Historie prawdziwe

Historie prawdziwe

Iwona Kurz

Widz „Janosika” obcuje z odmiennymi porządkami, które trudno uspójnić i w które trudno uwierzyć. Stąd wrażenie, że w filmie za dużo obrazów, a każdy odsyła do nieco innej historii i innej nieco prawdy

Jeszcze 2 minuty czytania

Mając do wyboru historię prawdziwą i historię dobrze opowiedzianą, wybieram tę drugą. Ten wybór co prawda nie musi być rozłączny, niestety taki bywa (jak w przypadku niektórych Ważnych Dzieł o Prawdziwych Polskich Bohaterach). Można nawet powiedzieć inaczej: to w ogóle wybór fałszywy, bo w kinie nie da się nie opowiadać (w najszerszym sensie słowa), więc zawsze pojawi się pytanie nie tylko o materię opowieści (jej jakość i prawdziwość), ale też o to, jak i do czego została użyta – z jaką prawdą (albo istotą rzeczy) widz ma wyjść i wychodzi z seansu.

W przypadku „Janosika” Agnieszki Holland i Kasi Adamik jest z tym pewien kłopot; zbyt dużo tych prawd – zbyt dużo obrazów. Podtytuł „Prawdziwa historia” nie jest jedynie przejawem mody (wszystkie baśnie, dzięki sukcesowi animowanego „Czerwonego Kapturka”, opowiada się dziś w wersjach poprawionych). W pierwszym odruchu polskiego widza jest to przede wszystkim polemiczny przytyk, sugestia, że „tamten” Janosik, z serialu Jerzego Passendorfera, prawdziwy nie był.

„Janosik. Prawdziwa historia”, reż.
Agnieszka Holland
, Kasia Adamik.
Polska, Węgry, Czechy, Słowacja 2009,
w kinach od 4 września 2009
Miarą mocy tego stwierdzenia jest różnica między siłą fizyczną Marka Perepeczki i Václava Jiráčka, czeskiego aktora, którego obsadziły reżyserki w głównej roli. Jego Juraj Janosik (tak, tak – Janosik to nazwisko) jest mężczyzną pełnym chłopięcego uroku, nie bardzo postawnym, ale grackim, i obdarzonym szczególnym darem, „złotym” dotknięciem: wszystko, czego się tknie, robi dobrze. Ma więc warunki na bohatera, ma też – by użyć sformułowania Agnieszki Holland – wnętrze, co dodatkowo podkreśla (nad)ruchliwa kamera chętnie przyjmująca perspektywę bohaterów, zwłaszcza gdy piją i tańczą. Życie wewnętrzne Jury przejawia się w snach, zwłaszcza po alkoholu, w upodobaniu do żucia trawki – gest wskazujący na sowizdrzalską stronę jego natury – oraz w rozmyślaniach, które często przybierają formę chwilami może zbyt deklaratywnych rozmów z przyjacielem. Dotyczą one życia i zbójowania; demitologizując jeden aspekt figury „Janosika” jako wykonawcy sprawiedliwości społecznej (prawie w filmie nieobecny, w każdym razie nie jako motywacja bohatera), reżyserki próbują opowiedzieć o jego wyborze sposobu życia, nieplanowanym i od niechcenia, jako pewnej szerszej metaforze wyborów egzystencjalnych. Być może zatem mógłby to być film o bohaterze współczesnym.

Mógłby też być o czymś innym. Jest próbą pokazania synkretyzmu swoistego pogranicza mentalnego: magii i religii, pogaństwa i chrześcijaństwa, życia tradycyjnego i cywilizacji wyrażanej przez okrutne instytucje władzy. Jednocześnie reżyserki duży nacisk kładą na zmysłowość, na zachwyt dla ziemi i wody, i oczywiście ciał(a), które z upodobaniem pokazują niczym żywioł osobny, wydobywając z niego i jego namiętności urok, i grozę. Podkreśla to jeszcze rola kobiet w filmie – to one lub miłość do nich kryją się zwykle za męskimi działaniami; żadna nie jest oczywiście zbójniczką, ale jak jeden mąż wiedzą, czego chcą i zwykle to osiągają bez zbędnych rojeń. Jednocześnie, ciekawy to aspekt emancypacyjny, zostają dopuszczone do pola zmysłowości, im też wolno pragnąć, kochać, nienawidzić, jedynie od zarzutu zdrady Janosika zostają uwolnione.

