MARTA BAŁAGA: Jak udało ci się poznać działaczy Szatańskiej Świątyni? Sami się do ciebie zwrócili?
PENNY LANE: Nigdy w życiu. To ja byłam nimi zainteresowana. Sami nigdy nie wpadliby na to, że można nakręcić o nich film. Rozumieją język mediów i potrafią się w nich odnaleźć, ale przychodzili już do nich różni ludzie i nagle okazywało się, że z ich przekonań robi się komediowy skecz. [Zaczyna mówić głosem narratora filmowych zwiastunów] „Kim są ci ludzie? Jak bardzo popaprane musiało być ich dzieciństwo? DLACZEGO TACY SĄ?!”. Szybko sugerowali im wtedy, żeby się od nich odwalić [śmiech].
Po pierwsze dlatego, że ich dzieciństwo, jakiekolwiek by nie było, to ich własna sprawa. Po drugie, bo za ich przekonaniami stoją konkretne filozoficzne i duchowe przesłania, i to właśnie o nich woleliby porozmawiać. Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z ich rzecznikiem Lucienem Greavesem, przypadkiem udało mi się powiedzieć coś, co bardzo mu się spodobało: „Tak naprawdę wcale mnie aż tak bardzo nie interesujesz. Przynajmniej nie jako osoba”. Od razu się zawstydziłam, bo to dość głupkowata uwaga. Ale właśnie tego ode mnie oczekiwał, bo sataniści nie chcą oprowadzać cię po swoich domach jak w jakimś programie o wnętrzach.
Ani tłumaczyć, kogo należy „obwiniać” za ich wybory?
Ani jaką to wyrządzono im kiedyś krzywdę, bo przecież nikt nie rodzi się, wielbiąc Szatana. Te obawy były dla mnie zrozumiałe, bo ludzie uwielbiają takie historie. Za każdym razem, gdy pokazuję gdzieś film, pytają: „Co jest nie tak z okiem Luciena?”. Bo ta informacja wreszcie wyjaśni, dlaczego jest satanistą?! Nie wiem, nigdy go o to nie zapytałam. Nie mam zwyczaju pytać dopiero co poznanych ludzi, gdzie i kiedy nabawili się różnych obrażeń. Może właśnie dlatego w pewnym momencie po prostu uznali, że rozumiem, o co im chodzi. I że pokażę to we właściwy sposób.
W sposób pełen czułości, bo twój film jest pełen ciepła. Niektórzy mogą poczuć się tym dość zaskoczeni.
Sama byłam tym zaskoczona tylko na początku – kiedy już poznasz tych ludzi, szybko okazuje się, że są tolerancyjni i po prostu fajni. To ważne, bo jednym z ich głównych przekazów jest to, by nie oceniać nikogo po wyglądzie ani po tym, w co wierzy. Myślę, że chcą, by inni wreszcie zdali sobie z tego sprawę. To, że jesteś satanistą, wcale nie oznacza, że jesteś złym człowiekiem.
Przed rozpoczęciem zdjęć odrobiłam zadanie domowe i wiedziałam, że to prawdziwa religia. To nie żart – członkowie Szatańskiej Świątyni mają bardzo jasne przesłania. Ale to zupełnie inna sprawa, gdy teoria nagle pokrywa się z praktyką i przekonujesz się, ile dla nich znaczy ta religijna tożsamość. Satanizm to religia ludzi znajdujących się na marginesie. Religia ludzi, którzy nienawidzą religii – outsiderów, wyrzutków. Nagle, po raz pierwszy w życiu, czują się w pełni akceptowani. Nikt nie powtarza im, że muszą się zmienić, że czegoś im brakuje. Wśród satanistów znajduje się sporo homoseksualistów, transseksualistów, Afroamerykanów, a nawet ludzi z poważną nadwagą. Każdy, kto kiedykolwiek czuł się wykluczony i pomijany, znajdzie tam swoje miejsce. Przypomina to trochę wyspę popsutych zabawek.
Penny Lane
Amerykańska dokumentalistka. Przed „Ave Satan?” zrealizowała „Abortion Diaries„, „Nuts!” o Johnie Romulusie Brinkleyu, wszczepiającym ludziom w podbrzusze gruczoły z jąder kozła w czasie Wielkiego Kryzysu, i „ Cierpienie innych” o chorobie sprawiającej, że cierpiący na nią ludzie wierzą, że pod skórą pełzają im pasożyty. Nie mylić z: Pennie Lane – znaną groupie, Penny Lane z piosenki Beatlesów, Penny Lane – ulicą w Anglii.
Nigdy wcześniej nie myślałam o tym, że satanizm może stać się też narzędziem feminizmu.
