Połączenie w ramach jednego spektaklu „Erwartung” Arnolda Schönberga i III Symfonii „Pieśń o nocy” Karola Szymanowskiego jest pomysłem ryzykownym. To dwa ważne dzieła muzycznego ekspresjonizmu, ale też materiał dla teatru trudny i niewdzięczny. Muzyka wypełnia przestrzeń ich znaczeń po brzegi. To literatura tak intensywna, że już jej rozszerzenie przez dźwiękową abstrakcję grozi nadmiarem. Kompozytorzy, sięgając po takie teksty, często ograniczają się do formy koncertowej – operowa inscenizacja może skutkować spłaszczeniem znaczeń i symboli. Z punktu widzenia współczesnego odbiorcy jeszcze łatwiej przepchnąć oba utwory poza granicę pretensjonalności. Monodram „Erwartung” (Oczekiwanie) został wprawdzie pomyślany jako dzieło teatralne, jednak jego akcja sceniczna ograniczona jest do symbolicznego obrazu rozświetlonego promieniami księżyca lasu, po którym błądzi jedyna postać. Monodram do słów Marie Pappenheim, lekarki głęboko zainteresowanej Freudowską psychoanalizą, jest monologiem wewnętrznym kobiety szukającej niewiernego (jak przypuszcza) kochanka. Ostatecznie znajduje jego martwe ciało, jednak nie dowiadujemy się, kto go zabił. Porzuca je i odchodzi w noc. Szymanowski w III Symfonii, dziele od teatralności dalekim, wykorzystuje poemat trzynastowiecznego perskiego poety Dżalaluddina Rumiego w kwiecistym polskim przekładzie Tadeusza Micińskiego. Poemat opisuje przepełniony silnymi emocjami moment samotnego spotkania z Bogiem. W kontekście Szymanowskiego można czytać go także jako zawoalowany homoerotyczny poemat miłosny.
Organizatorzy festiwalu Opera Rara odważyli się zatem na artystyczny eksperyment, zamawiając u reżysera Pawła Świątka i choreografki Barbary Olech półsceniczne połączenie obu utworów w ramach jednego wieczoru. „Erwartung” i „Pieśń o nocy” łączy zarówno podobna estetyka, czas powstania (odpowiednio 1909 i 1916), jak i „nocny” kontekst. W czysto brzmieniowej materii utwory te są jednak dość dalekie od siebie. „Erwartung” to już zaawansowana postać schönbergowskiego modernizmu – kompozytor snuje atonalną tkaninę muzyczną o rozproszonej fakturze, w której nie sposób wyróżnić tematy czy przewodnie wątki. Ma ona podbijać wyraz warstwy wokalnej, tworzy dla niej kontekst, bez powtarzania układów dźwiękowych, bez budowania czytelnego rozwoju, w narracji uzależnionej w pełni od emocjonalnego planu libretta. Z kolei Szymanowski przekracza swój późnoromantyczny jeszcze język muzyczny, snując secesyjnie wijące się melodie, dla których tworzy pseudoorientalny, ale bardzo przekonujący kontekst niepokojących harmonii i pełnej barwnego przepychu instrumentacji. Bohaterka „Erwartung” wypowiada się sopranem, w którym pobrzmiewają już wyraźnie elementy Sprechgesang – wynalezionej przez Schönberga melorecytacji, którą kompozytor w pełni zaprezentuje za kilka lat w swoim „Księżycowym Pierrocie”. Jakiekolwiek postaciowanie partii tenorowej z „Pieśni o nocy” przekreślają partie chóru – teatralnie kompletnie nieuzasadnione.
