„Burza”, reż. Julie Taymor

Agnieszka Jakimiak

Przyjęło się, że Anglicy mają największą trudność z inscenizowaniem Szekspira, ponieważ nie posiadają możliwości tłumaczenia tekstu na inny język i wprowadzania w niego aktualizacji. Jeśli Taymor całkowicie nie niszczy tego mitu, to z pewnością mocno go nadszarpuje

Jeszcze 1 minuta czytania


Szekspirowskie ekranizacje Julie Taymour są widowiskowe, ale nie hollywoodzkie. W tym wypadku trudno mówić o ekranizacji w ścisłym znaczeniu tego słowa – reżyserka nie daje się uwieść utopii wiernej lektury i odkrywania odwiecznych znaczeń, ale nakłada na tekst Szekspira soczewkę współczesnej percepcji. Zamiast litery oryginału widzi palimpsest znaczeń i sensów.

„Burza”, reż. Julie Taymor.
USA 2010, na DVD od 24 sierpnia 2011
„Burza” to drugie podejście reżyserki do Szekspira – za pierwszym razem przeniosła na ekran „Tytusa Andronikusa” i wywołała tym filmem sporo zamieszania. Nie wystarczy powiedzieć, że odbiegła daleko od tradycyjnych adaptacji realizowanych przez BBC. „Tytus” Taymor nie miał nic wspólnego z Szekspirem, jakiego znamy z ekranu, natomiast wpisywał się w model współczesnej lektury. Zaprzęgając cały repertuar efektów, stosując montaż znany przede wszystkim z gier komputerowych oraz odtwarzając sceny okrucieństwa w sposób tak skrupulatny, że aż groteskowy, Taymor położyła nacisk na to, jak jawi nam się Szekspir dziś. Słowem, opowiedziała historię aktualnego odbioru i modeli postrzegania. I skupiła się na dość powszechnym pragnieniu zaspokojenia oczu obrazami gwałtu i przemocy.

Przyjęło się, że Anglicy mają największą trudność z inscenizowaniem Szekspira, ponieważ nie posiadają możliwości tłumaczenia tekstu na inny język i wprowadzania w niego aktualizacji. Jeśli Taymor całkowicie nie niszczy tego mitu, to z pewnością mocno go nadszarpuje. Zmiany nie muszą zachodzić w języku oryginału – zdaje się mówić reżyserka – ale w naszych oczach. Słowa zmieniają znaczenia wraz ze zmianą czasów.


„Burza” to materiał o wiele trudniejszy do przełożenia na popkulturowe dyskursy. „Tytus” – jedna z pierwszych tragedii Szekspira – opowiada o ludziach, którzy zaczytali się w antycznych dziełach i na własnej skórze sprawdzają językową moc kreacji. „Burza” jest jedną z ostatnich sztuk Szekspira i nosi na sobie brzemię testamentu. Obrosła legendą nie tylko poprzez rozmaite odczytania i inscenizacje, zaczęła służyć jako pretekst do tworzenia autorskiej, często autobiograficznej narracji. Świetnie sprawdza się jako materiał do artystycznej autorefleksji – tak było w wypadku „Ksiąg Prospera” Petera Greenawaya, a także w wariacji na temat burzy, czyli w „Morzu i zwierciadle” W. H. Audena (choćby pamiętna inscenizacja Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie).

Ekranizacja Julie Taymor nie różni się pod względem środków i tematów od sposobu przedstawienia „Tytusa Andronikusa”, i na tym polega jej największa słabość. „Burza” jest sztuką nie tyle widowiskową, co refleksyjną i pozostaje odporna na rozbuchane zabiegi filmowe. To, co dzieje się w języku, znacznie przerasta kinową wizję.


Przesunięcia i zmiany wprowadzone przez Taymor są znaczne, ale dość oczywiste. Władcę wyspy, Prospera, wygnanego z Mediolanu wraz z córką Mirandą (Felicity Jones), gra Helen Mirren, ale zmiana płci nie ma większych konsekwencji w filmie. W Kalibana wciela się czarnoskóry Djimon Hounsou, który odtwarza dość stereotypowe wyobrażenie o innym i obcym bycie, zawłaszczonym i brutalnie pozbawionym tożsamości przez kulturę europejską. Ariel (Ben Whishaw), duch służący Prosperze, nie zyskuje cielesnej formy i pozostaje chyba najbardziej widowiskowym elementem filmu, ale na drugi plan usuwa się problem jego uwięzienia na wyspie. Także grupa rozbitków, złożonych z dawnych oprawców królowej Mediolanu, została potraktowana łagodnie – konflikt między wrogami z przeszłości a Prosperą traci dramatyczny wymiar i pozostaje łatwą do rozwiązania rodzinną sprzeczką.

Taymor zrezygnowała ze stworzenia na podstawie „Burzy” współczesnej antyutopii czy metafory mechanizmów władzy i przemocy, a wydaje się, że był to jeden z jej tropów. Największy problem z „Burzą” Taymor polega jednak na braku radykalnych decyzji, które uczyniłyby z kinowej wersji sztuki Szekspira coś więcej niż sprawną i atrakcyjną ekranizację. Film pozostał w pół drogi, zawieszony między widowiskowym obrazowaniem a pragnieniem tworzenia nowych sensów.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).