Pamiętacie The Krasnals – poznańską grupę, która w 2008 roku zasłynęła trollingiem renomowanego domu aukcyjnego Christie’s, podsuwając ekspertom swój obraz jako dzieło Wilhelma Sasnala? Krótkotrwały szum medialny zagwarantował Krasnalsom pozycję naczelnych tricksterów polskiego świata sztuki. Przynajmniej w oczach konserwatywnej krytyki artystycznej. Hurtowo produkowane przez nich wizualne komentarze o umiarkowanej finezji sprawdzały się nieźle w przededniu „dobrej zmiany” – głównie jako ilustracje teorii o spiskowym charakterze polskiego środowiska artystycznego, która niebawem popłynęła oficjalnymi kanałami MKiDN-u. Jeszcze w 2015 roku pod auspicjami Piotra Bernatowicza obiecywali „przyjść zburzyć twój dom i zrujnować ci życie”, jak głosił napis na fasadzie poznańskiego Arsenału.
Blisko piętnaście lat po debiucie The Krasnals są grupą średniego pokolenia, której udany trolling stał się już tylko legendą krótkiego boomu na polską sztukę. Wbrew obietnicom niczego nie zburzyli, niczego nie zrujnowali, choć na chwilę przejęli polski pawilon na 54. Biennale w Wenecji (2011). Jak chciałby krakowski klasyk – utyli, spuchli, posiwieli. Pomimo tego nadal są najmłodszymi artystami, jacy orbitują wokół Bernatowicza, obecnie dyrektora Zamku Ujazdowskiego, forsującego pilną wymianę elit i kanonu współczesności. Mają za zadanie inspirować dzisiejszych dwudziestolatków – jeżeli nie treściami wywrotowymi, to przynajmniej formą. Faktycznie strategia Krasnalsów, oparta na parodii malarstwa Sasnala i wymierzona w elity rodzimego art worldu, może niektórym wydawać się „młodzieżowa” – w końcu w ruch idą wydzieliny i podwórkowa łacina... A „dobra zmiana” rozpaczliwie potrzebuje młodych, bowiem ciężko budować fundamentalną zmianę jakościową w sztuce, opierając się wyłącznie na osobach ze średniego i starszego pokolenia (np. Ludwice Ogorzelec, Jacku Adamasie czy Jarosławie Modzelewskim – urodzonych w latach 50. gwiazdach programu nowego dyrektora).
Przejęcie przez Bernatowicza wraz z Zamkiem Ujazdowskim Project Roomu, czyli konkursu dla młodych twórców, stało się więc okazją do próby zarysowania nowego kierunku rozwoju polskiej sztuki. W końcu – jak mówi w wywiadzie kuratorka projektu, Krystyna Różańska-Gorgolewska – „od wielu lat obserwujemy dość niezdrową sytuację w artystycznym światku – za młodych twórców uchodzi jedynie kilka bardziej znanych, wcale nie tak młodych postaci sztuki współczesnej. Przez to można odnieść wrażenie, że młodych artystów sztuki współczesnej jest u nas maksymalnie dziesięciu”. Project Room w nowej formule open call dla samej dyrekcji był eksperymentem. Chciałoby się powiedzieć: badaniem rynku. Badaniem zarówno tego, na ile młode osoby orientują się w hierarchii polskiego świata sztuki w obliczu „dobrej zmiany”, jak i tego, na ile są chętne do współpracy z instytucją o ultrakonserwatywnym programie, w dodatku pod okiem nowej, kontrowersyjnej kuratorki.
Allen Mack, „Nowy wspaniały dzień”, 2021
Patologia normalności
Młodzi Zdolni Seksowni (Allen Mack, Anna Kossyk, Magda Sokołowska, Amadeusz Robaszkiewicz, Julia Olszewska), kuratorka: Anna Kossyk, CSW Zamek Ujazdowski, 25 listopada 2021 – 2 stycznia 2022
Krasnalsów wśród finalistów Project Roomu oczywiście nie znajdziemy, ale duch krasnalizmu krąży nad Zamkiem Ujazdowskim. To właśnie nim przesiąknięta jest „Patologia normalności”, wystawa Młodych Zdolnych Seksownych, otwarta pod koniec ubiegłego roku w ramach Project Roomu. Prezentacja wygląda jak nieśmiały kinderbal pod auspicjami wielkich i mniejszych krasnali, którzy w 2016 roku ogłaszali: „nie idea, lecz OSOBOWOŚĆ jest dla nas ważna”. Na próżno tutaj szukać defekujących osobistości art worldu, sflaczałych penisów wystających tu i ówdzie z komentarzy do aktualności, ataków na układ i gróźb w stosunku do świata sztuki w formie wielopostaciowych kompozycji. Jeżeli już pojawiają się jakieś chuje, to w spacyfikowanej formie – wysprejowane nie na ścianie, ale grzecznie, na płótnie. Jeżeli już coś pojawia się na ścianie, to napisane jest ołówkiem, w rozmiarze skromnym. Wszystko, o co moglibyśmy posądzić tzw. młodzież butnie wchodzącą na salony, rozpływa się w niebycie szkolnej, konserwatywnej formalnie wystawy. Jest to również zaskoczenie w świetle tego, do czego przyzwyczaiły nas Project Roomy – nierzadko będące wystawami-dziełami totalnymi, które eksperymentowały z formą i przyzwyczajeniami.
