Trener to brzmi śmiesznie
„Ted Lasso”, mat. prasowe

12 minut czytania

/ Film

Trener to brzmi śmiesznie

Łukasz Smolarow

Komediowy serial „Ted Lasso” bardziej zachęca do zastanowienia się nad rolą trenera niż produkcje, które pokazują pracę prawdziwych gwiazd sportu

Jeszcze 3 minuty czytania

Nie wiedziałem, że Hockney interesował się futbolem, myślałem, że woli pływanie. Na ścianie gabinetu Rebeki Welton (Hannah Waddingham), prezeski AFC Richmond, fikcyjnego klubu angielskiej Premier League z serialu „Ted Lasso”, wisi grafika Davida Hockneya, „warta jakiś milion funtów”, przedstawiająca piłkarza. Siedziba klubu ma zresztą bardzo ładny wystrój, niebiesko-czerwone barwy, w herbie dostojnego greyhounda – charta kojarzonego z polowaniami i wyścigami, łacińskie hasła we wnętrzach budują relację z przeszłością, plakaty London Jazz Festival dają znać, że futbol to improwizacja. Brakuje tu tylko półek na książki.

O piłkarzach zawsze warto poczytać, o malarzach także, ale istotniejszy w tym tekście będzie jednak trener. Trener, który wpływa na ludzi, oddziałuje na całe otoczenie, a nie tylko myśli o wyniku. Konkwistador – podbija nowe środowiska i serca. Menadżer – nim inspirują się kierownicy działów, szefowie departamentów lub zwykli dyrektorzy.

Rebecca zwolniła właśnie trenera swojej drużyny (za mizoginię i średnie wyniki) i zaplanowała kolejny, szokujący dla całej społeczności klubu ruch – zatrudnia osobę, która nic a nic nie zna się na piłce nożnej. Oczywiście każdy trener, który przegra mecz, jest ignorantem, ale akurat nowy menadżer Richmond nie zna się wyjątkowo. Obce są mu nawet zasady gry. Będzie miał inną perspektywę niż pozostali, świeże spojrzenie z dystansu. Rebecca realizuje swój ukryty destrukcyjny plan wobec klubu; okazuje się jednak, że niszczenie to nie taka łatwa sprawa i może wymknąć się spod kontroli. Trudnego zadania uniknięcia degradacji do niższej ligi podejmuje się tryskający optymizmem i emanujący niewiedzą Ted Lasso – trener futbolu amerykańskiego.

W 2013 roku telewizja NBC nakręciła dwa spoty reklamowe promujące transmisje meczów Premier League w Stanach Zjednoczonych. Wówczas ogłoszono, że Ted Lasso (Jason Sudeikis) został trenerem wielkiego klubu – Tottenhamu Hotspur. Podczas treningu poskakał i pokrzyczał, wykazał się ignorancją na konferencji, popytał w imieniu Amerykanów, o co chodzi w piłce nożnej, i już. Cel został osiągnięty – przyczynił się do popularyzacji rozgrywek ligi angielskiej. Absurdalny żart wzbudził ciekawość i odżył po kilku latach. Obecnie na platformie Apple TV dostępny jest drugi sezon serialu komediowego z trenerem Lasso w roli głównej, tym razem już w klubie Richmond.

Zapamiętajmy – mędrzec przybywa zawsze z dalekiego kraju. Poznajemy ich w samolocie z USA do Wielkiej Brytanii. Ted Lasso – uśmiech, wąsy, klasyczne uczesanie – czyta „Włóczęgów Dharmy” Jacka Kerouaca, jego asystent, „kołcz Beard” (Brendan Hunt) – broda, czapka z daszkiem skrywająca łysinę – „Odwróconą piramidę” Jonathana Wilsona. Dwóch włóczęgów z plecakami, radujących się prostym życiem, rusza do nowej pracy. Ten, który czyta Kerouaca, zachowuje spokój mistrza zen, drugi, pośpiesznie wertujący coś o taktyce piłkarskiej, jest trochę bardziej przestraszony. Akurat w tym roku „Odwrócona piramida” – jedna z najlepszych książek o ewolucji myśli futbolowej – ukazała się po polsku w pełnym wydaniu. Beard czyta o trenerach podróżujących po całym świecie i krzewiących naukę o futbolu, liderach wprowadzających modę i tłumaczących zasady. O innowatorach chcących robić coś inaczej, niż było przyjęte. O pionierach niedocenianych we własnym kraju albo docenianych w niewłaściwym momencie, pasjonujących się przestawianiem w tę i z powrotem zawodników po boisku w poszukiwaniu jakiegoś idealnego rozwiązania. Tak to już w historii piłki bywało, że po trenerach zakochanych w długich podaniach karierę robili zwolennicy krótkich, miłośników indywidualizmu zastępowali wielbiciele gry kolektywnej, po kulcie militarystycznego przygotowania fizycznego następowało uwielbienie intelektualnej przewagi. Trenera śmiertelnie poważnego zastępował trener uśmiechnięty. I tak przeplata się to do dziś.

