Ostre cięcia

12 minut czytania

/ Film

Ostre cięcia

Łukasz Smolarow

„Angielska gra” prezentuje styl zawodowy, subtelny, budujący precyzyjną makietę czasów, na której poruszają się postaci. „Bad Boyowi” z kolei bliżej do stylu amatorskiego – reżyser zdaje się krzyczeć: grajcie na chaos, na chaos!

Jeszcze 3 minuty czytania

Odwrócona piramida nie przywodzi dziś na myśl taktycznego ustawienia na boisku, z przewagą napastników nad obrońcami, lecz sposób redukcji obciążeń finansowych klubów. Rozpoczęto od podstawy, jako pierwsze obniżono pensje szeregowych pracowników, do negocjowania pensji piłkarzy przystąpiono później. W całej Europie budzi to wątpliwości natury etycznej ze względu na kolosalne rozwarstwienie wynagrodzeń. Cięcia nie ominą nikogo, jedynie w tym można doszukiwać się poczucia wspólnoty.

Rozgrywki piłkarskie zostały zawieszone. W telewizji odświeżane są mecze z przeszłości. Zainteresowanie mediów przeniosło się na komunikaty klubowe i komentarze do komunikatów. Dominuje temat pieniędzy, obniżek, procentów, zwolnień. Trwa debata o wcześniejszych zyskach i obecnych stratach zarządzających klubami, o zarobkach piłkarzy i o tym, kto za kogo powinien się czuć odpowiedzialny. Następuje weryfikacja haseł, na które powołują się kluby. Dowiadujemy się, którzy kibice wsparli klub, dajmy na to, kupili coś, co wykorzystają w bliżej nieokreślonej przyszłości, a którzy piłkarze kibiców, np. dzwoniąc do starszych ludzi, by dodać im otuchy podczas izolacji. Pojawiają się też w końcu pytania o przyszłość, zadawane już niemal każdemu, kto trzymał kiedyś w rękach piłkę: czy teraz będziemy oglądać mecze tylko za pośrednictwem telewizji? czy ojciec z synem, matka z córką nie pójdą na mecz? W najbliższej przyszłości tak. W ramach przyzwyczajania się do ekranu już dziś można popatrzeć na filmy nawiązujące do piłki nożnej na Netflixie.

Sześcioodcinkowy serial „Angielska gra” podejmuje temat pierwszych brytyjskich klubów piłkarskich i początku regularnych rozgrywek w drugiej połowie XIX wieku. Współczesną wariację na temat funkcjonowania klubu sportowego stworzył Patryk Vega i nadał swojemu filmowi angielski tytuł „Bad Boy”. Obydwie produkcje mówią o relacjach piłki i pieniędzy. Główne serialowe pytanie brzmi: czy należy płacić sportowcom? Poza tym, tak jak w rzeczywistości, oglądamy cięcia – Stowarzyszenie Mistrzów Bawełniczych tnie o 10% wynagrodzenie robotnikom, wśród których są piłkarze. Doprowadza to do zamieszek, z atakiem na dom przewodniczącego włącznie. Z kolei znajdujący się w arystokratycznych rękach bank pożycza pieniądze na rodzący się oddolny biznes – produkcję piłkarskich koszulek. W filmie Vegi dostrzeżemy upływ czasu, obieg pieniędzy wokół klubu jest już na tyle szalony, że w momencie kryzysu nie tnie się wydatków, lecz obcina nogę.

Na początek wiek XIX. Wynaleziono i opatentowano już kosiarkę (1830, Gloucesetershire), dzięki czemu można było nie kopać już piłki na ulicach miast, lecz przenieść tę aktywność na trawiaste boisko; dodatkowo pole ograniczono liniami. Skończyła się niebezpieczna i niekontrolowana pogoń. Tym lepiej, bo w miastach, na skutek migracji, zaczęło robić się ciaśniej. Nieustanne miejskie dekrety i zakazy gry stały się trudne do wyegzekwowania. Wcześniej w wyniku ulicznego grania często doznawano uszczerbku na zdrowiu, zdarzały się przypadki śmiertelne (zanotowałem sobie ten z Ulgham w hrabstwie Northumberland, z powodu użycia noża podczas gry, ale to jeszcze w XIII wieku). Piłkę wykopano więc z głównego placu miasta i znaleziono jej miejsce na terenach zielonych.

W futbolu chodzi o przestrzeń, powie – choć zwykle przemawia nogami, nie ustami – Fergie Suter (bohater serialu, ale też postać historyczna). W 1879 roku Suter przybywa z Glasgow do Darwen (północna Anglia, przedmieścia Blackburn; jest tam tylko klub piłkarski i przędzalnia), by grać w piłkę i zdobyć Puchar Anglii. Trochę jest wizjonerem – modyfikuje odwróconą piramidę, przesuwając jednego napastnika na obronę, i zwraca uwagę, że piłkę można do siebie podawać. Brakuje mu nieco siły przebicia, słabo wypada podczas wystąpień publicznych. Pracuje w przędzalni i na boisku – za jedno i za drugie otrzymuje wynagrodzenie. Niby pieniądze nie są dla niego najważniejsze, nie przyjechał do Darwen po to, by jeść z drogiej zastawy, lecz po kilku meczach, skuszony większymi zarobkami, dzięki którym będzie mógł pomóc matce i siostrom, przenosi się do lokalnego rywala – Blackburn (Blackburn Rovers, choć serialowa historia sugeruje, że przeszedł do Blackburn Olympic).