Kościół katolicki opiera się na kontroli kobiecego ciała oraz kobiecej seksualności. Czasem wydaje mi się, że bez tego założenia w ogóle nie byłoby mowy o chrześcijaństwie. Więc kiedy masz tego dość i zaczynasz zastanawiać się, jak właściwie wyglądałaby w pełni feministyczna religia, i to w kulturze zanurzonej po uszy w chrześcijańskich wartościach, sprawa staje się oczywista. Na taki tytuł wciąż zasługuje chyba tylko satanizm.
Pomysły aktywistki Jex Blackmore, które swoją drogą okazują się zbyt radykalne nawet dla Szatańskiej Świątyni, są bardzo ciekawe – ważnym elementem okazuje się w nich walka o prawo do aborcji. Do jej inicjatyw należał między innymi blog „Unmother”, prowadzony od momentu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, aż do jej przerwania, oraz akcja „The Future of Baby Is Now”, podczas której dorośli w maskach niemowląt, pieluchach i akcesoriach sadomasochistycznych zbierali się obok protestujących w obronie życia poczętego. Czy reszta satanistów podobnie postrzega te kwestie?
O tak, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Walka o prawo do decydowania o własnym ciele, własnej seksualności czy w ogóle o seksualne wyzwolenie jest w satanizmie bardzo ważna. W pewnym stopniu dotyczy każdego z nich, bo mowa też o osobach pozostających w związkach poliamorycznych – których jest w tej społeczności dość sporo – czy pracownicach seksualnych. To, że ostatecznie postanawiają wykluczyć Jex ze Świątyni, nie ma z tym nic wspólnego, bo sataniści są feministami. Chodziło raczej o wewnętrzne spory, które zawsze pojawiają się, gdy masz do czynienia z prężnie rozrastającą się instytucją.
W odprawianych rytuałach kobiety zajmują ważną pozycję. Czy inni mieli problem z tym, że w ogóle zdecydowałaś się je pokazać?
Zawsze wspólnie decydowaliśmy o tym, jak coś pokazać, by zagwarantować im pełną anonimowość. Niektórzy mają w szkołach małe dzieci, inni sami w nich uczą – nie potrzebują takiego zainteresowania. Muszę jednak przyznać, że większość wykazywała się pełną otwartością. Także dlatego, że po jakimś czasie zdążyli mi zaufać. Powiedziałam im zresztą na samym początku, że nie zamierzam nikogo szokować i pokazywać pikantnych fragmentów bez kontekstu – za każdym razem w filmie pojawia się bardzo konkretne wyjaśnienie. Jak to ujmowaliśmy: „dla niesatanistycznej widowni”. Chciałam pokazać, dlaczego religijne bluźnierstwo jest dla nich formą osobistego wyzwolenia. Kiedy to wreszcie zrozumiesz, te rytuały nabierają sensu. Nie chodzi w nich o to, żeby kogoś obrazić.
Czasem dość dosłownie nawiązują do tego, co podpatrzyli w kościele. Z tym że nie ksiądz pije mszalne wino, ale ktoś rozlewa je po nagich ciałach.
Mowa o ludziach, którzy często wywodzą się z bardzo religijnych domów. Dorastali, panicznie bojąc się piekła. Ciągle nim ich straszono, wwiercano do głowy okropne obrazy. Opowiadali mi potem w wywiadach, że latami budzili się, krzycząc. Więc jeśli dużo później, już jako dorosły człowiek, jesteś w stanie wreszcie się z tym skonfrontować i, no nie wiem, zakumplować się z Władcą Ciemności, faktycznie jest w tym coś wyzwalającego. Nagle okazuje się, że wcale nie strzeli w ciebie piorun, gdy zawołasz: „Chwała Szatanowi!”.
W filmie przyznają jednak, że w nic nie wierzą. W żadnego Boga ani w Szatana. Ale, jak zauważa jedna z osób, nie mówią tego głośno, bo ateizm jest nudny. W przeciwieństwie na przykład do mitu o Lucyferze – upadłym aniele, który sprzeciwił się Bogu.
Lucyfer był buntownikiem! John Milton zdał sobie z tego sprawę, gdy pisał „Raj utracony”. Dla niego Lucyfer był współczesnym bohaterem i satanizm, jako religia, opiera się właśnie na tym romantycznym podejściu. Czy świat nie staje się bardziej interesujący i łatwiejszy do zniesienia, gdy pojawia się w nim sztuka? Mity, piękno?
Wydaje mi się, że aby coś wspólnie osiągnąć, ludzie potrzebują jakiejś konkretnej idei. Zachodnie społeczeństwo zbudowane jest na chrześcijańskich podstawach, albo raczej na tradycji judeochrześcijańskiej – stworzonej chyba tylko po to, żebyśmy mogli sobie poudawać, że Żydzi, katolicy i protestanci zawsze trzymają się razem. Sataniści chcieli to podać w wątpliwość, więc w ich przypadku taką ideą mógł być tylko Szatan. Mnie nigdy to nie obchodziło. Całe życie powtarzałam: jestem ateistką i nie zamierzam brać udziału w tym szaleństwie. Teraz widzę jednak, że w byciu częścią jakiejś grupy czy społeczności kryje się pewna wartość.
