Prawica jako symptom
Jared Rodriguez / Truthout CC BY-NC-ND 2.0

16 minut czytania

/ Obyczaje

Prawica jako symptom

Jakub Momro

Według Adorna radykalizująca się prawica to nic innego jak niemogąca się zabliźnić rana na ciele demokracji. Pytania stawiane przez filozofa stały się, dość nieoczekiwanie, naszymi pytaniami

Jeszcze 4 minuty czytania

W „Matce Courage” Bertold Brecht wysuwa tezę, że wojna to doskonały stan dla rozwijającego się kapitału, który nigdy nie śpi i którego – w odróżnieniu od człowieka – nie można zabić. Brechtowi chodziło jednak o coś więcej niż o proste powtórzenie tez o niewywrotności kapitalizmu. Jeśli wojna działa niczym wielka alegoria nowoczesnej przemocy i panowania, to dzieje się tak dlatego, że im większa iluzja porządku, tym rozleglejszy i bardziej dalekosiężny w skutkach rodzaj zniszczenia. Skoro tak, to stan wyjątkowy okazuje się normą władzy, a jedyną możliwością przeżycia staje się utożsamienie z tyleż realną, co wyobrażoną figurą rządów. Brecht właśnie w tym miejscu dokonuje cudownej, dialektycznej przewrotki, która umożliwia rozpoznanie tego, co konkretne i aktualne, w tym, co powszechne i związane z różnymi formami konieczności (dziejów, ekonomii, polityki). Ustami Matki Courage Brecht mówi o współczesnym cynizmie: „Bo jeśli wódz albo król jest porządnie głupi i zapędzi swoich ludzi w ślepy zaułek, wtedy potrzebna jest jego ludziom szaleńcza odwaga, a więc jednak cnota (…). Same takie cnoty, których porządny kraj i dobry król, i tęgi wódz nie potrzebują. W uczciwym kraju niepotrzebne są żadne cnoty. Wszyscy mogą być całkiem zwyczajni i przeciętnie mądrzy, a moim zdaniem nawet tchórze”.

Intuicja Brechta, choć genialna, ostatecznie okazuje się jednak zbyt zamknięta na, jak to określa Theodor W. Adorno, współczesny, „nowy prawicowy radykalizm”. Rzecz w tym, że autor „Opery za trzy grosze” przeszacowuje element cynizmu w działaniach prawicowych, nacjonalistycznych czy – mówiąc jeszcze innym językiem – reakcyjnych. Dlatego wyrosłe z tych intuicji diagnozy Adorna, skądinąd wielkiego intelektualnego rywala Brechta, są dziś niezwykle celne i niestety – o wiele bardziej dojmujące, a nawet przerażające.

Thedor W. Adorno, „Nowy prawicowy radykalizm”. Przeł. Mikołaj Ratajczak, Znak, 112 stron, w księgarniach od marca 2020Theodor W. Adorno, „Nowy prawicowy radykalizm”. Przeł. Mikołaj Ratajczak, Znak, 112 stron, w księgarniach od marca 2020Dwa lata przed śmiercią, w 1967 roku Adorno wygłosił wykład dla młodych socjalistów z Uniwersytetu Wiedeńskiego poświęcony problemowi prawicowego ekstremizmu. Tematem był faszyzm, tyleż jako forma rządzenia, co stan umysłu i źródło cierpień. Trzeba pamiętać, że lata 60. XX wieku to w Niemczech i Austrii również reakcja młodego pokolenia na brak rozliczenia pokolenia ojców z nazizmem. Polityczna atmosfera gęstnieje z każdym rokiem: lewica przejmuje władzę symboliczną, a wraz z rewoltą roku 1968 na nowo definiuje się zasady emancypacji i reguły wolności. Czy jednak radykalizm prawicy, o którym myśli i mówi Adorno, jest zbieżny z tym, o którym myślą ludzie z pokolenia Daniela Cohn-Bendita i Joschki Fishera? Nie do końca. O ile dla nich faszyzm stanowił rodzaj wszechobecnego zniewolenia i represji, zdaniem Adorna należy go diagnozować i opisywać w podwójny sposób: z jednej strony jako wynik konkretnych procesów historycznych i faktów dokonanych, z drugiej – jako rodzaj jakościowych czy nawet strukturalnych zmian zachodzących w społeczeństwach. Innymi słowy, Adorno mówi do młodych socjalistów: tak, Hitler istniał naprawdę, ale ograniczanie faszystowskiego uniwersum tylko do niego to błąd tyleż intelektualny, co strategiczny.

