Myślę, więc milczę
Teresa Mtz / Flickr Attribution-NonCommercial 2.0 Generic

Myślę, więc milczę

Inez Okulska

Atmosfera powieści Julii Fiedorczuk nieustannie podsyca wrażenie spętania, niemożności. Biernym ruchem oporu przeciwko opresyjnym regułom świata zewnętrznego jest cisza

Jeszcze 2 minuty czytania

„Nieważkość”, powieść Julii Fiedorczuk, to trzy dziewczęta z wioski pod Warszawą i ich losy, które spotkają się w oku narratora 25 lat później. Dowiemy się o tym jednak niemalże na końcu, bo konstrukcja tej książki nie jest oczywista. Autorka odważnie montuje, dzieli na rozdziały-przedziały czasowe, ale chyba sama w nich też się trochę gubi, bo nawet w sztywnych przedziałach powracają retrospekcje i to różnego zasięgu. A może tylko myli tropy, żeby nie było zbyt łatwo. W efekcie to gra w klasy połączona z ciuciubabką, ale któż z nas nie lubi czasem grać, choćby na jednej nodze i z chustką na oczach. Dodatkowo losy tej trójki – niewydarzonej artystki, sprzątaczki i ułomnej bezdomnej – w prologu zapowiada migawka z naznaczonego cierpieniem życia czwartej kobiety, o pokolenie starszej, matki kolegi z klasy, sieroty, zgwałconej najtrudniejszym gwałtem, bo na wpół akceptowanym w świadomej relacji zależności, kobiety odrzuconej przez społeczeństwo, której los nie oszczędził nawet syna. Takie wejście nie zapowiada lektury przyjemnej, literatury potocznie, czyli pogardliwie, zwanej „kobiecą”. A jednak jest jak najbardziej kobieca, od kobiety o kobietach, choć niekoniecznie wyłącznie dla kobiet.

Helena, niemal z góry skazana na los robotniczy, w przyszłości „zacinający się automat do sprzątania”, umie szyć, ale zamiast zostać projektantką mody, zachodzi w ciążę, opiekuje się matką, ojcem. Ma w życiu dwie przyjemności: palenie papierosów, jednego za drugim, ochota na papierosa przypomina jej o tym, że ma ciało; oraz skreślanie z listy kolejnych zadań wyznaczonych do wykonania danego dnia, od posprzątania pokoju hotelowego zarzyganego przez wyrafinowanych gości po telefon do matki. Przeciętna, szara, pozbawiona nadziei. Raz w życiu poczuła się ważniejsza od kogoś, uniosła się dumą, może pychą, a może po prostu przestraszyła. Za karę chłopak wydał się na pewną śmierć, zostawiając ją z poczuciem winy już na zawsze. Helena wewnętrznie rozbija się na tysiące kawałków, których nigdy już do końca nie poskleja.

Julia Fiedorczuk, „Nieważkość”.
Marginesy, 240 stron,
w księgarniach od lutego 2015
Zuzanna, niby talent, ale zupełnie dziwaczny, ojciec profesor, ale pantoflarz, matka z aspiracjami, na wskroś mieszczańskimi, wyrywa dziewczynę z zapyziałej wioski „poniżej jej poziomu” prosto na lekcje rysunku w Warszawie, u samego Mistrza, który uczy ją wyłącznie sztuki użytkowej z własnym penisem w roli głównej. Dziś ambitna, mentalnie sprana jak stare jeansy, błąka się po wymarzonej stolicy matki, powtarzając kolejne formułki z marketingowego New Age’u.

I wreszcie Ewka, debilka, świadoma swoich ułomności, w dorosłe życie wprowadzona przez jednego z kolejnych wujków, na jednym łóżku z matką i babcią. Triumfalnie odjeżdża do stolicy przeniesiona do szkoły specjalnej, gdzie kończy w parkach i na działkach, jeśli się uda, gdzie próbuje zapić każdy, choćby najmniejszy element rzeczywistości. I to się akurat ostatecznie udaje.

Wszystkie trzy dorastały i wchodziły w młodość, kiedy w Polsce zmieniał się ustrój. „Po tym, jak spacerowali tu z Mirkiem, nigdy nie wracała w te miejsca. Minęło – policzyła w myśli – dwadzieścia pięć lat” – kiedy w głowie Heleny werbalizuje się ta refleksja, staje się od razu symboliczna. Niedawne obchody dwudziestopięciolecia wolności to raczej gorzki komentarz do życiorysów Heleny, Zu i Ewki, choć ani polityka, ani gospodarka nie grają tu najmniejszej nawet roli (do tego stopnia, że Helena kupuje wózek w przedziale lat 1992–2002 za 45 tysięcy złotych, a taka kwota była niemożliwa – zarówno przed denominacją, jak i po). To sploty wydarzeń powodowane wychowaniem, światopoglądem rodziców, sytuacją domową, własnym wyposażeniem talentów i ich braków, wartość ich ciała, a więc arbitralne ludzkie zasady gry – to wszystko naznacza ich losy od najmłodszych lat.