Na „Patologii…” dostajemy krasnalizm wyprany z tego, co właściwie mogło stanowić jakąkolwiek zaletę tej grupy – specyficznie rozumianego nonkonformizmu, komentarzy być może spod znaku naiwnej, ale jednak jakiejś próby krytyki świata sztuki czy polityki. Krasnalizm istnieje tu formalnie – objawia się w silnej manierze sasnalowania w karykaturze, wypranej z indywidualizmu czy osobowości. Manierze naprawdę mdłej i kiepskiej warsztatowo. Próba ta daje efekt upiornej karykatury do kwadratu – zarówno Krasnalsów, jak i samego znienawidzonego przezeń Sasnala. Ekspozycja wygląda jak przegląd wprawek malarskich na casting do Krasnalsów, mający sprawdzić, czy kolejny studencki wyrobnik nadaje się do podtrzymywania żywotności niemłodej już grupy. Albo sprawdzian na temat tego, czy można sobie casualowo pokrasnalować, malując a to kadry z filmów braci Quay (autorstwa Magdy Sokołowskiej), a to główki strasznych lewaków. Obok tego rzucić na podłogę obiekt wieżę z ramek pszczelarskich (czyżby powidok drewnianej konstrukcji Larsa Vilksa z sąsiedniej „Sztuki politycznej”?), na sufit bełkotliwe wideo („Implozja” Allena Macka i Tymoteusza Górskiego), jak z przeglądu semestralnego na zajęciach z podstaw Adobe Premiere’a. Istotnie, można. Natomiast pytanie brzmi: po co, skoro ten pokaz uwypukla słabość, a nie potęgę poznańskiej mody na Krasnali?
Tam, gdzie poznańska starszyzna chce terroru, tam młodzież (w końcu ma być to wystawa pokolenia Z) pisze o przyrośniętych do rąk komórkach, Starbucksie, Żabce. W odautorskich notkach obok pojedynczych dziełek czytamy o „absurdach, paradoksach związanych z poczuciem bycia Polakiem, z tożsamością narodową” i o „światopoglądowych walkach”. Pojawiają się także „czasy niepewności i chaosu spowodowane pandemią, a także wiszącą nad głową wizją katastrofy ekologicznej”, „wszechogarniający strach oraz bezradność”, w których „doświadczamy stadnego pseudoprzeintelektualizowania” (sic!). Wśród „nihilistycznego społeczeństwa” i „rozwijających się patologii społecznych” „pojęcie indywidualności […] już nie istnieje”. Alternatywa? „A gdyby tak było jak w «Przyjaciołach», że znajomi pod ręką, śmiechy, akcja, emocje, MIŁOŚĆ i przygoda. Wizja przygody, gdzie oddycha się pełnią, z zachwytem od ucha do ucha…”. I w końcu „mamy wszystko!”, zatem „całujcie mnie wszyscy w dupę / Nie idę na żadne barykady”. Pomińmy to, czy zetki mówią, że idą „na piwo do pubu”, a Taco Hemingway, „Przyjaciele” i „warszawska palma” są dla nich jakimkolwiek punktem odniesienia – ale brzmi to jakoś znajomo. Jak frazesy starych utyskujących na niezdolną do buntu młodzież, składającą się z kompilacji marek i gadżetów.
