300: Pisząc do siebie
Dhiraj Gursale Pixabay

24 minuty czytania

/ Obyczaje

300: Pisząc do siebie

Katarzyna Bojarska i Weronika Szczawińska

Pomyślałyśmy o 20 latach naszej znajomości i co się na nią składa, z czego my się składamy i jak to się w ogóle dzieje. Jak to dobrze mieć przyjaciółki i obchodzić jubileusze

Jeszcze 6 minut czytania

„The lifelong friends, he said. We sometimes wait a lifetime for them”
Ali Smith, „Autumn”

Do świętowania jubileuszu „Dwutygodnika” zostałyśmy zaproszone przez naszą przyjaciółkę, Jagodę Szelc. Z tej okazji pomyślałyśmy: jak to dobrze mieć przyjaciółki i obchodzić jubileusze, pomyślałyśmy też o 20 latach naszej znajomości i co się na nią składa, z czego my się składamy i jak to się w ogóle dzieje. To jest 20 kawałków: przesyłamy sobie i odsyłamy to, co jest o przyjaźni i z czego jest przyjaźń. 20 kawałków na 20 lat. Z okazji nowych przyjaźni, tych skończonych, tych trwających i tych, które się jeszcze nie zaczęły!

Kasiu,

muszę Ci napisać, że cała ta sytuacja wydaje mi się znajoma – bardzo znajoma, wręcz podstawowa dla naszej relacji. Od kiedy zobaczyłam Cię po raz pierwszy we wrześniu 2000 roku – myślałam wtedy, że wyglądasz jak Björk – i od kiedy zamieniłyśmy po raz pierwszy parę słów – pokazujesz mi rzeczy. Książki, filmy, klipy, instalacje, zdjęcia, wystawy i teorie – to wszystko miało na mnie chyba większy wpływ niż cały uniwersytet razem wzięty (a już na pewno większy niż szkoła teatralna). Czyli tak naprawdę wszystko, co robię zawodowo (jak gdyby w mojej dziedzinie można było mieć życie zawodowe odrębne od prywatnego, ha, ha), jest w jakimś sensie w dużej mierze zrobione z rzeczy, które mi powiedziałaś i pokazałaś. I to zupełnie logiczne, że na dwudziestolecie naszej znajomości patrzę na pięć rzeczy od Ciebie – i odpowiadam na nie pięcioma głodnymi kawałkami, tworząc swoją dziesiątkę (albo dekadę).

„Dwutygodnik” to dwutygodnik, bo nowe teksty ukazują się dwa razy w tygodniu, ale też dlatego, że co dwa tygodnie wychodzi nowy numer. A teraz, tak się składa, wyszedł po raz 300. To oznacza, że czytacie nas już od 600 tygodni i że mamy za sobą 1200 updejtów. Przy tej okazji oddajemy stery czasopisma w ręce artystek i artystów, o których pracy to my zwykle piszemy. Poprosiliśmy, aby wymyślili i zamówili teksty, które sami chcieliby przeczytać na łamach Dwutygodnika. Zresztą sami zobaczcie. Redakcja 300. numeru „Dwutygodnika” to: Karol Radziszewski, Anna Smolar, Paweł Sołtys i Jagoda Szelc. Tekst Filipa Łobodzińskiego zamówił redaktor Paweł Sołtys. Ilustracja: Patryk Mogilnicki.
„Dwutygodnik” to dwutygodnik, bo nowe teksty ukazują się dwa razy w tygodniu, ale też dlatego, że co dwa tygodnie wychodzi nowy numer. A teraz, tak się składa, wyszedł po raz 300. To oznacza, że czytacie nas już od 600 tygodni i że mamy za sobą 1200 updejtów. Przy tej okazji oddajemy stery czasopisma w ręce artystek i artystów, o których pracy to my zwykle piszemy. Poprosiliśmy, aby wymyślili i zamówili teksty, które sami chcieliby przeczytać na łamach Dwutygodnika. Zresztą sami zobaczcie. Redakcja 300. numeru „Dwutygodnika” to: Karol Radziszewski, Anna Smolar, Paweł Sołtys i Jagoda Szelc.

