JESZCZE NIE W POLSCE: „Kaltenburg” Marcela Beyera

Anna Arno

Książka Marcela Beyera stanowi część niemieckich rozliczeń z przeszłością. To powieść z kluczem, nawiązująca do życia słynnego austriackiego zoologa i noblisty Konrada Lorenza. I do jego uwikłania w nazizm

Jeszcze 3 minuty czytania

Kryminał bez morderstwa. Powieść o uwikłaniu w historię, ale bez sądów i potępienia. A przede wszystkim opowieść o ciążeniu pamięci, która jest siłą kształtującą losy. Dla Marcela Beyera inspiracją stał się zapewne mało znany epizod z okresu drugiej: Konrad Lorenz, późniejszy noblista, nazywany ,,Einsteinem zwierzęcej duszy”, a także słynny artysta Joseph Beuys oraz pionier filmów przyrodniczych Heinz Sielmann spotkali się w okupowanym przez Niemców Poznaniu.

W ostatnich latach życia fikcyjny Ludwik Kaltenburg wciąż czeka na powrót swoich ptaków. Ma nadzieję, że para znów uwinie gniazdo w jego kominie i da początek nowej kolonii. Przed laty jego ulubione kawki zostały w tajemniczych okolicznościach otrute, co przyczyniło się do ucieczki wybitnego uczonego na Zachód. Stary profesor wyściela ptasie gniazda kartkami z traktatów Kanta, a także kawałkami swojego dzieła sprzed trzydziestu lat, zatytułowanego ,,Pierwotne formy lęku”. I wciąż powtarza, że ptaki uciekają przed dymem.

Marcel Beyer,„Kaltenburg”. Suhrkamp, Berlin.Historię Kaltenburga opowiada nam Hermann Funk, stary ornitolog i taksodermista. Profesora spotkał już jako dziecko, podczas okupacji w Poznaniu. Zaprzyjaźniony z jego ojcem, uznanym botanikiem, Kaltenburg był stałym gościem w ich domu. Jednak jego wizyty nagle ustały. Chłopiec nie mógł wówczas pojąć, dlaczego ten zoolog pracuje w szpitalu psychiatrycznym, ani zrozumieć przyczyn jego kłótni z ojcem. Z profesorem zetknie się ponownie dopiero po wojnie w Dreźnie. Jest sierotą, jego rodzice zginęli w bombardowaniu miasta. Wkrótce młody Hermann zostaje podopiecznym Kaltenburga i asystentem w założonym przez niego instytucie. Po latach odczuwa to jako zdradę rodziców.

Frykadela czy niemiecki befsztyk

Do wspomnień o Kaltenburgu sprowokowała Funka młoda tłumaczka, która przed konferencją pragnie opanować ornitologiczne słownictwo po angielsku i niemiecku. Opowieść ma więc formę ukrytego wywiadu, choć pytania Kathariny Fischer często pozostają jedynie domyślne, a Funk na dziesiątki stron pogrąża się we wspomnieniach. W ten sposób powstała gęsta sieć narracji z mnóstwem przeskoków w czasie, opartej na asocjacjach, pełnej metaforycznych obrazów. Nie bez powodu właśnie tłumaczka jest słuchaczką tej opowieści. Narrator wciąż podkreśla, jak istotną rolę w pracy wspomnień i naszym tworzeniu obrazu świata odgrywają słowa, ich dobór i brzmienie. Czy mięsne danie smakuje tak samo, kiedy zamiast mówić swojsko o ,,frykadeli” zmienimy nazwę na ,,niemiecki beefsteak”? Czy Kaltenburga zaboli aluzja do jego wiedeńskiego akcentu? I dlaczego pod koniec sesji z tłumaczką ptaki wydają się bardziej oswojone, skoro  w jej trakcie padały tylko ich nazwy, abstrakcyjne i zwykle nie mające nic wspólnego z ich wyglądem ani zachowaniem?

,,Żyć to znaczy obserwować” oto maksyma Ludwika Kaltenburga. Nic dziwnego, że zafascynował Funka, którego ojciec uczył uważności dla zjawisk przyrody. Hermann zostaje uczniem czarnoksiężnika, a także jego łącznikiem ze światem ludzi. Profesor mieszka bowiem w arce Noego i najchętniej przebywa w towarzystwie zwierząt. Ale jego stosunek do nich nie jest czuły, a raczej oparty na zdystansowanej obserwacji. Kaltenburg nauczył Hermanna wypychania ptaków i polecił spreparować nawet swoje ulubione kawki. Podczas wykładów unikał wszelkiego ,,filozofowania”, opierając się wyłącznie na wywiedzionych z doświadczeń faktach.

