MARTA BAŁAGA: Gdy Sherin Khankan zaczęła interpretować Koran w nowy, profeministyczny sposób, reakcje Duńczyków wydawały się dość entuzjastyczne. Dlaczego więc dzisiaj ludzie zaczynają się do niej dystansować?
MARIE SKOVGAARD: Sytuacja polityczna w Danii pokazuje, że prawica rośnie w siłę. Przyjęło się już, że każda narracja dotycząca religii muzułmańskiej zmierza w jasno określonym kierunku i gdy tylko pojawiają się głosy usiłujące z tym zerwać, ludzie nie wiedzą, co o tym myśleć. Sherin twierdzi, że religia wcale nie musi opierać się na dyskryminacji kobiet – może być narzędziem rozwoju. Trudniej jej jednak przyciągnąć ludzi do swoich idei, bo głoszona wszem i wobec deklaracja, że islam to śmiertelne zagrożenie, jest z pewnością znacznie bardziej chwytliwa.
Po raz pierwszy usłyszałam o niej zaledwie kilka lat temu. Działalność rozpoczęła jednak dużo wcześniej.
Poznałam ją w 2012 roku, gdy zbierała fundusze na rzecz syryjskich uchodźców. Siedemnaście lat temu starała się o wejście do parlamentu z ramienia Duńskiej Partii Socjalliberalnej, która nawoływała do całkowitego potępienia szariatu. Z bardzo konkretnego powodu: w Nigerii próbowano wtedy ukamienować kobietę [Aminę Lawal]. Ta sprawa odbiła się szerokim echem na całym świecie, ale nasi politycy do dziś zarzucają Sherin, że jej stanowisko wobec szariatu wciąż nie jest jasne. Utrzymują, że jest ekstremistką. Wielokrotnie udowodniła już, że wcale tak nie jest, ale oni i tak powtarzają te zarzuty. Nie chcą, by odniosła sukces. Za dwa miesiące spotkają się zresztą w sądzie, bo wreszcie postanowiła ich za to pozwać, ale nie wspominam o tym w filmie – nie o tym chciałam opowiedzieć. Bardziej interesowało mnie, co właściwie oznacza bycie imamką. A nie narastająca islamofobia w Danii, choć oczywiście nie da się tego przemilczeć.
W założonym przez nią kopenhaskim meczecie Mariam, jednym z niewielu prowadzonych przez kobiety, to właśnie ona prowadzi modlitwy. Czy opinia publiczna, coraz rzadziej usiłująca ukryć swoją ksenofobię, uważa to za „zdradę”? Bo mowa o Skandynawce wyglądającej jak modelka Neutrogeny.
Sherin jest wyjątkowa – stanowi część tej społeczności, jednocześnie pozostając outsiderką. Udowadnia, że myślenie o religii w kategoriach rasy to po prostu kolejny stereotyp. Nikt chyba nie oczekuje, że chrześcijanie będą tylko biali? Jej przesłanie trafia do wyznawców, którzy dorastali w Danii. Przebywając w meczecie, zauważyłam, że odwiedzają go przede wszystkim młode kobiety i mężczyźni, studenci. Oraz te przedstawicielki starszej generacji, które spotkała przemoc domowa i chcą rozwodu, którego żaden z konserwatywnych imamów im nie udzieli.
Zaskoczyło mnie, że większość tych kobiet zamiast po prostu odejść od religii, szuka sposobów na to, żeby jakoś pogodzić jej nakazy z własnymi pragnieniami.
To mnie chyba najbardziej zaciekawiło. Ludzie działający w tym meczecie chcą zmienić zastany system. Jeśli inaczej interpretujesz pewne słowa, zyskujesz zupełnie nowe możliwości – takie było od początku ich podejście. Chciałam pokazać te niekończące się próby ustalenia, jak daleko mogą się posunąć i jak inaczej można odczytać Koran. Mowa o dość akademickiej, teologicznej dyskusji toczącej się miesiącami. Nigdy nie zaproponowali, żeby coś odrzucić – wolą najpierw uważnie przyjrzeć się całości.
Sherin podejmuje decyzje, nie myśląc o tym, jak zareagują na nie jej wrogowie. Biorąc pod uwagę, ilu ludzi tylko czeka na jej potknięcie, nie bała się tego pokazać w filmie?
