Zbliżenia na twarze płaczących dziewczyn. Każda z nich skąpana jest w miękkiej żółci, purpurze, błękicie i czerwieni wyglądających jak poświaty neonów. Artystka i instagramowiczka Petra Collins od ośmiu lat fotografuje momenty wrażliwości, gwałtownych załamań nastroju charakterystycznych dla okresu dziewczyńskości. Jej bohaterki w zaaranżowanych sytuacjach przypominają samotne dziewczyny zalewające się łzami na dyskotece. Collins, która jest wzorem dla młodych dziewczyn eksplorujących kobiecość w mediach społecznościowych, pokazuje swoje olśniewające bohaterki w złym stanie emocjonalnym, będącym ekspresją ich tożsamości.
Trochę inaczej robi Molly Soda, artystka i osobowość internetowa, która już jako nastolatka zaczęła dokumentować swoje życie za pomocą konfesyjnych postów i wrzucać je do sieci. Na Instagramie czasami upublicznia naturalistyczne selfie z rozmazanym od łez tuszem, a innym razem dorysowuje sobie krople i na czole pisze „SAD”.
Z kolei Mary Rosenberger, artystka i modelka, dla której smutne selfie również są stałym elementem krajobrazu prywatnego Instagrama, przy jednym z takich zdjęć, pomijając interpunkcję, wyznaje: „Boli mnie serce ale żyję jestem tu nie przestanę aż padnę nie straciłam równowagi będę walczyć o to by czuć się dobrze jestem piękną osobą zasługuję na dobroć i dobroć mnie spotka”.
Natomiast Audrey Wollen, twórczyni Teorii Smutnej Dziewczyny i instagramowa artystka, zapłakana pozuje do lustra w publicznej toalecie, w dłoni ściskając mokrą chusteczkę. „Sonda, ile dziewcząt przeżywa dziś załamanie nerwowe w toalecie w pracy: a) 4,2 miliona b) nikt poza tobą, wariatko c) powiedz ludziom, że to przebranie jęczącej marty d) cała armia” – komentuje swoje zdjęcie Wollen.
Media społecznościowe są kolejnym językiem interakcji. A cały ten pejzaż należy do korporacji, podobnie jak pejzaż za oknem. Ale na Instagramie są szczeliny, przestrzenie, którymi rządzą dziewczyny i inne zmarginalizowane ciała, które wyrażają siebie, poznają się i zaprzyjaźniają ze sobą. „Gdyby występowały w materialnej rzeczywistości, byłyby uważane za radykalnie lewicowe komuny. To, że istnieją w wirtualnej przestrzeni, nie oznacza jednak, że ich nie ma w ogóle i że nie mają wpływu na świat” – mówi w jednym z wywiadów Wollen.
Autoprezentacja, selfie, posty, konfesyjne wyznania umieszczane nie tylko na Instagramie, ale także na Facebooku czy Twitterze – stały się nowymi narzędziami feminizmu. Milenialki wykorzystują mechanizmy, które do tej pory uprzedmiotawiały kobiety, posądzając je o ekshibicjonizm, histerię, czy ekscentryczność. Dzisiaj format mediów społecznościowych jest odważnie eksplorowany przez kobiety w celu zyskania podmiotowości.
Według Audrey Wollen traktowanie kobiecego smutku jako przejawu neurozy, narcyzmu czy zaniedbania jest wypaczające i krzywdzące. Co jeżeli rebelię potraktujemy jako proces wewnętrzny, intymny, performowany wewnątrz naszych ciał? – pyta Wollen. Być może kobiety w historii wymazującej ich wkład w dzieje świata nie były pasywne, ale po prostu ich formy buntu zasadniczo różniły się od męskich form oporu? Czy agresja, działanie i autonomia znaczą to samo dla kobiet i dla mężczyzn? Audrey postuluje, żebyśmy raz jeszcze spojrzeli wstecz na kobiece działania, które do dzisiaj są silnie obecne w kulturze dziewczyn – smutek, nieakceptowanie siebie, autodestrukcja, cierpienie, a nawet samobójstwo. I uznali je za kobiece narzędzia protestu, próbę zakłócenia dominującego systemu. Sprzeciw wobec klaustrofobicznej propagandy kapitalizmu, męskiej dominacji, a także presji manifestowania szczęścia i sukcesu na portalach społecznościowych. Selfie nie jest przejawem narcyzmu, ale symptomem zmagań i rewolucji, które odbywają się w wewnętrznym świecie dziewczyn. Jest wynikiem bycia samej ze sobą. To walka o własną podmiotowość, która często pociąga za sobą ofiary. Przegrana popycha dziewczyny do autodestrukcji, a nawet samobójstwa.
„Samobójstwo jest często politycznym gestem i przejawem radykalnej odmowy udziału w społeczeństwie, które kobiecie daje wąski wybór na zasadzie: malować paznokcie lub nie malować. To jest akt kobiecego sprzeciwu, jak u Sylvii Plath czy Anne Sexton, który kojarzony był zawsze z żenującą słabością, niedostosowaniem, chorobą psychiczną, histerią czy masochizmem” – mówi mi w rozmowie kulturoznawczyni Klaudia Rachubińska.
