Frajda umierania

Anna Arno

W Polsce ukazała się właśnie ostatnia, niedokończona powieść Nabokova. Historia tej książki owiana jest aurą literackiego skandalu. Pisząc ją autor wiedział, że umiera

Jeszcze 2 minuty czytania

„A więc, Panie Nabokov, dlaczego naprawdę zdecydował się Pan opublikować Laurę?
– Jestem miłym facetem i widząc, że na całym świecie są ze mną  «na ty» osoby, które podzielają «dylemat Dymitra», uznałem, że będzie miło złagodzić ich cierpienia” – napisał Dmitri Nabokov we wstępie do wydanej właśnie „powieści we fragmentach”, nad którą przed śmiercią pracował jego ojciec, Vladimir.

Historia tej książki jest owiana aurą literackiego skandalu. W wywiadzie dla „The New York Times Book Review”, udzielonym w 1976 roku (na rok przed śmiercią), Vladimir Nabokov wspomniał, że w szpitalu w Lozannie czyta „The Original of Laura” – czyli  „nieukończony rękopis powieści, nad którą zacząłem pracować przed chorobą i która była skończona w mojej głowie”. Opowiadał, że czyta ją sobie na głos, „w ogrodzie, dla niewielkiej, wymarzonej publiczności złożonej z pawi, gołębi, moich dawno zmarłych rodziców, dwóch cyprysów, kilku kręcących się w pobliżu młodych pielęgniarek i rodzinnego doktora, tak starego, że prawie niewidzialnego”.

Ciężko chory Nabokov polecił żonie, aby zniszczyła rękopis, gdyby nie zdążył dokończyć powieści. Jednak ani Vera, ani (po jej śmierci) ich syn Dmitri, nie byli w stanie wykonać polecenia. Manuskrypt przechowali w skrytce w szwajcarskim banku. Tymczasem miłośnicy i badacze twórczości Nabokova snuli spekulacje. Odwoływano się do słynnych złamanych testamentów Wergiliusza, który po swojej śmierci nakazał spalić „Eneidę” (ale zapobiegł temu cesarz Oktawian August), czy też Franza Kafki, którego dzieło znamy dzięki nieposłuszeństwu Maxa Broda. We wstępie do opublikowanej właśnie książki Dmitri wspomina, że także manuskrypt „Lolity” uratowała od płomieni Vera.

Vladimir Nabokov „Oryginał
Laury”
. Tłum. Leszek Engelking,
Wydawnictwo Muza, Warszawa, 304
strony, w księgarniach od maja 2010
Dziś do rąk czytelnika trafia „powieść we fragmentach”. To właściwie zaledwie zarys noweli, mgławica pomysłów i oderwanych zapisków. Cały materiał to 138 ręcznie zapisanych fiszek, odpowiednik około trzydziestu stron maszynopisu. Znajduje się na nich pięć krótkich rozdziałów, kilka szkiców, a także oderwane zdania i notatki. Tę work in progress Dmitri Nabokov spisał i uporządkował, starannie zaznaczając nawiasami dziury w tekście, zachowując podkreślenia i oryginalną pisownię z okazjonalnymi błędami ortograficznymi. Co więcej, czytelnik dostaje do rąk edytorski majstersztyk: na stronach z grubego kartonu znajduje się nie tylko przetłumaczona transkrypcja tekstu, ale także faksymile rękopiśmiennych fiszek Nabokova, z jego numeracją, podtytułami oraz wymazanymi czy też skreślonymi fragmentami.

Książka ta jest więc nie tyle powieścią (można ją z łatwością przeczytać w ciągu godziny), ale swego rodzaju zjawiskiem.
Wielu krytyków z USA nisko oceniło ten tekst w larwalnej postaci i uznało, że byłoby lepiej, gdyby nigdy się nie ukazał. „Pisarz umiera dwa razy” – napisał w „Guardianie” Martin Amis – „kiedy umiera ciało i kiedy umiera talent”. Alexander Theroux na łamach „The Wall Street Journal” zasugerował wręcz, że „Oryginał Laury” byłby dobrą lekturą na szkolnych lekcjach etyki. Jakkolwiek jednak ocenialibyśmy decyzję o publikacji, książka leży przed nami. Szkic i ruina powieści zarazem; otwarte, rozbite pośmiertne opus.

