Żywoty równoległe
MacArthur Foundation / CC BY 4.0

11 minut czytania

/ Literatura

Żywoty równoległe

Anna Arno

Urodzoną w Pekinie Yiyun Li określa się jako „pisarkę międzynarodową”. Nie należy do chińskiej literatury: tworzy wyłącznie po angielsku, a jej książki nie zostały przełożone na mandaryński. Uznała, że kraj nie jest na nie gotowy

Jeszcze 3 minuty czytania

„Pójść o krok dalej? To jeden z tych amerykańskich wynalazków, w które nie wierzę”. Moran jest chińską emigrantką, rozmawia ze śmiertelnie chorym, niegdyś kochającym byłym mężem. Swoim gorzkim spostrzeżeniem po raz kolejny potwierdza nieprzystawalność światów. Pragnie wrócić do Josefa, o niego się zatroszczyć, przynajmniej raz zrzucić emocjonalną zbroję. Ale tak naprawdę koncepcja „zaczynania od nowa” jest dla niej obcą bajką, podobnie jak przygody Kubusia Puchatka, do których przyszły mąż nawiązał na pierwszej randce. Jak zbliżyć się do kogoś, kto nigdy nie słyszał o Prosiaczku czy o Kłapouchym? Jego świat jest nieprzetłumaczalny. Ale problemem Moran jest nie tyle emigranckie wykorzenienie, co raczej niezdolność zbliżenia się do drugiego człowieka.

Urodzona w Pekinie w 1972 roku Yiyun Li określa się jako „pisarkę międzynarodową”. Nie należy do chińskiej literatury: tworzy wyłącznie po angielsku, a jej książki nie zostały przełożone na mandaryński: uznała, że kraj nie jest na nie gotowy. Nauka angielskiego była dla niej formą młodzieńczego buntu: czytała Dickensa i innych „politycznie nieszkodliwych” autorów. Krytycy porównują ją do autora „Wielkich nadziei”: podziwiają staroświecką trzecioosobową narrację, która śledzi meandry wewnętrznego życia. Także niektóre bohaterki Li znajdują pocieszenie na kartach klasycznych powieści. Przed Moran, która skazała się na jałową, samotną rutynę, literatura otwiera przestrzeń swobodnych uczuć i jaskrawszych przeżyć. Na tym bezpiecznym terenie nareszcie można się czymś przejąć: „W chwilach bezczynności marzyła o dalekich miejscach i czasach, w których obcy ludzie żyli tak wyraziście, jak im na to pozwalała”. Z kolei bohaterka „Życzliwości” (z nieprzełożonego na polski zbioru „Gold Boy, Emerald Girl”) pod kierunkiem samotnej profesor Shan czyta „Davida Copperfielda”. Coraz swobodniej czuje się w angielszczyźnie, a powieść oswaja ją z rodzinną tajemnicą i losem adoptowanej córki. Czytanie pozwala odetchnąć, stwarza pozory relacji: szczególnie tym, dla których nawiązanie ich w rzeczywistości jest prawie niemożliwe: „Obcy, bliżsi memu sercu niż sąsiedzi i znajomi, przeżywali tragiczne i niezwykłe miłości, tragicznie i dziwnie umierali, a niewzruszony głos profesor Shan sprawiał, że wszystko to zdawało się naturalne”.

Yiyun Li, „Łaskawszy niż samotność”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne, 376 stron, w księgarniach od września 2015Yiyun Li, „Łaskawszy niż samotność”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne, 376 stron, w księgarniach od września 2015Wyobcowanie, trudność przebicia się do drugiego człowieka stanowi przewodni motyw pisarstwa Yiyun Li. „Łaskawszy niż samotność” to opowieść o szkolnych przyjaciołach, których skomplikowana, bolesna więź zostaje zerwana, kiedy najstarsza, zaangażowana politycznie Shaoai zostaje otruta. Opowieść Li toczy się w dwóch czasach i na dwóch kontynentach: w Pekinie, gdzie czwórka dorasta, i w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyjechały Ruyu i Moran. Boyang pozostał w Pekinie i w tajemnicy przed żoną opiekował się wegetującą Shaoai. Yiyun Li kreśli „żywoty równoległe”, kolejno zakładając okulary bohaterów. Ale te płaszczyzny się nie nakładają: oni nie potrafią wejść w cudzą skórę ani choćby ze sobą rozmawiać.