Rozmowę Katarzyny Bojarskiej i Weroniki Szczawińskiej zamówiła Jagoda Szelc.

Ilustracja Patryk Mogilnicki.
Wierka,

trudno zapomnieć tę komiczną pierwszą rozmowę, kiedy przez chwilę myślałam, że jestem Tobą, Ty mną, ale potem się okazało, że jednak nie, ale że prawie że. No i od tamtej pory, jak piszesz – wciąż Ci coś pokazuję, a Ty mi; czasem się boję, że pokażę Ci coś, co Ty mi wcześniej pokazałaś, ale w sumie nie ma się czego bać, bośmy się nieźle splątały.

1. Kasia

Aneta Grzeszykowska, Love Book #3 (Ana Mendieta), 2010Aneta Grzeszykowska, Love Book #3 (Ana Mendieta), 2010

2. Weronika

To jest praca, której wyjątkowo Anecie Grzeszykowskiej zazdroszczę. To jest oszałamiający performans fotograficzny, który działa tak bardzo skutecznie, bo cieleśnie. Grzeszykowska tworzy kolaż z fotografii swojego ciała i fotografii sześciu twórczyń: Franceski Woodman, Any Mendiety, Hannah Wilke, Theresy Hak Kyung Ha, Helen Chadwick, Birgit Jurgensen. Wyciąga na wierzch tę galaktykę sekretnych przyjaciółek, o której niby zawsze się wie, ale traktuje się w takich bardzo chłodnych kategoriach „inspiracji” albo „podziwianych artystek”. A tutaj dzieje się coś, co chyba może wydarzyć się tylko w sztuce: koncept staje się ciałem, podziw głodem, zachłannością, miłością i jakąś niemożliwą próbą odczynienia tego, co się stało (śmierci, choroby, zapomnienia). Nie wspominając już o fakcie, że to jest galaktyka bohaterek, podziwianych artystek, to jest kanon sprywatyzowany, ale powinien być też bardzo publiczny. Bo naprawdę, strasznie to już jest nudne, że trzeba to powtarzać, ale wciąż mamy „prawdziwy kanon” i „kanon feministyczny”. Czy po prostu „inny kanon”. I cały czas się zastanawiam, co by było z moją wyobraźnią, gdybym lata temu doświadczała mniej portretów artystów z czasów młodości, a więcej portretów osób o innych genderowych końcówkach. Dorzucam pocztówkę z Berlina – foto, które zrobiłam w 2018 roku na wystawie filmów Any Mendiety w Martin Gropius-Bau.

