Jaki kraj, taki Trump

12 minut czytania

/ Obyczaje

Jaki kraj, taki Trump

Rozmowa z Anthonym Baxterem

Trump to wyrośnięty dzieciak, który bił cię w szkole na przerwach. Wyobrażasz sobie, że da się z nim usiąść i odbyć spokojną dyskusję? – pyta autor dwóch filmów poświęconych Donaldowi Trumpowi

Jeszcze 3 minuty czytania

MARTA BAŁAGA: Po raz pierwszy spotkałeś Donalda Trumpa, kiedy przyjechał do Szkocji, by wybudować tam pole golfowe i luksusowy kompleks hotelowy. Nie skończyło się to happy endem.
ANTHONY BAXTER: Wykupił w Szkocji tyle terenów, ile tylko mógł. Nazwał je swoim imieniem i od razu o nich zapomniał. Wcześniej zdążył jednak zupełnie zniszczyć piękne wybrzeże i sterroryzował mieszkańców, którzy nie chcieli odsprzedać mu swojej ziemi. Lokalne gazety wcale się o tym nie rozpisywały. Nic dziwnego: redaktor gazety w Aberdeen jest mężem byłej królowej piękności Sarah Malone, która stoi na czele korporacji Trump International Golf Links. W mediach wciąż ukazują się więc bardzo pozytywne historie o tym, jak to Trump zmieni Szkocję na lepsze.

Nigdy nie zainteresowały się tym żadne organizacje ekologiczne?
Starałem się zaangażować ludzi powiązanych z takimi gigantami jak Greenpeace czy Animal Planet. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak szkodliwe dla środowiska okazuje się budowanie pól golfowych. Potem dumnie ogłasza się, że kolejne powstanie w Dubaju i że zaprojektuje je Tiger Woods. Jaki jest sens w budowaniu czegoś takiego w samym środku pustyni?

Czy właśnie dlatego wróciłeś do tych wątków w „Dangerous Game”?
W Szkocji nic nie wyszło z tych planów. Obiecane przez Trumpa miejsca pracy jakoś się nie zmaterializowały, a mieszkający tam ludzie z okien widzą teraz wyrównaną buldożerami pustkę. Dlatego nie mogłem po prostu odłożyć kamery. Nie planowałem zrobienia kolejnego filmu na ten sam temat, ale pewnego dnia zadzwonił do mnie jeden z adwokatów Trumpa, mówiąc, że przeczytał w jednej z gazet o moim zamiarze realizacji nowego dokumentu. „Chcielibyśmy o tym porozmawiać i skłonić cię do zmiany zdania” – powiedział. Po odłożeniu słuchawki już pakowałem walizkę.

Anthony Baxter

Wielokrotnie nagradzany brytyjski dziennikarz i filmowiec. Autor dwóch filmów o Donaldzie Trumpie, obecnie zbiera pieniądze na trzeci:
https://www.kickstarter.com/projects/anthony-baxter/youve-been-trumped-too

Trump latami cię zbywał, z powodu złożonej przez niego skargi nawet cię zaaresztowano. W 2014 roku udało ci się jednak z nim porozmawiać. Uwielbiam moment, gdy w filmie mówi ci, że zgodził się z tobą spotkać tylko dlatego, że stałeś się rozpoznawalny.
Ale i tak do Trump Tower wpuścił mnie tylnym wejściem [śmiech]. Nie zaskoczyła mnie ta zmiana frontu – Trump zawsze miał w sobie coś z polityka. Myślę, że zaskoczyło go trochę to, że pierwszy film odbił się w Wielkiej Brytanii tak dużym echem. BBC pokazało go wtedy w niedzielny wieczór. Oczywiście ludzie Trumpa od razu zagrozili im, że jeśli pokażą film, to od razu dostaną pozew. Myślałem, że telewizja się złamie. Na szczęście tak się nie stało. Sytuacja uległa jednak odwróceniu dopiero wtedy, gdy pokazaliśmy „You’ve Been Trumped” w Stanach i sporo o tym pisano. Także w „New York Timesie” czy na „Huffington Post”, a Trumpowi zależy na tym, żeby akurat w tych magazynach pisano o nim wyłącznie w superlatywach. Nie zależy mu na tym, co ludzie myślą o nim w Wielkiej Brytanii ani w Polsce, ale w Stanach już tak. Jeśli wystarczająco długo coś drążysz, nie można cię zignorować. Byłem jak komar, który najpierw tylko go trochę irytował, ale w końcu przykuł jego uwagę.

Myślałeś, że w ostatniej chwili odwoła spotkanie?
Nie mieliśmy pieniędzy na zrobienie filmu, a musiałem wynająć na ten czas ekipę – gdyby to zrobił, miałbym poważny problem. Potem okazało się, że chce, żeby filmowano go tylko z jednej strony. No i aż do ostatniej chwili nalegał na autoryzację. Oczywiście nie wchodziło to w rachubę. Więc postanowił wynająć swoją własną ekipę i też mnie sfilmować [śmiech]. Potem ogłosił na Twitterze, że upubliczni sceny, które wyciąłem. Pewnie, że musiałem coś wyciąć – to przecież film, a nie „The Donald Trump Show”.