Myślę, że w pewnym momencie po prostu postanowiła mi zaufać. Meczet Mariam faktycznie szybko zwrócił na siebie uwagę. Może nieco zbyt szybko – nie znali jeszcze wtedy odpowiedzi na wszystkie pytania. Wciąż ich nie znają. Sherin, a także jej współpracownicy to debiutanci. Budują islam metodą prób i błędów. Dla filmowca to jednak coś wspaniałego, bo możesz przyglądać się czemuś, co dopiero powstaje. Od początku podchodzili do wszystkiego bardzo szczerze: „Dobra, najwyraźniej jeszcze wszystkiego nie wiemy, chyba musimy się podszkolić”. Nie da się od razu znaleźć idealnych rozwiązań. Zwłaszcza gdy poddajesz w wątpliwość religijne dogmaty. W Danii na pewno nikt ci tego nie ułatwi i nie zaoferuje błyskawicznych kursów duchowej posługi. Podejście Sherin było proste: nikt nie przyzna nam tytułu imamki, więc sami go sobie weźmiemy. Ale potem będziemy też musieli sami zadbać o swoją edukację. Każda rewolucja tak się zaczyna. Chcesz jakiejś alternatywy, ale do końca nie zdajesz sobie chyba sprawy, za co się właściwie zabierasz.
Zawsze była religijna? Nie mogłam stwierdzić, czy dorastając z fińską mamą i ojcem pochodzącym z Syrii, była wychowywana w muzułmańskiej tradycji.
Jej mama jest chrześcijanką, ale Sherin nigdy nie została ochrzczona. Dorastała z dwiema religiami – w domu obchodzono i Boże Narodzenie, i ramadan. Jej ojciec nie był praktykujący. Ku religii zwrócił się dużo później, gdy w Syrii wybuchła wojna. W wieku 18 lat odkryła sufizm i tą drogą wkroczyła w sferę duchowości. Poznała krytycznych muzułman, od początku biorąc udział w dyskusjach i debatach. Już wtedy wspominano o imamkach i otwarciu islamu na kobiety, ale nikt nie zdecydował się na zastosowanie tego pomysłu w praktyce.
Marie Skovgaard
Duńska reżyserka. W swoim debiutanckim filmie „Syriatypes” opowiadała historię syryjskiego artysty walczącego ze stereotypami dotyczącymi ofiar wojny. Bohaterką jej najnowszego filmu „Reformatorka islamu” jest Sherin Khankan, która otworzyła jeden z pierwszych w Europie meczetów, prowadzony przez imamkę.
Gdy Sherin zyskuje sławę i rozpisują się o niej prestiżowe światowe gazety, jej współpracownicy czują się nieco pominięci. W przypadku mężczyzny byłoby tak samo?
Według mnie pracujący z nią ludzie zawsze ją wspierali. I to nie tylko kobiety. Jeden z jej współpracowników mówi nawet: „Nie chodzi tu wyłącznie o prawa kobiet, tylko o zmianę sposobu, w jaki mężczyźni zasłaniają się religią, którą sam wyznaję”. Tradycjonaliści starają się ją zwalczać, nie są w stanie zaakceptować jej interpretacji Koranu ani odkrytych włosów. Ale są też tacy, którzy naprawdę uważają, że najwyższy czas na zmianę.
Feministyczny islam to coś, co wciąż się rozwija. Sherin nie jest jedyną kobietą, która postanowiła otworzyć meczet, ale tak – to prowokuje. Jak ma nie prowokować, gdy poddajesz w wątpliwość najważniejsze struktury i założenia, do tego obowiązujące od wieków?
Jej pomysły bywają nie tylko odrzucane, ale po prostu wyśmiewane. Gdy spotyka się z grupą religijnych mężczyzn, na samo słowo „imamka” reagują jak na najlepszy dowcip.
Na początku właśnie tego się spodziewałam – nienawiści, ciągłego oporu. Ale potem okazało się, że główną reakcją na działania Sherin jest cisza. Ludzie nie chcą już z nią rozmawiać, nie chcą, by ich wypowiedzi cytowano w tym samym artykule. Uważają, że takich bzdur nawet nie warto komentować.
Sherin zakrywa włosy, prowadząc modlitwę, natomiast na co dzień wybiera „wewnętrzną chustę”. W jaki sposób decyduje, które z obowiązujących dogmatów warto podważyć?