„Angielska gra”, prod. Netflix

Ci, którzy grają dla pieniędzy, nie dadzą z siebie w grze tyle co pasjonaci – przekonują przedstawiciele wyższych sfer i nie chcą pozwolić na udział opłacanych zawodowców w stworzonych przez siebie rozgrywkach. Przewidują też inne problemy: jeśli zawodnicy będą zmieniać kluby w pogoni za zyskiem, ludzie zaczną się burzyć. Barbarzyństwem spowodowanym przez pieniądze tłumaczą pierwsze zamieszki na trybunach. Przedstawicielem wyższych sfer jest arystokrata Arthur Kinnaird (11. lord Kinnaird) – uwielbia rywalizację na boisku, ale przy tym, w odróżnieniu od swojego otoczenia, rozumie ludzi. Trenuje od dłuższego czasu, zdobył już Puchar Anglii z drużyną Old Etonians, absolwentami Collegu z Eton. Razem z nimi stworzył reguły i wspólnie pilnują ich przestrzegania. Futbol to dla nich gra, nie biznes. O pieniądze nie muszą się martwić, a sukcesy osiągają, zarządzając przędzalniami bawełny.

Do 1883 roku w rozgrywkach o Puchar Anglii zwyciężali amatorzy, absolwenci prestiżowych szkół wyższych, bawiący się w sport: Old Carthusians, Oxford University, Wanderers F.C. rozstrzygali tę sprawę między sobą. Kinnaird (pięć występów w finale Pucharu Anglii) doszedł do wniosku, że futbolem należy się dzielić z robotnikami. W rozgrywkach „o Puchar” najbardziej lubimy, gdy słabszy, albo nawet ten, kto absolutnie nie ma szans, pokonuje lepszego. Zdarza się to każdego roku, w każdym kraju. W roku 1883 robotnik Suter ma okazję pokonać lorda Kinnairda (co prawda tylko w serialu, w rzeczywistości nie zagrał w tym meczu, ale przecież nie o to chodzi).

Jedni nie mają najlepszego zdania o drugich, choć wiele o sobie nawzajem nie wiedzą. Klasa wyższa spędza czas na grze w bilard, w karty, na rozmowach o futbolu, konsumowaniu puddingu przy świecach i popijaniu delikatnego margaux. Na treningi nie musi zwalniać się z pracy. Robotnicy pracują przy maszynach tkackich, wieczorami w knajpach wypijają pinty piwa, w drodze na mecz podśpiewują o końcu tyranii w Anglii, a na boisku marzą, by roznieść tych elegancików. Arystokraci (zawsze z klasą) rewanżują się poradami („Nic tak nie pomaga w grze jak uporządkowane życie prywatne”), wskazówkami jak właściwie używać noża i widelca i kolejnymi obniżkami uposażenia w zarządzanych przez siebie fabrykach. Pierwsi w młodości czytali powieści W.H.G. Kingstona (o podróżach i podbojach), a teraz czytają prasowe relacje z meczów; drudzy tylko te relacje.

Różni ich także stosowana na boisku taktyka gry. Kinnaird to indywidualista, jak tylko dorwie piłkę, biegnie z nią w stronę bramki, albo piłkę straci, albo akcję zakończy strzałem. O takich zawodnikach, gdy jeszcze nauczą się skręcać z piłką przy nodze, będzie się mówiło w przyszłości, że mają boski dar. Tak samo grają jego koledzy z drużyny, sporo walki, przepychania się, bieg na wprost, prostota. Z czasem zacznie się to nazywać stylem amatorskim – „amator” jeszcze wtedy brzmiało dumnie. Suter widzi to inaczej, koledzy przede wszystkim muszą dobrze się rozstawić, każdy ma do odegrania swoją rolę. Grają zespołowo, szukają siebie na boisku, stosują krótkie podania. Współpracy mogli się już nauczyć w przędzalni – to styl zawodowy, podobno zwany też naukowym, na co zwracają uwagę Jan Sowa i Krzysztof Wolański, autorzy książki „Sport nie istnieje”.