fot. Wfot. W

3. Weronika

zanim skończę, chcę ci podziękować,
że, nic o tym nie wiedząc, trzymasz mnie za rękę
ostatnie parę lat
masz odwagę, by wkroczyć w przyszłość jak
nikt inny
żaden filozof nie zrobił tego
co ty (jeśli się mylę, poproszę
ich nazwiska!) być może w przyszłości
już nie będziemy ich potrzebować, jak dotąd,
będziemy raczej potrzebować kogoś takiego jak ty, kto zbiera
to, co napisał nasz gatunek, łączy to, miesza
i wydestyluje z tego ludzką formę, dodając
osobiste wspomnienia i emocjonalną odpowiedzialność?
przeczytałam gdzieś, że różnica
między tym, kto odczuwa lęk,
a tym, kto jest narcystyczny, sprowadza się po prostu
do poziomu emocjonalnej odpowiedzialności,
ci lękowi mają jej za dużo,
narcystyczni za mało.
być może książki pisane przez tych drugich
nie mają już żadnego znaczenia
czyżby XX wiek gitarowych solówek
nietzschego i warhola dobiegł końca?
a w naszej epoce, kiedy konieczne jest podjęcie
natychmiastowego działania na rzecz środowiska naturalnego
czy jak piszesz „...cała ta indywiduacja i dominacja
osiąga swoją apoteozę w samobójczym
/ geobójczym szaleństwie – ” ... sposób, by
temu przeciwdziałać, podobny jest być może do tego,
jak piszesz książki, nie suchą filozofią,
ale działasz tak, jakbyśmy żyli w stanie wyjątkowym,
to musi być funkcjonalne, gotowe do zastosowania
w życiu już teraz, niczym literatura w stylu
sklepu oferującego sprzęt outdoorowy, survival…
spakuj torbę, największa mądrość ludzkości, zostaw przeszłość za sobą
i weź tylko to, co niezbędne, i idź przed siebie.
I co rzecz jasna najważniejsze – humor!
być może trzeba być minimalistką
kondensatorką i empirystką?
(nie wiem, czy znasz książki
mojej drogiej przyjaciółki, oddný eir. to
islandzka filozofka, która studiowała
u derridy i dużo pisała
o hannah arendt. jej książki różnią się
od twoich, ale obie potraficie
hojnie otulić czytelniczkę
wiedzą, karmicie się 
archiwami (jedna z jej książek
na przykład traktuje o archeologii i 
budowaniu domów na islandzkich farmach
i korzeniach), a potem łączycie to z własnym
życiem i fantazją. I coś, czego u obu
was mnóstwo: wyborny czarny humor.
no nic
muszę lecieć
odwrócimy to
mówisz:
sprawmy, że możliwe stanie się poczucie nowych rzeczy
nie chodzi o «dzielenie postrzeganego», jak ująłby to Rancière.
Ponieważ jeśli coś naprawdę 
dzieli postrzegalne, wówczas
lenistwo, brak wyobraźni,
które słusznie potępiasz,
zaczyna się rozpadać.
Przestrzeń się oczyszcza; nowy dźwięk zaczyna
się wyłaniać i narasta. Twoja praca zawsze to robiła,
dlatego właśnie jest dla mnie
i wielu innych tak ogromnie istotna”.
to dla mnie bardzo ważne,
szczególnie jeśli przychodzi od ciebie.
dziękuję, maggie, daje mi to nadzieję
wyobraźmy sobie jakiś ciąg dalszy…

serdecznie
brzózka 

Björk w rozmowie z Maggie Nelson, przeł. K.

4. Kasia

Myślę sobie, że najwspanialsze rzeczy, które daje przyjaźń, to poczucie wdzięczności i przyszłość, w której chce się być razem i dlatego się ją razem nieustannie wymyśla i szuka sojuszniczek. Którędy do przyszłości? To nieświadome trzymanie za rękę, przewodnictwo niezapisane przecież w żadnej umowie, żadnym przewodniku dla wybierających się w przyszłość. Też myślę, że w przyszłości nie będziemy potrzebować filozofów (daj mi nazwiska tych, którzy będą potrzebni!), tylko emocjonalnie odpowiedzialnych i bliskich. Gitarowe solo Nietzschego na spalonej ziemi? Pisarstwo Nelson daje mi poczucie, że damy radę, że coś będzie jeszcze możliwe. Kiedy myślę o tym, widzę Björk leżącą w wielkiej białej puchówce na czarnej ziemi, kamerę wchodzącą w głąb wulkanu w obłędnym wideo Michela Gondryego do utworu „Jóga” (cieszę się, że jestem w tym wieku, że oglądałam to na telewizorze w MTV), utworu dedykowanego przecież przyjaciółce, Jóhannie „Jódze” Johannsdóttir. Może dlatego, że jak powiada Brzózka, pisanie Nelson wprowadza nas w stan wyjątkowy i sięga do trzewi; jest o przetrwaniu, umożliwia przetrwanie, bo proponuje bogaty i mocny ekstrakt z najważniejszych spraw i dużo humoru, hojnie nas otula wiedzą i tuli. Nie jest to przecież żadne kizi-mizi, ale totalna rozpierducha postrzegalnego. A wtedy przestrzeń się oczyszcza i wyłania się nowy dźwięk… To, że one sobie coś razem wyobrażają, że się razem czują, że widzą swoje życia (nie tylko dzieło) jako coś ważnego, bardzo mnie wzrusza. Lets imagine.

