300: Rozpaczliwie poszukując Chopina
Wystawa „Dziedzictwo”, 2017. Fot. B. Górka

17 minut czytania

/ Sztuka

300: Rozpaczliwie poszukując Chopina

Robert Kusek, Wojciech Szymański

W queerowym dziedzictwie nie chodzi o rzeczy same w sobie, lecz o znaczenie, jakie tym rzeczom jesteśmy gotowi przypisywać jako członkowie rzeczywistych nieheteronormatywnych społeczności

Jeszcze 4 minuty czytania

Rok przed wybuchem pandemii, a dwa lata przed wybuchem afery o Chopina znaleźliśmy się obaj w jednym z najsłynniejszych angielskich budynków XVIII wieku: w Strawberry Hill, słynnym domu Horace’a Walpole’a położonym w podlondyńskim Twickenham. Ta bodaj najbardziej ekstrawagancka przestrzeń georgiańskiej Anglii gościła wówczas, jakże adekwatnie do swojego statusu, uczestników konferencji poświęconej queerowaniu XVIII wieku, w czym i my aktywnie uczestniczyliśmy, próbując wykazać queerowy (i z ducha walpole’owski) potencjał XVIII-wiecznej kultury wizualnej w Europie Środkowej. Jednak nie o nasze uczestnictwo w tym pamiętnym wydarzeniu tutaj chodzi, lecz o spór, którego byliśmy świadkami. Spór rozgorzał pomiędzy zwolennikami „świętości szafy” – jak określiłaby ich zapewne Eve Kosofsky Sedgwick – dla których brak dowodu w postaci „spermy zebranej z ciała innego mężczyzny” uprawniał ich do jednoznacznego określania Walpole’a mianem heteroseksualnego mężczyzny, a tymi, którzy, świadomi wszelkiego rodzaju trudności i ograniczeń związanych z odkrywaniem i historyzowaniem nieheteronormatywnych tożsamości, widzieli w Walpole’u (w tym jego twórczości architektonicznej i literackiej) przykład przedemancypacyjnej, queerowej wrażliwości i sposobu istnienia.

Z nieukrywanym zdumieniem przyglądaliśmy się potyczkom słownym toczonym przez samozwańczego lidera pierwszej frakcji – słynnego muzealnika i wielce zasłużonego autora imponującego katalogu poświęconego Strawberry Hill, Michaela Snodina – oraz połączone siły „queerowego dziedzictwa” pod przywództwem George’a Haggerty’ego – profesora literatury na Uniwersytecie Kalifornijskim, redaktora listów Walpole’a i autora niezwykle wpływowej monografii „Queer Gothic”. I czuliśmy się niemal jak w Polsce. Jak się jednak naocznie przekonaliśmy, kontrowersje związane z queerową przeszłością nie są jedynie polską specyfiką i nie tylko w Polsce potrafią wzbudzić gwałtowne emocje.

Musiała o tym dobrze wiedzieć siedząca wówczas obok nas Nino Stratchey (krewna Lyttona Stratcheya), współorganizatorka wydarzenia z ramienia National Trust, brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną dziedzictwa kulturowego. Zaledwie dwa lata wcześniej była świadkiem podobnego sporu, który odbił się szerokim echem w brytyjskich mediach i który, w pewnym sensie, antycypował niedawne kontrowersje związane z upublicznieniem raportu organizacji o niechlubnych związkach pomiędzy brytyjskimi obiektami zabytkowymi a historią niewolnictwa.

„Dwutygodnik” to dwutygodnik, bo nowe teksty ukazują się dwa razy w tygodniu, ale też dlatego, że co dwa tygodnie wychodzi nowy numer. A teraz, tak się składa, wyszedł po raz 300. To oznacza, że czytacie nas już od 600 tygodni i że mamy za sobą 1200 updejtów. Przy tej okazji oddajemy stery czasopisma w ręce artystek i artystów, o których pracy to my zwykle piszemy. Poprosiliśmy, aby wymyślili i zamówili teksty, które sami chcieliby przeczytać na łamach Dwutygodnika. Zresztą sami zobaczcie. Redakcja 300. numeru „Dwutygodnika” to: Karol Radziszewski, Anna Smolar, Paweł Sołtys i Jagoda Szelc. Tekst Filipa Łobodzińskiego zamówił redaktor Paweł Sołtys. Ilustracja: Patryk Mogilnicki.
„Dwutygodnik” to dwutygodnik, bo nowe teksty ukazują się dwa razy w tygodniu, ale też dlatego, że co dwa tygodnie wychodzi nowy numer. A teraz, tak się składa, wyszedł po raz 300. To oznacza, że czytacie nas już od 600 tygodni i że mamy za sobą 1200 updejtów. Przy tej okazji oddajemy stery czasopisma w ręce artystek i artystów, o których pracy to my zwykle piszemy. Poprosiliśmy, aby wymyślili i zamówili teksty, które sami chcieliby przeczytać na łamach Dwutygodnika. Zresztą sami zobaczcie. Redakcja 300. numeru „Dwutygodnika” to: Karol Radziszewski, Anna Smolar, Paweł Sołtys i Jagoda Szelc.