Philip Wild, wybitny neurolog, „miał wszystko oprócz atrakcyjnej powierzchowności”. Opasły naukowiec jest mężem pociągającej i prowadzącej bogate życie erotyczne kobiety imieniem Flora. Zakochał się za sprawą jej podobieństwa do swojej młodzieńczej miłości, Aurory Lee. Flora jest pierwowzorem Laury, głównej bohaterki powieści z kluczem, napisanej przez jednego z jej amantów, „neurotycznego i niezdecydowanego literata”, który „niszczy swoją kochankę w akcie portretowania jej”. Pisarz-kochanek nazywa się Nigel Dalling lub Delling, a może „A.N.D.”. Ale narratorem mógłby też być Eric, pojawiający się na jednej tylko fiszce. Wild również pracuje nad książką, „testamentem szalonego neurologa”. Jak możemy zrozumieć z jego monologu, Wild planuje rodzaj subtelnego samobójstwa, fizycznego i psychicznego samozniszczenia, które osiąga poprzez „mentalną projekcję siebie na swej wewnętrznej tablicy”. 
Trzeba przyznać, że trudno się połapać w tej fabule i niełatwo zgadnąć, jak Nabokov planował połączyć wątki pisarza unicestwiającego kochankę poprzez pisanie i neurologa dążącego do wymazania samego siebie. Niełatwo także przeskoczyć od Flory do Laury (Nabokov zresztą bawi się podobieństwem ich imion, w pewnym miejscu pojawia się nawet „FLaura”). Wild otrzymuje powieść „Laura” od Ravitcha, malarza i odrzuconego wielbiciela swojej żony Flory. Być może także Laurę-Florę można kojarzyć z portretami renesansowych mistrzów: Laurą Giorgionego i Florą Tycjana, przywołujących z kolei Laurę, niespełnioną miłość Francesca Petrarki…

Najciekawszy wydaje się jednak wątek wymazywania. Ostatnia fiszka zawiera siedem angielskich synonimów tego słowa: efface, expunge, erase, delete, rub out, wipe out, obliterate. Wątek wiąże się z tematem choroby i śmierci oraz pożądania, które nie gaśnie w starym, chorym ciele. Podtytuł tej książki to „Dying is Fun” – co można przełożyć jako „frajda umierania”. Wild pragnie „rozpuścić się”, poczynając od palców u stóp (jak wiemy ze wstępu syna, Nabokov pod koniec życia cierpiał straszne bóle palców u stóp). Ma nadzieję, że samozniszczenie przyniesie mu największą z możliwych rozkoszy. Jak jednak dowiadujemy się mimochodem, Wild umiera na atak serca. Neurolog spędzał popołudnia, „popijając herbatę z cytryną i sporządzając embrionalne notatki, maleńkim ołówkiem przyczepionym do maleńkiego kalendarzyka, który zdawał się stapiać z jego wilgotną dłonią, na której rozkładał się w sporadycznych ukrzyżowaniach”. Trudno nie pomyśleć o własnej ołówkowej notatce Nabokova reprodukowanej u góry strony – embrionalnym zaczynie powieści.

Szukając połączeń z wcześniejszymi utworami Nabokova, czytelnicy bez trudu rozpoznają pana Huberta H. Huberta, który w dzieciństwie molestował Florę. Ten osobnik, podobnie jak Wild, jest odrażająco brzydki i tak jak on umiera na zawał „w windzie hotelowej po biznesowej kolacji. Jadąc w górę, jak można przypuszczać”. Znajdzie się tu też smaczek w postaci godnego „Lolity” opisu seksu Flory i Wilda. „Jedyny sposób, w jaki mógł ją posiąść, był w najbardziej [] pozycji kopulacji: on oparty o poduszki; ona siedząca w fotelu jego ciała, tyłem do niego. Procedura – parę podskoków na bardzo małych wybrzuszeniach – nie znaczyła dla niej nic [.] Patrzyła na zimową scenkę na boku łóżka – na [zasłony]; a on trzymał ją przed sobą jak dziecko zwożone na saneczkach z małego wzgórza przez miłego nieznajomego, widział jej plecy i biodra w swoich dłoniach. Jak ropuchy i żółwie nie widzieli swoich twarzy”.

Czytelnika z pewnością ucieszą gry słowne, jak choćby „potentat zachował potencję do absurdalnego wieku osiemdziesięciu lat”. Sporo tu zabawy aliteracjami, pomysłów językowych, które mogły przyjść do głowy tylko komuś, kto przyszedł do języka angielskiego z zewnątrz i całkowicie go posiadł, nie przestając się jednak nim dziwić. Czytając i próbując rozszyfrować tę książkę, trudno jednak zapomnieć o tym, że „wszystko co jej [Flory/Laury] dotyczy pozostanie mgliste, nawet jej imię, które powstało chyba specjalnie po to, aby obdarzony niezwykłym szczęściem artysta zrobił z niego inne imię”. O wydanej właśnie książce można by powiedzieć to samo, co o powieści „Laura”, którą otrzymał Wild: „bestseller, który na skrzydełku opisują jako «powieść z kluczem», gdzie klucz jest na zawsze stracony”.

Tekst powstał jako recenzja amerykańskiego wydania książki w ramach cyklu „Jeszcze nie w Polsce". Wszystkie cytaty w tłumaczeniu autorki.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.