Czasami zapominam sobie przypomnieć

Czasami zapominam sobie przypomnieć

Rozmowa z Bartkiem Arobalem Kociembą

Wiedziałem, że jest coś takiego jak leki na HIV i najprawdopodobniej nigdy nie doświadczę na własnej skórze powikłań, że nie będę miał AIDS, ale z jakiegoś powodu czułem złość

Jeszcze 4 minuty czytania

SZYMON ADAMCZAK: Powiedz, na co będziemy patrzeć.
BARTEK AROBAL KOCIEMBA: Od września 2004 do mniej więcej początku 2012 prowadziłem rysunkowy pamiętnik. Z tego archiwum wybrałem kilkanaście prac, które odpowiadają moim wczesnym doświadczeniom życia z HIV. Zostałem zdiagnozowany pod koniec listopada 2007 roku jako 222 osoba w Warszawie.

1

Ile miałeś wtedy lat?
23. To był trudny rok. Pierwsza praca, którą wybrałem, powstała chwilę po otrzymaniu pozytywnego wyniku, ale nie opowiada ona o HIV, tylko o mojej relacji z mama i siostrą. Po rozwodzie rodziców miałem narastające poczucie odpowiedzialności i ten rysunek był wyrazem mojej troski o nie. Stąd podpis dasz radę”.

Na samym końcu pojawia się też zaimek „my.
Bo też jestem tego częścią, tego momentu, kiedy rodzina przechodzi transformację. Ale tutaj też chodzi o moja wewnętrzna transformację. Moje poczucie, że od tej chwili życie nie będzie takie jak przedtem. Rozpoczął się moment zawieszenia. Rodzicom powiedziałem następnego lata, a w ciągu roku najbliższa rodzina dowiedziała się o moim statusie.

Czy na początkowym etapie z tym wynikiem byłeś sam?
I tak, i nie. Czułem, że muszę samemu zmierzyć się z wizją życia z wirusem. Doświadczenie było samotne, ale nie byłem w nim sam. Kiedy mój były chłopak poinformował mnie, że jego wynik nie jest negatywny i że kierują go na dalsze badania, wiedziałem, że prawdopodobnie ze mną będzie tak samo. Po wynik poszedłem z dwoma przyjaciółkami. Byłem już wtedy przekonany, że będzie pozytywny. Rzeczywiście był. Pokażę ci pracę z tego miesiąca, mój autoportret z jedną nich, Magdą. Towarzystwo przyjaciół pozwoliło mi nie koncentrować się za bardzo na lęku związanym z HIV, tylko na tym, że żyje się dalej.


Z kolei Twój potrójny autoportret sugeruje właśnie te najbardziej dramatyczne uczucia związane z wynikiem.
Ta praca jest wyrazem złości na siebie, lęku przed tym, że będę traktowany jak trędowaty. Wiedziałem przecież, że jest coś takiego jak leki na HIV i najprawdopodobniej nigdy nie doświadczę na własnej skórze powikłań, że nie będę miał AIDS, ale z jakiegoś powodu czułem złość. Towarzyszyło mi poczucie jakiegoś lęku i bólu, które miało związek z utratą kontroli i z tą trudnością, żeby sobie wybaczyć.

Ta praca ma też coś z logiki selfie, choć selfie nie było wtedy jeszcze tak popularne. Dla mnie to zwielokrotnienie jest o fasadzie i o tym, co za nią tak naprawdę stoi.
Masz rację, ta fasada była wielowarstwowa. Wzmacniał ją brak klarowności w emocjach, które wtedy czułem. Z jednej strony było w tym dużo złości, chęci poddania się i pragnieniażeby nie musieć tego dźwigać, ale również poczucie, że nie ma takiej potrzeby. Jestem tym wszystkim skonsternowany i równocześnie jestem w zawieszeniu.

Czerwień jest dość wymowna.
To bardzo dziwna praca jak na mnie, bo ja zazwyczaj nie bazuję na silnych kontrastach. No i w ogóle dramatyzm tego czarnego krawata i kamizelki, to niczym strój żałobny. Może w tamtym momencie miałem wrażenie, że to koniec momentu w życiu, w którym mogę zakładać, że mam przed sobą otwarty horyzont. Koniec beztroski.

Sam też przez to przechodziłem. Mówię o tym momencie żałoby nad sobą, lub nad jakąś wersją siebie. Moment przejścia, półżałoba. Wiesz, że to, co się wydarza, jest nieodwracalne, a zarazem masz dostęp do siebie tuż przed. Mówiąc o HIV, a raczej o traumie HIV, ciężko tego elementu żałoby nie dostrzec.

