Deliryczny Nowy Jork

Deliryczny Nowy Jork

Rem Koolhaas

W udzie, barku, biodrze lub trąbie słonia można wynająć pokój. Z jego oczu biją snopy światła – poruszają się w losowych kierunkach i wyławiają z mroku tych, którzy postanowili spędzić noc na plaży

Jeszcze 3 minuty czytania

Most

W 1883 roku powstaje Most Brooklyński i w letnie niedziele manhattańskie masy już bez żadnych przeszkód zalewają plażę na Coney Island, zamieniając ją w najtłumniej odwiedzane miejsce na świecie.

Wskutek tej inwazji na dobre zanika funkcja wyspy jako terenu rekreacyjnego, który w zamyśle miał być kawałkiem natury oddanym do dyspozycji mieszkańców sztucznej krainy.
By przetrwać jako miejsce odpoczynku – a więc takie, które istnieje dzięki kontrastowi – Coney Island musi się przeobrazić. Nie ma innego wyjścia, jak tylko stać się całkowitym przeciwieństwem Natury i przeciwstawić sztuczności nowej metropolii swą własną Nadnaturalność.

Przestaje więc rozładowywać miejskie napięcia, a zamiast tego zaczyna je wzmacniać.

Trajektoria

Odtworzenie Centennial Tower to pierwszy objaw obsesji, która wkrótce sprawi, że cała wyspa stanie się ostoją proletariatu.

W 1883 roku sen o zanegowaniu grawitacji spełnia się dzięki Pętli – kolejce z wielką pętlą pośrodku toru. Wagonik, rozwinąwszy odpowiednią prędkość, mógł przejechać po niej i nie spaść nawet w chwili, gdy był odwrócony do góry kołami. Jako instrument do prowadzenia eksperymentów fizycznych urządzenie jest kosztowne. Każdego roku pozbawia życia kilku ludzi. Chwilowej nieważkości mogą w nim doświadczyć tylko cztery osoby jednocześnie, a w ciągu godziny zakręconą trajektorię wagonik pokonuje zaledwie parę razy. Pętla to konstrukcja zbyt prymitywna, by dostarczać rozrywki na masową skalę. Jej potomkiem jest Roller Coaster, który opatentowano i zbudowano zaledwie rok później. Tor tej kolejki parodystycznie naśladuje krzywizny, wzniesienia i doliny, po których porusza się normalny pociąg. Dziesiątki pasażerów suną nim w górę i w dół z taką gwałtownością, że momentami na szczytach wzniesień doznają magicznego poczucia całkowitej nieważkości. Roller Coaster bez trudu deklasuje Pętlę. Wężowe tory na chybotliwych rusztowaniach zaczynają się mnożyć i w ciągu paru lat cała środkowa część wyspy zamienia się w rozwibrowany żelazny łańcuch górski.

W 1895 roku kapitan Boyton, zawodowy nurek i fascynat podwodnego świata, wprowadza nowy, kryptofreudowski element do walki z grawitacją. To Ześlizg do wody, czyli skośna rampa z mechanizmem, który na wysoką wieżę wciąga łódź-sanie, a następnie zwalnia uchwyty, dzięki czemu pojazd mknie w dół i wyhamowuje w znajdującym się poniżej zbiorniku wodnym. Pasażerowie do samego końca nie są pewni, czy ich wehikuł utrzyma się na powierzchni wody, czy zatonie – strach uatrakcyjnia całą zabawę.

Goście tłumnie ustawiają się w kolejce do wieży, by zjechać w błotniste wody zamieszkiwane przez czterdzieści uchatek. W 1890 roku „tym, co najgłośniej przemawia do mas na Coney Island, są rzeczy najbardziej nierozsądne, te, które najbezczelniej drwią z prawa ciążenia”.

Jeszcze przed otwarciem Mostu Brooklyńskiego powstaje budowla, która zapowiada, że w przyszłości na wyspie irracjonalne cele będzie się osiągać przy użyciu racjonalnych środków. Pierwszy fragment „natury”, który został zdobyty i zawłaszczony w trakcie bitwy o Nową Przyjemność, to słoń. Słoń „wielki jak kościół”, który jest zarazem hotelem.

