Osobna planeta
Jared Rodriguez, Truthout / CC BY-NC-ND 2.0

15 minut czytania

/ Media

Osobna planeta

Karolina Wasielewska

Z Doliny Krzemowej pochodzą produkty, które kształtują nasze życie i decydują o naszej przyszłości. Pewnie dlatego chcemy traktować ich twórców jak proroków, którzy mają kontakt z niepojętym. Tymczasem to po prostu biznes, interesy robi się tu uczciwie albo nie

Jeszcze 4 minuty czytania

Dolina Krzemowa długo uchodziła za miejsce, gdzie geniusze pracują nad wynalazkami ratującymi ludzkość i słusznie zarabiają na tym miliony, a wszystko odbywa się w luźnej atmosferze nieustającej zabawy. Coraz lepiej wiemy, że to mit. Oszustwa, mizoginia, przerost formy nad treścią i ego nad rzeczywistymi zasługami – tak wygląda technologiczne centrum naszej planety z punktu widzenia jej pracowników i dziennikarzy.

Zaczęło się wcale nie od książek i wcale nie teraz. W 2010 roku na ekrany kin wszedł film Davida Finchera „The Social Network”, który opisywał historię powstania Facebooka. Portal społecznościowy, który dziś ma 2 miliardy użytkowników na całym świecie, zaczął działać zaledwie sześć lat wcześniej, a jego twórca, student Harvardu Mark Zuckerberg, uchodził wtedy za najmłodszego informatycznego geniusza w panteonie Doliny Krzemowej.

Film Finchera pokazywał, że Zuckerberg dorobił się tej pozycji, w brzydki sposób pozbywając się kolegów, którzy pomagali mu zakładać interes. Mimo to „The Social Network” nic właściwie w postrzeganiu amerykańskiego środowiska technologicznego nie zmienił. Po pierwsze, film nie był dokumentem. Mark Zuckerberg zbijał piątki z grającym go aktorem Jessem Eisenbergiem, dając do zrozumienia, że sam ma dystans do wizji Finchera, a więc nie należy jej traktować jako prawdy objawionej. Po drugie, cały świat kochał wtedy Facebooka, który nie doczekał się jeszcze istotnej konkurencji: Instagram miał swoją premierę kilka dni przed „The Social Network”, istniejący od 2006 roku Twitter służył do innych celów, a Snapchata czy TikToka nikt sobie nawet nie wyobrażał. Po trzecie, poszkodowani nie wylądowali na bruku, a właściwie skończyli tak, że raczej nie mogli liczyć na wyrozumiałość zwykłych śmiertelników. Bliźniacy Cameron i Tyler Winkelvossowie, którzy zarzucili Zuckerbergowi kradzież pomysłu, w 2008 roku zadowolili się ugodą opiewającą na 65 milionów dolarów, a później dorobili się miliardów na mechanizmie do płatności bitcoinami. Eduardo Saverin, który domagał się, by wymieniano go jako jednego z twórców Facebooka, i walczył o zwiększenie puli swoich udziałów, ostatecznie dostał od Zuckerberga i jedno, i drugie.

Kiedy Fincher kazał nam ekscytować się potyczkami na szczytach władzy w Facebooku, w samej Dolinie Krzemowej działy się rzeczy zdecydowanie gorsze.

Farbowana cudotwórczyni

Dolina Krzemowa zyskała swoją reputację dzięki założycielom firm technologicznych, którzy stali się idolami milionów. Miłośnicy gadżetów z jabłuszkiem spijali słowa z ust Steve’a Jobsa, kiedy ten, zawsze w czarnym golfie i drucianych okularach, zapowiadał kolejne nowości Apple’a. Elon Musk, założyciel firm Space X i Tesla, został nawet pierwowzorem filmowego superbohatera – wprawdzie Tony Stark, genialny wynalazca, milioner i playboy, który ratuje świat jako Iron Man, jest bohaterem komiksu z lat 60., ale grający go w „Avengersach” Robert Downey Jr. wzorował się właśnie na Musku. Natomiast Sheryl Sandberg, prezeska Facebooka, za sprawą książki „Włącz się do gry” stała się duchową przewodniczką dziewczyn, które marzą o karierze w zdominowanej przez mężczyzn branży technologicznej.

