Rathaus i Laks

Adam Suprynowicz

O operze buffa Szymona Laksa „Zagubiona jaskółka” z 1966 roku oraz muzyce Karola Rathausa

Jeszcze 2 minuty czytania


Karol Rathaus (1895–1954).
Śmiały eksperymentator, pionier filmu dźwiękowego. Polski Żyd z Tarnopola, „nadzieja muzyki niemieckiej”. Legenda amerykańskiej pedagogiki muzycznej. Kiedy na ekrany niemieckich kin wszedł film Fedora Ozepa „Der Mörder Dimitri Karamasoff” – autora muzyki okrzyknięto współtwórcą rodzącego się właśnie gatunku filmu dźwiękowego. Karol Rathaus otoczony był w Republice Weimarskiej uznaniem pomieszanym z agresją; „II Symfonia” zasługiwała według jednych na miano dzieła wybitnego, według innych – na potępienie. Nie bez znaczenia było tu pochodzenie kompozytora: utalentowany młody Żyd z Tarnopola przybył po I wojnie światowej do Niemiec ze stolicy Monarchii Austro-Węgierskiej – w ślad za swym pedagogiem, wielkim Franzem Schrekerem.

W programie koncertu 13.06.2010 w radiowej S1 znalazły się: „Prelude” na orkiestrę i suita baletowa „Zakochany lew” Karola Rathausa oraz opera „Bezdomna jaskółka” Szymona Laksa. Wystąpili: Chór Polskiego Radia, Polska Orkiestra Radiowa oraz soliści: Ute Gfrerer, Kévin Amiel, Patrick Agard, Eduarda Melo, Eugénie Danglade, Sandrine Eyglier, Cyril Rovery, Grzegorz Pazik, Daniel Borowski, Agnieszka Makówka, Anna Karasińska, Katarzyna Trylnik. Dyryguje Łukasz Borowicz. Współorganizatorem koncertu – obok Polskiego Radia, Unii Europejskiej, festiwalu „Musiques Interdites” – był Narodowy Instytut Audiowizualny.

Jego prawdziwie „środkowoeuropejska” muzyka ekscytowała połączeniem szlifowanych z wiedeńską elegancją polskich rytmów i melodii, niepokojącego niemieckiego ekspresjonizmu i hipernowoczesnej dodekafonii – a wszystko to zdarzało się Rathausowi przyprawiać żydowskimi intonacjami… Przełamywał romantyczną sztampę ostrzejszymi rytmami – ale nigdy nie rezygnował z wyrażania emocji. Orkiestra w jego dziełach mieniła się kolorami – nic dziwnego więc, że z partyturami młodego, „radykalnego” kompozytora, bez protestów mierzyli się tacy mistrzowie batuty, jak George Szell, Wilhelm Furtwängler czy Erich Kleiber.

W 1932 roku, tuż przed dojściem Hitlera do władzy, żydowski gwiazdor nowej muzyki niemieckiej powiedział: dość. Wyemigrował do Francji, potem do Anglii – gdzie zdążył jeszcze powierzyć Baletom Rosyjskim wykonanie swojego „Zakochanego lwa” – by wreszcie, w 1938 roku, ruszyć na podbój Ameryki.

Zaczął od Hollywood – przecież kiedyś tak dobrze wiodło mu się w prężnym i pełnym śmiałych artystów kinie niemieckim. Kalifornijska fabryka snów zawiodła go szybko: nie chciał handlować swoim talentem, temperować ambicji. Śmiało więc przyjął propozycję pracy pedagogicznej w założonym właśnie nowojorskim Queens College. To praca naukowa, sukcesy i wdzięczna pamięć jego studentów zbudowały kolejną, żywą do dziś amerykańską legendę Karola Rathausa.

Karol Rathaus
/ fot. dzięki uprzejmości POR
Był zawsze człowiekiem bardzo zajętym, choć w amerykańskich czasach cierpiał pewnie z powodu mniejszego zainteresowania muzyką. Nazwisko Rathausa zapisało się jednak w kronikach najważniejszych instytucji muzycznych w Stanach Zjednoczonych. Choć związany wspomnieniami artystycznych sukcesów z Wiedniem i Berlinem, Rathaus aktywnie wspierał polskie organizacje emigracyjne, czytał polską literaturę i studiował historię. Przyjaciele podśmiewali się nawet z jego „poszukiwania polskich korzeni”, z sentymentalnych wspomnień o rodzinnym galicyjskim miasteczku. Wśród jego listów do wybitnych muzyków i teoretyków epoki (korespondowali z nim m.in.: Luigi Dallapiccola, Ernst Křenek, Darius Milhaud, Arnold Schönberg, Joseph Szigeti, Alfred Einstein, Curt Sachs, Dmitri Mitropoulos, Leopold Stokowski i Bruno Walter), znaleźć można i ten, wysłany do Artura Rodzińskiego, ze słowami: „Wybacz, że odpowiadam na Twój list po angielsku, ale moja chińska sekretarka nie nauczyła się jeszcze polskiego”…


Szymon Laks (1901–1983)
. Polski talent w Paryżu, kompozytor francuskich przebojów, zaangażowany publicysta. Numer 49543 w Auschwitz-Birkenau. Twórca jednego z najbardziej niezwykłych świadectw Zagłady.