Innym wynalazkiem (po kosiarce), który rozpędził futbol, była kolej, stwarzająca możliwość podróży i organizacji rywalizacji wśród chętnych z całego kraju. Można było zagrać z drużyną z sąsiedniego miasta, a jak się wygrało, to potem z kimś dalej. Podróżowanie stało się proste, zasięg futbolu się zwiększał. Za drużynami zaczęli podążać kibice, by być świadkami emocji (finał Pucharu Anglii: Old Etonians – Blackburn Olympic z 1883 roku oglądało 3500 widzów, finał tych samych rozgrywek w 1901 już ponad 100 000). Wzrost zainteresowania to zysk finansowy. Kupowano zawodników, sprzedawano bilety, reklamy, jeszcze pod koniec stulecia, w 1899 roku, próbowano sprzedać mecz. Jako pierwszy wsławił się tym „Happy Jack”, bramkarz drużyny Burnley. Powstawały nowe fabryki, a obok nowe kluby sportowe. Piłka podążyła wraz z brytyjskimi towarami na kontynent i dalej. W jej rozwoju swoją rolę odegrały radio, telewizja, a potem telewizja na żywo, reklamy, reklamy, reklamy, transfery, transfery, żeby sprzedawać koszulki, nowe rynki, aż w 2020 roku ktoś zaciągnął hamulec ręczny i zastopował ten pędzący pociąg.

Okazało się, że był to Zawrotny (Kordian Rekowski), ojciec Piotra (Maciej Stuhr) i Pawła (Antoni Królikowski). W pierwszej scenie „Bad Boya” Zawrotny zatrzymuje pociąg i umożliwia atak pseudokibiców Unii na innych chuliganów przemieszczających się na mecz. W kolejnej scenie wszczyna awanturę domową i ginie ugodzony nożem do chleba przez jednego z synów – młodszego Pawła vel Pabla.

„Bad Boy”, reż. Patryk Vega, fot. A. Mecwaldowska, mat. prasowe

Piłka nożna to często sprawy ojców i synów. Co prawda w tym wypadku żaden ojciec nie zabrał syna na mecz, by rozpalić jego pasję (do grania). Paweł ojca zabił i wskoczył na jego miejsce – na szczyt grupy kiboli, jego brat z kolei został policjantem. Serialowy Fergie Suter ojca uderzył, ojciec też kiedyś grał, lecz nie poniżył się graniem dla pieniędzy; teraz wybrał alkohol i domowe awantury. Kinnaird czuł się przez ojca (znanego bankiera, 10. lorda Kinnaird) niedoceniony i był traktowany z pobłażliwością z powodu swoich zainteresowań. Każdy z nich chce coś ojcu udowodnić.

Klasa wyższa, jeśli zmierzyć to filmem Vegi, miała rację. Pieniądze faktycznie popsuły futbol. Pablo za hajs z handlu narkotykami kupił klub, stadion i marzy mu się podbój Europy na boisku. Zarządza przy użyciu kija bejsbolowego, piły spalinowej, noża i pięści. Winę za jego okrucieństwo zrzuca się na przeczytaną w więzieniu książkę – „Księcia” Machiavellego. Kibic piłkarski raczej popatrzy, na których stadionach kręcone były zdjęcia – co kilka sekund można się przenieść z szerokich planów we Wrocławiu na bliskie w Warszawie – niż przejmie się historią. Jest strasznie i śmiesznie. Można się na chwilę zatrzymać przy scenie, w której Pablo, jak mówi, zabija swoje dziecko. Unia rozgrywa mecz pucharowy z drużyną hiszpańską. Pablo na trybunach jest tak podniecony oglądaniem rywalizacji, co łączy z zażywaniem białego proszku, że nie wytrzymuje i z tego wszystkiego rzuca nożem w stronę boiska, trafiając zawodnika rywali w głowę. Umieszczenie tej akcji w scenariuszu miało zapewne przekonać, że drużyna hiszpańska odgrywa rolę drużyny włoskiej i scena nawiązuje do wydarzeń rzeczywistych jeszcze z ubiegłego wieku. Jednak prędzej przywodzi na myśl rekonstrukcję zdarzeń, której w satyryczny sposób dokonał Marek Piwowski w „Nożu w głowie Dino Baggio” (1999). To był naprawdę śmieszny spektakl, podczas którego badano prawdziwą trajektorię lotu noża. Na szczęście okazało się, że został rzucony spoza terytorium Polski.

Serialowi i filmowi przypisałbym stosowanie odmiennej taktyki. „Angielska gra” prezentuje styl zawodowy, subtelny, budujący precyzyjną makietę czasów, na której poruszają się postaci. Niby wszystko gra, niby każdy wie, co ma robić, lecz są to tylko akcje wymiany podań na własnej połowie. Serialowa historia jest przewidywalna, temat pozostaje niewykorzystany. „Bad Boyowi” z kolei bliżej do stylu amatorskiego – przez prawie dwie godziny wpatrujemy się w siłę fizyczną i indywidualne popisy (aktorskie). Reżyser zdaje się krzyczeć – grajcie na chaos, na chaos! Co czasami bywa skuteczne, lecz tym razem nie przyniosło zamierzonego efektu, mało tego, sprawiło, że ogląda się to z trudem. Chyba że nie chodziło o jakieś przeżycie, lecz o czysty zysk, ze sprzedaży biletów. Podobnie jak w piłce, gdy czasem nie chodzi o emocje związane ze zwycięstwem, a o sprzedaż koszulek.

Obu filmom, bez względu na obraną taktykę, brakuje emocji. Oba też nie za bardzo skłaniają do zastanowienia nad tym, co w tej piłce nożnej poszło nie tak, że bardziej kojarzy się ona z nożem niż z nogą.