Myśli autora „Dialektyki negatywnej” sprzed pół wieku jako żywo przypominają to, co – rzecz jasna – w innej postaci dzieje się z dzisiejszym światem. Nie chodzi o proste analogie z latami 60. XX stulecia, o których pisze filozof, ale o pewnego rodzaju nieuchronność wpisaną w bezustannie i niejako bez końca radykalizowane gesty i działania prawicy. Przecież jedno z najczęściej zadawanych pytań dużej części społeczeństwa dotyczy nieuchwytnych granic tego radykalizmu: jak daleko obecna władza może się posunąć? Dlaczego proces niszczenia społecznej tkanki w imię zachowania władzy stał się czymś tak dalece znaturalizowanym? Dlaczego lewica przegrywa na każdym polu? Dlaczego, mówiąc jeszcze inaczej, jej radykalizm jest odbierany jako zamach na praworządność, a nawet na same reguły wspólnotowego życia, a ciosy zadawane demokracji przez prawicę wzmacniają czystą, coraz bardziej obsceniczną realną władzę?

Dość spojrzeć z tej perspektywy na zarządzanie – dziś, w pandemicznej rzeczywistości – stanem wyjątkowym, który choć formalnie przyjmuje różne nazwy, w istocie jest sposobem na uprawianie polityki bez żadnego uprawomocnienia. Jak fantastycznie pokazuje Adorno, nie chodzi o zwykły (ani nawet oświecony) cynizm, który nakazuje władzy „robić swoje” bez zachowania żadnych zasad lub niszczyć je w imię dobra wyborców. Współczesny radykalizm prawicy należy postrzegać bowiem jako ruch postępujący, który zostawia za sobą spaloną ziemię, a nie jako element parlamentarnej, a nawet konserwatywnej rewolucji. Dzieje się tak dlatego, że tworzy on, jak pokazuje filozof, „konstelację racjonalnych środków i irracjonalnych celów”.

Innymi słowy, prawica chciałaby świata w samospełniającej się modernizacji, ale zupełnie wyzbytej jakiejkolwiek formy życia nowoczesnego. Można oczywiście się spierać, na ile teza Adorna o zespoleniu procesów kapitalistycznej globalizacji z odradzaniem się faszyzmu jest dziś wciąż w mocy. Można przecież powiedzieć, że – tak jak w Polsce – prawica przejmuje sporą część postulatów socjalnych, by uzyskać przewagę nad liberałami i lewicą w polu społecznej wyobraźni. Chodzi tu jednak o głębszy mechanizm, który z biegiem lat stał się coraz bardziej opresyjny: nie sposób pogodzić dynamiki tworzenia się społecznych i kulturowych tożsamości ze światem materialnego wyobcowania, niedostatku i biedy. Jak słusznie zauważa Adorno, radykalizacja prawicy polega m.in. na tym, że rozziew między refleksyjną egzystencją i panowaniem kapitalizmu staje się coraz większy, a rozmaite działania na rzecz zniesienia tej różnicy okazują się – z perspektywy prawicowej – po prostu ideologiczną mistyfikacją. W rezultacie powstaje życie, które tkwi między wszechobecną ekonomizacją a rzeczywistością pogłębiającego się wyobcowania. W tym wypadku modernizacja ogranicza się zatem niemal wyłącznie do techniki, czy jak to ujmuje Adorno, rozumu instrumentalnego, który tworzy z nas (niezależnie od lokalnie sprawowanej władzy) egzemplarze, zaś wizje uświadomienia oraz emancypacji przedstawia jako nierealne, śmieszne i złowrogie.

Jürgen Habermas (po lewej z tyłu), Max Horkheimer (po lewej z przodu) i Theodor W. Adorno (z prawej) w Heidelbergu, 1964 / fot. Jeremy J. Shapiro, CC BY-SA 3.0Jürgen Habermas (po lewej z tyłu), Max Horkheimer (po lewej z przodu) i Theodor W. Adorno (z prawej) w Heidelbergu, 1964 / fot. Jeremy J. Shapiro, CC BY-SA 3.0

Wystąpienie Adorna z roku 1967 było warunkowane ideałami, które – jak twierdzi filozof – znacznie wykraczają poza określony moment historyczny. Adorno, mówiąc o tym, co dzieje się z niemiecką polityką i jakie są konsekwencje upadku lewicy, pokazywał zarazem ogólniejszy kryzys polityczności. Z jednej strony polega on na koncentracji kapitału, warunkującej powstawanie i eskalacje nadużyć prawicy, z drugiej – na swoistym demontażu podmiotowości. To w tym miejscu Adorno widzi miejsce dla poczynań lewicy, która miałaby działać nie w imię fantazmatycznej wspólnotowej spójności, lecz w imię realnego życia społecznego, działania zbiorowości, która chce konfrontować się ze światem. To poważny spór, tyleż polityczny, co filozoficzny i egzystencjalny: albo subiektywna świadomość (klasowa, tożsamościowa, kulturowa), która tworząc rzeczywistość politycznego status quo, zadowala się samą sobą, albo życie, które nie lęka się obiektywizacji. Jak dalece ta obserwacja Adorna jest trafna, dziś może nawet bardziej niż kilkadziesiąt lat temu, przekonuje unicestwianie prawa jako zasady urządzenia nowoczesnego społeczeństwa przez zwulgaryzowaną postać suwerena, dla którego zewnętrzna rzeczywistość, świat innych światopoglądów i idei jest de facto martwy. Prawo, szczególnie w świecie dotkniętym epidemiczną katastrofą, to niemal wyłącznie projekcja tępej władzy, która wyzbywa się wszelkich roszczeń do legitymizacji. Gdy piszę te słowa, Kaczyński igra z terminem wyborów, a Orban likwiduje parlament.

