Piłka i trójkąt

6 minut czytania

/ Film

Piłka i trójkąt

Łukasz Smolarow

„Gwiazdy” są filmem o piłce i o miłości. O ograniczającym możliwości ustroju i o płynnym przejściu od wolności do samotności. Ciągle obawiam się, że o czymś zapomniałem. Życia „Gwiazd” nie da się opowiedzieć jedną historią. Pojawia się poczucie nadmiaru

Jeszcze 2 minuty czytania

Znamy się! Znamy się! Z gwiazdami sportu, kina i estrady znamy się bardzo dobrze. Choć czasami przychodzi chwila refleksji, czy nie tylko z widzenia. Jan Kidawa Błoński w „Gwiazdach” przedstawia losy trójki dzieciaków: Jana, Gintera i Marleny. Jesteśmy na Śląsku, są lata 60. i 70. ubiegłego wieku. Jest faktycznie jak w piosence Trubadurów: lubią się trochę, mają marzenia. Jan (Mateusz Kościukiewicz) i Ginter (Sebastian Fabijański) chcą zostać piłkarzami, Marlena (Karolina Szymczak) chce mieć duże piersi i jeszcze zostać aktorką. Nie uda się tylko Ginterowi. I tak niezła statystyka.

Film luźno inspirowany jest życiem Jana Banasia, reprezentanta Polski w piłce nożnej, zawodnika m.in. Górnika Zabrze. Jan Banaś wystąpił w 31 meczach reprezentacji, jednak nie zagrał w turnieju podczas Igrzysk Olimpijskich w 1972 roku w Monachium oraz na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 1974 roku. Zdecydowały względy polityczne. W największym uproszczeniu: ojciec Banasia był Niemcem i mieszkał w Niemczech. Gdy syn był już duży, ojciec zaproponował mu grę w Bundeslidze. Trzeba było uciec z kraju i Banaś uciekł, co odbiło się na przyszłych decyzjach władz dotyczących jego udziału w wielkich imprezach. Wiadomo, że celem sportowca jest sprawdzanie się z najlepszymi. I tu tkwi dramat, bo Jan sprawdzać się nie może. Wokół tej osi kręcą się wątki filmu, a jest ich niemało.

Luźna inspiracja stwarza pewne trudności. Film jest o Banasiu i o nim nie jest. Jest o piłce i nie jest o piłce. Jest też o miłości: miłość jest najważniejsza – mówi matka Jana (Magdalena Cielecka). I o ograniczającym możliwości ustroju, i o płynnym przejściu od wolności do samotności. Aktorzy przyznają w wywiadach, że o marzeniach. Ciągle obawiam się, że o czymś zapomniałem. „Gwiazd” nie da się opowiedzieć jedną historią. Pojawia się poczucie nadmiaru.

Widzimy Marylę Rodowicz na otwarciu Mistrzostw Świata w Niemczech w 1974 roku. Mamy okazję przeżyć zawód naszych ojców, mecz na wodzie, Frankfurt, Niemcy – Polska. Gdyby nie padało, wiadomo, co by było. Na trybunach (zamiast grać) mokną Jan i Ginter, jeszcze niedawno spoglądali w niebo, rozmawiali o wyższości Sputnika nad Bogiem. Teraz jest ich dwóch. I nóż z czerwoną gwiazdą. W powietrzu wisi zemsta, jeden ląduje w szpitalu, drugi na policji. Tutaj, na sympatycznym przesłuchaniu, Jan wyśpiewa całą historię swojego burzliwego życia oficerowi niemieckiej policji (Adam Woronowicz). Chciałoby się na tym skończyć, ale się nie da. Porządny niemiecki oficer policji okazuje się Polakiem i skrycie kibicuje naszym.