Tekst Wojciecha Szymańskiego i Roberta Kuska zamówił Karol Radziszewski.

Ilustracja Patryk Mogilnicki.
W 2017 roku Stratchey, ówczesna szefowa Działu Badań Naukowych w National Trust, była osobiście odpowiedzialna za realizację szeregu wydarzeń związanych z okrągłą, 50. rocznicą dekryminalizacji stosunków seksualnych między mężczyznami w Anglii i Walii. Wśród działań upamiętniających emancypacyjny akt prawny z 1967 roku znalazł się projekt zatytułowany „Pride of Place”, który za cel stawiał sobie przywrócenie pamięci o queerowej historii brytyjskich obiektów zabytkowych. Uwagę opinii publicznej szczególnie przykuł jeden przypadek: rezydencja Felbrigg Hall położona w hrabstwie Norfolk. Kiedy National Trust zwrócił się do oprowadzających po obiekcie wolontariuszek i wolontariuszy o uzupełnienie narracji o historię ostatniego właściciela rezydencji (nieheteronormatywnego biografa i historyka Roberta Wyndhama Kettona-Cremera) oraz założenie tęczowych smyczy i identyfikatorów, część z nich (przy wsparciu rodziny pisarza) odmówiła, argumentując, że pisarz nigdy oficjalnie nie ujawnił swojej seksualności i nie był aktywny w tzw. kręgach homoseksualnych.

Spór o dziedzictwo Felbrigg Hall zaledwie o kilka tygodni wyprzedził otwarcie w Polsce wystawy, która – choć także wydobywała z przeszłości przemilczane i nieeksploatowane treści oraz wskazywała na potrzebę uzupełniania historii o nieheteronormatywne głosy i zjawiska – znacznie trafniej niż brytyjskie działania pokazywała, czym w istocie jest queerowe dziedzictwo. Tym, co łączyło ją z innymi pionierskimi działaniami tego typu (jak fundacyjny dla samej koncepcji queerowego dziedzictwa przypadek ekspozycji w Domu Walta Whitmana w South Huntington), był przede wszystkim sprzeciw wobec obojętności publicznych instytucji wystawienniczych i muzealniczych na kwestie queerowej przeszłości – w tym opór przed przepisaniem i przemeblowaniem własnych kolekcji i archiwów.

Bezpośrednim impulsem do stworzenia przez kolektyw kuratorski w składzie Michał Grzegorzek, Karol Radziszewski i Wojciech Szymański wystawy zatytułowanej – nomen omen – „Dziedzictwo” (w ramach warszawskiego queerowego festiwalu Pomada) była nie tyle 85. rocznica zniesienia penalizacji stosunków seksualnych osób tej samej płci (1932), ile zorganizowany w Muzeum Narodowym w Krakowie monumentalny, nacjonalistyczny (gdyż odnoszący się tylko i wyłącznie do tradycjonalistycznie rozumianego dziedzictwa jako spuścizny narodowej), mitotwórczy i konserwatywnie definiujący tak polskość, jak i dziedzictwo blockbuster „#dziedzictwo”. Warszawskie „Dziedzictwo” było tym samym queerową odpowiedzią na krakowskie „#dziedzictwo”. Co jednak szczególnie interesujące, wystawa ta – bazująca na kolekcji Queer Archives Institute, depozytach z kolekcji prywatnych, artefaktach pozyskanych od artystów lub wytworzonych przez nich specjalnie na wystawę oraz reprodukcjach prac będących własnością polskich muzeów – nie tylko wprowadziła termin „queerowe dziedzictwo” do dyskursu artystycznego i wystawienniczego w Polsce, ale też dobitnie pokazała, na czym takie dziedzictwo miałoby polegać. Nie na „rozpaczliwym poszukiwaniu gejów i lesbijek” (by sparafrazować tu tytuł słynnego eseju Gregory’ego Hutchinsona „Rozpaczliwie poszukując sodomity”), lecz na sięgnięciu do zasobów przeszłości oraz nadaniu jej znaczenia, które będzie istotne z punktu widzenia jej współczesnych użytkowników.