W nieco szerszym planie Adorno ma również rację. Zwycięski pochód prawicy to zarazem porażka oświecenia w jego uniwersalnym ujęciu, to znaczy haseł podmiotowej samowiedzy i społecznej równości oraz politycznego braterstwa. Charakterystyczne, że Adorno używa w tym kontekście języka antropologii Kanta, zakreślając obszar, który – ani intelektualnie, ani afektywnie, ani cieleśnie – nie mieści się we władzach racjonalności. W odróżnieniu od patologicznego irracjonalizmu Kant mówi właśnie o tym dziwnym obszarze (określanym za pomocą przymiotnika „patyczny”), w którym nierozumność skrywa się w fałszywym, bo uproszczonym obrazie świata, chętnie branym za obraz jedyny i oczywisty. Dzięki temu możliwe jest prawicowe uwodzenie – faszyzm nie jest wprost i chorobliwie nierozumny, lecz z nieracjonalności tworzy pozór rzeczywistości, który zasłania wszelkie konflikty i sprzeczności życia publicznego. Adorno z naciskiem i bezkompromisowo mówi, że jest to świat „urągający ludzkiemu «ja»”.

Z tej perspektywy widać całą ambiwalencję prawicowego ekstremizmu nie tyle jako faszyzmu i formy rządów, ile jako formy ideologii w najbardziej prymitywnym wydaniu: to wizja świata, w której prawda jest zmieszana z nieprawdą i w której z zasady nie da się wprowadzić jakichkolwiek dystynkcji między nimi. Zdegenerowana forma władzy sugeruje wiecznotrwałość i bezwzględną konieczność, tyle że owa konieczność jest fikcyjna, zaś działania władzy jak najbardziej realne.

Ale tej ambiwalencji nie sposób przezwyciężyć. Jak mówi Adorno, prawica musi się radykalizować, bowiem – jako taka – żyje o tyle, o ile pozostaje czysto reaktywna i resentymentalna. Zdegenerowana polityczność w tym wydaniu to zatem nie tyle, jak chcieliby współcześni lewicowi interpretatorzy Carla Schmitta, agoniczny stan afektywnego wzburzenia czy coraz to nowe formy dyktatury mające zażegnać kryzys społeczny, lecz widmo, które powraca jako wyparte, niczym zmora i koszmar nieudanego życia. Odkrywczość i aktualność metody Adorna polega na potraktowaniu prawicy jako symptomu całej nowoczesności, w jej cywilizacyjnym, kulturowym i społecznym wymiarze. Autor „Teorii estetycznej” koncepcję symptomu przejmuje, rzecz jasna, od Freuda, ograniczając się niemal do podstawowego znaczenia – symptom pojawia się wtedy, gdy świat powierzchownego porządku się rozpada, gdy działa to, o czym chciałoby się zapomnieć, coś potwornego, pełnego bólu, ale też i nadmiernej, często monstrualnej rozkoszy. Symptom nie działa wprost, lecz jest efektem przesunięć, podstawień, metaforycznych zagęszczeń treści psychicznych. Adorno proponuje zatem rodzaj politycznej psychoanalizy, kładzie na kozetce nie tyle nas samych, ile nasze sny i marzenia: cenzurowane i obsceniczne. Jeśli Freud marzył o stworzeniu sennika składającego się z samych symptomów, to Adorno chce pokazać, do jakiego stopnia są one widmowymi potworami politycznej przemocy, zaludniającymi nasze umysły i stępiającymi nasze wrażliwości – wracają nieustannie, mimo że ich nie chcemy i że się ich boimy.

