się interesująca hipoteza: wielokierunkowe, silne pożądanie, stanowiło malarską siłę Goyi. Z tej perspektywy homoseksualna pasja pasuje do wizerunku nieujarzmionego artysty. Jak mówi Javier: „On znał ciało na pamięć: kobiece, męskie, zwierzęce. Żywe i martwe. Omdlałe. Nabite na pień drzewa, rozpłatane”. Dehnel nie rozwija tego wątku, sprowadzając go do wzmożonej skłonności do świntuszenia.
Jednym z motywów opowieści o późnych latach Goyi musi być starość, która nieuchronnie dotyka także erotyki. „Wszystkiego mi brak – oprócz woli” – wyznaje 80-letni malarz, ślepnący i głuchy, skarżący się na słabnący apetyt. „Jak na tamtym rysunku: powłócząc nogami, kaprawy, skołtuniony, mnich w zakonie pracowitości, mówi sobie:«Jeszcze się uczę». Ale on wcale się nie uczy. On jest nauczany przez wcielonego demona, który noc w noc sączy mu do ucha słówka z cykuty”. Ten opis szkicu Goyi można odnieść do jego własnej drogi i intensywnych poszukiwań ostatnich lat. Mówi się nieraz, że gdyby Goya umarł przed pięćdziesiątką, nikt by o nim nie pamiętał. Był dworskim artystą, portrecistą arystokracji. Dopiero stary Goya, niezależny od oczekiwań klientów, coraz częściej pracujący dla siebie, dezawuuje ludzką głupotę i przemoc. W ostatnich czterech latach życia w Bordeaux powstało kilka z jego najbardziej przejmujących rysunków. Z tego okresu pochodzi także mistrzowski litograficzny cykl „Byków z Bordeaux” oraz seria malowanych z niezwykłą intensywnością i swobodą, ekspresyjnych miniatur na kości słoniowej.
W Saturnie opowieść o ukrytym talencie i dziełach nieudanego syna nie oddaje sprawiedliwości Goyi, którego „późny styl” zapisał ważny rozdział w dziejach sztuki. W powieści Goya jawi się jako prymitywny, prowincjonalny wulgarus, kierujący się impulsami rozpasanej chuci. Jakby zrządzeniem wypadku namalował kilka wstrząsających obrazów. Biografia i dzieło Goyi stały się pretekstem dla historii o napiętej relacji władczego ojca z wrażliwym synem, zaognianej przez seksualne frustracje i artystyczną ambicję.