Podróżujący karnawał

18 minut czytania

/ Sztuka

Podróżujący karnawał

Rozmowa z Agnieszką Polską, Jakubem de Barbaro, Jankiem Simonem

Szukamy w kulturze rzeczy niezwykłych, utraty kontroli, zabawy w jej pierwotnym sensie. I tam też widzimy jej potencjał polityczny – mówią twórcy Szalonej Galerii, która 15 lipca rusza w Polskę

Jeszcze 5 minut czytania

ZOFIA KRAWIEC: Skąd wziął się pomysł na Szaloną Galerię?
JAKUB DE BARBARO
: Formę mobilnego obozowiska z kulturą rozwijaliśmy już jakiś czas temu, kiedy z Jankiem Sową i Agą Klepacką wyjeżdżaliśmy z Goldex Poldex poza naszą siedzibę, na przykład do Instytutu Sztuki Wyspa w Gdańsku. Budowaliśmy wtedy coś na wzór obozów, w których były wystawy, wykłady, pokazy filmów. Pomyśleliśmy, że jest to bardzo pojemna forma, w ramach której można łączyć ze sobą różne formaty: wydarzenia performatywne, wykłady, dyskusje, wystawy, pokazy filmów. Takie wesołe miasteczko kultury.

JANEK SIMON: Pomysł na galerię, z którą ruszymy w Polskę, mieliśmy już jakiś czas temu, ale skonkretyzował się tej zimy. Pojawił się impuls i zaczęliśmy pracować nad tym we trójkę, głównie przez aktualną sytuację polityczną. Trochę się przestraszyliśmy agresji w dyskusji publicznej, łamania konstytucji, ataków na obcokrajowców czy straszenia w parlamencie europejskim możliwością wyjśca z Unii. Pomyślelismy, że to jest taka sytuacja, w której naprawdę każdy powinien się zastanowić, jaką dziurę może załatać w swoim otoczeniu, bo za chwilę będzie za późno.

Za czasów poprzedniej władzy kultury i sztuki nie było wcale więcej na polskiej prowincji. 
AGNIESZKA POLSKA
: Aktualna sytuacja polityczna była bezpośrednią przyczyną rozpoczęcia działań już teraz, ale mamy świadomość, że do tej sytuacji doprowadziły lata zaniedbań w edukacji kulturalnej w Polsce. Jesteśmy zalewani niepokojącymi, budzącymi śmiech lub grozę informacjami na temat obecnych i planowanych działań Ministerstwa Kultury. Lęk środowiska artystycznego o przyszłość kultury w Polsce jest całkowicie uzasadniony. Zastanówmy sie jednak, czy kultura współczesna dostępna przez ostatnie piętnaście lat dla przeciętnego mieszkańca małej miejscowości tak bardzo różni się od tego, co Ministerstwo Kultury proponuje teraz. Pomniki papieża Polaka, festyny pięćsetlecia wyorania Matki Boskiej, nacjonalistyczne rekonstrukcje bitew – to nie jest przecież żadna nowość, raczej coś, co dawno temu stało się pewnym standardem i normalnością

Janek: Od 15 lat jestem aktywnym uczestnikiem sceny artystycznej w Polsce, brałem udział w dużej liczbie organizowanych na różne sposoby wystaw, ale trudno mi przypomnieć sobie sytuacje, w których te wystawy odbywałyby się poza dużymi miastami. Może w innych dziedzinach jest inaczej, teatry grają czasem objazdowe spektakle, ale też nie jest to istotny aspekt ich działalności. To prowadzi do jakiejś formy wykluczenia. No i pojawia się pytanie, kto powinien z nim walczyć. Artyści? Instytucje? Czy na przykład Ministerstwo Kultury przez programy grantowe albo ustalanie odpowiednich priorytetów w swojej polityce. Na pewno odpowiedzi jest wiele, ale wydaje mi się, że sytuacja, w której biorą się za to sami artyści, bez organizacyjnego wsparcia instytucji czy ministerstwa, może uwolnić ciekawą energię. Inną, niż gdyby to się działo przez jakieś oficjalne programy.