Trener Herbert Chapman, zwolennik kreatywności, a przeciwnik gry „na wynik”, zaczął przestawiać zawodników po boisku (z 1-2-3-5 na 1-3-2-2-3, czyli z systemu „odwróconej piramidy” na ustawienie „W-M”), jako pierwszy wprowadził też na początku XX wieku rozmowę z zespołem uzupełniającą ćwiczenia fizyczne. Jimmy Hogan (ur. 1882), miłośnik nieustannego kontrolowania piłki przez jego zespół, widząc, że może być o to trudno w Anglii, nauczał gry chętnych do rozwijania się Holendrów, potem przeniósł się do Szwajcarii, na Węgry i do Niemiec. Fred Pentland, syn burmistrza Birmingham, podczas I wojny światowej sklecał drużynę piłkarską w obozie jenieckim w Ruhleben, by lata 20., aż do wojny domowej, spędzić w Hiszpanii, gdzie nauczał podstaw (jak zawiązać sznurówki) i skupił się na podaniach. Zapracował na dozgonny szacunek w Hiszpanii. Anglofil pracujący z narodową drużyną, Włoch Vittorio Pozzo, skupiał się na sprawności fizycznej i dostrzegł wartość w obserwacji stylu gry przeciwnika. Czasami trener niekoniecznie rusza w świat w poczuciu misji, lecz zmieniając otoczenie, ucieka. W 1937 roku, w obawie przed antysemickimi prześladowaniami Europę opuścił i udał się do Brazylii urodzony w Budapeszcie „Dori” Kurschner. Jemu, jak i podążającemu w tym samym kierunku Imre Hirschlowi, Brazylia zawdzięcza inspirację ustawieniem W-M. Najpierw jednak Kurschner zasłynął tym, że zaczął zawodników wysyłać profilaktycznie do lekarza. Bela Guttmann, trenerski obieżyświat, chyba ciągle przed czymś uciekał, a pracował w Holandii, na Węgrzech, we Włoszech, w Brazylii, Argentynie, Portugalii. Widział rolę trenera dosyć tradycyjnie, jako poskramiacza lwów.

I jest też w tym gronie podróżników nasz Ted Lasso, urodzony w Kansas, który pokonuje 7143 kilometry przez ocean, by zarażać ludzi pozytywnym myśleniem. Drużyna przegrywa, a on organizuje imprezę. Football is life – wykrzykuje często radośnie piłkarz z Meksyku Dani Rojas (Cristo Fernandez), ale czasami – jak się okaże – pojawiają się kłopoty i football is death. Lasso rusza za ocean także dlatego, że chce dać trochę przestrzeni swojej rodzinie, tam nie wszystko układa się jak w sielance. Samotnie spędzając święta, ogląda „To wspaniałe życie” i Jamesa Stuarta skaczącego z mostu. Od syna dostał żołnierzyki, by chroniły go w nowym miejscu.

„Ted Lasso”

Lasso na taktyce się nie zna, w tym temacie nie będzie innowatorem (przynajmniej świadomym), przygotowanie techniczne i motoryczne – nie ma o nich pojęcia. Ale uważa się za dobrego psychologa. Obserwuje, nie interweniuje od razu. Wskazuje zawodnikom drogę, podarowując im książki. Niech sami dojdą do tego, o co chodzi. Kapitan drużyny i piłkarz starej daty, nieprzebierający w słowach Roy Kent (Brett Goldstein), dostał „Pułapkę czasu” Madelein L’Engle, wypożyczony z Manchesteru City, nielubiany przez nikogo narcyz Jamie Tartt (Phil Dunster) – „Pięknych i przeklętych” Scotta Fitzgeralda, Sam Obisanya, wrażliwy społecznie emigrant z Nigerii – „Grę Endera” Orsona Scotta Carda. W szatni, jak to w szatni, problem goni problem. Nie działają prysznice. Kent z Tarttem nie mogą na siebie patrzeć, Tartt mobbinguje Obisanyę – większy pożytek byłby, gdyby wsadzić ich w ramki i zawiesić w pokoju szefowej. Trener jednak wie, że pracuje na żywym organizmie. Próbuje znaleźć właściwy język, aby dotrzeć do drużyny – cytuje Walta Whitmana, ale nie pozuje na kapitana, raczej zapyta, czy piłkarz chciałby być lwem, pandą czy złotą rybką. Złota rybka najszybciej zapomina niepowodzenia. A tak naprawdę może najlepiej, jakby zawodnik był koniem. Arigo Sacchi, jeden z najwybitniejszych trenerów piłki nożnej, powiedział, tłumacząc swój brak uprzedniego piłkarskiego doświadczenia, że nie trzeba najpierw być koniem, żeby zostać dżokejem. Prawda. Do okiełznania dzikich koni przyda się jednak Lasso. Na ścianie swojego pokoju trenerskiego zawiesza jako wskazówkę popularną w Stanach piramidę Johna Woodena – trenera koszykówki. Jest przyjaźń, wierność, współpraca, entuzjazm, wyżej inicjatywa i samodyscyplina, umiejętności i team spirit, pewność siebie, a wszystko to, by być „najlepszą wersją samego siebie”.