Problem pojawia się chyba wtedy, gdy na taką postawę jak twoja nie ma w społeczeństwie miejsca.
Tak, i potem każdego dnia musisz wspominać o „jednym narodzie pod opieką Boga”. Na całym świecie widzimy teraz powrót do konserwatywnych wartości. Nagle oglądasz się na boki i niespodzianka – wszyscy wierzą w Jezusa! W Stanach jest coraz więcej osób mających odpowiednie środki na forsowanie własnych przekonań. Wystarczy wspomnieć o naszym wiceprezydencie, Mike’u Pencie.
Chcą wprowadzić w szkołach zajęcia z religii i każdego dnia potężne lobby pracuje, by osiągnąć ten cel. Ci ludzie żądają formalnego potwierdzenia, że właśnie te wartości decydują o tym, że Ameryka może „znów stać się wielka”. Pobrzmiewa w tym nostalgia i pragnienie cofnięcia się, i może właśnie dlatego, niejako na przekór naszym czasom, Szatańska Świątynia tak szybko się rozrasta. Gdyby ludzie nie czuli się zagrożeni, pewnie skończyłoby się na garstce satanistów odprawiających sobie w domu swoje satanistyczne rytuały. A tu proszę, ludzie nagle ich potrzebują.
Członkowie Szatańskiej Świątyni są zorganizowani, profesjonalni, regularnie występują w telewizji. Pewnie wpływa to trochę na sposób, w jaki są postrzegani.
Może właśnie to najbardziej mnie zaciekawiło. Pewnie, mieli ciekawe pomysły, ale znaleźli sposoby na to, żeby faktycznie zaistnieć w przestrzeni publicznej. I to bardzo szybko! W filmie pokazuję zaledwie kilka lat ich działalności. Pomyśl tylko, jak daleko udało im się zajść od czasu dziwacznej konferencji prasowej w 2013 roku, gdy poprzebierali się w halloweenowe kostiumy z przeceny, ironizując, że nowa ustawa republikańskiego gubernatora Ricka Scotta pozwoli ich „satanistycznym dzieciom” na jawne praktykowanie wiary. Żeby z czegoś takiego stać się międzynarodowym ruchem religijnym z setkami tysięcy wyznawców? To robi wrażenie. Jak pokazała sytuacja z Jex Blackmore, stać ich już nawet na własne schizmy.
Jak decydują o tym, co ich członkowie mogą robić i głosić?
To wciąż się zmienia, bo jak widać w filmie, sporo improwizują. To grupka ciężko pracujących ludzi, którzy satanizmem zajmują się w czasie wolnym. Mają swoje narodowe kolegia i to przez nie przechodzą wszystkie inicjatywy. Jeśli chcesz utworzyć nową odnogę we własnej społeczności, musisz złożyć podanie. Sprawdzają każde z nich, żeby już na wstępie pozbyć się ewentualnych świrów. Ten proces trwa zwykle bardzo długo, bo nie mogą sobie pozwolić na błąd – wystarczy jeden agresywny wariat uważający, że „Szatan jest cool”, żeby zagrozić nie tylko samej instytucji, ale też ich bezpieczeństwu. Potem nowo przyjętym członkom pozostawia się jednak sporo autonomii. Sami decydują, jak zamierzają funkcjonować i o co chcą zawalczyć, ale każde wystąpienie publiczne musi być wcześniej zatwierdzone. Jeśli chodzi o prywatny rytuał, nie ma sprawy – rób, co chcesz, tylko kogoś przy tym nie zabij.
Tymczasem organizacje chrześcijańskie otwarcie życzą im śmierci. Albo żeby zgnili w piekle.
Ich wzajemny kontakt opiera się na ciągłych groźbach. To ciekawe, bo media społecznościowe, Twitter i Facebook, mają bardzo konkretne zasady użytkowania, które podobno mają służyć zwalczaniu podżegania do nienawiści. Nawiązując do ich luzackiej nowomowy: „Groźby śmierci nie są w porządku, koleś!”. Ale kiedy to Szatańska Świątynia je otrzymuje, nikogo to nie obchodzi. Myślę, że ludzie myślą wtedy: „Masz to, na co zasłużyłeś, ty wredny satanisto. Nie chcesz otrzymywać pogróżek? Przestań być wyznawcą Szatana”. Religijna dyskryminacja spotyka ich na każdym kroku.
Czują się zagrożeni? Nawet Lucien Greaves nie występuje pod swoim prawdziwym nazwiskiem.
