„Gierek” ma cenną cechę dzieła, którego forma odpowiada tematowi – miał być wielkim widowiskiem historycznym, ale jest jedynie jego imitacją, podobnie jak wizja tygrysiego skoku polskiej ekonomii w latach 70. była imitacją wyobrażeń o rozwoju w stylu zachodnim. Zostaje z tego jedynie mapa Polski z kolorowymi żarówkami wkręconymi w miejscach inwestycji, na pokazanie tych inwestycji w filmie zabrakło już pieniędzy, podobnie jak na nie same „otwarcia”. Zabrakło też argumentów, żeby obronić tytułowego bohatera, pomimo nadto czytelnych intencji pochwalnych.
Film otwierają dwie sceny: jedna z grudnia 1981 roku, kiedy Edward Gierek zostaje internowany w noc stanu wojennego, i druga, kiedy zostaje namówiony do przejęcia władzy po Władysławie Gomułce w grudniu 1970 roku. Pomiędzy toczy się wielki projekt przebudowy Polski pod hasłem VI Zjazdu PZPR (też grudzień 1971): „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Ten akurat slogan nie pojawia się w filmie, ale dobrze oddaje Gierkowski koncept modernizacji i otwarcia na Zachód z zachowaniem jednak, a nawet wzmocnieniem politycznego porządku podporządkowującego politykę wewnętrzną partii, a zewnętrzną Związkowi Radzieckiemu. Ideologiczny pragmatyzm, wyrażający się też jednak w coraz silniejszej z czasem celebryzacji, z figurą Pierwszego Gospodarza w centrum, miał przynieść wymierny zysk ekonomiczny i dla ludu, i dla kraju. Clou tego projektu staje się w legendzie tajny projekt atomowy, nie tylko potwierdzający potencjał naukowy, militarny i przemysłowy Polski, ale też dający nadzieję na wyemancypowanie się spod ojcowskiej opieki imperium. Zgodnie z logiką kilkakrotnie przywoływaną w filmie, jak już jest kiełbasa, rodzi się ochota na wolność. Notabene ten sam atomowy wątek powraca też w serialu „Pajęczyna” (TVN, 2021); najwyraźniej marzenia o alternatywnej historii Polski wydają się bardziej obiecujące niż jej wersja dokonana. W nastrój snów o potędze wprowadza jeszcze przed seansem reklama kosmetyków Wars (na rynku od 1972 roku).
Filmowy Gierek jest „Edziem” (albo „Miśkiem”), który niezależnie od okoliczności – domowych, lokalnych i krajowych – pozostaje dobrym Gospodarzem, zatroskanym o ludzi i wsłuchanym w ich potrzeby. Wspiera go, a w razie konieczności sprowadza na ziemię Stasia, czyste wcielenie dobrej żony, pramatka Hanki Mostowiak i Natalii Boskiej. W tych dwu decyzjach obsadowych – Michał Koterski i Małgorzata Kożuchowska – nie tyle chodzi o ewentualne podobieństwo fizyczne aktorów do postaci, ile o pokazanie Pierwszej Pary PRL jako „swojaków” i rozpoznanie ich jako takich przez widzów. Odpowiada to legendzie Gierka, który w młodości pracował jako górnik we Francji, a karierę w partii robił początkowo poza układami zdefiniowanymi jeszcze w czasie drugiej wojny światowej. Jego wybór na funkcję I sekretarza oznaczał zwycięstwo wewnątrzpartyjnej opcji liberalnej nad twardogłowymi nacjonalistami pod kierunkiem Mieczysława Moczara (który, dla przypomnienia, będzie przez całe lata 70. szefem Najwyższej Izby Kontroli). Gierek lubił prezentować się jako człowiek z ludu, ale zarazem miał swobodę w obyciu, nieczęstą wówczas wśród przedstawicieli aparatu partyjnego. W tę legendę i jej filmowe wykonanie wkrada się jednak efekt obcości wynikający ze sztywności Koterskiego, którego postać mówi na dodatek dziwną mieszanką sloganów zapamiętanych z epoki i zdań z podręcznika do nauki języka polskiego dla cudzoziemców. Niezamierzona nieudolność ośmiesza w efekcie także postać, której błędów, niezależnie od zmian, jakie rzeczywiście nastąpiły w Polsce, scenariusz nie umiał ukryć.