Queerowanie przeszłości przez autorów i użytkowników wystawy stało się tym samym modelowym wręcz przykładem na „uobecnianie przeszłości”, na to, jak dana przeszłość staje się czyjąś teraźniejszością. W queerowym dziedzictwie nie chodzi bowiem o rzeczy same w sobie, lecz znaczenie, jakie tym rzeczom jesteśmy gotowi – jako członkowie tyleż wyobrażonych, co przecież rzeczywistych nieheteronormatywnych społeczności – przypisywać. To właśnie znaczenie, które jesteśmy skłonni przypisywać rzeczom tak, aby postrzegać je jako własne dziedzictwo, wyłania się z pragnienia, a pragnienie to dotyczy stania się podmiotem historii, który pragnie swoją nieopowiedzianą dotąd przez przemocowe heteronormatywne historiografie i niezdeponowaną w heteronormatywnych archiwach przeszłość uczynić, mówiąc aforystycznie, mniej obcą.

Na wystawie „Dziedzictwo” pojawiły się także eksponaty wprost przywołujące postać i twórczość Fryderyka Chopina. W osobnej gablocie umieszczone zostały: gipsowy odlew maski pośmiertnej kompozytora wykonany przez Jean-Baptiste’a Auguste’a Clésingera w 1849 roku oraz egzemplarz wydanej po raz pierwszy w 1995 roku książki Ryszarda Przybylskiego „Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina”. Książkę – co wydaje się nie bez znaczenia, wziąwszy pod uwagę wzmożone światowe zainteresowanie seksualnością kompozytora sprzed raptem dwóch miesięcy – eksponowano otwartą. Zaznaczono też fragment tekstu dotyczący młodzieńczej korespondencji Chopina z Tytusem Woyciechowskim, o którą dziś tak wiele hałasu. Książce towarzyszył także opis kuratorski, z którego widzowie mogli wyczytać informacje na temat dokonanej przez Przybylskiego porywającej i brawurowej analizy jednego z listów. Jej istotą – pisałem w zgodzie z duchem książki [W.Sz.] – było ujawnienie dramatu romantycznej, kalekiej egzystencji, która pełnię odzyskuje przez fantazmatyczne podwojenie osobowości. Dodawałem, że Chopin odkrywający swoje „ja” w Woyciechowskim nie jest przykładem jedynie na romantyczną koncepcję przyjaźni, lecz reanimuje kluczową dla queerowej estetyki figurę Narcyza.

Karol Radziszewski, Karol Radziszewski, „Henryk Walezy”, z cyklu „Poczet”, 2017

Karol Radziszewski, Karol Radziszewski, „Narcyza Żmichowska”, z cyklu „Poczet”, 2017

Pokazanie na wystawie dotyczącej queerowego dziedzictwa maski pośmiertnej Chopina i książki o nim nie było, rzecz jasna, próbą dowodzenia homoseksualności kompozytora. Ta, jak i jego domniemana heteroseksualność czy biseksualność, nie interesowała jej twórców wcale. Chopin na wystawie pojawił się jako przykład aktualizowanego przez XX-wiecznego homoseksualnego badacza (czyli Przybylskiego) tekstu kultury i „przeszłości praktycznej” mającej – właśnie dzięki pośrednictwu autora „Cienia jaskółki” – potencjał queerowego dziedzictwa. Kuratorska propozycja, by w taki oto sposób pozycjonować Chopina, nie wywołała żadnych kontrowersji, spotykając się z obojętnością, jaką ogół społeczeństwa darzy inne współczesne próby reanimacji kompozytora, od marki wódki zaczynając, a na dżinglu puszczanym podczas postojów składu pendolino kończąc.