Popkulturowe odniesienia widoczne w „Patologii…” również „wieją dziadem” – a to krasnalowanie delikatnie podprawione Banksym (Allen Mack), sprejowanie na płótnie kadrów ze „Szczęk”, „Siódmej Pieczęci” i „Psychozy” (o aspiracjach „mariażu sztuki filmowej z […] grafiką” Julii Olszewskiej) czy odwołanie do Hirsta (Magda Sokołowska). Nie trzeba mieć dwudziestu lat, aby wyczuwać w tym żenujący ekstrakt z rodzicielskich wyobrażeń na temat własnych dzieci. Nawet obraz Allena Macka („Mad Marx”), choć bazuje na przeróbce mema z Putinem na niedźwiedziu (pamiętajcie: memy = młodzież), wygląda jak z generatora obrazów „młodzieżowych”.
Najwyraźniejszym krasnalopodobnym smaczkiem jest wielopostaciowy obraz Anny Kossyk („Pocałujcie mnie…”). Jego tematem stali się anegdotycznie podobni Marks, Nietzsche, Žižek, Freud. Obrazowi w tekście towarzyszy Tuwim – w formie jednej zwrotki z tytułowego wiersza, w którym całować mają „izraeliccy doktorkowie”. Nie natomiast liczna inna hałastra zaludniająca najsłynniejszy tuwimowy diss sprzed stulecia: endecy (zwani pedekami), neokatolicy, „wypierdy germańskiego ducha” czy w końcu sam sanacyjny cenzor. Rzecz dość przewidywalna jak na instytucję, która utyskuje na wszędobylski „marksizm kulturowy”. Ten, jeśli wierzyć orędownikom antysemickiej teorii spiskowej, zawsze ma żydowski rodowód.
Skąd jednak w Project Roomie wystawa o posmaku studenckiego przeglądu, w którym indywidualność pięciu młodych osób spacyfikowano zmanierowanym zestawem przewidywalnych efekcików znanych z płócien i kartonów ulubionej grupy dyrektora? Jeżeli dać wiarę w szczerość słów wypowiadanych przez Bernatowicza w wywiadzie dla „ASPiracji”, młodzież potrzebuje mistrzów i autorytetów. Ze strategicznego punktu widzenia „Patologia…” jest więc dwojaką inwestycją. Z jednej strony sprzyja budowaniu pozycji Krasnalsów jako mistrzów średniego pokolenia, z drugiej jest sugestią, że mają oni już swoich naśladowców wśród najmłodszych. Bo przecież to właśnie oni powinni stanowić kanwę dla płodozmianu w najnowszej sztuce polskiej, potrzebnego do wyparcia starych „mafijnych” hierarchii. Potrzebna jest również wiara w to, że proces zaszczepiania tej mody – choć jak w każdym przypadku kontrolowany – wynika jednak z reguł, które rządzą polem sztuki od zawsze: młodzi buntują się przeciwko starym. Pomimo pozorów „pokoleniowej wystawy” poznański bunt jest nieintencjonalną autoparodią – młodzi mówią moralizującym językiem swoich rodziców i jedyne, czego pragną, to miłości i seansów „Przyjaciół”. Ani to ariergarda, ani awangarda – jedynie nietrafiony przedwczesny debiut kilku studentów, który nie rokuje niczego interesującego. Cieszyć on może wyłącznie Krasnalsów – że ktoś maluje jak oni, mniejsza o to, że właściwie o niczym. Pozostaje jednak pytanie: kim tak właściwie są osoby wystawione na „Patologii…”?
W polskiej historii sztuki klany artystyczne nie są czymś szczególnie wyjątkowym – mieliśmy Korolkiewiczów, Młodożeńców i Dominików. Mieliśmy i Kossaków. W europejskiej historii sztuki był i Pablo Picasso, którego ojciec malarz pozwolił na artystyczną edukację syna; był i Yves Klein, syn znanej abstrakcjonistki Marie Raymond i nieco mniej rozpoznanego Freda Kleina. Allen Mack, członek Młodych Zdolnych Seksownych, w jednym z wywiadów przyznaje, że pochodzi z rodziny artystycznej, która wpłynęła na jego wybory życiowe. Istotnie, Allen, czyli Lubo Piriankov, jest synem Katarzyny i Ventzislava „Ventziego” Piriankovów. Twórców im podobnych polska scena sztuki widziała wielu – tworzą przeciętne, dekoracyjne kompozycje figuratywne: trochę martwych natur, trochę softerotyki. Prowadzą też razem szkołę rysunku Ventzi, przygotowującą do egzaminów na poznański Uniwersytet Artystyczny. Tajemnicą poliszynela jest, że najprawdopodobniej stoją też za znaczną częścią działalności The Krasnals.