W okresie dorastania trzy dziewczyny łączyła miłosno-nienawistna relacja: rywalizowały o chłopca, ale też broniły swojej indywidualności. Zawsze na przegranej pozycji zostaje empatyczna Moran; w jej naturze „leżało poszukiwanie nadziei dla innych, zanim sama zdążyła ją w sobie poczuć”. Połajanki koleżanek nie oduczyły jej współczucia ani ciekawości drugiego. Dobroć pozostaje jednak w najlepszym przypadku zignorowana, a twarz dziewczyny blaknie, nazbyt oczywista, jak promieniowanie tła. Moran odgrywa w tragedii rolę biernego świadka: nie tyle z tchórzostwa, ile z obawy, żeby kogoś nie skrzywdzić. Swoje dorosłe życie wtłoczyła w bezlitosne tryby skrajnej samotności: wykluczyła silniejsze pasje, odepchnęła wspomnienia. Także Ruyu stworzyła sobie sterylne warunki. Ale w jej przypadku to kwestia wychowania: pobożne ciocie-babcie tłamsiły wszelkie uczucia. Narzucona, infantylna religijność prędko zawodzi: dziewczyna przestaje rozmawiać ze swoją „bozią”, ale też z kimkolwiek innym. Jako znajdka, igraszka losu, nie nauczyła się pragnąć, a nawet lubić. Żywiołowa, szorstka Shaoai, której rodzice przyjęli Ruyu na wychowanie, usiłuje z niej wydusić jakieś emocje. Ale przyrodnia siostra jest zbyt zraniona, aby wyjść poza siebie; nie ma miłości własnej, jak mogłaby się zainteresować kimkolwiek innym? Została przez Shaoai dosłownie zgwałcona. Zemsta Ruyu, wykalkulowana i okrutna, jest również bierna, dokonana jakby „bezdotykowo”. „Jeżeli czuła kiedyś w życiu coś podobnego do pasji, była to pasja niszczenia: każda więź, jaką tworzył między nią a sobą ktoś inny – czy to przypadkiem, czy rozmyślnie – należało unicestwić. Pielęgnowała wokół siebie próżnię, swój jedyny skarb”.

Jeśli Moran i Ruyu żyją w pilnie strzeżonej pustce, to dzieje się tak nie z powodów adaptacyjnych trudności. Zapewne zgodziłyby się z Hanem z opowiadania „Syn”: bawią go „ludzie, którzy z sobie tylko znanych powodów pałają do niego miłością albo nienawiścią”. Bohaterowie Yiyun Li są małomówni, do uczuć nie przyznają się nawet przed sobą. Jej proza jest oszczędna, oczyszczona, ale zarazem narrator wchodzi do wnętrza postaci, aby wydobyć najskrytsze przeczucia. Dialogi są krótkie i zdawkowe: ludzie nie potrafią się ze sobą porozumieć, mówią wymijająco, chowają się w swojej skorupie.

Yiyun Li, „Tysiąc lat dobrych modlitw”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne 2011Yiyun Li, „Tysiąc lat dobrych modlitw”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne 2011Yiyun Li przyjechała do Ameryki w wieku dwudziestu czterech lat, aby studiować immunologię. Dopiero po kilku latach porzuciła medycynę i zapisała się na prestiżowy program dla pisarzy na University of Iowa. W dzieciństwie nie zachęcano jej do lektury: rodzice, choć nie byli zwolennikami systemu, wiedzieli, że czytać jest niebezpiecznie, a córkę uczyli trzymać język za zębami. Li nigdy nie pisała po chińsku, z wyjątkiem prywatnego dziennika. Jak przyznaje, myśli po angielsku i w tym języku mówią do niej nawet chińscy bohaterowie. Drugi język nigdy całkowicie nie przylega do ciała, zawsze pozostaje nalot, widoczne szwy. Ale cień niepewności pozwala zachować uważność, uniknąć kalek i automatyzmów. Stosunek do przybranej mowy celnie wyraża bohaterka „Tysiąca lat dobrych modlitw”, również emigrantka w Stanach: „Tato, jeżeli w języku znanym od dzieciństwa nigdy nie wyrażało się uczuć, łatwiej jest przejść na inny i mówić w nim więcej niż w ojczystym. Dzięki temu można stać się nowym człowiekiem”.