Nieco zdumiewające jest w tym kontekście wspomniane już poruszenie wokół Chopina, jakie dokonało się ostatnio za sprawą szwajcarskiego dziennikarza Moritza Webera, który nie tylko „odkrył” dowody na homoseksualność Chopina w angielskojęzycznej edycji jego listów, ale i oburzył się homofobicznym szafowaniem kompozytorem, jakiego dotąd się dopuszczano. W manichejskim świecie doraźnej publicystyki internetowej i mediów społecznościowych Chopin od dwóch miesięcy funkcjonuje więc jako niewidoczna dotąd osoba homoseksualna lub heteroseksualna ofiara gejowskiego zawłaszczenia o naturze nadinterpretacji. Tertium non datur.

Przypadek Chopina przypomina pod pewnymi względami casus Francisa Bacona – nie idzie tu, rzecz jasna, o słynnego XX-wiecznego malarza, którego homoseksualność jest rzeczą pewną i istotną dla jego twórczości, lecz o nie mniej słynnego, żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku filozofa o tym samym co malarz imieniu i nazwisku. Carolyn Gonda i Chris Mounsey, badacze homoseksualności w długim XVIII wieku i redaktorzy tomu zatytułowanego „Queer People: Negotiations and Expressions of Homosexuality, 1700–1800”, w napisanej do niego przedmowie zauważyli trzeźwo, że kiedyś na temat osób homoseksualnych w dziejach ludzkości nie można było pisać, gdyż przecież „miłość ich nie śmiała wymówić swojego imienia”, a toć i szanujący się ludzie nigdy nie rozmawiali na „takie tematy”. Dziś, kiedy ludzie chętniej rozmawiają na temat seksualności, sytuacja wcale nie jest łatwiejsza, a pisanie na temat osób homoseksualnych na przestrzeni dziejów znów stało się problematyczne. „Bo czy jesteśmy w stanie chociażby zgodzić się co do tego, że osoby homoseksualne istniały w historii?”, pytają Gonda i Mounsey. Egzemplifikacją tak postawionego pytania jest dla nich właśnie Bacon.

Porównanie dwóch stanowisk na temat Bacona pozwala dostrzec jądro sporu o (nie)istnienie osób homoseksualnych w czasach historycznych i trudności z mówieniem na temat ich (innej niż heteroseksualna) seksualności. Z jednej strony mamy do czynienia z wydaną w 1998 roku biografią filozofa autorstwa Lisy Jardine i Alana Stewarta („Hostage of Fortune: The Troubled Life of Francis Bacon”), z drugiej z wydanym rok wcześniej studium Rictora Nortona („The Myth of Modern Homosexual: Queer History and the Search for Cultural Unity”). Jardine i Stewart w swojej biografii właściwie nie zajmują się homoseksualnością Bacona, za którą skądinąd przemawia szereg relacji i dokumentów historycznych. Nie jest tak, że biografowie to kompletni bigoci, którzy „nie rozmawiają na takie tematy”, a co za tym idzie, nie piszą o nich z zasady. Wybór, by nie zajmować się seksualnością Bacona, został uzasadniony w tym przypadku stanowiskiem metodologicznym, wedle którego homoseksualność jest praktyką kulturową epoki nowoczesnej, a dyskurs o niej nie powstał przed połową XIX wieku, nie możemy więc mówić o niej w odniesieniu do czasów renesansu, w których żył Bacon, który – co dobrze zrozumiałe – nigdy sam nie określiłby się jako osoba homoseksualna, gdyż samo słowo „homoseksualność” wówczas jeszcze nie istniało. Ten pozostający w zgodzie z „linią Foucaulta” konstruktywizm społeczny użyty w taki sposób pozostaje w napięciu z reprezentowanym tu przez Nortona esencjalizmem, który chociaż oczywiście świadomy historycznego uwarunkowania terminu „homoseksualność” i dyskursu o nim, zdroworozsądkowo zakłada, że osoby kochające osoby tej samej płci istniały w dziejach niezależnie od pojawienia się nowoczesnego konceptu orientacji seksualnej i współczesnego rozumienia go, a ich nienormatywna względem tej panującej seksualność manifestowała się na rozmaite sposoby. W tym sensie Bacon – który oczywiście mógł autodefiniować się w jakiś niekoniecznie znany nam sposób lub, jako pisarz przedkartezjański, mógł nie zajmować się roztrząsaniem i określaniem swojego „ja” w ogóle – pozostaje dla niego przykładem osoby homoseksualnej żyjącej przed pojawieniem się dyskursu o homoseksualności.