5. Kasia

Posyłam Ci jedną ze wspanialszych przyjacielskich wypraw w poszukiwaniu świata:

Setki (hundreds) robią coś z ruchem, wzorem i ideą; setki rozwlekają pewną scenę, podtrzymują galaretowatość świata i zapisują zmianę, co nie jest tym samym co antyteza spajania łańcuchowego. Setki są zabiegiem pozbawionym tonu, którego mogłabyś oczekiwać, jak sonet, którego dystych trudno złapać i przytrzymać, jak dozens wygrywające czarną wspaniałość, kochana! Działają, wywołując nagłe zwroty i ku zaskoczeniu normy; to poezja okolicznościowa, która mówi, pisanie miało miejsce tutaj, w tym właśnie miejscu-czasie, dynda na poluzowanym zawiasie tego, co inna osoba może wiedzieć o zawartości i zagęszczeniu tego, co wspólne. Nazywamy je wierszami, bo są o robieniu i powstawaniu. Ponieważ to taka siła prosto ze świata, którą sklecamy słowa bitem, jaki ma zbliżać do siebie rzeczy i sprawiać, że będą dostępne. Powinnyśmy zaprząc do pracy swobodną zabawę, poszczególne elementy sięgające do innych jakimś bocznym torem, ku początkom i końcom czasu, albo elementy zatrzymane, złamane i obecne: zróbmy to, ponieważ jesteśmy historyczne. Wolność kochania jest jak wwiercanie się w głąb czaszki w poszukiwaniu własnej niewzruszonej relacyjnej pojedynczości, przy użyciu własnych figur retorycznych. Co mamy zrobić z tą naszą bliskością, kochana!? Powstają z niej światy, sceny, wiersze, poczucie tego, co się liczy i buduje, prozodia. My też wytyczamy szlaki, tworzymy tory dla potencjalnego zgrania. (S. Anderson, 2016).

Lauren Berlant, Kathleen Stewart, „The Hundreds”, przeł. K.

6. Weronika

Na „setkę” Berlant i Stewart odpowiadam kolejną „setką”; równo sto słów, możesz sprawdzić.  

Powiedziałaś: „Może opowiedz im o tym, co właśnie przeszłaś? Pewne historie wymagają przede wszystkim wynalezienia formy, a wraz z nią ustanowienia na nowo relacji biograficznej”. A ja zaczęłam: „Nie, to nie ma żadnego związku”. Powiedziałaś: „Można powiedzieć, że kobieta nie ma właściwej biografii jako kobieta, jest raczej przedmiotem niż podmiotem języka i opowieści”.

To milczenie. Czy mogę je przekształcić? A przede wszystkim: jak się tym podzielić? Czułam, prawdopodobnie moje ciało to czuło, że życie już nigdy nie będzie takie samo. Jeśli nawet nie teraz, to w końcu kiedyś będę musiała stawić temu czoła, zbadać warunki, środki i powody mojego przetrwania.

(Bojarska 2020; Rich, Lorde 1984)

7. Weronika


Vera Chytilova, „Stokrotki” (1966)

8. Kasia

Myślę: grzeczne już byłyśmy! i to wypowiedzenie umowy musi się odbyć przede wszystkim poprzez nasze ciała i poprzez obrazy naszych ciał i nasze obrazy. Kiedy patrzę, jak to robisz w teatrze, mam ciarki. I tak się dzieje. Niby wiadomo, a jednak. Jest coś niewiarygodnie uwalniającego w tym tańcu „szalonych nożyczek”, absurdalnego i mocnego zarazem, czego nie zrobiłaby żadna z nich w pojedynkę. Taka zabawa nie wydarza się solo. Myślę więc o wszystkich naszych wspólnych wyzwalających zabawach, nienakręconych filmach. A teraz, kiedy znów patrzę na te dwie dziewczyny, „pokawałkowane laleczki” i obraz filmowy, który rozkoszuje się ich i swoją niesfornością, wygłupem, zabawą wysokiego ryzyka, myślę o ryzyku, które ponosiła Vera Chytilova, robiąc ten film wspólnie z przyjaciółmi i myślę o młodszym o rok „Cut Piece” Yoko Ono.