Intencjonalnie filmowy Gierek ma być jednak wcieleniem tych wszystkich bliskich ludowi postaci, które próbują utrzymać kurs na rozwój siłami wewnętrznymi, wbrew knuciom i przeszkodom – historię zawsze się opowiada dla współczesnych i często w istocie o nich. Do grona dyżurnych figur zła z filmów o PRL: tępych partyjniaków, aroganckich i prymitywnych esbeków oraz tępych, aroganckich i prymitywnych Rosjan, dochodzą tu dodatkowo aroganccy Amerykanie. Szerzej, chodzi o Zachód, który sprzedaje Polsce (a wkrótce, za kolejną dekadę, także innym „Gierek”, reż. Michał Węgrzyn. Polska 2022, w kinach od 21 stycznia 2022krajom dawnego bloku, jak się sugeruje w filmie) wszystko to, czego już nie chce, bo jest przestarzałe lub po prostu nie daje się skonsumować. Jest gotów wcisnąć nam wszystko: od starych licencji, przez traktory z częściami mierzonymi w calach, a nie centymetrach, po doradców z dyplomem Harvardu. Co znamienne, w filmie tylko wzmiankuje się działanie opozycji, za to twórcy wysuwają na pierwszy plan kardynała Wyszyńskiego. Kościół i Opatrzność mają Gierka w opiece. Pojawia się też ekspert, który straszy I sekretarza konsekwencjami zadłużenia i próbuje wmówić mu decyzje niekorzystne dla robotników. W tej małej roli, w zamierzeniu ironicznej, występuje publicysta i współscenarzysta filmu zarazem, Rafał Woś. Wiedzy eksperckiej wyraźnie przeciwstawia wiedzę gospodyń domowych, sugerując, że ekonomia domowa Stasi jest tylko trochę mniejsza od krajowej Edzia.
W całej tej konstrukcji twórcy filmu bardzo chcą pomóc Gierkowi. Tak bardzo, że narzuca się znane powiedzenie: chroń nas, losie, przed przyjaciółmi, z wrogami sami sobie poradzimy. Scenarzyści manipulują faktami, udając, że nie ma różnicy pomiędzy długiem wewnętrznym i zewnętrznym, czy też ukrywając rzeczywiste mechanizmy, które w 1976 roku doprowadziły do decyzji o podwyżce cen. W tym sensie wbrew ludowej retoryce traktują w istocie widzów jak głupich. Sam Gierek pokazywany jest właśnie niczym bajkowy Głupi Jaś, który chce dobrze, nazywa rzeczy po imieniu, a na dodatek wierzy w szczerość i brak podsłuchów. Scenarzyści jednak wierzą tylko w podsłuchy, prezentując kryzys ekonomiczny jako intrygę „Generała” i „Maślaka” (Jaruzelski i Kania), z których pierwszy pokazany jest karykaturalnie do granic żenady, łącznie ze zwyczajowym wyłączeniem go z polskiej wspólnoty ze względu na to, że nie pije alkoholu. W końcu nie wiadomo, czy ważniejszy jest pean na cześć Gierka jako trybuna ludu czy ukazanie sił zła sprzymierzonych przeciwko niemu. Ostatecznie jednak PRL to historia, która już się stała. Mogła potoczyć się inaczej, ale stawką jest dziś. Nawet bardzo zły Generał musiał przegrać z Zachodem, który nas nieustannie robi w bambuko (by użyć określenia z epoki), a na przełomie kolejnej dekady naprawdę przyśle eksperta z Harvardu. Kto nas dziś uratuje przed Zachodem? – to jest domyślne pytanie filmu.