Przekład „21 wierszy miłosnych” Adrienne Rich autorstwa Jakuba Głuszaka w polskiej publikacji został połączony z esejem autorki z 1980 roku „Przymus heteroseksualności a egzystencja lesbijska” w tłumaczeniu Aleksandry Kamińskiej. Tego rodzaju hybryda, w książkach poetyckich niespotykana, to wybór tyleż zaskakujący, co uzasadniony; zarówno ze względu na praktykę pisarską Rich, jak i z perspektywy zorientowanej na polskiego czytelnika. Aby uchwycić dynamikę i nowatorstwo „21 wierszy miłosnych”, nie stosowałabym do nich wyłącznie kategorii autobiografizmu czy konfesji. Raczej, jak podpowiadają tłumacze, warto umiejscowić je na tle przecinających się zjawisk społecznych lat 60. i 70.: ruchu swobód obywatelskich, Nowej Lewicy i powiązanego z nią ruchu antywojennego, drugiej fali feminizmu, a zwłaszcza feminizmu radykalnego, rewolucji seksualnej i emancypacji gejów i lesbijek.
Rich była poetką głęboko zaangażowaną na rzecz zmiany społecznej. Same tytuły jej książek: „A Change of World” (debiut, doceniony przez W.H. Audena), „Leaflets”, „The Will to Change”, „The Dream of a Common Language” – wskazują na dominantę poszukiwań „nowego języka”, wspólnotowego, równościowego. Czytając „21 wierszy miłosnych”, lepiej porzucić podział na działalność polityczną i twórczość artystyczną czy akademicką. Jak wiele feministek tamtego okresu, Rich podważała tę dychotomię i dążyła do stworzenia modelu tożsamości, w którym różne aktywności są wobec siebie równorzędne. Nazywanie Rich poetką wydaje się wręcz zawężaniem pola jej aktywności – jednocześnie trzeba mówić o niej jako lesbijce, matce, feministce, pacyfistce itd.
Konsekwencją wyboru Głuszaka i Kamińskiej, by połączyć poezję i eseistykę Rich w obrębie różowej książeczki z kwiatem-narządem na okładce, wydaje się i to, że „21 wierszy miłosnych” jest dzięki temu jeszcze bardziej lesbijskie – nieschematyczne, transgresyjne, relacyjne, odsyłające poza siebie, wreszcie pozbawione poetyckiego finału na rzecz politycznego postulatu. Rich adresuje go zbiorowo i globalnie. Jej refleksja jest strukturalna, dotyczy „instytucji życia”, a jednocześnie zachowuje charakterystyczny dla retoryki ruchów oddolnych aspekt wykonalności – pewności, że zmiana jest szansą.
Zaczynam od końca tej książki nie z przekory, ale dlatego, że „21 wierszy miłosnych” jest pisane diachronicznie, w odniesieniu do aktualnego, odczuwalnego braku. Braku kobiet w kanonie literackim, braku archiwów i historycznej dokumentacji życia lesbijek, braku uznania dla kobiecej pracy i kobiecego pożądania, wreszcie fizycznego braku kobiet i lesbijek w przestrzeni publicznej i polityce – wszystko to Rich wypisuje w punktach w „Przymusie heteroseksualności…”. Jako przyczynę tego braku wskazuje założenie o wrodzonej heteroseksualności kobiet, w świetle którego nieodczuwanie pociągu do mężczyzn może świadczyć o dewiacji, środowiskowym zwichnięciu albo o reakcji na doznaną krzywdę; nie może jednak być równoprawnym typem tożsamości, czyli takim, który celowo i całkowicie pomija mężczyzn. Heteroseksualność w rozumieniu Rich nie jest dla kobiet „preferowaną opcją”, lecz czymś, co trzeba „narzucać, kontrolować, organizować, reklamować i utrwalać siłą”. Jedna z dwóch głównych tez „Przymusu heteroseksualności…” jest zatem rozwinięciem myśli Simone de Beauvoir: nie rodzimy się heteroseksualnymi kobietami, stajemy się nimi. Druga teza mówi o istnieniu „lesbijskiego continuum”: ciągłości relacji między kobietami. Lesbijska tradycja nie ogranicza się do erotyki czy cielesności, może być napędzana przez doświadczenie kobiecego wsparcia: emocjonalnego, praktycznego, politycznego. Wsparcie to wyraża się na przykład listownie, dlatego w ramach tej tradycji Rich umieszcza pisarki aktywnie korespondujące z kobietami: niezamężną Emily Dickinson czy wielokrotną mężatkę Zorę Neale Hurston.Adrienne Rich, „21 wierszy miłosnych”. Przeł. Jakub Głuszak, Biuro Literackie, 48 stron, w księgarniach od lipca 2016
Tak dochodzimy do kluczowej dla „21 wierszy miłosnych” kwestii – politycznego lesbianizmu. Poszerzając pojęcie tak, by obejmowało wszystkie znaczące relacje pomiędzy kobietami, Rich wskazuje na wspólne im założenie: „pośredni lub bezpośredni atak na męskie prawo dostępu do kobiet”. Choć sama wybrała nie wyobrażony, a realny i długoletni związek z kobietą, to w „Przymusie heteroseksualności…” zdaje się popierać inicjatywy – takie jak nowojorskie Redstockings, The Feminists czy Leeds Revolutionary Feminist Group – które wychodząc od politycznego lesbianizmu, abstrahują od seksualności, podejmując próby tworzenia przestrzeni kobiecych, po prostu wolnych od mężczyzn. Dziś te postulaty pozostają eksperymentem myślowym, a nie programem, a polityczny lesbianizm jest rozpatrywany na podobnej zasadzie, na jakiej, na przykład, czyta się projekt „zanurzenia w przyrodzie” Henry’ego Davida Thoreau. Jednak „21 wierszy miłosnych”, wydanych po polsku prawie 40 lat po oryginalnej publikacji, skłania do konfrontacji z tym rozdziałem historii feminizmu, a pośrednio z całą ewolucją myślenia o równości i różnicy, dyskryminacji, macierzyństwie i opiece, kanonie literackim, herstorii i tak dalej. Wydobywa ciągły, choć nielinearny, charakter zmiany, jaką ten ruch inicjował. Daje pojęcie o mozole pracy podjętej przez feministki.