W planie estetycznym dochodzi tu do ostrego zderzenia perspektywy realistycznej – którą wyraża i owa nuda zbójowania, i z upodobaniem przedstawione realia życia codziennego, w tym konieczny już we współczesnym kinie „prawdziwy” brud za paznokciami – z perspektywą metafizyczną. Jej status w filmie jest jednak niejasny; znów nie wiemy, czy to Janosik tak widzi świat w ogóle, czy tylko w odmiennych stanach świadomości, czy też może świat taki jest – z niedopasowanych kawałków złożony. Stąd rodzi się podejrzenie, że niespójny jest sam sposób przedstawiania; tym bardziej, że sceny te sprawiają wrażenie doklejonych, jakby autorki w zasadzie też nie wiedziały, co z tym światem pozazmysłowym zrobić, jakby tylko miały przeczucie, że przecież „jakaś” metafizyka być musi. Widz „Janosika” co chwila obcuje z odmiennymi porządkami, które trudno uspójnić i w które trudno uwierzyć. Stąd wrażenie, że w filmie za dużo obrazów, a każdy odsyła do innej nieco historii i nieco innej prawdy.

Jest w filmie gorzka scena, w której historię Janosika opowiada zdrajca, kłamliwie zrzucając winę na zawiedzioną w miłości kobietę – sam bohater jeszcze żyje, jednak jego egzystencja w okrutny sposób (obstawałabym, że za scenę z wbijaniem na hak odpowiada Holland) dokonuje się poza legendą, która zaczyna życie, zanim jeszcze bohater zakończył swoje. Ten moment wskazuje też na jeszcze inny możliwy sens filmu. Jak się zdaje, ile jest poświadczonych faktów na temat Janosika, tyle w filmie wykorzystano. Nowa historia dzieje się w konkretnym miejscu i w czasie, a legenda o wielkim zbójniku zostaje zredukowana do dwóch raptem letnich sezonów aktywności. Demonstracja zimowej nudy i sezonowości życia poza prawem prowadzi do rozkładu sentymentalnej wizji legendy. Trudno jest jednak jednocześnie przekonująco demitologizować i pokazywać charyzmatycznego bohatera. Chyba że chciałoby się świadomie odsłonić ten pełen paradoksów i przekłamań proces budowania „pięknego zmyślenia”. Lub też próbować dotrzeć do źródeł tej legendy. Albo też chciałoby się pomyśleć o historii Janosika jako w pewnym sensie opowieści modelowej, bezpiecznej (bo osadzonej w odległym czasie) metaforze dzisiejszych debat związanych z historią i jej bohaterami (w końcu nie pierwszy to w naszych dziejach rewolucjonista powodowany zawiedzioną miłością).

Problem polega na tym, że reżyserki – pokazujące całą galerię pełnokrwistych bohaterek – przyjęły postawę „chciałabym, a boję się”. Ogląda się ten film jak katalog dobrych i złych pomysłów, które znamy z ich wcześniejszej twórczości (ciało i okrucieństwo, mechanizmy historii, sztuczna metafizyka u Holland, odmienność u Adamik). W wyborze historii dobrze opowiedzianej – zamiast prawdziwej – nie chodzi zatem ani o dziecięce pragnienie atrakcji, ani też o nihilizm i lekce prawdę ważący stosunek do Historii. Chodzi o to, by przymiotnik prawdziwy nie stawał się synonimem „opowiedziany inaczej”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.