Historia dziewczyństwa przez wieki była ignorowana. Jedyny dostęp do dziedzictwa dziewczyn dają nam zapośredniczone reprezentacje: obrazy, rzeźby, powieści, mity, które są dziełami mężczyzn. Dziewczyństwo od zawsze istniało w parze z produkcją obrazów. „Nie możesz być dziewczyną bez tych obrazów, nie możesz patrzeć na dziewczyny bez obrazów z historii kultury. Historia obrazów jest integralną częścią historii dziewczyn” – mówi Wollen. Jej pierwsza praca w ramach Teorii Smutnej Dziewczyny eksplorowała temat kobiety w łóżku – typowego aktu z historii sztuki – oraz stanowiła refleksję nad tym, w jaki sposób możemy przedstawić dziewczynę z obrazu, żeby była kimś sprawczym, a nie wyłącznie obiektem do oglądania. Wollen zastanawia się, jakie strategie wyzwolenia taki akt nam dziś oferuje? Dotychczas feministki odczytywały dziewczynę pozującą na obrazie jako smutną, uprzedmiotowioną, pasywną, a z drugiej strony uznaną za standard piękna. Audrey odrzuca te sposoby interpretacji i próbuje raz jeszcze, od początku zrozumieć rolę dziewczyny z obrazu. Analizuje mechanizmy władzy, które ją wyprodukowały, oraz sposób, w jaki dziewczyna może podważyć i zdradzić tę władzę.
Selfie w tej teorii jest wyznacznikiem przyszłości. „Mam nadzieję, że przyszłość to młode dziewczyny, które wspólnie będą patrzeć na swój obraz i wymazywać go. Tworzyć go na nowo, i znowu wymazywać. Jeszcze raz i jeszcze raz. Aż zrobią to właściwie”. Tak długo, aż przechwycą swój obraz, przejmą kontrolę nad swoimi ciałami, tożsamościami i życiami. Tyle razy będą pozbywać się naleciałości męskiego spojrzenia, aż ich obraz będzie należał tylko do nich samych. Zdaniem Wollen, dzisiaj naga dziewczyna leżąca na łóżku może być symbolem nie uprzedmiotowienia, ale rebelii.
Chociaż przemysł kosmetyczny jest według Wollen pełen tych samych problemów, co każdy inny przemysł – opiera się na wyzysku służącym niewielkiemu procentowi uprzywilejowanych – to sam makijaż ma dla niej siłę feministyczną. „Make-up jako obiekt, jeżeli możemy oddzielić go od tego, jak jest produkowany i reklamowany, jest częścią mojej praktyki feministycznej. Zakładam go na twarz każdego dnia. Piękno może być przestrzenią oporu” – deklaruje artystka. Makijaż pozwala na zmienianie siebie, destabilizuje esencjonalne rozumienia płci, myślenie o ciele jako czymś niezmiennym. Pozwala na płynność stałych tożsamości. Daje możliwość posiadania innego wyglądu, nowego ciała, a więc innych sposobów funkcjonowania, z których można korzystać przez chwilę, a potem je odrzucić lub zmienić na inne. Dlatego zagadnienia makijażu Wollen nie traktuje lekko, uważa go za poważny temat. Jest przekonana, że w przyszłości zarówno on, jak i moda, piękno oraz inne dziedziny tradycyjnie kojarzone z kobiecością albo z queer będą podstawowymi narzędziami w walce o wyzwolenie.
Wollen jest krytyczna wobec współczesnego feminizmu, który premiuje historie kobiecej siły, sukcesu w życiu zawodowym i osobistym. Traktując kobiety słabe i wrażliwe jako żenujące ofiary, tak naprawdę powiela patriarchalną kliszę i pogłębia w kobietach uczucie wyalienowania. „Smutne dziewczyny sprzeciwiają się też feminizmowi, który mówi do nich: «uśmiechnij się», niczym macho zaczepiający je na ulicy. Albo karmi sentencjami: «walcz», «weź życie w swoje ręce», «jesteś silna», nakładając wymagania, które je przerastają i unieszczęśliwiają” – komentuje Rachubińska.
Nie należy jednak gloryfikować kobiecego smutku. Traktowanie go jako czegoś pouczającego, jako drogi do zdobycia siły, w istocie jest negowaniem kobiecej słabości. Jest wpisywaniem smutku i słabości w kapitalistyczną narrację sukcesu, według której coś jest wartościowe tylko wtedy, kiedy możemy to efektywnie wykorzystać, wyprodukować z tego coś wartościowego.
„Nie pamiętam czasów przed moim smutkiem, tak jak nie pamiętam czasu przed byciem dziewczyną. Oba te emocjonalne doświadczenia odbywają się w ramach pewnego społecznie konstruowanego języka, który nigdy nie był we mnie, nie jest wrodzony, ale którego zostałam nauczona. Nie wiem, kim bym była bez jednego albo drugiego. Bez dziewczyństwa albo smutku” – mówi o sobie Wollen, która jako mała dziewczynka zachorowała na raka. Dzisiaj w swoich postach i w wywiadach nazywa siebie cancer survivor. Na portalach społecznościowych jest bardzo afirmatywna wobec innych kobiet. Promuje siostrzeństwo, namawiając dziewczyny do budowania wspólnoty, której podstawą ma być nie tylko wspólne doświadczenie smutku, ale przestrzeń wykrojona wyłącznie dla nich samych. Dzięki Instagramowi może komunikować się z wieloma dziewczynami w sposób, który nie był możliwy nigdy wcześniej.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Intymność jako tekst
kuratorka: Natalia Sielewicz, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, 26 stycznia – 2 kwietnia 2017.
Dzisiaj nie musimy polegać wyłącznie na uniwersytetach ani na zmaskulinizowanych środowiskach artystycznych, żeby kształtować własne opinie i tworzyć przestrzenie wymiany myśli. „Uwielbiam poznawać historie innych smutnych dziewczyn i rozmawiać z nimi, to jest jedna z niewielu rzeczy na tej planecie, która sprawia, że nie czuję się samotna” – mówi Wollen. Zapytana przez dziennikarza o plany noworoczne, odpowiada: „Napisać książkę i nie zabić się”.