Trop mozołu przewija się od początku tomiku, co nietypowe dla wierszy miłosnych. Książka nie stanowi zapisu „wielkiej kobiecej przygody”, jak zazwyczaj przedstawia się kobiecy romans heteroseksualny; przeciwnie – dokumentuje codzienne wspólne życie partnerek, ciągłość ich doświadczenia miłosnego i warunki „lesbijskiej egzystencji”. W wierszu „XIX” Rich wprost pisze o żmudzie pracy nad sobą i związkiem:
Gdybym ci mogła powiedzieć –
dwie kobiety razem to praca,
której nic w cywilizacji nie ułatwia,
dwie osoby razem to praca
heroiczna poprzez swoją zwyczajność,
jak żmudna, powolna wspinaczka na skalną ścianę,
gdy najgwałtowniejsze skupienie staje się rutyną
– spójrz na twarze tych, co ją wybrali.
Trwałą częścią związku kobiet staje się przeszłość każdej z nich, ich pisarstwo („Śniło mi się, że jesteś wierszem – mówię – wierszem, który chciałam komuś pokazać”) i biografie intelektualne („Tristan und Isolde to niezbyt nasza historia”; „nie Rosenkavalier ani Götterdämmerung,/ ale kobiecy głos śpiewający stare piosenki”). Również miasto, w którym żyją i z którym się zżywają – horyzontalne opisy Manhattanu upodabniają wiersze Rich do poezji Franka O’Hary, choć w jej wierszach w większym stopniu ujawnia się sprzężenie z miastem („Gdzie tylko w tym mieście na ekranach migoczą/ pornografia, wampiry z science-fiction/ udręczeni najemnicy gnący się pod batem,/ my też musimy iść…”). Kobiety dzielą też aktywizm polityczny („Z koperty/ wypada kserówka tekstu, który napisał mężczyzna,/ lat 27, zakładnik, torturowany w więzieniu”). Mimo że wypowiadany w wierszach związek jest monogamiczny, to rozwija się na tle wielu innych relacji, biografii i wyborów. W rezultacie miłosnego połączenia dwóch kobiet powstaje polifonia głosów, a Rich akcentuje tę wielość.
„21 wierszy…” jest pisanych z perspektywy osoby świadomej siebie („Mając dwadzieścia lat, tak – myślałam, że będziemy żyć wiecznie./ Mając czterdzieści pięć, chcę poznać nawet nasze granice”), lesbijki wyoutowanej, która musiała zmienić wcześniejsze życie i choćby z tego względu w swojej intymnej historii uwzględnia kontekst społeczny i polityczny. W żadnej mierze nie osłabia to jednak jej ekspresji namiętności i pożądania. Zwłaszcza pierwsza część tomu, wiersze od „I” do „XII”, to zapis poszukiwania przyjemności zmysłowej („Czy jako dwudziestolatka choć raz szłam porannymi ulicami/ rozciągając mięśnie z czystszą radością?”) oraz seksualnej. Najśmielszy tekst w zbiorze, „(Luźny wiersz, nienumerowany)”, to rejestracja seksu oralnego między kochankami. Mimo że autorka nie rezygnuje z pewnej konwencjonalności – cipka to „różana kroplista grota”, a uda partnerki są szczodre – to erotyczność jej przedstawienia wymyka się pornograficznej „beznamiętności” i uprzedmiotowieniu. Rich podkreśla intymność stosunku, do którego dochodzi w warunkach bezpieczeństwa i zaufania („Cokolwiek się z nami stanie,/ twoje ciało będzie nawiedzać moje – czułe i kruche/ (…) / cokolwiek się stanie, to jest”). Stanowczość ruchów kochanki nie jest tożsama z zachłannością czy dominacją, lecz wiąże się z opieką („twój dotyk na mnie, stanowczy, opiekuńczy, ciekawy mnie…”). Mottem dla pierwszej części książki może zatem być zdanie z wiersza „X”: „bez czułości jesteśmy w piekle”.