Atmosfera powieści nieustannie podsyca wrażenie spętania, niemożności. Wątki poboczne raka, choroby psychicznej czy niepełnosprawności tylko dopełniają obrazu – na zewnątrz nie ma wolności jako takiej, są tylko jej przejawy, mniej i bardziej istotne. Ostatnim bastionem, do którego dostępu zaciekle bronią wszyscy bohaterowie „Nieważkości”, jest własne wnętrze. Milczenie i wyobraźnia to ich miecz i tarcza. Helenka nigdy nie mówi o ostatnim spotkaniu z Mirkiem, Zuzanna przemilcza przebieg swojej artystycznej edukacji, nawet głupia Ewka orientuje się, że wystarczy nic nie mówić i jakoś to będzie. Cisza jest biernym ruchem oporu przeciwko opresyjnym regułom świata zewnętrznego, u brzegów Wisły zamiast rzek Babilonu. Zewnętrze zaczyna się tam, gdzie kończy się dusza, gdzie kończę się ja, a zaczyna materialność, czyli na granicy własnego ciała, które bierze udział w loterii faktów, a nierzadko jest jej przyczyną – chuć, piękno, brzydota, ułomność, choroba. Na szczęście nie ma takiego kadru – tego w pamięci i tego w przyszłości – którego nie można byłoby wyretuszować. Oprócz biernego oporu jest jeszcze czynna kreacja – wyobraźnia, która pod swoje skrzydła bierze zarówno to, co już było („właśnie tę część zabawy Zuzanna lubiła najbardziej: zasypiać, po odpowiedniej dawce rumu, wina albo ginu z tonikiem, i wyobrażać sobie to, co właśnie zaszło”), jak i to, co dopiero się wydarzy („Zapłacił rachunek i poszli, a w drodze do hotelu pani już budowała wspomnienia ze zdarzeń, które dopiero miały nadejść”). Materialne jest to, co prawdziwe, a materialność i prawdziwość to tylko kruszce, z których można wykuć ostateczną wersję, politycznie poprawną i omówioną z własnym specem od PR: „Zuzanna nie potrzebowała wzruszeń ani prawdziwej czułości, z tymi były same kłopoty. Wzruszenia i prawdziwą miłość czułość wolała sobie potem dorobić w Photo-shopie”. Niewyrażalne ustępuje miejsca niewyrażonemu, to taki bestsellerowy produkt instynktu samozachowawczego, zaklinanie rzeczywistości poprzez brak narracji lub jej odpowiednio zmienioną formę.

Istotnym tłem dla tej sztucznej materialności, ludzkich artefaktów, które składają się na ziemskie piekiełko, jest środowisko naturalne. Jeden z bohaterów od ludzi ucieka w las, by się tam zamienić w gnijące ciało i kości, i tym samym zjednoczyć ze środowiskiem, w naturze ukojenie znajduje również jego matka, jej ciało pływa w wodzie, utulone przez żywioł, podczas gdy ludzie oferowali jej wyłącznie nienawiść i odrzucenie. Inna postać umiera na ławce, w parku, znów w otoczeniu drzew. I śmieci, ostatniego, ironicznego łącznika z ludźmi. Ojciec Heleny, udręczony, zamknięty na latach w klatce niezrozumienia, na krótko przed śmiercią zaczyna śpiewać, ale głosem ptaków, ćwierkać piosenki pozbawione słów i ludzkich atrybutów i w tym znajduje swoje zbawienie. Tym samym w praktyce literackiej autorka przemyca swoje własne zainteresowania badawcze, czyli coraz bardziej znaną i modną ekokrytykę.

Julii Fiedorczuk publikowała wcześniej także prozą, ale uważa się ją wciąż raczej za poetkę. Także w „Nieważkości” poetycka proweniencja autorki daje o sobie tu i ówdzie znać, i to nie zawsze z powodzeniem. Dość nachalnie powraca motyw światła, które nazbyt wyraźnie rysuje kontury, uwypukla, karmi, cieszy, zadziwia, wchodzi w synestezje. „Śmiech Marii brzmiał jak światło wysypujące się z kolorowej kuli”. Na siłę tworzy się metaforyczna rama możliwych interpretacji, zbyt banalna na dobrą prozę. „Ewka widziała tańczące na ścianach plamy słonecznego światła, a chwilami to światło zdawało się przenikać między gałęziami sosen w ukrytym miejscu, wybranym na jej szczęśliwe mieszkanie. Kiedy się obudziła, światło było już zupełnie inne”.

To, co być może sprawdza się w poetyce wiersza, w prozie balansuje na granicy kiczu. Na szczęście tę powieść niesie historia, styl języka – nawet jeśli momentami zbyt koronkowy – ostatecznie nie jest w stanie jej przesłonić. Narracyjna plątanina mniejszych i większych jednostkowych losów, pojedynków z tym, co wobec człowieka zewnętrzne, narzucone, sztuczne, zostanie w pamięci o wiele dłużej niż ewentualnie nieudane frazy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.