Pomysł na serial komediowy o trenerze rozumiem jako odpowiedź na trend zaglądania z kamerą do środka klubu sportowego. Amerykański Amazon Prime zaprezentował serię „All or Nothing” o drużynach futbolu amerykańskiego. Dla europejskiego widza przygotował podglądanie Manchesteru City i Tottenhamu Hotspur ze szczególnym zbliżeniem na Pepa Guardiolę i Jose Mourinho. Każdy pragnie zobaczyć w nich wielkich strategów, ale i zwykłych ludzi. Udało się – Mourinho opowiadający zawodnikom o swoim zdechłym w Wigilię psie zapada w pamięć. „Take Us Home” pozwolił nam być blisko Marcelo Bielsy w Leeds. Na Netflixie przeżywaliśmy spadek z Premier League Sunderlandu w „Sunderland aż po grób” i reakcje trenerów (Chrisa Colemana, a następnie Jacka Rossa) na ciągłe niepowodzenia i pogarszającą się z dnia na dzień, zarówno w tabeli, jak pod względem ekonomicznym, sytuację. Cykl o Sunderlandzie mocno podkreślał wpisanie klubu sportowego w lokalną społeczność. Tego typu format to zawsze potężna reklama, produkcja zawiera lokowanie produktu – klubu, co po prostu musi się opłacać i przekłada się na wzrost liczby followersów i klientów sklepu z pamiątkami. No może w sytuacji Sunderlandu sprzedano widzom jedynie sympatię.

Scenarzyści serialu „Ted Lasso” wprowadzają do piłkarskiej szatni coś, czego nie widać w reporterskich produkcjach – rozmowy o imperializmie (Obisanya odmawia przyjęcia żołnierzyka od Teda), kolonializmie, odpowiedzialności społecznej (piłkarze zaklejają logo sponsora, gdy na jaw wychodzą jego niecne praktyki), o wycofaniu się piłkarza z udziału w reklamie, o równości. Lasso dba o relacje, mówi o uczuciach i piecze ciastka. Asystent Beard między treningami czyta książki.

W drugim sezonie serialu w klubie zatrudniona zostanie psycholożka doktor Sharon Fieldstone (Sarah Niles). Jej ulubioną książką jest „Książę przypływów” Pata Conroya, historia Toma Wingo, trenera futbolu amerykańskiego wracającego wspomnieniami do lat dzieciństwa. Był też film z Nickiem Nolte i Barbrą Streisand. W domu Wingo w Karolinie Południowej nie rozmawiało się o trudnych sprawach – nawet nazwali to „południową metodą” – gdy życie staje się zbyt bolesne, unikamy go lub śmiejemy się. Trener Wingo jednak po czasie i za sprawą terapeutki daje radę zamienić ironiczny śmiech w szczere wyznania. Ted Lasso też uczęszczał na terapię rodzinną. Gdy próbuje przebrnąć przez typową dla niego wesołość i porozmawiać poważnie z żoną, przypomina ustalone u psychologa hasło – „Oklahoma”. Znaczy ono – porozmawiajmy poważnie.

Najlepsze puenty pisze samo życie. Następnego dnia po zremisowanym meczu Polska – Anglia w Warszawie trener naszej reprezentacji Paulo Sousa wrzucił na swoje profile na Twitterze i Instagramie dwa zdjęcia. Pierwsze prezentowało polskich zawodników w radosnym uścisku po strzelonej bramce, drugie postać z serialu, trenera Teda Lasso w szatni Richmond AFC wskazującego na kartkę papieru z napisem BELIEVE. Już samo nawiązanie do serialu mówi nam, że Sousa w piłce widzi coś więcej niż taktyczne niuanse. „Ted Lasso” zachęca do zastanowienia się nad rolą trenera. Lasso nie sposób naśladować, nie przekona warsztatem, wynikami czy trofeami. Może jedynie podważyć nasze przekonania o tym, kim powinien być trener.

Gdy mówimy na co dzień o piłce nożnej, raczej ironizujemy, trener to brzmi śmiesznie, a z serialu komediowego z pozoru nie sposób wysnuć poważniejszych wniosków. Na hasło „Ted Lasso” spróbujmy może mimo wszystko porozmawiać poważnie o tym, jaki powinien być lider i czy to, jak go sobie wyobrażamy, nie mówi czegoś ważnego o nas.