2

Wróćmy do Rafała.
Rafał to mój były chłopak. Byliśmy ze sobą parę miesięcy, ale dziś wydaje się jakby to były lata. Po rozstaniu obydwoje odkryliśmy, że jesteśmy seropozytywni. Tutaj jest kilka prac z naszego życia razem. Wiem, że bardzo się bał tego, jak długo żył z HIV, nie chciał znać dokładnych parametrów swojej wiremii.

Byliście w kontakcie po rozstaniu?
Na początku nie. To było bolesne, miałem złamane serce. Początkowo bardziej przeżywałem rozstanie niż fakt zakażenia. Nawiązaliśmy bliższy kontakt kilka miesięcy później. Chciałem móc jakoś dzielić z nim to doświadczenie. Tyle, że ja starałem się mieć je pod kontrolą, żeby o nim nie myśleć, a Rafał patrzył na wszystko przez jego pryzmat. Nawet pogłębiające się zakola interpretował jako efekt HIV. Swoją drogą, wiele osób mówiło, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Zdarza się, że patrząc na niektóre zdjęcia sam się mylę, czy to on czy ja. Między nami było 5 dni różnicy, urodził się 5 dni przede mną.

Tacy prawie bliźniacy.
Trochę tak.

Na tej pracy Rafał ma zakrwawiony nos.
Pobił się kimś, możliwe że z nowym chłopakiem.

Możesz opowiedzieć o tych guzikach, co to właściwie jest?
Wzór na poduszkach, na których leżeliśmy. Nie byliśmy już tutaj razem, ale spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. To była dziwna relacja. Nie byliśmy przyjaciółmi, nie byliśmy parą, ale byliśmy blisko. Czułem między nami mieszankę nieprzyjemnego napięcia, podskórnej bliskości i wzajemnej troski.

3

Wtedy wydawało mi się, że to jeden z niedokończonych rysunków. Potem, że taki został, bo chciałem się uwolnić. Teraz wydaje mi się, że Rafał już wtedy znikał, i coś we mnie to czuło, ale jeszcze tego nie wiedziałem. Popełnił samobójstwo na początku maja 2008 roku.

Przejdźmy do kolejnego rysunku.
Siedzę na kiblu, patrzę w dół na gazety, które zbierałem, wśród nich pierwsza okładka jaką zrobiłem. W tej pozie naśladuję Rafała ze zdjęcia, które bardzo chciał żebym mu zrobił. Pewnie to wyraz mojej tęsknoty za nim.

9



Twoja lewa noga przypomina mi kikut, twoja prawa ręką ściska papier toaletowy.
Kwestia perspektywy. Trzymałem rękę z aparatem jak najwyżej, tak, aby objąć całe ciało. Chciałem pokazac siebie w intymny sposób. W tamtym czasie czułem się niepewnie ze swoim ciałem, niechętnie pokazywałem się rozebrany, ale starałem się przejść do etapu, w ktorym akceptowalbym swoja fizyczność.

To wiążę się z ważnym dla nas obu aspektem bycia HIV-pozytywnym w młodym wieku. Wieku, w którym zazwyczaj ludzie uczą się swojej seksualności.
U mnie ta nauka skupiła się na rozumieniu działania wirusa i na eliminowaniu zagrożeń, jakie może wywołać. Na rozszyfrowywaniu wyników badań krwi, tego, ile mam jednostek wirusa, a ile jeszcze CD4.

 Wówczas częstą praktyką było podawanie leków dopiero po obniżeniu liczby komórek odpornościowych (CD4) poniżej 300 jednostek.
A u mnie ta liczba spadała powoli. Nawet byłem z tego dumny. Starałem się dbać o siebie, łykać witaminy, pić różne zioła, stosować diety. Wydawało mi się że mam coś pod kontrolą. Cieszyłem się, że nie muszę przyjmować leków, bo bałem się potencjalnych skutków ubocznych. Ale to też powodował,o że moje ciało i moja seksualność wzbudzała lęk u innych, a to powodowało pragnienie...

Pragnienie, żeby być pragnionym.
Tak. Może teraz ty wybierzesz kolejną pracę.

Idąc tropem odsłaniania ciała, powiedz mi więcej o rysunku ze zsuniętymi jeansami. Kolejne studium siebie, z innym, bardziej eksploracyjnym i frontalnym nastawieniem. Świadome odkrywanie siebie?
To praca z czasu mojego pierwszego związku po zakażeniu HIV, ale kiedy nie byłem jeszcze na lekach. Widzę zarysowaną pod majtkami erekcję i rozedrgane kolana. Stoję na krańcach palców. Poza tym wszystko pod kontrolą, jest wysprzątane mieszkanie, jest podlany kwiatek, jest wyprana i złożona pościel. Jest nowa tapeta. Jest bardzo spokojnie, uroczo, ale ja się trzęsę i nie mogę się zrelaksować. Nie czuję, że mogę być na miejscu we własnej skórze.