– Vadí?
– Nevadí!

 


9. Kasia

źródło: https://www.artforum.com/print/201601/babette-mangolte-56695źródło: https://www.artforum.com/print/201601/babette-mangolte-56695

Chantal Akerman ze swoją asystentką, Marilyn Watelet po amerykańskiej premierze „Jeanne Dielman, 23, quai du Commerce, 1080 Bruxelles”, 1975, MoMA, Nowy Jork, 1976. Fot. Babette Mangolte.

10. Weronika

Pod koniec listopada 2006 roku poszłam z Tobą do Kina Lab w warszawskim CSW na film reżyserki, której nazwisko nic mi nie mówiło. Nie byłam w tej niewiedzy osamotniona – okazało się, że retrospektywa prac Chantal Akerman była właściwie pierwszym kontaktem polskiej publiczności z belgijską artystką (wcześniej pokazywano u nas tylko jeden jej film). I tamtego paskudnego listopadowego wieczoru obejrzałam dzięki Tobie coś, co naprawdę zmieniło moje życie. Od tamtej pory konsekwentnie zamęczam filmem „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela” współpracowników, współpracowniczki (a teraz także studentki i studentów). Mam wrażenie, że ten „trzygodzinny film o obieraniu ziemniaków”, jak go sobie nazywam – chyba dlatego, żeby trochę przed sobą ukryć jego głęboko wstrząsające znaczenia – uświadomił mi, jak bardzo forma w sztuce jest treścią, jak bardzo dramaturgia minizdarzeń jest wielką dramaturgią (przypalone ziemniaki Jeanne!) i jaka jest rola zasad, struktur i ograniczeń w pracy twórczej. I zaczęło mi się wydawać, że mam jakiś minimalny pomysł na to, co chciałabym robić w teatrze. Dostałam to od przyjaciółki, zupełnie przypadkiem. I czuję obowiązek mówienia o „Jeanne Dielman” innym. W sumie wciąż jestem jakoś wściekła, że Akerman (już nieżyjąca) nadal cieszy się taką jednak niszową sławą. Chociaż wynalazła w kinie rzeczy (na przykład to, co można zrobić z czasem), na które powołują się całkiem mainstreamowi twórcy.

Wspaniały jest ten fotograficzny moment, w którym Marilyn Watelet całuje Akerman – przyjacielsko? erotycznie? w każdym razie – wspaniale, że na widoku.

O wspaniałości zdjęcia, które mi przesłałaś, stanowi jeszcze fakt, że w radosnym momencie spotykają się tu trzy kobiety: Akerman, jej współpracowniczka Marilyn Watelet i autorka zdjęcia, operatorka Babette Mangolte. Trzy młode kobiety, które właśnie zrobiły arcydzieło i zaczynają pokazywać je na całym świecie. To wciąż nie jest oczywiste, w świecie kultury, w świecie filmu. A tu mamy fotkę z lat 70., która świadczy o tym, że zmiana chodzi krętymi ścieżkami, pojawia się i znika.

11. Weronika

Michaela Coel I May Destroy You, 20202 (Arabella i Terry)Michaela Coel, „I May Destroy You”, 2020 (Arabella i Terry)

„Mogę cię zniszczyć”, reż. Michaela Coel (2020). Arabella i Terry.