John Carreyrou, „Zła krew”. Przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Marginesy, 416 stron, w księgarniach od września 2020John Carreyrou, „Zła krew”. Przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Marginesy, 416 stron, w księgarniach od września 2020

Na tej samej fali płynęła Elizabeth Holmes, założycielka start-upu Theranos. Dziewiętnastolatka miała wynaleźć rewolucyjny aparat, który wykonywał kilkaset badań, analizując maleńką próbkę krwi – kilka kropel pobranych bezboleśnie z palca. Wszystko miało odbywać się bez obecności lekarza, w supermarkecie, a nawet w domu pacjenta. Charyzmatyczna Holmes promowała wynalazek (i samą siebie) na tyle skutecznie, że znani inwestorzy wpompowali w jej pomysł miliardy dolarów, a na liście doradców Theranosa znalazł się choćby Henry Kissinger. Problem polegał na tym, że wynalazek… nie działał.

Szwindel wyszedł na jaw dzięki śledztwu Johna Carreyrou, wówczas dziennikarza „Washington Post” i dwukrotnego laureata Nagrody Pulitzera. Zwrócił się do niego jeden z pracowników Theranosa, który nie chciał dłużej narażać życia i zdrowia pacjentów oraz naciągać lekarzy i inwestorów. Holmes popełniła bowiem jeden błąd: zatrudniła najlepszych specjalistów, ściągniętych z ośrodków naukowych i innych firm w Dolinie Krzemowej. A ci szybko zorientowali się, że biorą udział w oszustwie. Żeby powstrzymać ich przed ujawnieniem prawdy i odejściem, kierownictwo Theranosa wprowadziło w firmie terror. Pracownicy byli podsłuchiwani i straszeni pozwami sądowymi, a gdy sugerowali jakiekolwiek zmiany w projekcie – zarzucano im nielojalność czy wręcz sabotaż. I znowu nasyłano na nich prawników.

Nie wyglądało to jak stereotypowy obraz miejsca pracy w Dolinie Krzemowej, gdzie wyluzowani programiści w kraciastych koszulach grają na konsolach, mimochodem tworząc technologiczne cuda. Gdyby Holmes rzeczywiście zasługiwała na miano genialnej innowatorki, nie musiałaby robić piekła z życia swoim pracownikom. Jej strategia tak czy inaczej okazała się zawodna: o ile Theranos zgarniał miliardy od inwestorów na etapie ambitnych planów, kiedy produkowane przez niego aparaty trafiły do lekarzy i pacjentów, reakcja organów kontrolnych była nieunikniona. Okazało się bowiem, że wyniki badań albo drastycznie odbiegają od wcześniejszych (tych uzyskanych w wyniku klasycznego pobrania krwi z żyły) i wskazują na poważne schorzenia, których w rzeczywistości nie ma, albo dla odmiany nie potwierdzają zdiagnozowanych już dawniej dolegliwości. O ile początkowo Holmes mogła sądzić, że wynalazek uda jej się udoskonalić, o tyle na tym etapie już po prostu blefowała, że wszystko działa, jak obiecywała. I robiła to dla pieniędzy. Stąd zarzuty oszustwa na wielką skalę i możliwy wyrok 20 lat więzienia dla założycielki Theranosa.

Na chwilę przed tym, jak została oskarżona, a jej biznes posypał się jak domek z kart, Holmes próbowała ostatniej deski ratunku: zarzuciła swoim krytykom męski szowinizm. Był to o tyle perfidny ruch, że w jej przypadku nie chodziło o produkt, który co prawda nie działał, ale nikomu nie stała się krzywda (jeśli Theranos stworzyłby aplikację randkową i żadnemu z jej użytkowników nie udałoby się znaleźć miłości swojego życia, no cóż, trudno). Tymczasem Dolina Krzemowa rzeczywiście ma problem z dyskryminacją kobiet. Właśnie wtedy zaczęło się robić głośno na ten temat.

...chyba że jesteś kobietą

Wydawniczy opis „Brotopii”, reportażu Emily Chang, dziennikarki technologicznej Bloomberga, głosił: „Dolina Krzemowa jest miejscem, gdzie spełniają się marzenia… chyba że jesteś kobietą”. Bo jeśli nią jesteś, istnieją szanse, że w ogóle nie zostaniesz zatrudniona, nawet gdy przewyższasz kwalifikacjami swoich kolegów. Kiedy już dojdzie do rozmowy rekrutacyjnej, spodziewaj się na niej zaproszenia na randkę czy uwag na temat swojego wyglądu. A gdybyś jednak dostała posadę, możesz trafić do zespołu pełnego mężczyzn, którzy na służbowe narady umawiają się w klubach ze striptizem.