8

To mimo wszystko przełom, prawda? Pogodziłeś w tym jednym momencie bycie młodym, życie seksualne, nowego chłopaka i HIV.
Próbowałem odnaleźć nową normalność. Wyparłem to, że można się mnie bać. Tak trochę roszczeniowo, jeżeli ktoś chce ze mną być, to musi w pełni zaakceptować tę sytuację taką, jaka jest.

Wybacz, że łapię Cię za słowo, ale czy czułeś naprawdę, że to jest roszczeniowe?
Wtedy nie. Wtedy to był sposób radzenia sobie z wciąż nową rzeczywistością. Chciałem wierzyć, że wszystko jest ok. To było roszczenie wobec całej tej sytuacji. Wydawało mi się, że wiem prawie wszystko na temat HIV i tego jak nie zarazić. A jednak coś cały czas było w powietrzu. Jakiś temat tabu.

Seks, zawsze powstaje jakieś napięcie wokół niego.
Co możemy robić, czego nie możemy robić. Pamiętanie, że prezerwatywy zawsze musimy mieć przy sobie. Ale nawet kiedy je mamy i wiemy, co robić, to wciąż trudno do końca się rozluźnić i cieszyć bliskością.

w

Pamiętam szczególnie ten okres przejściowy, kiedy czekaliśmy z moim chłopakiem na mój niewykrywalny wynik. To był czas poznawania swoich ciał inaczej, kreatywnego obchodzenia się ze sobą i z przyjemnością wobec tymczasowego ograniczenia, i w kontekście tak obecnego wtedy wirusa. To było zimą. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi o tym rysunek z ramieniem, które wygląda jak żarzące się papierosy. Strasznie wtedy dużo paliłem.
Patrząc po tym zabiegu z ostrym cieniem, tuszem... ten tusz pojawia się też w potrójnym autoportrecie i w tej pracy ze znikającym Rafałem. Myślę, że powstał niedługo po diagnozie. Zimą, kiedy odreagowywałem, imprezując.

Razi mnie ta dosłowność, ale coś rzeczywiście się we mnie wypalało. Rysy są jakieś koślawe, pryszcze są mocno widoczne. Wyodrębniam wszystko to, co mi się we mnie nie podobało. Pamiętam lęk, który pojawiał się przed potencjalnym seksem. To rozedrganie, w którym czujesz, że kogoś pragniesz i chcesz, żeby coś się kontynuowało, żeby doszło do faktycznego zbliżenia, a zarazem nie chcesz, bo nie chcesz przeprowadzać tej rozmowy, która zaczyna się od słów „Słuchaj, mam hiv. Bo nie wiesz czy to będzie właściwy moment. Lub czy w tym momencie będziesz potrafić powiedzieć to bez emocji, bez rozpłakania się

Ty przed chwilą powiedziałeś o tym, jak w Tobie sytuacja z HIV wzbudziła kreatywność, o poszukiwaniu z partnerem innych sposób wyrazu swojego podniecenia. We mnie pojawiła się blokada. Pokażę ci dwie prace przygotowane dla hiszpańskiego magazynu gejowskiego. One opowiadają o tym momencie, chcę uprawiać dużo seksu, a nie mogę, nie tak, jakbym chciał. Na jednej z nich mam kaganiec, druga to rysunek dwóch kolesi, na który się spuściłem.

Ta sperma ma też taki niezdrowy kolor, a zarazem wydaje się być jakaś taka stara, zaschła
No bo tak wygląda stara sperma na papierze, żółknie.

(Śmiech).

Moją ulubioną praca jest ta, w której wydajesz się mówić przybij mi piątkę.
Narysowałem ją w okolicach Wszystkich Świętych, po powrocie z odosobnienia medytacyjnego. To manifest siebie, takiego, jakiego chcę siebie widzieć. Nie chcę uciekać przed tym, co trudne, co budzi we mnie lęk, ale nie chcę tego ciężaru i poczucia winy. Chcę celebrować wolność, którą daje mi świadomość, że jestem nietrwały.

Manifest wewnętrznej siły.
Oraz pragnienie poczucia humoru. Próba naigrywania się z tego, że wizja śmierci jest taka poważna, z lęku przed lękiem. To dobry moment, aby podzielić się z tobą fragmentem tekstu, który w mojej tradycji kontempluje się w urodziny i na nowy rok:
„Choroba jest moim towarzyszem i podąża za mną jak cień. Staram się uniknąć tej prawdy, ale bolesna rozmowa z chorobą nigdy nie ustaje. Śmierć jest moim przyjacielem, przyjacielem najprawdziwszym, który nigdy mnie nie opuszcza. Śmierć zawsze na mnie czeka. Kładzie się cieniem na każdej chwili mojego życia. Jednak życie jest możliwe tylko dzięki śmierci.