12. Kasia 

Pamiętam, jak strasznie pobłądziłam: głupia Terry, nieodpowiedzialna Terry, niewierna Terry. Te dwie „stokrotki” dźwigają się po traumie. Na kobiecej przyjaźni ciąży kosmiczna odpowiedzialność: jedna nie ruszy się bez drugiej, bo tym samym narazi na niebezpieczeństwo; dziewczyny muszą się pilnować i muszą pilnować się nawzajem. Za rogiem może czekać rozkosz albo śmierć – nigdy nie wiadomo. Powinność w patriarchalnym lesie nie zna granic, podobnie jak poczucie winy; wina, która nie jest nasza, a ciąży tak na każdej Terry, podobnie jak na każdej Arabelli. Jakby pakt dziewczyńskiej przyjaźni miał brzmieć: i że cię nie opuszczę aż do śmierci – śmierci z rąk taksówkarza, śmierci z rąk adoratora, śmierci z rąk szefa, śmierci z rąk przypadkowego mordercy kobiet. A przecież pakt dziewczyńskiej przyjaźni musi brzmieć: i że będziemy się kochać i wspólnie odmawiać posłuszeństwa. I tylko tak.

Jest jeszcze oczywiście ból, który Terry czuje, ból Arabelli i jak bardzo nie może tego bólu ukoić, jak bardzo próbuje oderwać ją od niego, jak bardzo bólu przyjaciółki nie da się przeżyć, jak bardzo trzeba z nim żyć. I jak nie do zniesienia jest to, jak niewiele można takiemu bólowi zrobić, choć Terry robi wszystko i to nie jej wina.  

13. Kasia

Lila miała zdolność przemawiać własnym głosem przez słowo pisane. W odróżnieniu ode mnie, w odróżnieniu od Donata Sarratorego z jego artykułem i wierszami, a nawet w odróżnieniu od wielu pisarzy, których dzieła czytałam, zdania Lili były nie tylko doskonale skonstruowane i pozbawione błędów, choć przecież wcześnie zakończyła szkolną edukację, ale przede wszystkim były absolutnie naturalne i szczere. Czytając te słowa, słyszałam i widziałam ich autorkę. Jej głos oddany w piśmie zawładnął mną bez reszty, jeszcze bardziej niż ten słyszany na żywo podczas naszych rozmów. Był wolny od zanieczyszczeń ustnych wypowiedzi, panował w nim ład, jak mi się dotąd wydawało, właściwy językowi bogów, jakiegoś Zeusa, a nie kogoś, kto nazywa się Cerullo czy Greco. Zawstydziłam się z powodu moich infantylnych listów, emfatycznego tonu, błahej tematyki, udawanej wesołości i sztucznego smutku.

Elena Ferrante, „Genialna przyjaciółka”, przeł. Alina Pawłowska-Zampino

14. Weronika

Ferrante, no tak. Początkowo chciałam odpowiedzieć Ci zdjęciem z mojego spektaklu na podstawie „Genialnej przyjaciółki”. Ale przypomniałam sobie, że go nie widziałaś, i pomyślałam, że dla nikogo to nie będzie czytelne. Zamiast tego wpadł mi do głowy inny cytat. Albo cytat w cytacie:

Przez pewien czas czytałam notatniki Katherine Mansfield, żeby się rozerwać. «Droga przyjaciółko, z mojego życia piszę do ciebie w Twoim życiu» – napisała w jednym z wpisów. Popłakałam się, gdy przeczytałam tę linijkę. Przypomina mi to o chłopcu sprzed lat, który nie mógł przestać wysyłać w listach projektów swoich marzeń sennych. Przypomina mi też, dlaczego nie chcę przestać pisać. Książki, które się pisze – przeszłe, teraźniejsze i przyszłe – czyż nie próbują powiedzieć tego samego: Droga przyjaciółko, z mojego życia piszę do Ciebie w Twoim życiu? Jakże długa jest droga od jednego życia do drugiego, ale po co pisać, jeśli nie dla tego dystansu, jeśli wszystko można puścić w niepamięć, każde przedtem zastąpić potem.

Yiyun Li, „Dear Friend, from My Life I Write to You in Your Life”, przeł. K.

15. Weronika


16. 
Kasia

Tu cię pewnie nie zaskoczę, ale też czemu miałabym Cię zaskakiwać. Dziękuję, że odkąd się znamy, chodziłyśmy razem, dziękuję, że chodziłyśmy osobno, i Wam, wszystkie przyjaciółki, cześć i chwała. Tym, które śpiewacie, i tym, które nie śpiewacie.