Myślę, że wiele zależy od tego, co wnoszą przychodzący do niej konkretni ludzie. Śluby pomiędzy muzułmankami i mężczyznami o innym wyznaniu – bo, jak pokazuję w filmie, w przypadku odwrotnej konfiguracji nie ma z tym problemu – czy właśnie rozwody stały się najważniejsze, bo głównie z tym się do niej zwracano. Jej meczet odpowiedział więc na pewną konkretną potrzebę.
Muzułmanki, którym pomaga, długo zadręczały się świadomością, że to, na co się decydują, jest niezgodne z tradycją. Ale może wcale nie jest niezgodne z religią? Już sama ta możliwość jest dla nich bardzo ważna. Oraz to, że nagle pojawia się imamka, która utrzymuje, że tak naprawdę nie robią nic złego. Do tego potrafi jeszcze wyłożyć swoje argumenty. Iść za jej nauką oczywiście nie jest łatwo. Niektóre z kobiet latami nie przyznają, że są w związku z „innowiercą”. Boją się odrzucenia. Lecz gdy Sherin godzi się udzielić im ślubu, czasem to pomaga. Bo jednak wstawiła się za tym osoba duchowna.
Na przekroczenie pewnych zakazów wciąż nie może sobie pozwolić – na przykład na udzielanie ślubów parom homoseksualnym. Ale i tak nie potrafi się powstrzymać i pojawia się potem na uroczystości.
To temat, który wciąż powraca, ale na razie nie ma na to wystarczających teologicznych podstaw. Sherin i jej współpracownicy doszli do wniosku, że taka decyzja okazałaby się tym przysłowiowym jednym krokiem za daleko. Od razu zniechęciliby do siebie wyznawców, którzy z trudem zaakceptowali już międzywyznaniowe małżeństwa. W postępowej Danii to niby nic wielkiego, łatwo więc się obruszyć i zapytać: „Kobieto, dlaczego się poddajesz? Tak daleko zaszłaś, po co się zatrzymujesz?”. Ale z religijnego punktu widzenia oni są już i tak bardzo postępowi. Nie chcą przekroczyć tej niewidzialnej granicy. Wydaje mi się, że są zadowoleni z tego, gdzie się teraz znajdują. Pomocy szuka u nich coraz więcej ludzi, i to z całej Europy. Kilka tygodni temu Sherin udzielała ślubu parze Francuzów.
Nie rozmawia o swoim życiu z taką otwartością, z jaką podchodzi do kwestii religijnych. Trudno było ją przekonać do opowiedzenia o rodzicach lub nieudanym małżeństwie? [Jej były mąż postawił ultimatum: jeśli zostanie pierwszą duńską imamką, czeka ją rozwód – przyp. red.].
Rozwiodła się, gdy kręciliśmy materiał, więc to wciąż dość delikatny temat. Na początku mój film dotyczył zresztą samego meczetu. Co okazało się sporym wyzwaniem, bo z różnych powodów ludzie ciągle z niego występowali i co chwilę pojawiały się nowe osoby. Trudno było za tym nadążyć. Postanowiłam więc skupić się na tej jednej kobiecie, bo to ona za nim stoi, firmuje go swoją twarzą i nigdy nie rezygnuje. Potem musiałam tylko zdecydować, co mnie w niej najbardziej interesuje. Doszłam do wniosku, że nie chodzi mi o Sherin rozwódkę, matkę czy córkę, ani nawet o osobę udzielającą się w organizacji skupionej na pomocy kobietom doświadczającym przemocy. Tylko właśnie o Sherin imamkę. Pewnie, chciałam się dowiedzieć, skąd pochodzi i jaką jest kobietą. Także dlatego, że praca imamki nie jest pracą, która kończy się punktualnie o 17. Sherin zabiera ją do domu, więc siłą rzeczy ja też musiałam do niego wejść.
Jak już wspomniałaś, w meczcie pomaga się ludziom pozostającym w międzywyznaniowych związkach lub pragnącym rozwodu. Ale czy kiedykolwiek wspomina się tam o kobiecej seksualności? Albo o metodach zapobiegania ciąży?