Można zatem stwierdzić, że Lubo (Allen) krasnalowanie wyniósł z domu rodzinnego. Galeria Piec, czyli matecznik Młodych Zdolnych Seksownych, to inicjatywa, na której czele stoją Piriankovie ze swoją szkołą. Nieprzypadkowo Katarzyna Piriankov (rocznik 1974) wystawia w Piecu pod pseudonimem Magda Sokołowska. Jest to ta sama osoba, która dla „Patologii normalności” napisała tekst i pokazała cykl obrazów jako tajemnicza studentka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, rocznik rzekomo 1996 (albo, jak głosi jej konto instagramowe, 1998). Wygląda na to, że mamy do czynienia z najstarszą przedstawicielką pokolenia Z w historii.
Samemu Ventziemu nie można odmówić skuteczności. Wykształcił kilkanaście osób (w tym własnego syna), które lepiej lub gorzej naśladując manierę Krasnalsów, tworzą osobliwą manufakturę megalomańskich laurek. Fakt, że wychowankowie ojca Krasnala wystawiają w CSW, nie jest specjalnie kontrowersyjny czy wstydliwy. Jednak to, w jaki sposób wystawa została skonstruowana i sformatowana do wyobrażeń „mistrza” – w której to za mózg operacji robi jego żona podająca się za dwudziestolatkę – stawia fundamentalne pytanie o etykę takiego postępowania.
Jak pisze kuratorka cyklu, w ramach którego powstała wystawa: „[młodym uczestnikom] udaje się zachować własne myślenie, uczciwe spojrzenie na świat, szczerość i autentyczność”. Wzmiankowane przez Różańską-Gorgolewską „niezależność” i „różnorodność” stoją w wyraźnej sprzeczności do zmanierowanej twórczości Młodych Zdolnych Seksownych, w której ręka Piriankovów widoczna jest w formie i treści. W dodatku nieudolnie ukrywa się tutaj zależność od belfrów, sugerując oddolne ruszenie młodego pokolenia. A przede wszystkim zewsząd wyciekają wyobrażenia na temat młodości z ery Generacji Nic, a zatem młodości Ventziego i Katarzyny. Bynajmniej nie dzisiejszych dwudziestolatków.
To nie pierwszy raz, gdy CSW z inicjatywy nowego kierownictwa konstruuje wystawę instrumentalizującą pokazywane prace i ich twórców/twórczynie. Najlepszym tego przykładem jest niesławna „Sztuka polityczna”. Jednak symboliczne uprzedmiotowienie czwórki młodych osób (Lubo Piriankova, Anny Kossyk, Amadeusza Robaszkiewicza i Julii Olszewskiej) na rzecz groteskowej pracowni mistrzowskiej i iluzji ciągłości dorobku Krasnalsów to obraz wyjątkowo smutny. To nie jest wyłącznie kiepska wystawa debiutantów, która bawi swoją nieudolnością. Jak entuzjastycznie sugeruje Łukasz Radwan, Młodzi Zdolni Seksowni „są młodzi, bardzo zdolni i seksowni, a na arenę sztuki wkroczyli z wielkim przytupem”. Bądźmy szczerzy, nie wszyscy są tam tak młodzi, jak się wydaje, a seksowność to sprawa mocno subiektywna i raczej niemierzalna w kontekście sztuki. Natomiast zdolności i „wielki przytup” nie mają szansy wybrzmieć w kontekście bezlitosnego formatowania przez „autorytet”. Zwłaszcza jeżeli własna matka i nauczycielka (rocznik 1974) sugeruje ci, o czym myśli i marzy twoje pokolenie, w dodatku podając się za twoją rówieśnicę.
„Patologia…”, czyli pokaz pretendujący do „wystawy pokolenia Z”, znów ukazał, czym grozi realizacja totalnej „dobrej zmiany” w kulturze, w oparciu o nadspodziewanie krótką ławkę artystów i artystek. Tym razem to dojmujący obraz rozpaczliwego zaklinania rzeczywistości; to wioska potiomkinowska, w której rodzice i belfrzy muszą się podawać za młodzież, żeby podtrzymać żywotność własnej, niemłodej już grupy. A wszak nie od dziś wiadomo: najbardziej wkurwia u młodzieży to, że już więcej się do niej nie należy.
*
Z sześciu projektów (jedna grupa i pięć osób artystycznych) wyłonionych w ramach konkursu Project Room 2021/2022 wycofała się już dwójka artystów. Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski do końca grudnia reklamowało swój projekt wystawami, które się nie odbędą.