Marcel Beyern / fot. Hans
Peter Schaefer
W portrecie Kaltenburga Beyer ukazuje cnoty naukowego oglądu, aby odsłonić zawarte w nim niebezpieczeństwo. Wszak ten sam Kaltenburg, który uczy Hermanna traktować preparaty jak żywe stworzenia, krytykował jego ojca za pielęgnowanie w domu chorych zwierząt. Odpierając argument o wyrabianiu u dziecka empatii, profesor perswadował, że te osobniki nie miałyby szansy na przeżycie w naturze, a więc także ludzka troska jest tu zbędna.

Dopiero po dziesięcioleciach Hermann Funk zadaje sobie trud poskładania rozsypanych wskazówek, które prowadzą do ciemnych zaułków przeszłości profesora. Dlaczego wypierał się poznańskiego okresu ich znajomości? Skąd w ,,Pierwotnych formach lęku” wzięły się przykłady relacji ludzi i zwierząt w ekstremalnych sytuacjach? Historia więźnia, który w samotnej celi zaprzyjaźnił się z krukiem czy obserwacji ptaków w Leningradzie? Skąd Kaltenburg wie o zbiegłych z drezdeńskiego zoo szympansach, które, jak twierdzi, włączały się w szukanie trupów? W końcu największa zagadka: dlaczego w czasie wojny Kaltenburg przerzucił się z badania zwierząŧ na ludzi, a właściwie przeniósł na ludzi wnioski swoich zoologicznych obserwacji. Hermann Funk wciąż żyje w cieniu profesora, chociaż na wiele lat zerwał z nim kontakt. Kaltenburg jest przewodnikiem, który otworzył mu oczy, ale zarazem człowiekiem, który najgłębiej go zawiódł.

Kim był Konrad Lorenz

Konrad Lorenz (1903 1989), z którym Kaltenburg dzieli nie tylko daty i miejsca życia oraz inicjały, podobnie jak on był ornitologiem. Badał instynktowne zachowania zwierząt, m.in. gęsi i kawek, a porównawcze studia zachowań zwierząt przyniosły mu miano ojca nowoczesnej etologii. Od 1938 roku Lorenz był członkiem NSDAP i w publikacjach z tego okresu w pseudonaukowym języku popierał idee ,,higieny rasowej”. Służył w Wehrmachcie, a w 1942 roku po błyskawicznym kursie został psychiatrą szpitala wojskowego w Poznaniu. Wysłany na front pod Witebskiem, w 1944 roku trafił do sowieckiej niewoli i do 1948 roku przebywał w obozie.

Zakres jego działań w Poznaniu do dziś nie został wyjaśniony. Zapewne jednak Lorenz brał tam udział w podszytych rasistowską ideologią eksperymentach na ludziach. Po wojnie tuszował swoje związki z nazizmem. Jego gładkie rozciągnięcie studiów psychologii zwierzęcej na ludzi i dopasowanie wniosków do nazistowskiej ideologii interpretowano jako świadomy oportunizm. W 1949 w Altenbergu pod Wiedniem Lorenz założył instytut poświęcony porównawczym badaniom zachowań, a w 1973 roku otrzymał nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii.

Postać oddanego nauce profesora Kaltenburga, który po wojnie zataja swoją nazistowską przeszłość, z pewnością została oparta na biografii Lorenza. Powieściowy uczony formułuje tezę jakoby strach był ewolucyjnym środkiem obrony przed zagrożeniem- to samo pisał wszak Lorenz o agresji. Podobnie jak Lorenz, który pod koniec życia wspierał ruch zielonych, na starość Kalteburg angażuje się w politykę ochrony środowiska. Fikcja wielokrotnie odchodzi jednak od historycznych faktów (np. Lorenz nie założył swojego instytutu w NRD), a powieść Beyera nie jest beletryzowaną biografią.

