„Łzy mojego ojca”, John Updike

Anna Arno

Ostatni zbiór opowiadań Johna Updike’a już po polsku. Pisarza interesują rzeczy, które dla dziecka były naturalne, potem zostały zapomniane, a starego człowieka dręczą, choć nie ma już kogo o nie zapytać

Jeszcze 2 minuty czytania

„W moim wieku wszystko leci z górki” – mówi Fritz Fleischer do hinduskiej pielęgniarki, podczas gdy jego chora skóra jest naświetlana błękitnym światłem. Większość bohaterów ostatniego tomu opowiadań Johna Updike’a weszła w smugę cienia. Przeszli na emeryturę, przeżyli rozwód (może nawet dwa), mają za sobą niejedno rozstanie. Teraz jeżdżą na klasowe zjazdy w pięćdziesięciolecie matury i na zagraniczne wycieczki; odwiedzają wnuki, „wychowane w obcej elektronicznej technologii wzmocnionych hałasów i symulowanej przemocy, zbyt prędkich i nazbyt zaszyfrowanych dla starego oka i ręki”. Spotykają dawne ukochane, szukają śladów piękna w ich zmienionych przez czas i chorobę ciałach. Ale z perspektywy kilku dekad patrzą też na swoje dzieciństwo, próbują zrozumieć nieżyjących od lat rodziców. Kontemplują krzywdy, przeoczenia, których już nie naprawią, i okrutne sztuczki, jakie nam wszystkim płata czas.

John Updike, „My Father's Tears and
Other Stories”
. Alfred A. Knopf,
New York, 2009
„W swym coraz większym odosobnieniu – starzy kumple od golfa umierający lub umarli, wykruszające się kontakty zawodowe, żona zawsze na brydżu albo na zebraniach, dzieci zajęte swoimi sprawami tak samo jak on był zajęty w średnim wieku – Craig Martin zainteresował się śladami pozostawionymi przez poprzednich właścicieli jego posiadłości”. Bohater opowiadania „Osobista archeologia” w zapuszczonych zakątkach swojej posesji znajduje starą rękawicę z zapisanym czyimś imieniem i stłuczoną porcelanową filiżankę – pospolite przedmioty, które oznaczają ludzką obecność. Inny bohater („Śmiech bogów”), który po latach chce zrozumieć istotę trudnego związku swoich rodziców, w szufladzie znajduje kosmyk włosów matki i sweter szkolnej drużyny sportowej, który matka niegdyś podarowała ojcu. Ktoś inny przywołuje z głębi pamięci spacer ze szkolną sympatią. Choć nie przypomina już sobie, dlaczego znajomość skończyła się na jednym pocałunku, ten spacer w deszczu sprzed pół wieku wydaje mu się synonimem raju. W innym momencie  gubi drogę w swoim rodzinnym miasteczku w Pensylwanii i nie może znaleźć odpowiednich słów, które mógłby powiedzieć swojej dziecinnej miłości, która stała się niedołężną staruszką.

Są w tym tomie dwa opowiadania, w których stary człowiek wygląda przez okno dziecinnego domu. Próbuje opowiedzieć to, co małemu chłopcu wydawało się oczywiste, co stanowiło porządek jego świata. „Pomiędzy cegłami mrówki budują kopce jak z mielonej kawy, winorośl owija się wokół desek altany jasnozielonymi wąsami, które tworzą rodzaj liter: te rzeczy Toby wie, bo biega po dworze i rozgląda się. Ale nie wie i nigdy nie przyszło mu do głowy zapytać o to, kto zbudował altanę, czyj to był pomysł, dziadków czy poprzednich właścicieli domu?” („Kinderszenen”).

Updike’a interesują rzeczy, które dla dziecka były naturalne, w dorosłości zostały zapomniane, a starego człowieka nurtują i dręczą, choć nie ma już kogo o nie zapytać. We wzruszającym opowiadaniu „Opiekunowie” ktoś, kto kiedyś był „małym Lee”, przypomina sobie schronienie rodzinnego domu: on sam jako dziecko był punktem przecięcia przekątnych kwadratu, którego rogów strzegli rodzice i dziadkowie. Zawsze obawiał się, że opiekunowie znikną, ale oni poczekali na jego dojrzałość i taktownie umierali w odstępach, w kolejności, jaką nakazywał im wiek.

John Updike, „Łzy mojego ojca i inne
opowiadania”
, Przeł. Jerzy Kozłowski,
Rebis, Warszawa, 336 stron,
w księgarniach od maja 2010
„Tylko raz widziałem jak mój ojciec płakał” – wspomina bohater tytułowego opowiadania. Wspomina pewne pożegnanie, kiedy wracał na uniwersytet po wakacyjnej przerwie. Wtedy, stęskniony za dziewczyną i studenckim życiem, przeoczył wagę tej chwili. „Mój ojciec przewidział, wiedziałem to po błysku w jego oczach, że czas nas trawi i że chłopiec, którym byłem, umierał, jeśli już nie był umarły, i że będziemy mieli ze sobą coraz mniej wspólnego”.

Bohaterowie opowiadań Updike’a szukają znaczenia w swoim już prawie minionym życiu. „Zbliżając się do osiemdziesiątki, czasem widzę siebie z pewnego dystansu, jak człowieka, którego znam dobrze, choć nie blisko” („Pełna szklanka”). Czy pod osiemdziesiątkę nie jest za późno na refleksję? Owszem, na wiele rzeczy może już być za późno i starzy szkolni kumple, którzy na pięćdziesiątym piątym zjeździe odkładają coś na „następny raz” wiedzą, że może go już nie być. Nie ma łatwego pocieszenia.

Na szczęście nie jest jeszcze za późno, żeby poczuć dotyk lekarza, który opatruje ranę zadaną przez rabusia na zagranicznych wakacjach. Nie jest za późno, żeby w tym momencie, paradoksalnie, doświadczyć bezpośredniego kontaktu z ludźmi i z rzeczywistością („Przyspieszająca Ekspansja Kosmosu”).

„Z przedłużającymi życie pigułkami w lewej dłoni podnoszę szklankę z wodą, słodkawą przez krótkie stanie na marmurowej umywalce. Jeśli dobrze czytam w myślach tego dziwnego starego faceta, on pije toast za widzialny świat, a jego zbliżające się z tego świata zniknięcie niech będzie przeklęte” („Pełna szklanka”).

Ostatni zbiór opowiadań John Updike zadedykował swoim czternaściorgu wnukom.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.