Rywalizacja Jana i Gintera to ciąg fauli i ciosów. Obydwaj są zawzięci. Jan brutalnym zagraniem zakończył rozwijającą się karierę Gintera, drugi rewanżował się w białych rękawiczkach. Inni uczestnicy meczów są jedynie tłem dla tej dwójki. Przez chwilę mignie trener, uśmiechnie się Deyna czy Gorgoń. Relacje w drużynach nie są przedstawione zbyt obficie, jakaś impreza – i to by było na tyle. Patrzymy więc na samotność sportowca uprawiającego sport zespołowy. Nie gra z kimś, raczej przeciw komuś. Inni interesują go dosyć zdawkowo, chyba że przeszkadzają.

Relacje między bohaterami to nie historia rozmów, lecz przedmiotów. Wszystkie są pokazane z bliska i wyraźnie. Oranżada, wódka, piwo z wódką – to porządek rzeczy, od młodości do pierwszych rozczarowań. Przedmioty łączą Jana z ojcem (Paweł Deląg). Ojciec – Jan plus piłka, ojciec – Jan plus homar na obiad, ojciec – Jan plus auto. Ojciec stworzył marzenie, ojciec kusił dobrobytem, ojciec zawiódł – ale dał samochód. Pomiędzy historiami osobistymi funkcjonują w filmie wstawki dotyczące realiów epoki. Przedmioty cały czas krążą. Generał poczęstuje Jana kubańskim cygarem, a towarem eksportowym są kryształy, sprzedawane Żydowi w Rio, gdzie pognało naszą reprezentację. Życie sportowca to ciągłe przekraczanie granic. Jan jeździ tam i z powrotem do Niemiec. Lata do Ameryki Południowej, gdzie bawi się dobrze i podrywa dziewczyny. Szuka wolności, którą najpełniej odczuwa podczas samotnej podróży autem po amerykańskich pustkowiach.

„Gwiazdy”, reż. Janusz Kidawa-Błoński, Polska 2017, w kinach od 12 maja 2017„Gwiazdy”, reż. Janusz Kidawa-Błoński, Polska 2017, w kinach od 12 maja 2017Film faktycznie ma ładne sportowe ramy, choć samej piłkarskiej codzienności nie ma w nim zbyt wiele. Jeden trening w Polsce (bieganie po lesie), jeden w Niemczech (bardziej zróżnicowany). Jest kilka meczów, kilka bramek i faul. Bycie piłkarzem to nie praca ani wyrzeczenia. Raczej przejażdżka Fordem Mustangiem. Z pokazywaniem piłki w kinie jest często problem: nie wygląda ona autentycznie. Kamera biega, sunie po murawie i przeskakuje na trybuny, zawodnicy stoją, albo biegają samymi rękami, albo samymi nogami, slow motion przenosi nas jakby do reklamy produktów do golenia. Deszcz i jupitery zaciemniają obraz. Ciągle skaczemy, bez koncentracji i skupienia.

Gdy śpiewa Farida (Sopot, 1970), jej piosenka, też ze wzmianką o gwiazdach, zmontowana jest z archiwalnymi taśmami pokazującymi drogę Górnika Zabrze, z Banasiem w składzie, do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. W półfinale nasi mierzyli się z Romą, trzykrotnie był remis. Zadecydowało losowanie. Sędzia podrzucił monetę. Orzeł czy reszka – pytał Jan Ciszewski. Sprawiedliwości stało się zadość, Górnik zagrał w finale. „Gwiazdy” powstały po to, by przypominać o takich szczęśliwych dla naszej społeczności wydarzeniach. Szkoda, że jedynie w postaci krótkiego klipu.

Na boisku ważne jest odpowiednie rozstawienie i budowanie trójkątów – powiedzą od czasu do czasu telewizyjni eksperci. Reżyser w filmie także zbudował ich sporo. Choć akurat poczynania sportowe oparte są na dualizmie, a trzeci element – niczym trofeum – znajduje się na trybunach. Marlena – kochała Jana, wyszła za Gintera. Szykowała się do roli aktorki, opalając się na podwórku i popijając oranżadę z butelki z korkiem. Jeśli film Kidawy-Błońskiego jest o marzeniach, to na pewno nie o drodze do ich realizacji. „Zawziąłem się i byłem dobry” – powie w kluczowym momencie swojej kariery Jan. Proste.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.