Paweł Świątek zdecydował się poszukiwać wspólnej przestrzeni dla tych utworów pomiędzy konwencjami koncertowego wykonania muzyki wokalno-instrumentalnej, opery i teatru tańca. W głębi sceny Teatru im. J. Słowackiego usadowił orkiestrę, którą prowadził dyrygent ubrany w koncertowy frak. Efektowna cekinowa suknia solistki „Erwartung” byłaby również dość typową błyszczącą suknią śpiewaczki, jednak w pewnym momencie Evelina Dobračeva jednym przesunięciem ręki „pod włos” połyskliwej łuski zaburzała jej idealną czerwień, „plamiła” ją, jak splamione podświadomym pragnieniem śmierci ukochanego jest sumienie bohaterki „Erwartung”. Ciało i duszę jej kochanka uosabiał tancerz – znakomity Wojciech Marcinkowski, który przyciągał uwagę również podczas symfonii Szymanowskiego. W pierwszej części spektaklu – tej bardziej teatralnej – to, co wizualnie najważniejsze, działo się między śpiewaczką a tancerzem. W akcie drugim – między nagim ciałem tancerza a kamerą i urządzeniem sterującym jego wyświetlanym na ekranie awatarem. Świątek chciał stworzyć opowieść o „lęku przed sobą w obliczu śmierci kogoś, z kim dzieliliśmy świat”. Dlatego też czas III Symfonii, która mówi o spotkaniu z Bogiem („ja i Bóg jesteśmy sami nocy tej”), jest w tej koncepcji czasem „po”. Ubrani w czarne stroje śpiewacy otaczają półotwartym kręgiem tancerza, jednak nie mają już żadnej mocy wpływania na jego ruchy. Tylko drobne elementy charakteryzacji zdradzają ich pokrewieństwo z postaciami poruszających się mechanicznie „pielęgniarzy”, którzy w pierwszym akcie otaczali tancerza aż do momentu symbolicznej śmierci jego postaci. Krąg jest też elementem minimalistycznej scenografii Marcina Chlandy: w pierwszej części zamyka tancerza w sobie, w drugiej, ustawiony w pionie, jest przekroczoną już bramą.
W taki plan dramaturgiczny wpisuje się choreografia spektaklu, z początku dość przejmująca, w drugim akcie jakby pozbawiona oryginalności i świeżości. Wyraźne stają się w niej powtórzenia, niby spójne ze strukturą wiersza i muzyką Szymanowskiego, na dłuższą metę jednak sprawiające zawód. Postać kobieca z „Erwartung” pojawia się także na początku drugiej części, jednak wkrótce schodzi ze sceny. Tenor (Andrzej Lampert) jest już tylko głosem, choć przecież stanowi odpowiednik głosu wewnętrznego bohaterki Schönberga. Tu jednak narratorem staje się tancerz, w swojej nagości oddzielony od świata, kierujący swoją uwagę „do wewnątrz”. Rumi mówi o obecności Boga w drugim człowieku i w nas samych. Interpretacja Świątka i Olech zdaje się pozostawiać tylko tę drugą możliwość.
„Pieśń o nocy & Erwartung”, reż. Paweł Świątek,
Opera Rara, Kraków, 18 stycznia – 13 lutego 2018Ciągłe wzajemne pobudzanie scenografii, tańca, tekstu i muzyki to mocna strona firmowanego przez festiwal Opera Rara przedsięwzięcia. Orkiestra Festiwalowa Kraków powstała, jak rozumiem, właśnie na potrzeby takich eksperymentów. Zespół złożony z członków kilkunastu zespołów z całej Polski nie miał chyba jednak szansy wypracować spójnego brzmienia – w efekcie partia orkiestry zdawała się nieco asekuracyjna, wycofana. Chór Capelli Cracoviensis zabrzmiał za to pewnie i bardzo muzykalnie, tworząc bogaty wokalny kontrapunkt dla czystego, jasnego głosu Andrzeja Lamperta. Evelina Dobračeva świetnie odnajduje się w muzyce Schönberga, choć w jej śpiewie trudno było znaleźć silne emocje. Całość pod batutą Michała Dworzyńskiego zabrzmiała jednak naprawdę przyzwoicie. Szkoda tylko, że widzowie nieposługujący się biegle językiem niemieckim nie mogli w pełni doświadczyć relacji między tekstem „Erwartung” a pozostałymi elementami spektaklu. Brak dostępnego tłumaczenia to duży minus w spektaklu, który rozgrywał się przecież pomiędzy, w relacji, we wspólnej przestrzeni.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).