Foto. APP Rafał MilachFot. Rafał Milach / Archiwum Protestów Publicznych

17. Kasia

To zaplątanie w oczekiwaniach i wyobrażeniach o sobie i innym, zakrzywiony czas, czas, który nas nabrał, i jak same się nabieramy:

Kiedy cztery miesiące temu zdecydowałam się napisać „Białe okulary”, myślałam, że mój przyjaciel Michael Lynch umiera, a ja, myślałam, jestem zdrowa. Nie zastanawiając się nad tym, ukształtowałam swoją tożsamość potencjalnej autorki tego tekstu wokół nekrologowego założenia, że moje własne ramy mówienia, margines mojego przetrwania i wyłączenia, były najbardziej przejrzystą rzeczą w świecie. W rzeczywistości była ona całkowicie nieprzejrzysta: Michael nie umarł; ja nie byłam zdrowa: w ciągu kilku tygodni mieliśmy do czynienia z zapierającym dech w piersiach powrotem energii życia, pobudzenia i apetytu u Michaela – a także z moją niespodziewaną diagnozą raka piersi, który dał już przerzuty do kilku węzłów chłonnych. Wszystko mi się więc pomyliło. (...) Moje Ja, które robi jedno i drugie, jest też inne, ma nowe lęki i doczesność, na nowo rozbudzoną świadomość miłości przyjaciółek i towarzyszek, nowe doświadczenie amputacji i protezy, nową wiedzę, oczekiwania, gniew, luksusy i zależności. Teraz szok i żałoba patrzą w obu kierunkach przez ramę pośmiertnego wspomnienia; i dużo więcej niż szok i żałoba; to ekscytujące, że Michael jest i jest dziś tak pełen życia, choć tak chory; myślę, że to ekscytujące dla nas obojga, że ja jestem; i na wiele sposobów to sytuacja pełna bodźców i ciekawości – być chorą i pisać.

Eve Kosofsky Sedgwick, „White Glasses”, przeł. K.

18. Weronika

Właściwie nie wiem, jak mogłabym skomentować tekst Kosofsky – w nim jest tak wiele, i tak subtelnie i przełomowo. Na przykład to, że potencjalnie śmiertelna choroba jest czymś, czemu można się przyglądać, i że chora osoba nie znika w momencie diagnozy – ale się zmienia. I że najważniejsze w tej zmianie są relacje, że szok i żałoba nie są najgorsze na świecie, jeśli nie towarzyszy temu alienacja. I że przyjaźń zakłada czasem dziwne cielesne pomieszanie. W każdym razie – zrobiłam ostatnio spektakl „Onko”, który będzie miał premierę, jak tylko otworzą teatry. I ten tekst mógłby być z powodzeniem brakującą sceną tego przedstawienia. Kiedy pracowałam nad „Onko”, czytałam Kosofsky i teksty innych nieznanych mi przyjaciółek, które chorowały, i dzięki ich odwadze mogłam znaleźć swoje słowa – tak jak wcześniej przyjaciółki realne sprawiły, że w trakcie leczenia mogłam być sobą, a nie „pacjentką onkologiczną”.  

19. Weronika

Jednak po powrocie Melissy do Dublina dostałam od Bobbi maila. W temacie było „zazdrosna???”.

słuchaj, nie obchodzi mnie czy kochasz się w nicku, nie próbowałam cię zawstydzić ani nic z tych rzeczy. jeżeli tak to odebrałaś to przepraszam (i nie zamierzam ci prawić morałów o wyrywaniu żonatych, jestem pewna, że melissa też miewa przygody na boku). ALE to było naprawdę słabe że mnie oskarżyłaś, że jestem o niego zazdrosna. oskarżając lesbijkę o potajemną zazdrość o mężczyznę pojechałaś najgorszym homofobicznym stereotypem, sama dobrze o tym wiesz. a co więcej umniejszyłaś naszą przyjaźń sugerując, że rywalizuję z mężczyzną o twoją uwagę. co to mówi o tym jak mnie postrzegasz? naprawdę nasza relacja znaczy dla ciebie mniej niż przelotna erotyczna fascynacja żonatym facetem w średnim wieku? to mnie naprawdę kurwa zabolało

Sally Rooney, „Rozmowy z przyjaciółmi”, przeł. Jerzy Kozłowski.