Czarne jak węgle oczy Stalina

Profesor Kaltenburg jawi się jako w sumie mało sympatyczna postać; porywająca jednak swoja wiedzą i naukową żarliwością. Kiedy swoje zainteresowania przenosi na człowieka, traci grunt pod nogami. Jego działania stają się antyhumanistyczne, ponieważ ludzi nie można zrozumieć obserwując ich z daleka, jak ptaki. W głębi duszy profesor jest daleki od wszelkiej ideologii. Choć w latach sześćdziesiątych wyjeżdża do Austrii na skutek sporów w partii i w instytucie, polityka jest mu w sumie obojętna. Po latach w sowieckim obozie manifestuje rusofilię, ale zarazem opowiada podszytą cienką ironią bajkę o przenikliwych, czarnych jak węgle oczach Stalina. Polityczne zagrania mają mu zapewnić swobodę prowadzenia dalszych badań. Zwrot ku ludzkiej psychologii był zdaniem Funka krokiem desperata; profesor zrozumiał, że ,,czyste” i wyłączne zajmowanie się zwierzętami nie jest już możliwe. Mimo to uczniowi trudno wybaczyć nonszalanckie twierdzenie profesora, jakoby nie można już było porównywać ludzi, nie wzbudzając podejrzeń o chęć budowania komór gazowych.

Na losie Kaltenburga wciąż ciąży wojna, ale motorem jego działania jest konieczność obserwacji zwierząt. Bez pouczania i ferowania wyroków, Marcel Beyer zdołał ukazać meandry dwudziestowiecznej historii. Główne tezy powieści można ująć w dwóch stwierdzeniach: „nie da się uciec od przeszłości” oraz:„niebezpieczne jest poddanie człowieka wyłącznie naukowej wiwisekcji”. Na sprzeczności pomiędzy podejściem badacza i twórcy opiera się konflikt Kaltenburga z Martinem Spenglerem i Knutem Sieverdingiem. Te dwie postaci zostały oparte na postaciach Josepha Beuysa i Hansa Seelmana. Jako dwóch młodych oficerów SS Hermann Funk poznał ich jeszcze w rodzinnym domu: byli uczniami ojca i interesowali się przyrodą. Ponownie pojawiają się w instytucie Kaltenburga: jeden jest artystą a drugi filmowcem i obaj inspirują się naturą. Podobnie jak profesor obaj spędzają długie godziny na obserwacji zwierząt, ale sceptycznie odnoszą się do stwierdzeń profesora, w których stawia on znak równości pomiędzy zwierzęciem i człowiekiem. Kaltenburgowi natomiast ,,powierzchowne” obserwacje, jakich dokonuje rysujący zwierzę artysta, wydają się niepoważne czy wręcz szkodliwe.

Z lat 50. pamiętam tylko Prousta

Choć powieść Beyera dotyka bolesnych wątków niemieckiej historii, nie epatuje jednak strasznymi scenami, ani też nie wtyka kija w mrowisko. Kaltenburg pozostaje postacią wieloznaczną. Wojna pojawia się poprzez aluzje i obrazy, jak uciekające przed dymem ptaki. Mistrzowsko nakreślił Beyer zaczerpnięty z biografii Josepha Beyusa wojenny epizod Martina Spenglera. Po katastrofie jego samolotu na Krymie, dla podtrzymania ciepła ludzie okrywali go tłuszczem i filcem. Te ,,nieartystyczne” materiały Beuys wykorzystywał potem w swoich instalacjach. W „Kaltenburgu” spojrzenie artysty zostaje przeciwstawione oglądowi uczonego. Także spojrzenie pisarza jest wszak skrajnie odmienne zarówno od naukowego badania, jak i od pracy historyka, który gromadzi i porządkuje fakty.

Charakterystyczną postawę przyjmuje żona Funka, Klara. Wspominanie dawnych czasów przyprawia ją o mdłości. Przyciśnięta do muru twierdzi, że lata pięćdziesiąte kojarzą jej się wyłącznie z wydaniem niemieckiego przekładu całego Prousta. Ten epizod nie jest bez znaczenia: przypomina tragiczne losy kolejnych tłumaczy powieści na niemiecki, wśród nich Waltera Benjamina. Dla Klary Proust jest ucieczką i odskocznią. Trudno o pisarza, który równie sumiennie badał przeszłość, nie pomijając najdrobniejszych poruszeń myśli, najbardziej przelotnych obserwacji. Trudno o bardziej wnikliwe zagłębianie się w pokładach pamięci i subtelniejszą analizę psychologii, odmienne jednak zarówno od hałaśliwych anegdot z młodości, jak i od obiektywizmu naukowego badania. Proust to propozycja innego spojrzenia na człowieka. Jego lektura jest ucieczką w odosobnienie, bardzo jednak różne od samotności otoczonego zwierzętami profesora. Ale ta ucieczka daje szansę wyzwolenia.

***

Gniazdo w kominie Kaltenburga kawki uwiły dopiero dwa lata po śmierci profesora.

Po polsku ukazała się powieść Marcela Beyera „Latające psy” (2003).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.