Krytycy polecają książki Yiyun Li jako najlepsze wprowadzenie we współczesne Chiny – rosnące w siłę supermocarstwo. Sama autorka nie czuje się ambasadorką swojego kraju; słusznie zauważa, że od amerykańskiego pisarza nie oczekuje się, aby portretował Amerykę. W istocie, większość jej historii mogłaby się zdarzyć gdziekolwiek, a ich siłą nie jest egzotyczne tło, lecz zamknięte w niedopowiedzeniach, subtelne międzyludzkie relacje. Jej bohaterowie nie mają ambicji ani wielkich pieniędzy. „Ale to poważne osoby i piszę o nich poważnie” – mówiła w wywiadzie dla „Guardiana”. Debiutancki tom „Tysiąc lat dobrych modlitw” został obsypany nagrodami, a dwa opowiadania zekranizował Wayne Wang („Księżniczka z Nebraski”, 2007 oraz „Tysiąc lat żarliwych modlitw”, 2009 – Li jest autorką scenariusza drugiego z filmów).

Yiyun Li, „Włóczędzy”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne 2010Yiyun Li, „Włóczędzy”. Przeł. Michał Kłobukowski, Czarne 2010Z dzieciństwa w cieniu rewolucji kulturalnej Li zapamiętała migawki: rozwieszone na osiedlu ulotki z nazwiskami skazanych na śmierć, „wycieczkę” przedszkolaków, które miały wykrzykiwać slogany do grupy więźniów politycznych. We „Włóczęgach”, powieściowym debiucie Li, historia występuje na pierwszy plan. W marcu 1979 roku pokazowo stracono młodą kontrrewolucjonistkę Gu Shan. Przed śmiercią wycięto jej struny głosowe, aby nie umierała z okrzykiem buntu na ustach. Jej nerki zabrano na przeszczep, a genitalia i piersi przywłaszczył sobie dewiant, który zakonserwował je w formalinie. Pisarka nie analizuje mechanizmów dyktatury; interesuje ją raczej spustoszenie, jakie system sieje w duszach poszczególnych osób i w całym społeczeństwie, gdzie największą zasługą okazuje się kapitulacja, a moralny kompromis jest warunkiem przetrwania. Ktoś kradnie miedziane druty, aby kupić znaczki, chłopiec donosi na niewinnych, aby ochronić ojca. Powieść została oparta na faktach, które zwięźle i w reporterskim tonie Yiyun Li opowiedziała wcześniej w eseju „What Has That to Do with Me?” („Co to ma ze mną wspólnego?”), opublikowanym w „The Gettysburg Review”. Jak wyjaśniała pisarka, usiłowała sobie wyobrazić, co czuli ludzie, którzy wyrywali nerki straconej kobiety, co myślał ten, który na nią doniósł, a także stróż, który sprofanował jej ciało. „Chcę się mieszać w historię – mówiła pisarka kilka lat wcześniej – dodawać wymyślone szczegóły, nawarstwiać powłoki legendy”.

Jak napisał Pico Iyer, recenzent „New York Timesa”, „wszyscy są ofiarami kalekiego systemu, który wykluczył ludzkie zachowania, a niewinność uczynił zbrodnią”. Niepokojąco brzmi jednak zdanie z najnowszej powieści Li: „Jeżeli w ogóle istnieje granica między niewinnością a brakiem serca, to jest ona tak subtelna, że potrafią ją dostrzec tylko ludzie najbardziej obeznani z człowieczą naturą”. Niewinność często graniczy ze ślepotą, zamknięciem na drugiego człowieka. Jak Li przyznaje w wywiadach, w dzieciństwie uczono ją chować emocje, a matka karciła za nazbyt miękkie serce. Z drugiej strony, zapamiętała ludzki tłok, brak przestrzeni i poszanowania dla prywatności. Jej bohaterki – Shaoai i Ruyu – są zmuszone dzielić łóżko: w połączeniu z kulturą zaciśniętej szczęki i suchych oczu, taka sytuacja musiała doprowadzić do tragedii. Dla bohaterów Li samotność bywa jedyną formą protestu, „siłą bezsilnych” – ale zarazem osobistym nieszczęściem. Niezdolni do tandetnych, wylewnych sentymentów, skąpią siebie, niezdolni się przebić do miłości.

Cytaty z opowiadań nieprzełożonych na język polski podaję we własnym przekładzie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.