Tak, bo w Stanach jest dużo, dużo broni. Ich strategia nie polega na tym, żeby chować się w jakiejś piwnicy – nie chcą się ukrywać. Wolą rozdawać w szkołach „Wielką szatańską księgę gier i zabaw dla dzieci” („The Satanic Children’s Big Book of Activities”), w której uczysz się tolerancji, rysując pentagramy. Bo im więcej ich w mediach, tym mniej miejsca na teorie spiskowe. Ciężko utrzymywać, że pod ziemią mieszka jakaś tajemna szajka satanistów, gdy machają do ciebie z sąsiedniego okna.
Przypomina mi to trochę serial „Prawdziwa krew”, gdy wampiry postanowiły się ujawnić, żeby wreszcie stać się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa.
W latach 90. nigdy nie pokazywano żadnych satanistów. Tylko się o nich słyszało, zakładając, że pewnie i tak nie istnieją. Pewnie, zdarzały się przypadki, gdy jakiś niezrównoważony osobnik wyrządził komuś krzywdę, utrzymując potem, że to Szatan mu kazał. Ale żaden z nich nie należał nigdy do zorganizowanej grupy. Ludzie pytają: „A co z Charlesem Mansonem? On mówił coś o Szatanie”. Manson mówił wiele rzeczy, żadne z nich nie miały sensu i nie należał do żadnego kościoła. Jeśli natomiast chodzi o sam ruch, nie było w nim przypadków przemocy czy aspołecznych zachowań. W przeciwieństwie do większości religii.
W filmie przypominasz też Antona LaVeya, założyciela Kościoła Szatana. Jego podejście opierało się właśnie na pewnej mistyce. Co członkowie Szatańskiej Świątyni myślą o jego spuściźnie?
Nie mam żadnych wątpliwości, że szanują jego osiągnięcia. Faktycznie można je uznać za początek satanizmu, ale cała sytuacja przypomina nieco reformację Marcina Lutra – LaVey rozpoczął działalność w latach 60., a religia się rozwija. Pojawia się nowe pokolenie, mówiąc: „Ta część nam się podoba, a ta nieco mniej”.
Członkowie Kościoła Szatana rzadko udzielają się publicznie, bo nic tak naprawdę nie robią – nie chcę być niegrzeczna, ale publiczna debata to nie ich klimat. Mówią: „Praktykujemy satanizm prywatnie”. Oczywiście nie uważają Szatańskiej Świątyni za prawdziwych satanistów i nie zgadzają się z nimi w bardzo wielu kwestiach, bo nie oddają czci Antonowi. Na co tamci odpowiadają: „W prawdziwym satanizmie nie chodzi o kult jednostek, gońcie się”. [śmiech] Lucien nie chce, by go czczono. Jest twarzą Świątyni, jej rzecznikiem, ale sama myśl, że miałby być dla kogoś wzorem, bardzo go przeraża. Mój film nie pokazuje chyba w pełni, jak bardzo nie znosi znajdować się w centrum uwagi. Dla niego to po prostu robota, którą trzeba wykonać. I do momentu, gdy nie pojawi się ktoś lepszy, będzie to brał na siebie.
To ciekawe, bo bardzo dobrze sobie radzi. W wywiadach z dziennikarzami Fox News zachowuje zimną krew, choć każdy inny straciłby pewnie cierpliwość.
Ludzi nie interesuje prawdziwa rozmowa – a już na pewno nie w tych programach. Nikt nigdy nie traktował członków Szatańskiej Świątyni z szacunkiem i może dlatego przekonali się do pomysłu zrobienia tego filmu. Już to, że mam jakieś doświadczenie i nie jestem kolejnym debilem, który chce się z nich pośmiać, znaczyło dla nich bardzo wiele. Zasługują na to, żeby wziąć ich na poważnie. W połowie zdjęć mój producent powiedział: „Nie wiem, jak to się stało, ale robimy patriotyczny film”.
O wolności słowa?
O ludziach walczących, by pozwolono im być tym, kim chcą. Przekonanych, że ich kraj wcale nie jest wspaniały dlatego, że jest chrześcijański, bo w założeniu powinniśmy być przecież pluralistycznym, świeckim narodem. A to, że akurat mieszka w nim wielu chrześcijan, nie powinno w żaden sposób wpływać na strukturę rządu. Powiem coś, czego nikt nie chce słuchać – oni naprawdę są niezrozumianą mniejszością. Znienawidzoną, wyszydzaną. W jednej ze scen Lucien coś wyjaśnia, a [konserwatywny komentator Fox News] Tucker Carlson udaje, że tego nie rozumie. Bo woli go nienawidzić. Nie wiem, czy powiedziałabym, że są do końca normalni. To banda dziwaków, ale to dobrzy ludzie. Poza tym wcale nie musisz być normalny, żeby zasługiwać na szacunek.