„Każda z jego nóg miała dwadzieścia metrów w obwodzie. W jednej z nich mieścił się sklep tytoniowy, w drugiej – diorama. Goście hotelowi wspinali się krętymi schodami poprowadzonymi wewnątrz jednej z tylnych nóg, a schodzili tymi, które zamontowano w drugiej”. W udzie, barku, biodrze lub trąbie słonia można wynająć pokój. Z jego oczu biją snopy światła – poruszają się w losowych kierunkach i wyławiają z mroku tych, którzy postanowili spędzić noc na plaży.

Natura zostaje zawłaszczona na jeszcze jeden sposób. Aby zaspokoić nienasycone pragnienie gości, konstruuje się Niewyczerpaną Krowę – maszynę w krowim przebraniu.

Mleko, które daje, jest lepsze niż naturalne – płynie wartko i nieprzerwanie, jest czyste i zawsze ma taką samą temperaturę.

Elektryczność

Kolejne udogodnienia pojawiają się coraz szybciej.

Ludzie, którzy gromadzą się tłumnie na małej przestrzeni, pragną kontaktu z prawdziwymi żywiołami – słońcem, wiatrem, piaskiem, wodą. Wymaga to ciągłego przekształcania zasobów natury w instalacje techniczne.

Ponieważ plaża i linia brzegowa nie ciągną się w nieskończoność, z prostego rachunku wynika, że nie wszystkim spośród setek tysięcy przyjezdnych uda się znaleźć spłachetek piasku, na którym można się położyć, nie wspominając o dostępie do wody.

Od około 1890 roku dzięki elektryfikacji wyspy dzień nigdy się nie kończy. Wzdłuż linii brzegowej rozstawione zostają jasne latarnie – teraz z fal oceanu korzystać można na prawdziwie miejskich zasadach systemu zmianowego. Ci, którzy nie skorzystali z kąpieli przed zmrokiem, mogą to zrobić przez kolejne dwanaście godzin w promieniach sztucznego światła.

Na Coney Island wyjątkowe jest to, że ów fałszywy dzień nie jest wcale traktowany jako gorszy od prawdziwego. (To zjawisko Umiłowania Sztuczności pojawi się później także na Manhattanie).

Sam fakt, że oświetlenie plaży jest sztuczne, daje możliwość stworzenia kolejnej atrakcji: Elektrycznej Kąpieli.

Cylindry

Eksperymentować można nawet z najbardziej intymnymi emocjami człowieka. Jeśli życie w metropolii powoduje samotność i alienację, Coney Island kontratakuje Beczkami Miłości. Dwa poziome cylindry zamontowane w jednej osi obracają się powoli w przeciwnych kierunkach. Przy obu końcach urządzenia małe schodki prowadzą do wnętrza.

Po jednych wchodzą mężczyźni, po drugich – kobiety.

Nie można stać nieruchomo.

Mężczyźni i kobiety wywracają się na siebie.

Wskutek bezustannego obrotowego ruchu cylindrów dochodzi do wytworzenia intymnej atmosfery między ludźmi, którzy inaczej w ogóle by się nie poznali.

Intymność tę można dalej wzmacniać w Beczkach Miłości poprowadzonych wewnątrz sztucznej góry zbudowanej obok Beczek. U jej stóp nowo zapoznane pary wsiadają do małych łodzi, by zniknąć w tunelu wiodącym do ukrytego we wnętrzu jeziora. Ciemność zapewnia parom prywatność. Dźwięki są stłumione, nie sposób się zorientować, ile łodzi naraz przepływa przez jezioro. Kołysanie się kadłuba na płytkiej wodzie dodatkowo wzmacnia zmysłowe doznania gości.

Konie

Jeździectwo stanowiło ulubioną rozrywkę kosmopolitów, którzy odwiedzali wyspę, gdy była jeszcze w stanie nienaruszonym. Dla ludzi, którzy przyszli po nich, jazda konna to wyrafinowana umiejętność, której nie posiadają, a w dodatku na wyspie nie dałoby się utrzymać odpowiednio dużej liczby koni, by zaspokoić ich potrzeby.