Cielesność w „21 wierszach…” definiowana jest nie tylko poprzez przyjemność, ale też przez ból, jak w wierszu „VIII”, zakończonym odrzuceniem „chrześcijańskiej pokusy”:
Kobieta, która celebrowała
swoje cierpienie, nie żyje. Jestem jej potomkinią.
Kocham blizny, które mam po niej,
ale odtąd chcę być z tobą
i walczyć z pokusą, aby żyć z bólu.
– czy w wierszu „XIV”, w którym doświadczenie wspólnego wymiotowania w samolocie prowadzi do niespodziewanego wniosku: „Nigdy nie byłam z tobą w większej bliskości”. Obraz trzymających się za ręce wymiotujących kochanek pośród podobnie cierpiących współpasażerów, to ironiczne odwrócenie normy dyscyplinującej lesbiański dotyk w przestrzeni publicznej. Nie ohyda czułości popycha ludzi do wymiotowania, tylko ich własne cierpienie.
Figury i wątki z myśli feministycznej przenikają się z apostrofami do kochanki, introspekcjami czy problematyzacjami pisarstwa kobiet. Jak w otwierającym książkę wątku gotyckim, przypisywanym prozie lesbijskiej, czy w późniejszym nawiązaniu do „nienazwanego problemu” (ang. a problem that has no name), czyli kwestii zaburzeń psychicznych i depresji kobiet, jaką podjęła Betty Friedan w „Mistyce kobiecości”. Rich poetycko przetwarza metodologię powstających dopiero w tamtym czasie studiów genderowych. Wiersz „V” jest na przykład pokrewny „Teorii polityki płciowej” Kate Millet – czyli analizie podrzędnego statusu kobiet w kanonie literatury:
Kenneth mówi, że ustawił książki tak,
żeby patrzeć na Blake’a i Kafkę przy pisaniu;
tak, a ciągle musimy liczyć się ze Swiftem,
który brzydził się ciałem kobiety, chwaląc jej umysł,
z lękiem Goethego przed Matkami, Claudelem oczerniającym Gide’a
i duchami – o dłoniach zaciśniętych od stuleci –
artystek, które zmarły w połogu, szeptunek zwęglonych na stosie,
stuleciami nienapisanych książek, które piętrzą się za tymi półkami;
Za pomocą rewizji tych rozpowszechnionych figur oraz wprowadzeniu nowych (moje ulubione zdanie z książki: „Każdy szczyt jest kraterem. Takie jest prawo wulkanów,/ przez co na zawsze są jawnie żeńskie”), Rich tworzy alternatywny język, prawo i mapę pozwalające wypowiedzieć swój trybadyzm. Wypowiedzenie nie kieruje jej jednak ku osobistej satysfakcji z opowieści, lecz ku miłosnemu kolektywowi: „to myśl / wraca tam, gdzie może wybrać / osobność i dzielić się nią bez samotności”.
„21 wierszy miłosnych” zbudowanych jest jak jedna opowieść – można je przeczytać jako poemat. Myślenie o wierszach z tej książki jak o jednym utworze sytuuje je w pewnym pokrewieństwie do poezji bitnikowskiej, a szerzej – amerykańskiej tradycji publicznej konfesji. W „Encyklopedii gender”, pomocnej podczas czytania takich poetek jak Adrienne Rich, Audre Lorde czy Muriel Rukeyser, Tomasz Basiuk wspomina o stałym elemencie konfrontacji w narracjach konfesyjnych, zwłaszcza tych związanych z coming outem. U Rich mniej jednak chodzi o konfrontację, a wypowiedzenie pełni funkcję ochronną. Dzięki niemu dochodzi do powstania intymnej przestrzeni między kobietami – zawiązania się kręgu, który chroniąc przed mechanizmami przemocy, dba także o kondycję psychiczną kobiet („Boję się tego milczenia/ niewyartykułowanego życia. Czekam/ na wiatr, żeby choć raz łagodnie otworzył/ kartę wody i pokazał, co mogę zrobić/ dla ciebie, dzięki której nienazywalne często / dawało się nazwać innym, nawet mnie”).
To w wierze w miłosny kolektyw zawiera się nowatorstwo propozycji Rich. Krąg umożliwia kobietom spoza struktury patriarchalnej eksperymentowanie z seksualnością, ekspresję energii życiowej i twórczej. Poetka utożsamia komuny kobiece, wzorowane na średniowiecznych komunach beginek, z otwartością i empatią: członkinie otaczają się nawzajem troską, stymulują swój rozwój, wymieniają doświadczeniami. Pod koniec książki, wraz z rozwojem, a być może rozpadem, związku („Im jestem starsza, tym mocniej przypuszczam,/ że dwie osoby razem to cud”), miłość lesbijska coraz mniej przypomina strategię walki i konfrontacji z zastanym porządkiem. Staje się raczej budulcem odrębnej wspólnoty, „nowym ładem”.