Agnieszka Polska

Kręci filmy i robi animacje. Często nawiązuje do zapomnianych faktów historycznych oraz zagadnień związanych ze zjawiskiem wpływu czy poczuciem odpowiedzialności. Wykorzystuje znalezione materiały: zdjęcia pochodzące z książek i magazynów czy odszukane w internecie. Studiowała w Królewskiej Akademii Sztuki w Amsterdamie. Jej prace były pokazywane na Biennale w Sydney i w Stambule, w licznych instytucjach w kraju, a także w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku i londyńskim Tate Modern. W 2012 roku była nominowana do prestiżowej międzynarodowej nagrody Future Generation Art Prize.

Agnieszka: Braliśmy niedawno udział w sympozjum „DE-MO-KRA-CJE” zorganizowanym w Galerii Labirynt w Lublinie, w trakcie którego osoby należące do środowisk twórczych i przedstawiciele instytucji dyskutowali, jak ludzie kultury mogą odpowiedzieć na obecny kryzys demokracji. Bardzo ciekawy wydał mi się pogląd wyrażony przez Wojciecha Kozłowskiego i Sebastiana Cichockiego: że powinniśmy przestać bez końca obwiniać siebie i instytucje artystyczne za zaistnienie obecnej sytuacji. Powinniśmy przestać obwiniać się za to, że nie wykonaliśmy odpowiednio dużej pracy. Oczywiście, można się spierać, czy ta dyskusja może być efektywna, jeżeli toczy się w dosyć hermetycznym środowisku. Mimo to, w ciągu ostatnich lat wykonano naprawdę wiele działań, których celem było zbliżenie do odbiorcy wcześniej nie zainteresowanego współczesną kulturąą.

Kto w takim razie ponosi odpowiedzialność za elitarność kultury?
Janek
: To jest oczywiście bardzo złożona kwestia. Na pewno są obszary, które muszą być elitarne, chociażby z racji tego, że ich odbiór i produkcja wymaga specyficznej wrażliwości czy przygotowania. Trochę jak z matematyką – nikt nie powinien mieć pretensji do świata o to, że nie rozumie ani słowa z książki o topologii czy abstrakcyjnej algebrze. Ale jest też obszar kultury, który mógłby być dostępny dla wszystkich, a z różnych powodów – w tym politycznych – nie jest. To z kolei trochę coś takiego jak terapia. Narzędzie, które pomaga żyć, ale nie każdego na nie stać. I w tym obszarze chcemy działać.

Dlaczego wasza galeria nazywa się Szalona, skora raczej występuje w opozycji do szalonej rzeczywistości?
Agnieszka
: Jest to nazwa historyczna, związana z dorobkiem Mariana Minicha, czyli dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi w latach 1935–1965. Minich był jednym z najwybitniejszych dyrektorów tej instytucji, to on zbudował podstawy kolekcji Muzeum, kolekcji opartej przede wszystkim na awangardzie, na sztuce eksperymentującej i otwartej. Marian Minich miał bardzo ciekawe pomysły na popularyzowanie sztuki wśród ludzi, którzy wcześniej nie mieli żadnego dostępu do kultury, czyli np. wśród mieszkańców wsi. Muzeum Sztuki w latach 30. posiadało największą w Europie kolekcję reprodukcji malarstwa, co było jego wielką chlubą. Teraz wydaje się to zabawne, ale wówczas było ważnym narzędziem popularyzacji kultury, reprodukcje mogły podróżować i na przykład być pokazywane na wystawach w podłódzkich wsiach. Obrazy wisiały często bezpośrednio na płotach, budynkach gospodarczych. Jak wiadomo, nie miały bardzo dużej wartości materialnej, ale ogromną wartość edukacyjną. Marian Minich napisał książkę „Szalona galeria”, w której zbiera te działania. 

1. Orawa 64, Lipnica Mała, 1964.   2. Grupa robotników zwiedzająca wystawę w MSŁ, 1954.   3. Wystawa plastyków amatorów, Zgaduj-Zgadula, 1959.  Dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki w Łodzi.
Janek Simon

Artysta konceptualny. Motorem jego twórczości jest ciekawość, która często prowadzi go w odległe zakątki świata, gdzie realizuje swoje projekty. Interesują go miejsca i to, czym się od siebie różnią. Co można zrobić samemu i gdzie jest tego granica? Czym tak naprawdę sztuka różni się od nauki? Jego prace były pokazywane między innymi na Manifesta 7, Biennale w Liverpoolu, Guangzhou i Dakarze. Miał wystawy indywidualne w wielu instytucjach kultury w Polsce. W 2007 roku otrzymał główną nagrodę w konkursie Spojrzenia. Był także nominowany do Paszportu „Polityki”. W latach 2008–2012 współprowadził krakowską galerię Goldex Poldex.