Szymon Laks
/ fot. dzięki uprzejmości POR
Kiedy 25-letni Szymon Laks udawał się do Paryża – ówczesnej stolicy kulturalnej świata – miał za sobą już prestiżowy debiut w Filharmonii Warszawskiej. W 1926 roku postanowił przetrzeć paryskie szlaki (za nim wkrótce wyjedzie całe pokolenie młodych polskich talentów) i złapać we francuskiej stolicy „powiew nowoczesności”, którego nie czuło się w dusznej atmosferze warszawskiego konserwatorium. Utalentowany i wykształcony (poza kompozycją studiował także matematykę i filozofię), posługujący się płynnie obcymi językami – szybko zaczął budować swoją sławę wśród setek młodych artystów szukających szczęścia na artystycznym Parnasie.

W Paryżu zastał go wybuch II wojny światowej. Po wkroczeniu Niemców Laks został internowany wraz z francuskimi Żydami pod Orleanem, po czym przewieziony do Auschwitz-Birkenau. Z początku kazano mu grać w obozowej orkiestrze, potem został jej dyrygentem; swoje doświadczenia z tego czasu opisał w książkach: „Musiques d’un autre monde” (1948) i „Gry obozowe” (1978). Końca wojny doczekał w Dachau.

Warszawianin z urodzenia, przez całe życie pozostawał silnie związany z rodzimą kulturą. Polskie motywy znaleźć można w całej jego twórczości; dla oświęcimskiej orkiestry opracował polskie polonezy, wykonywane później w tajemnicy przed Niemcami. W 1945 roku, kiedy musiał zaczynać karierę niemal od początku (większość jego przedwojennych kompozycji zaginęła), pierwszym dużym dziełem był kwartet smyczkowy „na ludowe tematy polskie”…

„BEZDOMNA JASKÓŁKA” Szymona Laksa

Opera buffa w 1 akcie do libretta Henri Lemarchanda z 1966 roku. Podczas międzyplanetarnej misji Dziennikarz i Pilot statku muszą lądować na nieznanej gwieździe, która okazuje się… rajem słynnych zwierząt: m.in. Gołębicy z Arki Noego, Żółwia Ajschylosa, Pstrąga Schuberta, Psa Baskerville’ów, Wieloryba Jonasza… Muzycznym lejtmotywem opery jest słynna francuska chanson: „L’hirondelle de faubourg” z 1912 roku, autorstwa Ferdinanda Bénecha (słowa) i Ernesta Dumona (muzyka).
23 lipca 2009 roku w Marsylii podczas festiwalu „Musiques Interdites” odbyło się premierowe wykonanie opery Laksa, którym od pulpitu także kierował Łukasz Borowicz.

Laks po wojnie wrócił do stolicy Francji, przyjął francuskie obywatelstwo. Wciąż utrzymywał kontakty z polskim środowiskiem muzycznym, komponował jednak niewiele, głównie muzykę popularną. Doświadczenia obozowe i związane z nimi kłopoty zdrowotne długo dawały o sobie znać. Zajmował się też pisarstwem muzycznym, popularyzacją muzyki, tłumaczeniami – być może samo komponowanie pozostawało doświadczeniem zbyt trudnym, intymnym. Do twórczości muzycznej powrócił w latach 60. – z tego czasu pochodzą pieśni pisane do tekstów w trzech najbliższych mu językach: polskim, jidysz i francuskim. Wiele z nich to swoista autoterapia i świadectwo zarazem. Inne – zachowały pogodę i lekkość twórczości przedwojennej. Z tego czasu pochodzi też jedyna opera Laksa: „Bezdomna jaskółka” (1966).

Ostatnie lata życia Szymona Laksa to głównie czas ożywionej działalności publicystycznej i pisarskiej. Pisał wiele, nie tylko o muzyce; publikował zarówno w Polsce, jak i w prasie emigracyjnej. W kraju przez długi czas po wojnie jego wspomnienia obozowe nie były dobrze przyjmowane. Potężne emocje budziła wielowymiarowość opisu, cały straszny absurd zderzenie świata sztuki z realiami Auschwitz. Dziś, 27 lat po śmierci Szymona Laksa i niemal 70 lat po zamilknięciu obozowej orkiestry, wciąż gorzko brzmi wątpliwość kompozytora, więźnia numer 49543 w Auschwitz-Birkenau: „Czy ludzie, którzy do tego stopnia kochają muzykę, że mogą płakać, kiedy jej słuchają, zdolni są jednocześnie do popełniania tylu okrucieństw na reszcie ludzkości?”…


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.