Emily Chang, „Brotopia”. Przeł. Rafał Walkiewicz, Wydawnictwo Jackfruit, 296 stron, w księgarniach od maja 2019Emily Chang, „Brotopia”. Przeł. Rafał Walkiewicz, Wydawnictwo Jackfruit, 296 stron, w księgarniach od maja 2019

Chang tropi przykłady męskiego szowinizmu i molestowania seksualnego w amerykańskiej branży technologicznej. Zaczyna się w latach 60., gdy dwaj psycholodzy opracowali test rekrutacyjny dla programistów. Wyszli z założenia, że geniusze, którzy obłaskawiają skomplikowane maszyny, powinni być aspołeczni i skupieni tylko na kodowaniu. To już wykluczało kobiety, które wychowuje się na uprzejme i towarzyskie i których introwertyzm raczej się w procesie socjalizacji tępi, niż wspiera. Później, kiedy nieśmiali okularnicy za ekranami komputerów zostali własnymi szefami, zaczęli zarabiać miliony i cieszyć się podziwem milionów, wielu z nich nabawiło się kompleksu boga. Kobiety stały się dla nich takimi samymi gadżetami jak drogie samochody. Czy w tej sytuacji mogli traktować koleżanki z pracy jak równe sobie? U źródeł tego wszystkiego leży przekonanie, że mężczyźni są niejako biologicznie predestynowani do zajmowania się technologią i naukami ścisłymi. W przeciwieństwie do kobiet, które są „zbyt emocjonalne” i „nie myślą logicznie”, więc „po co pchać je do IT na siłę?”.

Bohaterki, które opisuje Emily Chang, musiały z tych powodów iść do sądu albo rezygnować z pracy marzeń. Aż w końcu powiedziały „dość”. „Brotopia” to kronika akcji #metoo w Dolinie Krzemowej, która przy okazji pokazuje brzydką prawdę o tamtejszej kulturze pracy. To do niej odnosi się tytuł książki, powstały z połączenia slangowego „bro” i „utopii” i określający środowisko, w którym młodzi mężczyźni osiągają sukcesy i dobrze się bawią. Tylko oni.

Męski szowinizm w Dolinie Krzemowej to także jeden z tematów „Doliny Niesamowitości” Anny Wiener. To wspomnienia dziewczyny, która wylądowała w jednym z tamtejszych start-upów, choć nie marzyła o pracy w branży technologicznej. Chciała po prostu dobrych zarobków i stabilnego zatrudnienia. Nie sądziła, że oznacza to dosłownie przeniesienie się do innej rzeczywistości. Stąd tytuł jej książki. „Doliną niesamowitości” nazywa się w psychologii nieprzyjemne odczucia, jakie wywołuje w nas widok istoty podobnej do człowieka, ale sztucznie stworzonej, np. robota. Tyle że Wiener nie pisze o androidach, a o szczególnym typie ludzi. Jej przełożeni byli młodsi od niej, ale dzięki hojności inwestorów już mieli status milionerów i przekonanie, że ich pomysł zmieni losy ludzkości. Pomysł, który, podobnie jak w przypadku Theranosa, był dopiero w fazie testów.

Anne Wiener, „Dolina Niesamowitości”. Przeł. Adriana Celińska, Prószyński i S-ka, 328 stron, w księgarniach od października 2020Anna Wiener, „Dolina Niesamowitości”. Przeł. Adriana Celińska, Prószyński i S-ka, 328 stron, w księgarniach od października 2020

Z perspektywy Wiener Dolina Krzemowa to osobna planeta, gdzie przejawia się przedwczesny optymizm wobec raczkujących projektów i gdzie prowadzi się sztuczny styl życia, łączący nadgorliwość w pracy, nieustające samodoskonalenie i bezkompromisową zabawę. Technologiczni geniusze z Doliny Krzemowej wzmacniają swoje umysły suplementami diety i rzeźbią mięśnie na siłowni, pragnąc stać się „ludźmi przyszłości”. Mają jednak zaskakująco prehistoryczne przywary i uprzedzenia: otwarcie gardzą nie tylko kobietami, ale również pracownikami własnych firm na stanowiskach innych niż te stricte techniczne. Zachowują się jak zbawcy ludzkości, choć ich produkty to po prostu jedne z wielu dóbr, które trafiają na rynek i spotykają się z zainteresowaniem konsumentów lub nie.

Wiener drażni też fakt, że wiele z tych produktów zawdzięcza swoją rzekomą niezwykłość czysto wizerunkowym chwytom. Jako była pracownica wydawnictwa nie może pogodzić się z faktem, że budowana przez jej firmę platforma do czytania e-booków ma odpowiadać nie na potrzeby autentycznych moli książkowych, ale ludzi, którzy tylko kreują się na oczytanych i nowoczesnych.