Skoro tak, to logika prawicowego widma jest nieubłagana – to, co wyparte, musi powrócić nie tyle w jakiejś formie społecznej energii, tworzącej nowe polityczne ucieleśnienia (lub unicestwiającej stare), ile w rozmaitych nierozpoznanych, agresywnych figurach i fantazmatach. To za ich pomocą sprawuje się rządy, to one same powodują, że niezwykle trudno przelicytować złowrogą fikcję kryjącą się w rozmaitych prawicowych fantazjach, nie popadając w fałszywą opozycję quasi-moralnego symetryzmu oraz lekceważenia i pogardy wobec tych, którzy żyją w ramach świata wyznaczanego przez te fantazmaty.

W wykładzie Adorna pobrzmiewa wyraźny ton jego wcześniejszej pracy o osobowości autorytarnej. Figura ta skupia w sobie kilka cech, które nie są do końca właściwościami psychologicznymi, raczej społecznymi: chodzi zarówno o uprzedzenia względem innych (matrycą jest w tym wypadku antysemityzm), jak o zdolność czy wolę podporządkowania się autorytetowi. W tym kontekście Adorno zauważa, że współczesność zawłaszczona przez faszyzm czyni z człowieka formę podwójnie potencjalną. Z jednej strony chodzi o życie potencjalnie zbędne (co wyraźnie widać dziś w przypadku prekariatu, czyli grupy „pierwszej do zwolnienia”), z drugiej – o egzystencję podległą osobowości autorytarnej, która miałaby wprowadzić porządek do świata chaosu.

Oczywiście, to nie sama władza jest dla Adorna problematyczna, ale mechanizmy, które ustanawiają społeczne relacje i hierarchie wartości. To dlatego filozof wybiera język psychoanalizy: żeby pokazać sposób przekształcania się wiedzy zaskorupiałej w stereotypach, które nagle stają się pierwszorzędną metodą ekspresji. Adorno pokazuje, jak podmiot wyzbywa się samego siebie na rzecz zewnętrznych instytucji, mrocznego nad-ja – instancji, która unicestwiając jednostkowe odruchy, zapewnia fałszywą, ale trwałą identyfikację (z wodzem, historią, przesądem) opartą na obiektach zastępczych (paląca się kukła Żyda). Prawicowy ekstremizm opiera się na fundamentalnym odrzuceniu zasady rzeczywistości w imię obrony irracjonalnego prawa do zbiorowej regresji. W ten sposób narcyzm, pierwotny i agresywny, okazuje się nie tylko formą życia, ale – ostatecznie – unieważnia również zasady umowy społecznej.

Ale jest coś jeszcze, co – jak się zdaje – na szczęście dobrze zrozumieli tacy krytycy i filozofowie jak Slavoj Žižek, który wyciągając lekcję z Adorna, powiada, że ludzkie pojednanie – w wymiarze indywidualnym oraz społecznym – to „akt wyzwolenia się z nieświadomego przymusu”. W psychoanalitycznym języku oznacza to rozpoznanie i uznanie, że mój symptom, a więc coś, co działa niejawnie (może nim być pragnienie uznania własnej krzywdy, chęć rewanżu na innych itd.), nie stanowi mnie samego, że scenariusze fantazji nie są moje, lecz narzucone – a samo uzyskiwanie tej samowiedzy to zarazem tworzenie podmiotowości. Jest to też lekcja, jaką należałoby wyciągnąć z Adorna, myśląc o polskim życiu publicznym, cierpiącym na niedowład wynikający z żarłocznego infantylizmu. Radykalizujący się narcyzm nie chce znać granic – nie chce znać niczego poza własną psychopatologią, którą się karmi i którą uwzniośla, nie patrząc na to, co dzieje się wokół.

Wymowa wykładu Adorna prowadzi w stronę, którą można uznać za rodzaj odpowiedzi na ekstremizm prawicowy: filozof proponuje radykalną polityczną racjonalność. Jak powiada, należy myśleć w konkretnym momencie historycznym, wymierzając ostrze praktyki w polityczne fantazmaty prawicy, która własną radykalność bierze za uniwersalną prawdę. Myślenie, jakie się z tego może wyłonić, musi być co do zasady polityczne, musi dziać się „tu i teraz”, a nie w imię nieokreślonej przyszłości. Adorno mówi wprost: fałszywemu patosowi prawicy należy przeciwstawić rozum krytyczny. To on właśnie pozwoli nam żyć jako podmioty polityczne.

Czy trzeba w tym kontekście mówić dzisiaj – według sformułowania Jacques’a Rancière’a – o „nienawiści do demokracji”? Z pewnością. Adorno stwierdza, że radykalizująca się prawica to nic innego jak niemogąca się zabliźnić rana na ciele demokracji, a ściśle rzecz biorąc: rana na samym pojęciu demokracji, które mogłoby posłużyć za ideę regulującą nasze życie. W tym sensie diagnozy Adorna wyprzedziły swój czas, a jego pytania stały się, dość nieoczekiwanie, naszymi pytaniami.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).