Janek: Odnosimy się do historii, ale to wszystko dzieje się teraz. Nazwa opisuje też nasz spoób myślenia i działania, nasz modus operandi. Szukamy w kulturze rzeczy niezwykłych, utraty kontroli, zabawy w jej pierwotnym sensie. I tam też widzimy jej potencjał polityczny. Jak gdzieś napisał Bifo, szczęście może mieć potencjał subwersywny, kiedy jest kolektywne. 

Jakub: Tradycja popularyzacji kultury w małych miejscowościach czy wsiach była bardzo mocno obecna w PRL-u. Gomułka postulował działanie klubokawiarni w każdej wsi. Równolegle funkcjonowały objazdowe kina i biblioteki. Głośno było o muzeobusie „Mickiewicz – Puszkin” i wystawach Muzeum Ziemi Lubuskiej. Edukacyjne programy popularyzujące sztukę w małych miejscowościach prowadziła niedawno Zachęta. W Stanach Zjednoczonych w latach 60. tzw. Virginia Artmobile przejechał tysiące kilometrów, prezentując piętnasto– i szesnastowieczne malarstwo. Tam też pojawił sie model kierowcy-kuratora, czyli osoby odpowiedzialnej jednocześnie za transport wystawy i pomoc widzom w jej zrozumieniu. To model bliski naszym działaniom.

Żeby trafić do szerszego grona odbiorców posługujecie się między innymi humorem.
Janek
: Humor jest dla nas istotny. Nasze myślenie o humorze w sztuce znajduje się w opozycji do dominującego w polskiej dyskusji modelu polityczności sztuki, który wychodzi od sztuki krytycznej. Ta sztuka miała być polityczna przez szokowanie, rozbijanie dominującej narracji. Ale to w ogóle nie działało. Wydaje mi się, że sztuka krytyczna była udanym projektem artystycznym, ale jednocześnie była zupełnie nieudanym projektem politycznym.

Ze względu na jej hermetyczność?
Janek
: Na pewno też. Żeby ją docenić, zobaczyć w niej piękno, potrzeba było po pierwsze odwagi, a po drugie zrozumienia dynamiki kontekstu instytucjonalnego, w którym powstawała. Na zewnątrz tego kontekstu antagonizowała. Umacniała stereotyp, że sztuka współczesna to świat ludzi, którzy powinni spędzać czas w szpitalu psychiatrycznym, a nie dostawać na cokolwiek publiczne pieniądze. Ten model perswazji nie działa, trudno przekonać kogoś do czegoś, waląc go po głowie genitaliami.

1. Jakub de Barbaro, Janek Simon, Agnieszka Polska. 2. Katarzyna Przezwańska. 3. i 4. Szalona Galeria – makieta.

Jak będzie wyglądała Szalona Galeria?

Jakub de Barbaro

Jest projektantem, specjalizuje się w tworzeniu opraw graficznych do wystaw i wydarzeń kulturalnych. Projektował między innymi dla warszawskiej Zachęty, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowego w Krakowie, a także Sternberg Press w Berlinie, Éditions Dilecta w Paryżu, Arnolfini w Bristolu. W latach 2008–2012 współprowadził krakowską galerię Goldex Poldex.

Jakub: W projektowaniu architektury naszego wydarzenia istotną rolę odegrała Kasia Przezwańska. Szalona Galeria będzie miała formę obwoźnego cyrku albo wesołego miasteczka. Obozowisko to namioty, zadaszenia, przeprojektowane przyczepy i ciężarówki. Główna część to wystawa polskiej sztuki, na której pokażemy prace 34 współczesnych artystów. Bardzo zróżnicowany materiał: prace wideo, rzeźby, malarstwo, fotografie, performansy. Poza tym kino plenerowe prezentujące program filmów przygotowany przez Kubę Mikurdę i Jagodę Murczyńską oraz mininczytelnia z wyborem książek przygotowanym przez Janka Sowę. Treść wystawy będzie stała, ale jej ekspozycja będzie dostosowywana do poszczególnych miejsc. Chcemy ją adaptować, wykorzystując tanie i ogólnodostępne materiały. To oczywiście wymaga od nas wielkiego wyczucia, bo inaczej czyta się surowe cegły na ekspozycji Biennale Architektury w Wenecji, a inaczej widząc je przy gminnej drodze. Chcemy, aby ludzie poczuli sprawczość, żeby poczuli, że mają wpływ na rzeczywistość i mogą ją pozytywnie zmieniać.