„Dolina Niesamowitości” opowiada o zderzeniu różnych światów i różnych sposobów myślenia. Wiener jest rzeczniczką tych, którzy domagają się autentyczności i nie zachwycają się technologią dla niej samej. Chcą widzieć, jak na nowatorskich rozwiązaniach korzysta człowiek. Jednocześnie imponuje jej styl życia i pewność siebie tych, którzy są po przeciwnej stronie i po prostu bawią się możliwościami, jakie daje im umiejętność programowania. W Dolinie Krzemowej może i trudno jest pozostać autentycznym, ale łatwo uciec od rozterek z tym związanych w hurraoptymizm i przekonanie o własnej wszechmocy. Autorka widzi siebie jako jedyną osobę w swoim miejscu pracy, która ma świadomość własnych błędów czy wad i której zdarza się mieć wątpliwości. Patrząc na resztę, doświadcza „doliny niesamowitości”.

Wartości urojone

Daliśmy sobie sprzedać mit, że każdy, kto osiągnął sukces w Dolinie Krzemowej, to geniusz albo wręcz nadczłowiek. Dlaczego? Wprawdzie żyjemy otoczeni nowymi technologiami, ale ciągle odczuwamy wobec nich swego rodzaju nabożny respekt. Onieśmiela nas ich wszechobecność (dziś pralki czy samochody to po prostu komputery) i nieustający rozwój. Przeraża nas, że stają się coraz bardziej podobne do ludzi. Chcemy, żeby jakoś korespondowały ze znanym nam światem i jego zasadami.

Dlatego najbardziej podziwiani w Dolinie Krzemowej są wizjonerzy, którzy wraz ze swoim produktem sprzedają prawdziwe lub urojone wartości. Autentycznie poruszający jest zapał Elona Muska oraz Jeffa Bezosa, prezesa Amazona, którzy realizują swoje autorskie pomysły podboju kosmosu. W końcu mogliby przepuścić swoje miliardy w jakiś bardziej egocentryczny sposób, a postanowili wydać je z pożytkiem dla ludzkości. Co nie zmienia faktu, że Amazon nie słynie z poszanowania praw pracowniczych (o pracy ponad siły donosili choćby pracownicy jego magazynów w Polsce). Nie popisał się w tej dziedzinie również Musk, który w maju zmusił pracowników jednego z zakładów Tesli do powrotu do pracy, mimo poważnego zagrożenia koronawirusem w okolicy. Wcześniej oświadczył, że „panika związana z pandemią jest głupia”. To zaskakująca deklaracja jak na kogoś, kto planuje pomóc ludzkości w przeprowadzce na Marsa, żeby ocalić ją przed „uderzeniem planetoidy, superwulkanem, zaprojektowanym wirusem [sic!], nieumyślnym stworzeniem mikro-czarnej dziury, katastrofalnym globalnym ociepleniem albo jakąś jeszcze nieznaną technologią”.

Jednak ton doniesień medialnych każe nam traktować ich nie jako biznesmenów, których nadrzędnym celem jest zysk, ale jako idealistów, którzy robią piękne i potrzebne rzeczy, a przy okazji udaje im się na tym zarobić. Stąd wziął się szok po sprawie Theranosa, który miał być jednym z tych prometejskich prezentów dla ludzkości, a okazał się sposobem na wyłudzanie gotówki, i to dość prymitywnym. Stąd niedowierzanie, że w Dolinie Krzemowej, postępowej, poprawnej politycznie i wspierającej Demokratów, źle traktuje się kobiety. Przecież pięknoduchy, które tworzą genialne wynalazki wyłącznie z myślą o dobrostanie bliźnich, nie mogą tak po prostu obmacywać stażystek, jakby byli pozbawionymi kręgosłupa moralnego banksterami.

Dolina Krzemowa nie jest rajem na Ziemi. Jednak pochodzą stamtąd produkty, które kształtują całe nasze życie i decydują o naszej przyszłości,może więc chcemy traktować ich twórców tak, jak dawniej traktowało się proroków: jako tych, którzy mają kontakt z niepojętym i potrafią nad nim jakoś zapanować. Pozostaje nam pogodzić się z faktem, że pod jednym z najsłynniejszych adresów w USA mieści się takie samo centrum biznesowe jak wszystkie inne: interesy robi się tu uczciwie lub nie, w atmosferze miłej lub ledwie znośnej, z ludźmi, których się lubi albo co najwyżej toleruje. Tylko skala nadużyć bywa tu zdecydowanie bardziej spektakularna, co też nie powinno dziwić. W końcu mowa o najbardziej opłacalnym biznesie świata.