François Couperin w czterech księgach utworów na klawesyn opowiedział cały współczesny mu świat. Władysław Kłosiewicz na czas jakiś zamieszkał w tym świecie, by utrwalić jego obraz i przekazać słuchaczom. Właśnie ukazał się trzynastopłytowy (ponad 10 godzin muzyki!) album zawierający wszystkie utwory Couperina zawarte w „Quatre livres de pièces de clavecin”, nagrane przez Kłosiewicza w latach 1993-96.
Kto słyszał Władysława Kłosiewicza grającego utwory Couperina na żywo, nie ma wątpliwości, iż artysta ten całkowicie zanurza się w świat wykonywanej muzyki. Trudno się dziwić, ten świat pochłania, angażuje serce i umysł. Jest nie tylko swoistym obrazem XVII-wiecznej Francji, jednocześnie wydaje się ponadczasowy i w swojej ponadczasowości uniwersalny. Kłosiewicz zdaje się mieć pełną świadomość mocy tej muzyki i zasiadając do klawesynu, jest niczym magik, który z nieuchwytnej materii stwarza niemal realne stworzenia, uczucia i sytuacje.
Słuchając opowieści zaklętych w klawesynowych księgach Couperina, można poczuć się jak dziecko zasłuchane w baśń, w której smutek i trwoga splatają się ze śmiechem i błazenadą niczym tonacje molowej melancholii z promiennym trybem dur. Teraz opowieść ta stała się nieśmiertelna, utrwalona na trzynastu płytach pozwala na spokojną domową kontemplację.
F. Couperin, „Pièces de Clavecin”. Władysław Kłosiewicz (klawesyn), 13 CD, Polskie Radio 2012
Na początku ogrom tego skarbu nieco oszołamia. Trudno bowiem zdecydować się, czy słuchać utworów po kolei, losowo, czy też zacząć od ulubionych ordre (ordre – porządek, układ; Couperin zastępuje tą nazwą tradycyjnie przyjętą „suitę”). Z czasem jednak trudno oprzeć się wyjęciu z pudełka kolejnej płyty, by opowieść nie pierzchła.
Najbardziej pochłaniające wydają się ordre środkowe – od XI do XIV. To w ordre XI właśnie paradują przed nami minstrelowie z niedźwiedziami i małpami, tworząc barwnie chaotyczny korowód, którego energię i komizm artysta oddaje z niezwykłym wigorem. Ordre XII jest natomiast fascynującą litanią przeróżnych charakterów, cnót i cech, które występują oznaczone odmiennymi kolorami, wszystkie jednak za swą podstawę mają basową figurę folii. Warto również podkreślić, że w kolejnych ustępach Kłosiewiczowi towarzyszą także inni instrumentaliści (Małgorzata Wojciechowska na flecie traverso, Maria Papuzińska-Uss na skrzypcach barokowych, Marcin Zalewski na lirze korbowej i Liliana Stawarz jako druga klawesynistka), co dodaje uroku częściom ilustrującym śpiew słowika i wprowadza ciekawe urozmaicenie barwy w częściach „Muséte de Taverni” i „Muséte de Choisi”.
Poddajemy się wyjątkowej narracji Władysława Kłosiewicza, który z kolejnych, tak niewielkich przecież utworów, buduje spójną wizję świata, jaki oglądać mógł (choćby oczyma wyobraźni) François Couperin. Być może dla Couperina muzyka ta była swoistą refleksją i rację miał Bohdan Pociej, pisząc: „Wczuwając się w […] utwory Couperina, odczytamy z nich zapewne jakaś melancholijną zadumę, refleksję pełną dyskretnego smutku, coś jakby odblask, echo rozmyślań, medytacji nad sprawami najbardziej zasadniczymi. A wszystko to zamknięte w kształt skończenie doskonały, w formę w najwyższym stopniu piękną” („Klawesyniści francuscy”, PWM 1969).
Władysław Kłosiewicz doskonałość tę uchwycił w jej pełni, otwierając przy klawesynie księgi utworów Couperina, by zamknąć ich świat w niewielkim, lecz przebogatym pudełku z płytami.