Agnieszka: Część prac, które pokażemy na wystawie, to obiekty wprost przeniesione z przestrzeni muzealnej. Wśród nich znajdzie się na przykład film „Soundtrack” Łukasza Jastrubczaka, filmy Igora Krenza „Dwa zniknięcia kulki w przestrzeni równoległej”, „Zmęczone muchy” i „Teleportacja tabletki”, portret nieistniejącego człowieka Anety Grzeszykowskiej czy praca Wilhelma Sasnala. Oprócz tego duża grupa dzieł to gesty, interwencje mocno osadzone w tkance obozowiska. Do tej grupy można zaliczyć na przykład rakietę kosmiczną skonstruowaną przez Andrzeja Szpindlera, olbrzymią gałkę oczną – fragment scenografii do spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego zaprojektowany przez Aleksandrę Wasilkowską, szablon Pawła Jarodzkiego odbity bezpośrednio na naszym samochodzie. Jako organizatorzy wydarzenia zobowiązaliśmy się poruszać oficjalnym krokiem Szalonej Galerii, adaptując pracę Roberta Rumasa „Dwa kroki w przód, jeden krok w tył”. Mamy też nadzieję, że w jednym z miejsc odwiedzi nas „Żywa rzeźba” w osobie Andrzeja Dudka-Dürera.

Na czym najbardziej wam zależy? 
Janek
: Na razie chcemy, żeby inicjatywa w ogóle doszła do skutku. Żebyśmy zebrali niezbędne pieniądze, zbudowali mobilną Szaloną Galerię, przejechali przez piętnaście miejscowości w Polsce. I najważniejsze: nawiązali kontakt z ludźmi.

Macie już opracowaną strategię? Jak chcecie to zrobić?
Janek
: To jest pytanie taktyczne, które sobie zadajemy: jak opakować sztukę, tak żeby stała się bardziej przystępna. Wydaje nam się, że ta sytuacja wysołego miasteczka, jakiegoś podróżującego karnawału może tu pomóc. Chcemy, żeby to było czymś tak dziwnym i niespodziewanym, że nie będzie się dawało wpisać w standardowe interpretacje relacji Warszawa – prowincja.

Agnieszka: Oprócz tego, że forma całego wydarzenia będzie zapraszająca i oparta na pewnej lekkości, samą wystawę chcielibyśmy zbudować z prac pozbawionych cynizmu. Dzieła sztuki, które będziemy pokazywać, opisują nowe modele działania. Narracja wystawy skupia się na rozwijaniu otwartości i tolerancji u odbiorcy poprzez pokazanie jemu albo jej nieznanych dotychczas perspektyw. Nie będziemy konfrontować widza ze sztuką krytyczną wobec zastanego systemu, ale raczej taką, która pokazuje możliwość istnienia systemów alternatywnych.

Po wystawie będzie oprowadzał przewodnik – prawdopodobnie po prostu jedno z nas – ubrany w kostium zaprojektowany przez duet Bracia, czyli Agę Klepacką i Maćka Chorążego. Osoba ta będzie opowiadała o pracach, dyskutowała z odbiorcami, zwracała ich uwagę na detale ukryte w ekspozycji. Zależy nam, żeby w Szalonej Galerii obecny był element charakterystyczny dla historii oralnej, taka naturalna bliskość osoby opowiadającej i odbiorcy.

Szalona Galeria

Czym kierowaliście się, wybierając 15 polskich miejscowości?
Janek
: Chcemy, żeby te miejsca były różnorode i tworzyły panoramę Polski. To ma być coś na wzór badania terenowego. Będziemy szukać odpowiedzi na pytania: na ile te miejsca się od siebie różnią? Czy mają wspólny mianownik? Jesteśmy otwarci na zaproszenia.

Skąd pewność, że polskie miejscowości w ogóle potrzebują sztuki i kultury współczesnej?
Jakub
: Według badań, coraz więcej ludzi w małych miejscowościach deklaruje niezadowolenie z dostępnej sieci i oferty instytucji kulturalnych, ale to, czy mieszkańcy potrzebują kontaktu ze sztuką współczesną, jest pytaniem do nich i dopóki nie umożliwimy im tego kontaktu, dopóty będziemy tylko spekulować.