Wystawa „Dziedzictwo”, 2017. Fot. B. Górka

Porównując stanowiska (Nortona względem Bacona i Webera na temat Chopina), widać, że – abstrahujemy teraz od kwestii jakości ich uzasadnienia (solidnego w przypadku Nortona i niedostatecznie uargumentowanego w przypadku Webera) – oba są przykładami esencjalizmu. O ile jednak esencjalna propozycja Nortona ma swoją kontrnarrację w postaci konstruktywistycznego stanowiska Jardine i Stewarta, o tyle esencjalizm Webera zaistniał na tle wielu istniejących stanowisk naturalizujących heteroseksualność kompozytora. Dość powiedzieć, że sam Przybylski, będący przecież jednym z bohaterów queerowej wystawy „Dziedzictwo”, w pokazywanej w jej ramach książce o Chopinie na temat jego listów pisał tak: „W korespondencji z Tytusem Chopin używał tak oryginalnych sformułowań, że niektórzy biografowie, nie rozumiejąc najwyraźniej języka naszej młodzieży romantycznej, przypisywali mu skłonności homoseksualne”. Zapewne Przybylski ma rację co do natury języka romantyków. Nie oznacza to przecież jednak, że ten sam właśnie, silnie nacechowany język nie służył doskonale nieheteronormatywnym rówieśnikom „naszej młodzieży romantycznej”, jakkolwiek się wówczas autodefiniowali…

Jak więc, parafrazując słynne pytanie Davida Halperina, można uprawiać dziś, na początku trzeciej dekady XXI wieku, queerową historię? Zwłaszcza w Europie Środkowej, w której, jak słusznie zauważa autorka wydanej w 2020 roku książki „Queer Budapest ”, jest to szczególnie trudne: tak ze względu na brak źródeł, jak i z powodu paraliżującej homofobii praktykowanej przez środkowoeuropejską akademię. Czy, jak twierdzi Halperin, uciekając od pokusy, by sprowadzić ją wyłącznie do odkrywania i opisywania historii „wielkich homoseksualistów”? Czy też skupiając się wyłącznie na rozlicznych dyskursach jej towarzyszących? Unikając pułapek kategorialnych i „homoseksualnego esencjalizmu”, a w zamian podkreślając „heterogeniczność queerowych tożsamości”? Chyba najlepsza odpowiedź na tego typu pytanie (nadal) znajduje się w książce „Getting Medieval” Carolyn Dinshaw. Badaczka pisze o poddaniu się queerowemu impulsowi historycznemu, który jest jednocześnie „impulsem do stworzenia związków pomiędzy życiem ludzi, tekstami i innymi zjawiskami kultury, które nie mieściły się w ówczesnych kategoriach seksualnych, oraz tymi, które nie mieszczą się w kategoriach stosowanych obecnie”. A wszystko po to, by, jak pisze Halperin, nasza przyszłość była „bardziej queerowa”.

Źródła
Matt Cook, Alison Oram, Sarah Waters, „Prejudice & Pride: Celebrating LGBTQ Heritage”, Swindon 2017.
Carolyn Dinshaw, „Getting Medieval: Sexualities and Communities, Pre- and Postmodern”, Durham–London 1999.
„Queer People: Negotiations and Expressions of Homosexuality”, 1700–1800, Caroline Gonda, Chris Mounsey (red.), Lewisburg 2007.
David M. Halperin, „How to Do the History of Homosexuality”, Chicago–London 2004.
Gregory S. Hutcheson, „Desperately Seeking Sodom: Queerness in the Chronicles of Alvaro de Luna”, [w:] „Queer Iberia: Sexualities, Cultures, and Crossings from the Middle Ages to the Renaissance”, J. Blackmore, G.S. Hutcheson (red.), Durham 1999.
Eve Kosofsky Sedgwick, „Epistemology of the Closet”, Berkeley–Los Angeles 1990.
Anita Kurimay, „Queer Budapest: 1873–1961”, Chicago–London 2020.
Sharon Macdonald, „Memorylands: Heritage and Identity in Europe Today”, London 2013.
Rictor Norton, „The Myth of Modern Homosexual: Queer History and the Search for Cultural Unity”, London–New York 2016.
Ryszard Przybylski, „Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina”, Kraków 2009.
„Prejudice and Pride: LGBTQ Heritage and Its Contemporary Implications”, Richard Sandell, Rachael Lennon and Matt Smith (red.), Leicester 2018.
Richard Sandell, „Museums, Moralities and Human Rights”, London–New York 2012.