Zaskoczył cię tak przyjacielski gest z jego strony?
Nie przesadzałbym z tą przyjaźnią. Na początku starał się być sympatyczny, ale nie starczyło mu na to cierpliwości. Kiedy ma się do czynienia z kimś takim jak Trump, trzeba zachować spokój. A czasem jest to cholernie trudne. Staram się wtedy pamiętać o ludziach, których reprezentuję. Nie mają środków na to, żeby szukać pomocy u najlepszych adwokatów. Więc kiedy wreszcie udało mi się porozmawiać z nim twarzą w twarz, starałem się myśleć o 80-letniej Molly Forbes, którą jego nieprzemyślane inwestycje prawie pozbawiły dachu nad głową.

Co dała ci ta rozmowa? Nie zmieniła chyba twoich wcześniejszych poglądów?
Myślę, że trochę lepiej zrozumiałem, z czego wynika jego zachowanie. Trump żyje w świecie, który w niczym nie przypomina naszego. Czytałem niedawno raport Oxfam, z którego wynika, że rośnie przepaść pomiędzy najzamożniejszymi a ludźmi żyjącymi w skrajnym ubóstwie. Wszystko skupia się teraz w rękach coraz mniejszej grupy osób. A Trump to człowiek, który pół życia spędził na 60 piętrze budynku w samym środku Manhattanu, który lata prywatnym odrzutowcem z Aberdeen do Edynburga, choć samochodem zajęłoby ci to może z półtorej godziny. Czego można się po nim spodziewać? Ludzie od lat robią to, co im każe. Jeśli zadasz mu pytanie, które mu się nie spodoba, po prostu na nie nie odpowie. Mówi to, co chce i, jak widać na przykładzie ostatnich wydarzeń, takie podejście znajduje coraz więcej zwolenników.

Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?
Ludzie widzą w nim celebrytę i człowieka sukcesu, chcą robić sobie z nim zdjęcia. Poza tym Trump doskonale wie, że jego zachowanie, choć tak bezlitośnie wyśmiewane, wielu ludziom bardzo się podoba. Przecież był gwiazdą reality show! „Czy to pana prawdziwe włosy, panie Trump?” – uwielbia takie pytania, bo jest do nich przyzwyczajony. Lubi się przekomarzać. To niebezpieczne, bo prasa kocha takich pajaców. Dzięki nim ma o czym pisać i co cytować. Naprawdę uważam, że to właśnie media, nawet te nastawione do niego dość negatywnie, sprawiły, że doszedł tak daleko. Trump wygłasza opinie, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ale jeśli kilkanaście razy przeczytasz to samo zdanie w internecie, zaczynasz w nie wierzyć.

Kiedy się poznaliśmy, powiedziałeś, że nie zrobisz o nim kolejnego filmu. Że jesteś już zmęczony. Skąd ta zmiana? Stwierdziłeś, że będzie ci znacznie łatwiej zainteresować nim ludzi, biorąc pod uwagę to, co się dzieje?
Od Trumpa najwyraźniej nie ma ucieczki [śmiech]. Nigdy nie chciałem spędzić tylu lat życia na opowiadaniu o nim. Jeśli taki człowiek jak Trump wciąż zajmuje twoją uwagę, nie wpływa to dobrze na psychikę. Myślałem, że to wystarczy. Chciałem zrealizować film fabularny na podstawie „You’ve Been Trumped” – marzyłem, żeby zagrał go Alec Baldwin. Byłby idealny w tej roli. Jak widać, nie tylko ja tak myślę.


Przecież taki film już powstał – jego fragmenty zamieściłeś nawet w swoim dokumencie. Myślę oczywiście o 
„Bizesmenie i gwiazdach” Billa Forsytha, w którym pracownik spółki naftowej wyrusza do małej wioski w Szkocji z zamiarem wykupienia od mieszkańców ziemi.
Ten film jest już w Szkocji kultowy. Rzeczywiście podobieństwa pomiędzy tymi dwiema historiami okazały się tak duże, że nie mogłem się powstrzymać. Niektórzy zresztą tak właśnie opisywali to wydarzenie – oczywiście ludzie z organizacji Trumpa uznali, że to gruba przesada [śmiech]. Co ciekawe, spotkaliśmy się potem na małym festiwalu i Billowi spodobał się mój film. Napisał nawet artykuł dla „Guardiana”, w którym też potępiał to, co robi z jego krajem Trump. Jest jednak pewna zasadnicza różnica: w filmie Forsytha mieszkańcy przystają na tę propozycję. Chcą tych pieniędzy. Wśród mieszkańców Balmedie znaleźli się natomiast ludzie, którzy postanowili się postawić. Farmer Michael Forbes zdobył nawet dzięki temu tytuł „Szkota roku”. Wszyscy próbowali go zastraszyć, a on napisał na swojej rozpadającej się szopie „Nie dla pola golfowego” i zapowiedział, że Trump może się wypchać oferowanymi mu pieniędzmi.