20. Kasia

A ja Ci na to:

Rineke Dijkstra, Tiergarten, Berlin, June 7, 1998 (bedzie podmianka zdjecia)Rineke Dijkstra, Tiergarten, Berlin, June 7, 1998

Bo nie wiem, co napisać o zazdrości, ale myślę o tych dwóch dziewczynkach sfotografowanych przez Dijkstrę w dzień moich 17 urodzin, a więc na rok zanim miałyśmy stać się formalnie dorosłe. Dziewczynki stoją pod drzewem w berlińskim Tiergarten – który, jak wspaniale to ujęła, „słuchając poza znaczeniem”, Carol Mavor, nie jest tear garden – i na zawsze już stoją na tym zdjęciu, mając kilka/naście lat. Dzięki fotografii będą żyły zawsze jako te dziewczynki, w tej relacji, pod tym drzewem, podwojone, niczym bliźniaczki, choć przecież różne: „delikatne, przebojowe, przyjacielskie, dziewczęce”. Na tym zdjęciu jest coś jeszcze, książka – pełne cytatów źródło wiedzy. Może to prezent, który jedna drugiej dała na urodziny 7 czerwca? Dziewczynki się nie uśmiechają: jedna patrzy w książkę, druga patrzy przed siebie i napotyka obiektyw. Mają pewnie 9–10 lat, więc gdybyśmy je dziś spotkały, wciąż miałyby 10 lat mniej od nas.

A my patrzymy przed siebie, na siebie, na książki, ekrany i w obiektywy 20 lat.

Niech żyje przyjaźń!

Jagoda, dzięki za zaproszenie, ale się rozgadałyśmy!


Źródła

Lauren Berlant, Kathleen Stewart, „The Hundreds”Duke University Press, 2018.
Katarzyna Bojarska, „Nireńska: o kruchości archiwum i ciele tańczącym tu i teraz”, w: „Pamiętnik Teatralny” nr 3/2020.
Elena Ferrante, „Genialna przyjaciółka”, przeł. Alina Pawłowska-Zampino, Sonia Draga, 2014.
Eve Kosofsky Sedgwick, „Tendencies”Duke University Press, 1994.
Yiyun Li, „Dear Friend, from My Life I Write to You in Your Life”, Random House, 2017.
Carol Mavor, prezentacja na sympozjum „Empathy, Affect, and the Photographic Image” towarzyszącym wystawie „Rineke Dijkstra: A Retrospective”, w: Solomon R. Guggenheim Museum, 21.09.2012.
Sally Rooney, „Rozmowy z przyjaciółmi”, przeł. Jerzy Kozłowski, W.A.B., 2021.
Ali Smith, „Autumn”, Hamish Hamilton, 2016.
Björk in conversation with Maggie Nelson”.
„Audre Lorde w rozmowie z Adrienne Rich”, w: Audre Lorde, „Siostra outsiderka. Eseje i przemówienia”, przeł. Barbara Szelewa, Czarna Owca, 2015.
Chantal Akerman, „Jeanne Dielman, 23, quai du Commerce, 1080 Bruxelles ”(1975).
Archiwum Protestów Publicznych, Rafał Milach (strajk kobiet).
Vera Chytilova, „Sedmikrásky” (1966).
Michaela Coel, „I May Destroy You” (2020).
Aneta Grzeszykowska, „Love Book” (2010).
Ana Mendieta, „Covered in Time and History: The Films of Ana Mendieta” (2018).
Yoko Ono, „Cut Piece” (1965).
Agnes Varda, „L’une chante, l’autre pas” (1977).