01

Jak pracowałem nad swoim dyplomem poświęconym HIV, to nieomal zawsze koło siebie miałem jakiś wizualny znak śmierci, albo przemijania. Zwykle to był obiekt, który przynosiłem do studio, ale wystarczył mi też detal, mała czaszeczka na mojej ulubionej polówce.
Pamiętanie o śmiertelności ułatwia docenianie tego, co naokoło. Tego, że się jest. Wzbudza kreatywność.

Patrzę na ostatni rysunek, o którym bym chciał porozmawiać. Możemy na nim przeczytać: Czasami zapominam sobie przypomnieć”. To zdanie odsyła mnie do mojej rozmowy z Leo sprzed kilku tygodni, pokolenie starszym ode mnie holenderskim aktywistą i naczelnym magazynu dla osób seropozytywnych. Wspólnie skonstatowaliśmy, mimo poważnej różnicy w HIV-stażu, że nie pamiętamy właściwie, jak to jest żyć bez wirusa. Nie rozpamiętujemy. Dodałbym ze swojej strony, że dla mnie HIV był zawsze wirtualnie obecny, jako wirus w języku i poprzez wyuczony strach. Dopiero teraz jest materialną częścią mojego życia. Chodzi o to, żeby o nim właśnie nie zapominać, zbudować z nim relację.
Nie do końca pamiętam, o co mi chodziło. Może przez staranie się, żeby żyć tu i teraz, zapomniałem o tym, że już przeżyłem. Przeszedłem przez wiele trudnych rzeczy, ale zajęło mi trochę więcej czasu, żeby uświadomić sobie swoją zdolność przetrwania.

W tym bezlekowym okresie jedyne, co przypominało mi o HIV, to popaprane życie seksualne i strach przed odrzuceniem. Fizycznie wszystko było ok.

Życie z wirusem, ale bez leków to cała epoka w byciu pozytywnym. Ja z kolei jestem częścią generacji pacjentów, którzy leki dostali niemal od razu po diagnozie. Dopiero w ciągu ostatnich kilku miesięcy zacząłem przyłapywać się na tym, że nie myślę o HIV. Nawet na branie tabletek mam ustawioną apkę.
Życie z wirusem na lekach to dla mnie totalnie nowa epoka. Zapominasz ich czasem? 

Niech sprawdzę. Zdarzyło mi się zapomnieć lub nie wziąć z innych powodów pięciu tabletek. Przeżywałem tylko ten pierwszy raz nie wzięcia leku. To było dla mnie zaskakująco mocne doświadczenie.
To nieprzyjemne uczucie. Coś cię pochłania na nowo, nowy lęk.

 Tak. Nie przyszło mi do głowy, że można świadomie omijać branie leków. Powodów może być mnóstwo, oczywiście. Chłopak mojego kolegi ze studiów jest również pozytywny, a poza tym jest też nieźle roztrzepany. Raz je bierze, a raz nie. Przeraziło mnie to – wirus może się uodpornić. Widziałem w zachowaniu tego chłopaka początek kolejnej katastrofy. Wiesz, uczyniłem HIV centralnym motywem mojego życia w ostatnich dwóch latach. Ale pojawiają się dni, kiedy zwyczajnie, najzwyczajniej na świecie to nie jest najważniejszy temat. Jest tyle innych rzeczy.
Szczęście jest takim momentem, w których zapominamy się kontrolować.

Myślę, że tak. Dziękuję ci za rozmowę. Dobrze ją zakończyć takim słowem, jak szczęście.

11

 

Poniższa rozmowa oraz prezentowane rysunki Bartka Arobala Kociemby to pierwszy udostępniony publiczności materiał z „Małej publikacji o HIV”, która ukaże się w sieci we wrześniu 2020. Projekt ten powstaje z inicjatywy Szymona Adamczaka we współpracy z Luizą Kempińską, badaczką zajmującą się artystycznymi i wystawienniczymi praktykami emancypacyjnymi w Polsce w czasach transformacji. Celem publikacji jest przekrojowa prezentacja dorobku kulturowego dotyczącego HIV i AIDS poprzez pogłębione rozmowy z artystami i artystami, komentarze, refleksje oraz wybór materiałów archiwalnych. „Mała publikacja o HIV” kontynuuje rozpoznania z wystawy badawczej Kreatywne Stany Chorobowe: HIV, AIDS, RAK”, odbywającej się w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu (8 listopada 2019 - 12 stycznia 2020).