W pewnym sensie była to też nagroda dla ciebie – wcześniej nikt nie zainteresował się losem Forbesa.
Nikt nie chciał mi pomóc w robieniu tych filmów. Kiedy Michael został uznany za „Szkota roku”, wreszcie zrozumiałem, że ludzie słuchają tego, co próbuję im przekazać. Ale nawet całe to wsparcie, które otrzymali wreszcie mieszkańcy Balmedie, w żaden sposób nie wpłynęło na poprawę ich sytuacji. Ci ludzie wciąż nie mają dostępu do bieżącej wody, nikt nie naprawia wyrządzonych im szkód. W naszym społeczeństwie bardzo łatwo o różne nadużycia. Gdy ludzie, którym sami daliśmy władzę, dbają tylko o swoje własne interesy, ten cały pozorny ład może rozsypać się jak domek z kart.

Niech ktoś pokaże mi choć jedną obietnicę, której dotrzymał Trump. W Szkocji najpierw przywitano go grą na kobzach, a potem wygnano tak szybko, że chyba tylko brak czasu nie pozwolił na wcześniejsze obtoczenie go w smole i pierzu. Więc co robi Irlandia? Wyciąga ze składzika harfy i zaprasza go do siebie, powiewając na jego część transparentami. Jak gdyby był jakimś komunistycznym przywódcą. Wszędzie jest tak samo.

Czy to cię frustruje? Walczysz z nim od tylu lat, a ludzie i tak nie zwracają uwagi na jego wyskoki.
Możesz protestować, możesz wygrać referendum, a i tak nic z tego nie wynika. To frustrujące. Po tym, co wydarzyło się w Szkocji, Irlandia powitała go z otwartymi ramionami. Zupełnie tego nie rozumiem, bo ta historia wciąż się powtarza – był tam tylko przez kilka miesięcy i od razu zdążył narazić się lokalnym władzom. Chciał zrobić nasyp z gruzu, by wzmocnić wybrzeże. Kiedy mu tego zakazali, bo wyginąłby wtedy jakiś rzadki gatunek ślimaków, zagroził, że wszystkich pozwie. Ciągle próbuje kogoś zastraszyć. Zwykłych ludzi lub lokalnych urzędników, którzy zresztą zwykle mu na to pozwalają: zwieszają nisko głowy i podpisują wszystko, co im podsunie. Trump uwodzi polityków, co jest dość łatwe, gdy ma się dostęp do takich pieniędzy. Albo się obraża i pozywa każdego, kto mu się narazi.

Przypomina mi to trochę Królową Kier z „Alicji w Krainie Czarów”, która krzyczała ciągle: „Ściąć mu głowę!”.
Kiedy słyszę, jak irlandzki minister finansów wypowiada się w mediach, podkreślając, jak bardzo cieszy się z tego, że Donald Trump postanowił zainwestować swoje pieniądze w rozwój kraju, aż mnie skręca. Widać wtedy w jego oczach dolary. Zupełnie jak w kreskówkach! A wszystkim wmawia, że robi to w interesie całego narodu. Świetnie – za parę lat wszędzie będą więc tylko pola golfowe.

Robert F. Kennedy Jr. powiedział kiedyś, że tam, gdzie niszczy się środowisko, nie ma mowy o prawdziwej demokracji. Gdziekolwiek pojawia się Trump, demokracja pozostaje demokracją tylko na papierze. Choć planował też podobną inwestycję w pewnym amerykańskim miasteczku i po pokazie mojego filmu postanowiono nie wyrazić na to zgody.

Nie da się jednak ukryć, że wciąż stosunkowo niewiele osób zna tę historię.
Szkoda, bo może teraz byłoby inaczej. Trump jest sławny, ale jest wielu takich jak on, o których się nie słyszy. A są równie niebezpieczni. Dlatego przeprowadzając z nim wywiad, starałem się skupić nie na tym, co zrobił, ale na tym, co dopiero planuje. Jaki kraj, taki Trump: ludzie mający pieniądze i władzę pojawiają się znikąd i próbują przeforsować własne prawa. Ale można przegrać bitwę, a wygrać wojnę. Inspirują mnie ludzie, którzy postanawiają walczyć z Goliatem, choć mają w rękach tylko tę skórzaną procę.

Czasem okazuje się to niewystarczające.
To, co wydarzyło się w Szkocji, może wydarzyć się wszędzie – tacy ludzie wracają jak bumerang i za każdym razem składają nowe obietnice. A inni im wierzą, choć zupełnie nic z nich nie wynika. Trump to wyrośnięty dzieciak, który bił cię w szkole na przerwach. Wyobrażasz sobie, że da się z nim usiąść i odbyć spokojną dyskusję? Pomyśl tylko, co by się stało, gdyby nagle dostał do zabawy znacznie większą piaskownicę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.