Spędziłam tam prawie cztery lata i mogę powiedzieć jedno: w tym meczecie rozmawia się właściwie o wszystkim. Pamiętam kobietę cierpiącą po stracie dziecka albo taką, która za wszelką cenę chciała zostać fryzjerką. Zależało jej na noszeniu hidżabu, a podczas praktyk w salonie zakazano jej zakrywania głowy. Pojawiają się też ludzie, którzy pragną się nawrócić. Pewnego dnia do Sherin zwrócił się młody mężczyzna zakochany w muzułmance. Chciał lepiej zrozumieć islam i zastanowić się, czy mógłby tak żyć. Nawet nie powiedział o tym swojej dziewczynie – postanowił zrobić to dla siebie. Gdy po raz pierwszy tam trafiłam, byłam ciekawa, jakie pytania zadają przychodzący do niej ludzie, czym nie mogą się podzielić z rodziną i przyjaciółmi. Stałam pod drzwiami jej gabinetu z głupim uśmiechem, pytając, czy mogę im towarzyszyć. Bardzo długo spotykałam się tylko z odmową. Nikiedy ktoś się godził, ale stawiał wcześniej jeden warunek – żadnych kamer.
Widać, że dla wielu to bardzo ważne, by o najintymniejszych sprawach porozmawiać w meczecie z kobietą.
Coraz częściej staje się to zresztą możliwe, choć takich kobiet nie nazywa się imamkami. Oczywiście meczet Mariam wciąż pozostaje pewnym ewenementem, ale innym muzułmankom też zdarza się obecnie sięgać po to, co wcześniej pozostawało poza ich zasięgiem. Wystarczy wspomnieć Aminę Wadud, autorkę bardzo dobrej książki „Inside the Gender Jihad”, w której na nowo interpretuje wiele wątków zawartych w Koranie. Nie wiem, czy to dobre porównanie, ale dla wielu to prawdziwa Biblia [śmiech]. Amina jest bardzo wpływowa i zasłynęła tym, że w 2005 roku poprowadziła w Nowym Jorku piątkową modlitwę dla zebranych razem kobiet i mężczyzn, co oczywiście wywołało wiele kontrowersji. Przez wiele lat żyła potem w ukryciu, grożono jej śmiercią. Inspiruje mnóstwo kobiet – także Sherin. Ich spotkanie na uniwersytecie w Berkeley było dla mojej bohaterki bardzo ważne.
Bo okazało się, że to, co robi, wcale nie jest aż tak nietypowe?
W Stanach nikt nie rozumiał, dlaczego nie próbowała wprowadzić wspólnych modlitw także u siebie. A przecież i bez tego uważa się ją za radykała! Sherin faktycznie nie jest jedyna – w muzułmańskiej społeczności znajdzie się sporo „rewolucjonistów”, jak na przykład imam Ludovic-Mohamed Zahed, który jest zdeklarowanym gejem i udziela we Francji homoseksualnych małżeństw. Ale ci wszyscy ludzie doskonale rozumieją też, że trzeba przede wszystkim pozostać wiernym swojej wspólnocie. I dać jej to, czego w danym momencie najbardziej potrzebuje.
Meczet Mariam wydaje się bezpieczną przestrzenią i schronieniem, ale wciąż wzbudza wiele agresji. Co ciekawe, jego członkowie już nie starają się ukrywać. Po obejrzeniu filmu weszłam na stronę internetową femimam.com. Można znaleźć na niej ich imiona ze zdjęciami.
Zrobili to dopiero przed premierą filmu. Przez długi czas każdy z nich miał wiele powodów ku temu, by zachować anonimowość, i nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo. Jak wspominałam, ta społeczność dość nieufnie reaguje na obecność kamery. Sherin jest osobą publiczną już od dość dawna, więc nie stanowi to dla niej problemu, ale inni dopiero rozpoczynają swoją działalność. Widzę jednak, jak bardzo otworzyli się na innych. Na początku była to tylko mała grupka ludzi, która jakimś cudem zaprosiła mnie do swojego świata. A przecież nawet nie jestem muzułmanką, choć kiedyś mieszkałam na Bliskim Wschodzie. Zresztą aby uczestniczyć w piątkowej modlitwie wcale nie musisz być muzułmanką. Musisz tylko uszanować tę przestrzeń – to wystarczy. Wciąż lubię tam przychodzić. Nawet teraz, gdy skończyłam już film. Czasem chyba po prostu potrzebujesz obecności innych kobiet.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).