Agnieszka: Wychodzimy z założenia, że kontakt z kulturą jest bardzo potrzebny do budowania dobrze funkcjonującego społeczeństwa.

Janek: Nie określałbym tego tak kategorycznie. Wielu mieszkańców Warszawy nie ma kontaktu ze sztuką, ale istotne jest to, że mają możliwość jej poznania. W każdej chwili mogą pójść do galerii albo muzeum.

Agnieszka: Nie wszyscy. Wielu ludzi nie stać na kontakt ze sztuką czy wyjście do teatru, nawet jeśli mieszkają w dużym ośrodku miejskim.

Na jakim etapie przygotowań jesteście?
Janek
: Koncepcyjna strona wystawy jest już zamknięta. Wybraliśmy grupę artystów i dzieła sztuki, które będziemy pokazywać. Teraz zabieramy się za budowanie fizycznej struktury. Kończymy projektować trasę. Ruszamy 15 lipca. 

Można finansowo wspierać waszą inicjatywę na stronie wspieram.to, kupując nie tylko dzieła sztuki, ale różnego rodzaju gadżety.
Jakub
: Nie wszystkich stać na dzieło sztuki, więc jeżeli ktoś chce nam pomóc chociażby symboliczną sumą, może zamówić od nas po prostu pocztówkę albo koszulkę. Równocześnie zaprojektowaliśmy linię przedmiotów domowego użytku: lustro, zegar i lampę z wzorem zaczerpniętym z kartek używanych do sprawdzania pisaków i długopisów w sklepach papierniczych. Grafika tworzona przez dziesiątki osób daje jeden spójny i zaskakujący obraz. To w pewnym sensie bardzo pokrywa się z naszą kampanią i ideą crowdfundingu, gdzie ostateczny kształt wydarzenia zależy od zaangażowania wielu niezwiązanych ze sobą osób.

Janek: To, ile zbierzemy pieniędzy, wpłynie głównie na program dodatkowy. Nadwyżkę środków chcemy przeznaczyć na zapraszanie gości, organizowanie koncertów, działań performatywnych. Bardzo byśmy chcieli, żeby ten projekt tętnił życiem i nawiązywał do formuły cyrku. Zmiana ramy zmienia przekaz. Pamiętam wykład Mikołaja Iwańskiego o związkach zawodowych klasy średniej w III RP, który wygłaszał w naszym obozie w Gdańsku w stroju żółtego kurczaka. To tworzyło zupełnie nowy wymiar. Wydaje mi się, że tego typu strategie, przesuwanie sposobów, w jakie teoria jest performowana, zmienia i zwiększa potencjał tego, co się wygłasza.

Z jakimi reakcjami się spotykacie?
Agnieszka
: Pomysł na Szaloną Galerię spotkał się głównie z entuzjastycznym odbiorem. Udało nam się skompletować prace prawie wszystkich artystów, o których myśleliśmy.

Janek: Cezary Bodzianowski jest jedynym artystą, którego bardzo chcialiśmy zaprosić, ale się nie zgodził. Przeważały jednak rekacje pozytywne. Reakcja profesjonalistów świata sztuki w Lublinie była spolaryzowana. Mirosław Bałka skrytykował nasz projekt, mówiąc, że jest niepoważny. Sądzę, że są to ramy, przeciwko którym występujemy: śmiertelnie poważne, dyskursywne, spójne intelektualnie. To działa może jako strategia artystyczna, ale nie jako strategia polityczna. Krytyka Bałki wydała nam się więc jak najbardziej w porządku.  

Agnieszka: Kilkakrotnie musieliśmy odpowiadać też na zarzut, że nasze wydarzenie będzie miało paternalizujący charakter. Bardzo chcielibyśmy uniknąć takiego scenariusza. Nie chcemy, żeby Szalona Galeria była symbolem artystów noszących kaganek oświaty na wieś.

Jakub: Wiele osób już obiecało, że do nas przyjedzie. To znak, że sam pomysł w jakiejś mierze rozbudził wyobraźnię. Coraz częściej odzywają się domy kultury i galerie z małych miejscowości. Naprawdę nam kibicują, wspierają i namawiają do odwiedzin. Wierzymy, że tego lata wydarzy się coś niesamowitego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.