W połowie lat dziewięćdziesiątych XIX wieku George Tilyou – syn Petera Tilyou, założyciela Surf House – buduje mechaniczny tor z szeregiem specjalnie zaprojektowanych przeszkód, biegnący wśród dzikich krajobrazów wyspy i wzdłuż wybrzeża. Jeździ po nim stado mechanicznych koni – może ich dosiąść każdy, nawet osoba niemająca żadnych umiejętności jeździeckich. Oto Steeplechase – „automatyczny tor wyścigowy, którego siłę napędową stanowi grawitacja”. Jeżdżące po nim „konie przypominają wielkością i budową rumaki wyścigowe. Są solidnej konstrukcji i można nimi do pewnego stopnia kierować. Jeździec przyspiesza, zmieniając pozycję ciała na wzniesieniach i pochyłościach, dzięki czemu każdy przejazd zamienia się w prawdziwy wyścig”.

Tor działa przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i cieszy się ogromną popularnością. Inwestycja zwraca się już po trzech tygodniach. Zainspirowany układem parku Midway Plaisance, który łączył dwa place będące przestrzenią wystawienniczą chicagowskiej Wystawy Światowej z 1893 roku, Tilyou gromadzi kolejne urządzenia, w tym pokazywany w Chicago diabelski młyn, i rozstawia je wzdłuż mechanicznego toru wyścigowego. W ten sposób wstępnie wyznacza granicę terenów rozrywkowych, a w 1897 roku buduje wokół nich mur i kieruje ludzki strumień wejściami w kształcie łuków triumfalnych, które przyozdobiono gipsowymi symbolami śmiechu – klaunami, pajacami, maskami. Tym stanowczym gestem Tilyou wyraźnie odróżnił tereny, które odtąd nazywać się będą Parkiem Steeplechase, od pozostałej części wyspy.

Wizja

Mimo wzrostu popularności wyspy, jej reputacja podupadła. Pierwszym krokiem ku ewentualnej rehabilitacji może być skontrastowanie wizji niewinnych przyjemności w enklawie Tilyou z zepsuciem panującym poza jej murami. Mała oaza stanowi planistyczny moduł, który może posłużyć stopniowemu pozyskaniu pozostałych i w inny sposób niedostępnych obszarów wyspy. Nierozsądne byłoby, gdyby różne atrakcje parku konkurowały z sobą, dostarczając takich samych przyjemności, lub w ogóle do siebie nie pasowały. Powstaje więc plan, w ramach którego poszczególne rozrywki zostają skoordynowane. Koncepcja parku jest architektonicznym odpowiednikiem białego płótna malarza. Mury postawione przez Tilyou wyznaczają obszar, który teoretycznie może ukształtować i kontrolować jeden człowiek, dzięki czemu z łatwością można mu nadać spójną wizję tematyczną. Inżynier nie potrafi jednak w pełni wykorzystać potencjału swojej przełomowej koncepcji. Przedłuża jedynie tory, pogłębia realizm przejażdżki, dodając przeszkody, takie jak „skok przez wodę”, i wprowadza jedną dodatkową atrakcję, która ma jeszcze bardziej odróżnić fikcję parku od realności wyspy: Roztrzęsioną Platformę. Pod naturalną nawierzchnię gruntu wmontowano mechaniczną rampę, która imituje trzęsienie ziemi. Nieoczekiwane gwałtowne wstrząsy wymuszają reakcję. By zasłużyć na prawo wejścia do Steeplechase, trzeba, czy się tego chce, czy nie, odtańczyć rytualny taniec.

Wyczerpany pracą wynalazcy Tilyou oddaje się poezji. W chwili euforii ujmuje w słowa sens swojego dzieła: „Jeśli Paryż to Francja, Coney Island od czerwca do września jest Światem”.



Fragment pochodzi z książki Rema Koolhaasa „Deliryczny Nowy Jork. Retroaktywny manifest dla Manhattanu” w przekładzie Dariusza Żukowskiego, która w połowie października ukaże się w wydawnictwie Karakter.